Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Kazimierz Turaliński:

Upieram się, że WSZELKIE ograniczenia w obrocie gospodarczym należy tępić, za wyjątkiem tych dot. broni palnej, materiałów wybuchowych oraz substancji szkodliwych.

____________________________

Niech się Pan upiera, na zdrowie.
Proszę przeczytać moje słowa o powodach, dla których wydaje się zrozumiałe zastrzeżenie tytułu zawodowego "adwokat", a dla których zastrzeżenie "trener biznesu" wydaje mi się absurdem i próbą ograniczenia konkurencji. Prawo własności jest tutaj dobrym przykładem - ani Pan ani nikt inny nie jest wyłącznym właścicielem terminu "trener biznesu", podobnie jak terminów "pełnomocnik", "doradca" lub "przedstawiciel" - są to zbyt ogólne terminy by je ograniczać. Najlepszym porównaniem jest tutaj właśnie "adwokat" i "pełnomocnik". Adwokat musi mieć szczególne doświadczenie i wiedzę, od której zależy jakość życia klienta, wolność i majątek. Pełnomocnik musi mieć tylko zaufanie klienta i może go reprezentować poza sądem. Powtórzę więc pytanie, czym takim nadzwyczajnym (poza tym, że konkurencją i medialnością nazwy z zagarnięcia której można uczynić źródło dochodu) charakteryzuje się termin "trener biznesu", że należy go reglamentować?

Ano dlatego, że posługiwanie się takim tytułem sugeruje potencjalnemu klientowi posiadania kwalifikacji, których się nie posiada.
Zwolennik rynku prawdziwie wolnego powinien wiedzieć, że jednym z podstawowych i koniecznych warunków do uznania go za taki jest doskonała informacja.
Dopiero kiedy klient będzie w sposób nie budzący zatrzeżeń wiedział, że ktoś ma kwalifikacje trenera i w związku z tym może się posługiwać tym tytułem oferując swoje usługi, a inna osoba takiego tytułu nie użyje - to wtedy klient będzie miał informację, a nie wprowadzenie w błąd.
Jakie to są kwalifikacje i kto na podstawie jakich kryteriów ma je oceniać? Innymi słowy - kto jest "super trenerem biznesu" by oceniać kwalifikacje "trenerów biznesu" i ustalać, kto godny tego miana, a kto na bezrobocie?

____________________________

A dlaczego pyta Pan o to dopiero po odrzuceniu idei?
Może właśnie na tym warto się skupić, bo tu są prawdziwe problemy, a nie odrzucanie idei a priori.
Jest jedną z kilku przyczyn, a największą nadmierna biurokracja. Tępienie każdej z nich warunkuje rozwój gospodarczy.

_____________________

Jest to oczywista nieprawda - bo akurat nie to warunkuje rozwój gospodarczy. Poza tym - utożsamianie certyfikacji trenerów biznesu z biurokracją jest zabiegiem cokolwiek na wyrost - nie uważa Pan?
Jak wspominałem wcześniej, nie można wykroić jednej części praw podstawowych bez naruszenia innych. To efekt domina - jak brakuje jednej cegły to reszta się nie trzyma.

__________________________

Ma Pan rację - a prawo do rzetelnej i pełnej informacji jest jednym z tych praw.

A dokładając sztucznych obciążeń na pewno nie wzmacniamy gospodarki, tylko zmniejszamy jej konkurencyjność. Trener biznesu powinien znać podstawy ekonomii i znać elementy odróżniające gospodarkę wolnorynkową od społecznej gospodarki rynkowej pozostającej spuścizną socjalistycznego państwa (quasi)dobrobytu.


______________________________________

Trener nie najgorzej zna nie tylko podstawy ekonomii i odróżnia także nieskrępowany leseferyzm od gospodarki dobrej dla ludzi, a nie tylko dla niektórych ludzi.
Bez doszywania śmiesznych łatek.
Pan mówi o tej wolnorynkowej gospodarce, w którą ostatnio trzeba było wpompować setki miliardów społecznych dolarów, żeby ratować światowy system finansowy??
Pogratulować bystrości oceny.

'
Poprawiono BBCodeJanusz K. edytował(a) ten post dnia 11.11.10 o godzinie 23:04
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Cyprian Szyszka:
momento Aneta,
jakie założenie masz zestawiając poglądy w jakiejkolwiek sprawie z kapitałem osoby je głoszącej? Sorry, ale brzmi mi to właśnie jak "biznesowy oportunizm" w tytule równoległego wątku.
Wolałbym się mylić i dowiedzieć się że źle odczytałem Twój głos.

Cyprianie, to jak „odczytujesz” i mam nadzieję: analizujesz zasłyszane / przeczytane myśli zależy bardziej od Twojego tzw. aparatu pojęciowego, bo wydaje mi się, że mój przekaz był precyzyjny.

