Temat: Własność intelektualna w szkoleniach
Wracając do tematu
Własność intelektualna w szkoleniach - i żeby przerwać już dyskusję w tym aspekcie na innym wątku:
niechęć trenerów do oddawania swoich pomysłów jest naturalna. Nikt wszak nie odda dziecka
na wciąż w obce ręce. Co dziwne jednak - większość stwierdza, że sprzeda je bez oporów. Niektórzy mówią, że wymienią je na inne.
Pomysły twórcze mają to do siebie, że można jednak zjeść ciastko (sprzedać, wymienić
dzieło), mieć je nadal (korzystać z
dzieła samemu).
Pani Elżbieta wspomniała, że wszyscy korzystamy z tych samych w zasadzie podstaw literatury i wiedzy „szkolnej”. Różnice są pochodną odmiennego podejścia do życia i osobniczych zdolności do twórczości.
Jak zauważa większość dyskutantów, także kupione ćwiczenie jest przystosowywane do naszego sposobu ekspresji - a wszelka sztuczność, wysilone naśladownictwo, próby wejścia w czyjąś skórę są z góry skazane na porażkę - genialnych aktorów jest bardzo niewielu.
Okazuje się więc, koniec końców, że to nie
zestaw ćwiczeń czyni szkolenie niepowtarzalnym - a osobowość trenera.
To niby truizm - ale jakże trudno, jak pokazuje praktyka, przyswajalny...
Odchodząc więc od zajmowania się
prawami autorskimi - bo one są jedynie
przypadkiem szczególnym problemu własności intelektualnej - spróbujmy porozmawiać o
swoim stosunku do
własnej twórczości intelektualnej.
Piszemy tu, i nie tylko tu, nie oczekując brzęczącej monety za te wykwity intelektu - ale jednak otrzymując
jakieś zadośćuczynienie. Oczywiście - nie każdy
produkuje się w celu prezentacji owocu swoich działań intelektualnych. To zostawmy jednak na boku; skupmy się na działaniach mniej spontanicznych.
Wydaje się, że
twórcy najbardziej zależy na tym, żeby jego
dzieło rozpowszechniło się jak najszerzej, żeby „trafiło pod strzechy”. Problem polega jednak na tym, że do idei, pomysłu, dzieła intelektu zwykle nie da się dołączyć tabliczki znamionowej, zawierającej personalia autora - co uniemożliwi łaskotanie
ego, tak czułego u wielu osób na wszelkie objawy obcego zachwytu.
Nie każdy tak ma - na szczęście. Większość zapewne bez oporów sprzeda swoje pomysły, które ktoś zechce kupić - czy będzie to pomysł marketingowy, zręczny slogan reklamowy, książka, czy zestaw gier i ćwiczeń.
Mnie jednak (bo najlepiej jest pisać o sobie - nie po to, żeby popisywać się ogonem, ale dlatego, że siebie znamy najprawdziwiej) bardzo żywą przyjemność sprawia uczestniczenie w procesie tworzenia jakiejś wartości ponadjednostkowej, wspólnie.
(Tu odniesienie do jednego z zarzutów wobec mojej postawy - zachęta do rozmyślań na temat pojęcia wspólny.
Istotnie - stosunek do rozumienia tego pojęcia, semantyka - ma znaczenie zasadnicze. W łacinie uznane było znaczenie communis jako pewnej wspólnoty. Potem jednak, i w innych językach, pojawiły się nie tylko niuanse, ale wręcz nowe pojęcia, ze wspólnotą związane: każdy znajdzie w znanych sobie językach kilka przykładów. Z owej wspólnoty wywodzą się związki i stowarzyszenia, lokalne społeczności nie związane więzami rodzinnymi).
Wiem z doświadczenia, ze nie jest to postawa odosobniona - mam tego dowody także na tym forum. Najlepsze wątki odnoszą się do wspólnych wartości, wspólnych działań - czymże w końcu, jeśli nie wspólnotą, jest
Narzędziownia?
Wydaje się więc, że udział w powstawaniu czegoś nowego jest naturalną potrzebą wielu ludzi. Tak widzę pomoc innym w komponowaniu zestawu ich narzędzi - jako udział w budowaniu wspólnej (choć nieopisanej tabliczką znamionową) własności intelektualnej.
'
Poprawiono BBCodeJanusz K. edytował(a) ten post dnia 23.01.11 o godzinie 18:40