Temat: Przyszłość rynku szkoleniowego - dokąd zmierzamy?
Michał Filip Sobański:
Tez tak cały czas myślę, jak to pójdzie dalej... Zaczynam się zastanawiać na szkoleniami online. Czy będzie duże zapotrzebowanie?
Rynek szkoleń online raczkuje i w oparciu o znane mi wdrożenia, które są wprowadzane przez konkurencję dla firm powyżej 1000 pracowników, wnioskuję że przez przynajmniej następne 5 lat będzie stanowił jedynie wsparcie (chociaż bardzo użyteczne) dla nowoczesnych, dobrze merytorycznie przygotowanych i przeprowadzonych szkoleń stacjonarnych. Ten rynek będzie jednak sukcesywnie zyskiwał na wartości, wraz z kolejnymi generacjami projektów i odsunięciem od merytoryki programistów, którym teraz zbyt często zostawia się wolną rękę. Dzięki czemu szkolenia te nazbyt często przypominają jedynie podrasowane prezentacje. Myślę, że z pewnością temu rynkowi warto przyglądać się z bliska a pogląd ten opieram na przekonaniu, że w dającej się przewidzieć perspektywie nawet najlepszego trenera będzie nadal trudniej sklonować niż zwykły program komputerowy ;)
Niektórych szkoleń, z niektórych dziedzin nie da się zrobić online, bo potrzeba kontaktu na zywo.
Nie wiem jakie szkolenia mogłeś mieć na myśli.
Przyjemnie byłoby uczyć się wszystkiego z człowiekiem, szczególnie kiedy jest długonogą blond pięknością a Ty akurat chcesz zostać ratownikiem, ale z roku na rok, ta forma będzie się stawać coraz bardziej luksusową usługą, a przez to z pewnością mniej powszechną. Więc jeśli kiedykolwiek myślałeś o ratowaniu ludzi w doborowym towarzystwie, to lepiej zacznij teraz, zanim oddychania usta - usta zacznie Cię uczyć jakiś cyborg ;)
W kontekście Twoich wątpliwości, mogę podzielić się z Tobą obserwacjami, że znaczną część zespołów projektowych ograniczają 3 rzeczy:
1. technologia (wpływ tego czynnika będzie malał w czasie);
2. wyobraźnia (wierzę, że podobnie jak powyżej ;)
3. kapitał (dla firm, które już są na rynku, jak wyżej)
Ale jest to możliwe.
Mając górę pieniędzy, wyobraźnię i dysponując odpowiednią technologią (którą niestety często należy najpierw samemu stworzyć), można przygotować nową generację szkoleń, wykraczających znacznie poza to co znamy dzisiaj jako e-learning. I jestem przekonany, że już wkrótce nasze dzieci z pobłażliwym uśmiechem będą przyglądać się temu w czym musieli "dłubać" ich rodzice w 2008.
techniczne chyba pójda w tym kierunku. To juz powoli zaczyna sie dziać. Np. bardzo dużo programistów, pisarzy, scenarzystów szkoli się własnie w ten sposób.
Z 2 strony takie szkolenie online wymaga więcej samozaparcia i samodyscypliny od uczestników, bo musza bardziej chcieć sie szkolić...
Szkolenia on line jak wspomniałem nie dają ludziom tego, czego oni oczekują od szkoleń. Ale mogłyby. Pozwól jednak, że zaprezentuję to na takim przykładzie: Czy jeśli masz codzienny prozaiczny problem i potrzebujesz informacji, to dzwonisz do znajomych, czy też może zdażyło Ci się usiąść przed kompem i przeszukiwać zgromadzone materiały w sieci? Wielu ludzi coraz częściej wybiera sieć a na pewno wszyscy na tym forum ;)
Marzena Pietrusińska:
to bardzo prawdopodobne co piszesz. Już teraz w amerykańskich szkołach podstawowych dzieci uczą się zasad komunikacji, jakie u nas dostępne są na szkoleniach biznesowych (wiem od znajomego amerykanina). Do programów uczelni wyższych w Polsce już teraz wchodzą zajęcia typu NLP.
Także cieszę się, iż z reguły skostniałe organizacje otwierają się coraz bardziej na nowe kierunki. W moim odczuciu, to nie programy są jednak najsłabszym ogniwem, a niestety nauczyciele, którzy z różnych powodów mają anachroniczne podejście do nauczania. Także gdzieś tam między kolejnymi tematami a egzaminem, gubi się w zasadzie sens jaki przyświeca kształceniu ludzi.
(Osobiście optowałbym jeszcze za wejściem do liceów zajęć typu NHL ;)
Jeśli dalej Chiny i Indie będą rozwijać się w takim tempie, angielski może stać się pase ;-) i może to wszystko wydarzyć się szybciej niż za 200 lat.
Ten proces już się rozpoczął, ale nigdy się nie dokończy. Przytoczę tu pewną historię: Kiedyś, dawno temu sąsiadowaliśmy z biurem tłumaczeń językowych. Szefowa tego biura (kobieta mająca już chyba nieco problemy ze słuchem) przyjeżdżając do firmy tak objeżdżała swoich pracowników, że moi ludzie (oddzieleni kilkoma pomieszczeniami i długim korytarzem) przerywali pracę i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Powiedziałem: "trzeba coś z tym zrobić" i postanowiliśmy wysłać ją na emeryturę. Tak narodziła się koncepcja systemu, który w bardzo prosty i przyjemny dla ucha sposób, tłumaczyłby dowolne dwa języki. Całość opracowaliśmy w dwa tygodnie robiąc to w przerwach (jakieś max 1h dziennie). A zatem wiem, że można to zrobić i są już w tym temacie praktyczne zastosowania, a o jednym z nich poniżej.
Chcieliśmy przetłumaczyć naszą stronę firmową, bo zgłasza się do nas coraz więcej sieciówek, a tam jak wiecie czasami szef dopiero zaczyna uczyć się języka ;) Ale nie tłumaczymy strony - dzisiaj robi to za nas Google. Oczywiście zdarzają się jeszcze takie pikantne kawałki jak: "Often miewasz impression that".. w takich chwilach, tłumaczę sobie to w ten sposób, że mój umysł nawet w XXI wieku wymyka się algorytmom ;) Czego i wam serdecznie życzę ;) Przyszłość jest jednak dla nas zupełnie jasna. Każdy na tej planecie jeszcze za naszego życia będzie mógł posługiwać się dowolnym językiem, który automatycznie będzie rozpoznawany przez np. telefon komórkowy (bądź odpowiednik) i tłumaczony na dowolny inny, w trybie natychmiastowym. Zamiast uczyć się języków, będziemy mieli ważniejsze sprawy na głowie, bo wiedzy jaką gromadzimy jako cywilizacja będzie tylko przybywać - a to jest mój mały wkład w te wszystkie teraflopy do przemielenia przez potomnych ;D