Temat: szkolenie płatne za efekty, a nie za samo szkolenie
Amy Winehosue przedawkowała ecstasy, narkotyk należący do grupy stymulantów/halucynogenów. Czytam i z podziwu wyjść nie mogę, że niektórym z nas wydaje się, że zmiana człowieka, upss to znaczy uczestnika szkolenia to
takie pstryknięcie palcami! Psychologowie i psychiatrzy powinni już ręce załamywać, że ludzkie przemiany będą się dokonywać nie w ich gabinetach ale na naszych szkoleniach. A kiedy zmienią się ludzie, to przecież zmienią się też firmy. I zastanawia mnie fakt taki -
po co ci wszyscy menedżerowie się męczą i kwartałami, a czasem latami wyprowadzają firmy na prostą. Przecież powinni wysłać zarówno siebie jak i swoich pracowników na szkolenie do kogoś z nas.
Dwa tygodnie temu miałem szkolenie dla działu zakupów w korporacji z branży moto. Szkolenie pokazało, że
motywacja to taka rzecz, której się nie używa, zarówno jako rzeczownika, czyli jako części mowy, jak również czegoś co znajduje się w EQ każdego z nas. Co mnie zaskoczyło, to fakt taki, że w tej korporacji istnieje bardzo silny socjal, demotywujący ludzi do pracy na wyższych obrotach. Jest to duże zmartwienie pań z HR, które robią co mogą aby ludzie dawali z siebie więcej. Zasugerowałem, że czasami warto jest przeprowadzić
terapię szokową, i zafundować kilka nieoczekiwanych zwolnień osób, po których nikt by się nie spodziewał, że zwolnione być mogą. Takie terapie zawsze działały u moich klientów i dawały więcej korzyści niż szkód, chociaż zdarzyło się, że pewien zespół wpadł w dwutygodniowy szok, co sparaliżowało działania firmy. Niemniej jednak po dwóch tygodniach firma nie tyle odzyskała wigor ale też zaczęła generować większe dochody. Pani z działu HR przyznała mi rację i powiedziała, że nawet próbowała doprowadzić do zwolnień ale napotkała olbrzymi opór ze strony jej przełożonych, co spowodowało, że ona sama musiała się poddać.
I teraz się zastanawiam, czy
ktoś z Was najadł się ecstasy i widzi świat w tak różowych barwach, czy też to ja powinienem się jej najeść, żeby inaczej spojrzeć na to co dzieje się na szkoleniach i jakie są tego efekty? To, że szkolenie daje efekty jest niezaprzeczalne. Coś tam w głowie ludziom zostaje. Rzecz z którą spotykam się nagminnie, to to, że ten efekt zmian jest krótkotrwały, trochę przypominający
słomiany ogień. Uczestnicy wpadają w samozachwyt związany z ich nadchodzącymi zmianami, wysyłają do mnie maile z pytaniami
a co jeszcze mogę zrobić, przeczytać, zmienić? I nagle, po jakimś czasie, częściej krótszym niż dłuższym przechodzi im. Kontakt się urywa.
W telewizji jest mnóstwo programów pokazujących, że ludzie są tylko ludźmi. Dostają szansę od Boga, mają okazję zmienić siebie i swoje życie. I to nawet się staje, tyle tylko, że po jakimś czasie ta sama telewizja pokazuje, że ludzie ci wrócili do punktu wyjścia -
Taki efekt jojo Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka?
No to zadajmy sobie pytanie - ile przeciętnie człowiek potrzebuje czasu (czyli każdy z nas) na to aby zmienić swoje przyzwyczajanie? 16 godzin ;-)? 32 godzin ;-)?
Być może zamiast czytać książki o neurofizjologii mózgu, i starać się zrozumieć ludzką naturę powinienem sięgnąć po ecstasy i wtedy bardziej optymistycznie spojrzałbym na zagadnienie szkolenia płatnego za efekty zmian u ludzi i w firmach w których oni pracują.
Aha i jeszcze jedno - czy tym optymistom, którzy mają patent na szybkie przemiany ludzi na prowadzonych przez nich szkoleniach przyszedł do głowy pomysł taki, aby zrobić misyjne szkolenie w PKP albo Poczcie Polskiej?
TPS