Krzysztof
Dzikowski
Trener / Konsultant
/ Specjalista ECM i
Zarządzania Wiedzą
Temat: EFS – End of Financial Support. Przyszłość rynku szkoleń...
To by dopiero podniosło poziom! Już widzę te tłumy na lipnych szkoleniach, które są tylko po to żeby certyfikać podpiąć do PITu. Pamiętacie jeszcze bum na darowizny?
Akurat to powinna być podstawa. Taki system funkcjonuje na Zachodzie i funkcjonuje dobrze. Nie ma sunsu płacic za szkolenie i tracic na nim czas tylko po to, by podłaczyć go do PITu i otrzymać zwrot wydanej kasy. To samo powinno dotyczyć kosztów studiów i każdej innej edukacji powyżej szkoły średniej. Mało tego, koszty te powinny być odpisywalne wraz z procentami - jeżeli sie wzięło pożyczkę. Od dziwo - TO DZIAŁA i wiem po sobie, że każdy może studiować, albo brać udzial w szkoleniach.
Wysyp "jakichś" stowarzyszeń zawodowych gwarantowany. Wymyślamy szkolenie a potem zawiązujemy stowarzyszenie zawodowe, które będzie uznawać nasze certyfikaty - super! Rejestracja stowarzyszenia to koszt kilku tys. zł - potencjalne profity - aż się boję pomyśleć!
b) certyfikat ukończenia szkolenia uznawany jako certyfikat profesjonalny i firmowany przez jakieś stowarzyszenie zawodowe.
No właśnbie to jest ciekawe! Od razu zakłada sie w tym całym procederze nieuczciwość. Dlaczego? Powinno być jedno stowarzyszenie dla danej grupy zawodowej, które uznane byłoby w danej gałęzi gospodarki. Uznanie stowarzyszenia powinno byc na zasadzie eliminacji tych gorszych stowarzyszeń. Korekta rynkowa. Działa to mniej więcej tak:
Kończysz studia i jesteś g.... wart. Musisz zapisać się do stowarzyszenia, możesz to zrobić jesazcze podczas studiów i jako student za symboliczną kwotę. Pracodawca przyjmuje Cię do pracy, albo klient z Tobą rozmawia tylko jak jesteś w takim uznanym stowarzyszeniu. Potem przechodzisz cykl szkoleń w stowarzyszeniu - praktycznie i teoretycznie, ale zgodnie z tym co sie na rynku faktycznie dzieje a nie zgodnie z tytułami profesorskimi i całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Na końcu dostajesz uznany na rynku certyfikat, który odnawiasz zdając egzaminy co kilka lat uaktualniając swoją wiedzę.
Wiem, że nie jest to wygodna koncepcja, bo się trzeba przyłożyć do samorozwoju i nauki, a przecież lepiej to uczestnikom pociskać "makaron na uszy" jak to się mają samorozwijać i medytować nad tym co na szkoleniu przerobili :)).
c) pełna weryfikacja trenerów i wydawanych certyfikatów.Pod warunkiem, że weryfikował będę ja albo moi koledzy/koleżanki.
Możesz weryfikować, jeżeli tylko Twój poziom doświadczenia, wiedzy i umiejętności na to pozwala - będę pierwszym, który podda sie takiej weryfikacji.
d) uczciwa ocena umiejętności uczestników po szkoleniu.niech zgadnę - może jakiś fantastyczny, uniwersalny i pasujący do wszystkiego model oceny? Ja taki znam ale nikomu nie powiem.
Nie. Tylko brak zasady, że zaliczyć maja wszyscy co pili poprzedniego dnia wódkę. Potem kolejna ocena za 30 dni, a następna za pół roku. A jak brak efektów, to klient może żądać całego, lub częściowego zwrotu kasy za szkolenie. Tak to sie odbywa i tak powinno sie odbywać. Efekt musi być zmierzalny i zgodny z celami.
e) szkolenia praktyczne i odpowiadające potrzebom rynku a nie teoretyczne i oderwane od rzeczywistości.i wogóle żeby wszyscy byli piękni, zdrowi i bogaci, zawsze świeciło słońce a na ziemi niech cnikną wojny i chgoroby HOWGH!
No fajnie. Byłem niedawno na szkoleniu prowadzonym przez prestiżową firmę, zatrudniony jako cichociemny przez klienta do obserwacji. I oto z czym mamy do czynienia.
Przed zespołem manadżerów i dyrektorów firmy staje piękna 28-letnia dziewczynka po studiach, wymalowana jakkby właśnie wróciła z dodatkowej pracy. Po całym korowodzie "gry wstępnej" według podręcznika trenerskiego, dziewczynka gubi się pod presją pytań z sali. Efekt taki, że jeden z dyrektorów, który był kiedyś profesorem na uczelni jowialnie zaczyna ją traktować jak swoją studentkę. Reszta szkolenia już przebiega w takiej atmosferze. Na sali bardzo fajna atmosfera wykładu kadry dla trenera. Wysokie oceny szkolenia, no bo szkoda dziecka pogrążać. Ale potem na papierosie, komentarze typu: K...wa przecież to jest czysta strata czasu i pieniędzy. Czego taka siksa może mnie nauczyć?!!! Taniej wyjdzie kupić parę książek i przezcytać samemu itd, itp.
Druga sytuacja. Inne miasto. Inna firma. Inna grupa. Trener nienagannie ubrany z dobrą dykcją. Lat 36 i ze sporym doświadczeniem trenerskim. Szkolenie dedykowane rozwój biznesu. Juz po godzinie widać, że trenerowi szkolenie nie leży. Potem coraz gorzej - brak odniesienia do sytuacji rzeczywistych. Wykręcanie się od odpowiedzi. Totalna indolencja. W końcu napastliwość względem grupy i delikatnie mówiąc komentarze na temat jej poziomu umysłowego. Teraz grupa dyskutuje sama bez żadnego feedback, ignorując już zupełnie trenera.
Po szkoleniu sprawa się wyjaśnia. Trener rozwoju biznesu, kiedyś założył sklepik, zastawiając dom rodziców. Splajtował po pół roku. Teraz uczy jak skutecznie rozwijać biznes. Robi to już kilka lat - udało mu sie spłacić dom rodziców.
A swoją drogą, czy naprawdę nie myślicie, że duże firmy zachodnie więcej nie wiedzą na tema szkoleń od nas. Pierwsza zasada po otrzymaniu CV trenera - sprawdzić rejestr długów. Są na to sposoby i tego z drugiej strony na Zachodzie uczy się specjalistów HR od szkoleń - czyli naszych klientów.
Jakoś mało Ameryki w tej przesiąkniętej Ameryką duszy.
Dusza nie jest przesiaknięta Ameryką. Prywatnie nawet dusza nie za bardzo lubi Amerykę. Dusza uważa, że powinniśmy sie uczyć od bardziej doświadczonych, którzy nasze problemy przerabiali wiele lat temu.
HOWGH!