Temat: Żądam licencjonowania zawodu trenera!
W istniejącym porządku prawnym certyfikację mogłoby wprowadzić chyba tylko Ministerstwo Edukacji :) Przypominam, że jeszcze trzy lata temu w klasyfikacji zawodów nie istniał inny trener oprócz sportowego :)
A rynkowo, cóż, słowo "certyfikat" zostało już tak wyświechtane, że "certyfikaty" rozdaje się wszystkim za wszystko. Ostatnio, podczas rozmów z klientem słyszę "Ale certyfikaty pan wystawi uczestnikom?". Grzecznie odpowiadam, że nie, bo jako firma nie mam uprawnień do certyfikacji, ale bez problemu wystawiam "Zaświadczenia o uczestnictwie", próbując przy tym wytłumaczyć czym się jedno od drugiego różni. "Wie pan, to my się jednak nie będziemy decydować..."
Nawet na zdrowy rozum, jeśli szkolenie dotyczy asertywności, to jak komuś można certyfikować jego asertywność, i to po 8 - godzinnym szkoleniu???
Ale do adremu, jak mawiali dziadowie. Więc, ponieważ regulacji prawnych brak, zostają certyfikaty wydawane przez komercyjne i niekomercyjne podmioty: szkoły trenerów, stowarzyszenia, itp. Takie trochę "ten certyfikat jest dobry, bo stoi za nim poważna instytucja".
Więc jak ktoś jest psychologiem, ma PTP, jak ktoś lubi, ma TROP, Wszechnicę UJ i setki innych. Jest i MATRIK (
http://www.matrik.pl/pl/cert?q=pl/certyfikacja). I tak, fakt, należę tam, i tak, fakt, sam uczestniczę w procesie. I nawet jeśli nie ma to umocowania w prawie polskim (brak konieczności posiadania certyfikatu), i nawet jeśli certyfikat nie jest rozpowszechniony na rynku (wśród klientów), to sama konstrukcja programu certyfikacji jest sensowna, spójna, całościowa i... (no dobra.... :))
Jak by nie było, jest wymagającym procesem rozwojowym. Najlepiej o tym świadczy fakt, że sporo osób odpuściło...
A jak ktoś jest hardcorem, niech przeczyta całą listę koniecznych do spełnienia standardów i zastanowi się, czy potrafi przedstawić dowody na ich spełnianie (2 dla umiejętności, po jednym dla wiedzy).
Nie jestem jednoznacznie "za" certyfikacją, bo nagle się okazuje, że młodzi trenerzy muszą terminować albo praktykować, żeby przekroczyć "próg wejścia" i zawód staje się "klitką bez świeżej krwi", a z drugiej strony, cóż, teraz tylu trenerów, że niedługo nie będzie kogo szkolić.
Nie jestem też jednoznacznie za certyfikatem MATRIKA, bo wiem, że osoby szkolące bardziej w nurcie psychologicznym lepiej się odnajdą w PTP. Czyli co komu pasuje.
Tylko pytanie - certyfikacja jako obrona przed konkurencją, czy jako projekt rozwojowy?