Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu
Aneta Boniecka:
(...)
Otóż nie zestawiłam „poglądów w jakiekolwiek sprawie z kapitałem osoby je głoszącej”, a odniosłam się wyraźnie do kontekstu biznesowego (vide: Soros i jakiego poczynania giełdowe vs. znawstwo Janusza i Jego „standing finansowy”), a bardziej precyzyjnie: do SKUTECZNOŚCI w biznesie np. trenera, ale mogę wręcz uogólnić moje stanowisko do wszystkich osób (konsekwentnie jednak operujących na niwie biznesowej).
Wiesz, według mnie, aby być wiarygodnym w biznesie i żeby biznesowe wizje biznesmana miały jakąkolwiek wartość ja osobiście przyjmuję pewien wymiar realności i pragmatyzmu.
Dla mnie to umiejętność: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań itd.
____________________________
Chciałbym z całym szacunkiem odnotować nieobecność na liście Forbesa także Ciebie i innych oponentów wobec moich poglądów tu wyrażanych. Skoro nieobecność na tej liście jest dla Ciebie dowodem na niesłuszność poglądów, to trzymaj się tego konsekwentnie.
Co zaś do tego "wymiaru realności i pragmatyzmu" wyrażającego się "umiejętnościami: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań..." - można to robić na różne sposoby (generować przychody, pomnażać kapitał, podbijać rynki). Takie na przykład, jak zatrudnianie do produkcji dzieci, korumpowanie polityków w krajach odległych aby nie płacić podatków, kradzież praw autorskich i podróbki na masową skalę, sojusze z dyktaturami dla pacyfikowania związków zawodowych, manipulowanie walutą dla wywołania kryzysu - to są
realne dokonania wielu firm i poszczególnych finansistów oraz apologetów "
wolnego rynku (ten temat zresztą lepiej byłoby przenieść do osobnego wątku, nie ma on bowiem związku z certyfikowaniem trenerów biznesu).
Ale wszystko to ma jeden wspólny mianownik - ZYSK.
Anegdota weekendowa dla Ciebie z morałem:
Ponieważ moją słodką rolą w firmie jest proces, który uwielbiam pasjami - obserwacja tzw. rynku, w tym: Firm, Managerów, Trenerów i trenerów (później raportuje moje przemyślenia kolegom w firmie by rekomendować / podpowiadać z kim warto (współ)pracować, kogo warto polecić, a kogo pod żadnym pozorem absolutnie NIE).
__________________________________________
To słodkie.
Nie wiem, czy zauważasz ten niuans - ale jesteś jednoosobową instytucją
certyfikującą dla swoich klientów (kolegów z firmy) "Firmy, Managerów, Trenerów i trenerów".
Dopuszczasz taką myśl, że kolegom odbierasz prawo do samodzielnej oceny a firmę narażasz na straty, spowodowane Twoją błędną oceną przydatności kontaktu?
Odnosząc powyższe do wymiaru „operacyjnego” - chadzam na przeróżne szkolenia, w tym te „najbardziej inspirujące” - z EFS.
Poszłam więc razu pewnego na „szkolenie”, którego nazwa i temat były tak napompowane marketingowo, że pomimo ulewy i zimna nie mogłam się wręcz oprzeć.
Wyobraź sobie, że prowadzący (nie piszę: trener, by nie zbezcześcić tego terminu) wymądrzał się o swoich, jeśli dobrze pamiętam: piętnastoletnich, doświadczeniach w biznesie.
Pomijając, że nieco(?) rozminął się z tematem „szkolenia”, z rzeczy „nowych”, które mną wstrząsnęły dowiedziałam się, że aby odnieść sukces muszę „uwierzyć w siebie”, a na „giełdzie wygrywają ci, którzy… mają nosa”. Od tego traumatycznego dnia wiem również, że „szczęście sprzyja lepszym”, a KNF to „Komisarz - Nadzorca Finansowy” itd. (...)
__________________________________
Kontynuując wątek konsekwencji w działaniu i logiki w argumentowaniu: czy zauważasz, że ten przykład jest silnym argumentem na potrzebę certyfikowania trenerów?
Zdarzenie ma miejsce w sytuacji, kiedy certyfikacji nie ma.
Klient nabył produkt, bo miał taką wolę - i, być może, kierowany pięknie brzmiącym tytułem oraz konspektem treści, formułowanym zgodnie z zaleceniami
kreatywnego marketingu.
Pies z kulawą nogą nie dowie się o tym, że "szkolenie" było guzik warte, bo
klienta na nim nie było! Klient nabył produkt "w ciemno" i do jego konsumpcji wysłał swoich klientów, odfajkowując wykonanie zadania.
Zadziałał
wolny rynek.
Bardzo Ci dziękuję za ten wspaniały przykład ilustrujący potrzebę certyfikowania trenerów.
Tym niemniej najciekawszy był finał spotkania. Prowadzący, na koniec swojego unikatowego wykładu przekonywał tłum słuchaczy (grupa w międzyczasie samoistnie zweryfikowała się do trzech osób, w tym „mówca” i ja), że „biznesu nie można się nauczyć, tylko trzeba go… czuć”. Wówczas ośmieliłam się zadać pytanie: czy ów mówca sam postrzega siebie jako człowieka sukcesu? Pan poczuł się urażony. Ale w formie wysublimowanej riposty zaznaczył, że jego wizje trzeba „przetrawić”, a kiedy „już wszystko się ułoży i przetrawi”, po ich zastosowaniu można „odcinać w biznesie kupony”.
Po czym wybiegł z sali, i z dumą godną certyfikowanego trenera wsiadł do swojego ca. 20-sto letniego mercedesa, i odjechał.
_________________________________
Nie wiem co prawda, co jest ciekawego w tym finale - ale nadal uważam, że
trener umiejętności biznesowych (bo ja konsekwentnie, od dawna, proponuję odejście od terminu "trener biznesu") nie musi być orłem w biznesie, choć powinien mieć szerokie doświadczenie biznesowe.
Swoją uwagą odbierasz prawo do dobrej oceny swojej pracy całej rzeszy solidnych trenerów umiejętności miękkich, doskonałych w
swoim fachu - którzy nigdy bezpośrednio w biznesie nie działali.
Nie jest to jednak powód do tego, żeby wyśmiewać ich dokonania, ale żeby głęboko rozważyć zasadność używania tego określenia ("trener biznesu").
I teraz wracając do kwestii: połączenia kapitału z osobą głoszącą swoje poglądy na temat biznesu...
Nie wiem jak Ty, ale kiedy widzę wykład profesora w wyciągniętym sweterku albo swoim ślubnym garniturze, tłoczącego z mozołem w biednych studentów „biznesową” teorię, po prostu neguje jego pragmatyzm, a co za tym idzie - wiarygodność.
_______________________________________
Przyjrzyj się więc czasem Williamowi Gatesowi, który powinien być Twoim idolem, gdyż od lat okupuje pierwsze miejsca na listach najbogatszych ludzi świata - on też nie występuje w garniturach z Savile Row, a bardzo często właśnie w sweterkach. Żałuję, że nie jestem z nim w stosunkach na tyle bliskich, żeby zareklamować tu konkretną firmę odzieżową od tych sweterków - ale niektóre z nich wyglądają na
ulubione.
Wiesz - o te zewnętrzne atrybuty (odzież, gadżety, błyskotki, marki) dbają głównie nuworysze. Ludzie, którzy mają pieniądze, dbają o swoją wygodę.
Dla mnie to teoretyk (nawet jeśli ciekawie prawi o owej teorii, to wciąż TYLKO teoretyk). Bowiem gdyby swoje wizje był w stanie wdrożyć w życie nie żył by za 5,000 pln, tylko za 50,000.
________________________________________
Znałem onego czasu profesora stomatologii, na którego książkach i wykładach wychowały się pokolenia dentystów - ale który nie potrafił wyrwać zęba ani go załatać.
To tylko Ty uważasz, że
teoretyk musi (albo chociaż powinien) wdrażać swoje
teorie w życie. Misją i wizją takiego człowieka nie jest wdrażanie, a tworzenie koncepcji, teorii.
Podobnie postrzegam „trenera”, który jest „tak dobry”, że potrzebuje wsparcia w postaci certyfikatu, bo rynek już dawno zweryfikował go negatywnie.
_________________________________________
To nie trener potrzebuje "wsparcia certyfikatu" - a klient, aby móc
wstępnie ocenić przydatność jego usługi. Już o tym pisałaś wyżej - tamten "trener" z Twojego przykładu znakomicie (rynkowo!) poradził sobie
bez certyfikatu.
Podobnie, równie wiarygodny jest dla mnie łysiejący facet sprzedający „skuteczny” płyn na porost włosów, wyśmienity doradca inwestycyjny… jeżdżący tramwajem, czy nauczyciel angielskiego, który rzekomo nauczy w miesiąc (sam znając ów język co najwyżej średnio) itd.
______________________________________
Wiesz... Ten łysiejący sprzedawca płynu na porost włosów mógł być przed jego użyciem całkiem łysy (a dla łysego choćby trochę włosów to sukces), doradca inwestycyjny może mieć taki kaprys (nie każdego kręci posiadanie samochodu; niektórzy tez wolą pojazdy nieco większe, ze względu na klaustrofobię - może być też fanatycznym zwolennikiem ekologii. Twoje preferencje nie są ani jedyne, ani - w związku z tym - najlepsze). Nauczyciel języka może być jak Wojciech Żywny - sam pianista nie najwyższych lotów, ale wychowawca nie najgorszy...itd.
Te przykłady niczego nie wnoszą do dyskusji - bo niby dlaczego zakładasz, że panowie ci uzyskaliby certyfikaty w swoich kategoriach?
Jeszcze raz to powtórzę: według mojej wizji (ale również WSZYSTKICH w naszej firmie) biznes, a zwłaszcza odkłaniający jego arkana trenerzy biznesu to przede wszystkim pragmatyzm, i stojąca za nim skuteczność. Dla mnie: trener, pragmatyzm, zysk i skuteczność to synonimy. A skuteczność w biznesie to zyki, zyski, zyski.
________________________________________
Pragmatyczne jest zatem popełnienie każdego świństwa dla zysku, każdej niegodziwości dla skuteczności i każdego przestępstwa, o ile jest pragmatyczne i uda się uniknąć kary.
Pogratulować podejścia.
Czy Ty i pozostali "wszyscy" w Twojej firmie słyszeli coś o
Społecznej Odpowiedzialności Biznesu (CSR – Corporate Social Responsibility)?
Bardzo zachęcam do zapoznania się i z tą ugruntowaną już w świecie koncepcją prowadzenia biznesu i z jej osiągnięciami.
Mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś moje przesłanie.
Jakoś nie mogłabym uwierzyć, że Ty jako Trener postrzegasz skuteczność w biznesie inaczej. Nie wyobrażam sobie, abyś jako kryterium obrał np.: ilość wujków i innych członków rodziny strategicznie rozlokowanych w gminnych jednostkach budżetowych, ilość kolegów w jednostkach certyfikujących albo… ilość „zdobytych” (czyt.: kupionych) certyfikatów.
_________________________________
Te ohydne działania, które tak Cie tutaj mierzą, to jak najbardziej Twój ulubiony "pragmatyzm i realizm", zapewniający sukces niewielkim kosztem. Znakomicie wpisują się w
wolny rynek, który przecież nie stawia
żadnych barier na drodze do subiektywnie pojmowanego sukcesu.
Znowu strzeliłaś sobie w stopę.
I na koniec mój ulubiony cytat (bodajże z JKM):
"Wolny rynek wymaga szybkiego myślenia"
Życzę dynamicznego week-endu!
Aneta
__________________________________
Niesłusznie zwróciłaś uwagę na przymiotnik w tym cytacie z "wybitnego" myśliciela (piszę z przekąsem, bo JKM też nie figuruje na liście Forbesa).
Najważniejsze w nim słowo to -
myślenie.
---------------------------------------
Wielu ludziom bogactwo imponuje i zrobią wiele, żeby posiąść jego materialne atrybuty: kosztowny samochód, wielki dom, stroje sygnowane przez domy mody, klejnoty i modne gadżety.
Posiadają to wszystko
także luksusowe dziwki, dealerzy narkotyków, bandziory z rozmaitych mafii.
Umówmy się jednak, że te zewnętrzne atrybuty bogactwa nie muszą być ani jedynymi świadectwami sukcesu, ani - zwłaszcza - celem, dla którego człowiek uprawia swój zawód.
'
Poprawiono BBCodeJanusz K. edytował(a) ten post dnia 12.11.10 o godzinie 10:55