Ale do rzeczy…
Otóż nie zestawiłam „poglądów w jakiekolwiek sprawie z kapitałem osoby je głoszącej”, a odniosłam się wyraźnie do kontekstu biznesowego (vide: Soros i jakiego poczynania giełdowe vs. znawstwo Janusza i Jego „standing finansowy”), a bardziej precyzyjnie: do SKUTECZNOŚCI w biznesie np. trenera, ale mogę wręcz uogólnić moje stanowisko do wszystkich osób (konsekwentnie jednak operujących na niwie biznesowej).

Wiesz, według mnie, aby być wiarygodnym w biznesie i żeby biznesowe wizje biznesmana miały jakąkolwiek wartość ja osobiście przyjmuję pewien wymiar realności i pragmatyzmu.
Dla mnie to umiejętność: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań itd.
Ale wszystko to ma jeden wspólny mianownik - ZYSK.

Anegdota weekendowa dla Ciebie z morałem:
Ponieważ moją słodką rolą w firmie jest proces, który uwielbiam pasjami - obserwacja tzw. rynku, w tym: Firm, Managerów, Trenerów i trenerów (później raportuje moje przemyślenia kolegom w firmie by rekomendować / podpowiadać z kim warto (współ)pracować, kogo warto polecić, a kogo pod żadnym pozorem absolutnie NIE).
Odnosząc powyższe do wymiaru „operacyjnego” - chadzam na przeróżne szkolenia, w tym te „najbardziej inspirujące” - z EFS.
Poszłam więc razu pewnego na „szkolenie”, którego nazwa i temat były tak napompowane marketingowo, że pomimo ulewy i zimna nie mogłam się wręcz oprzeć.
Wyobraź sobie, że prowadzący (nie piszę: trener, by nie zbezcześcić tego terminu) wymądrzał się o swoich, jeśli dobrze pamiętam: piętnastoletnich, doświadczeniach w biznesie.

Pomijając, że nieco(?) rozminął się z tematem „szkolenia”, z rzeczy „nowych”, które mną wstrząsnęły dowiedziałam się, że aby odnieść sukces muszę „uwierzyć w siebie”, a na „giełdzie wygrywają ci, którzy… mają nosa”. Od tego traumatycznego dnia wiem również, że „szczęście sprzyja lepszym”, a KNF to „Komisarz - Nadzorca Finansowy” itd. (zresztą gdybyś chciał skorzystać z tych cytatów, napisz, proszę, na priva :-) ).

Tych cudownych wynurzeń było tak wiele, ze wynotowałam chyba całą stronę A4.
Tym niemniej najciekawszy był finał spotkania. Prowadzący, na koniec swojego unikatowego wykładu przekonywał tłum słuchaczy (grupa w międzyczasie samoistnie zweryfikowała się do trzech osób, w tym „mówca” i ja), że „biznesu nie można się nauczyć, tylko trzeba go… czuć”. Wówczas ośmieliłam się zadać pytanie: czy ów mówca sam postrzega siebie jako człowieka sukcesu? Pan poczuł się urażony. Ale w formie wysublimowanej riposty zaznaczył, że jego wizje trzeba „przetrawić”, a kiedy „już wszystko się ułoży i przetrawi”, po ich zastosowaniu można „odcinać w biznesie kupony”.
Po czym wybiegł z sali, i z dumą godną certyfikowanego trenera wsiadł do swojego ca. 20-sto letniego mercedesa, i odjechał.

I teraz wracając do kwestii: połączenia kapitału z osobą głoszącą swoje poglądy na temat biznesu...
Nie wiem jak Ty, ale kiedy widzę wykład profesora w wyciągniętym sweterku albo swoim ślubnym garniturze, tłoczącego z mozołem w biednych studentów „biznesową” teorię, po prostu neguje jego pragmatyzm, a co za tym idzie - wiarygodność. Dla mnie to teoretyk (nawet jeśli ciekawie prawi o owej teorii, to wciąż TYLKO teoretyk). Bowiem gdyby swoje wizje był w stanie wdrożyć w życie nie żył by za 5,000 pln, tylko za 50,000.

Podobnie postrzegam „trenera”, który jest „tak dobry”, że potrzebuje wsparcia w postaci certyfikatu, bo rynek już dawno zweryfikował go negatywnie. Podobnie, równie wiarygodny jest dla mnie łysiejący facet sprzedający „skuteczny” płyn na porost włosów, wyśmienity doradca inwestycyjny… jeżdżący tramwajem, czy nauczyciel angielskiego, który rzekomo nauczy w miesiąc (sam znając ów język co najwyżej średnio) itd.

Jeszcze raz to powtórzę: według mojej wizji (ale również WSZYSTKICH w naszej firmie) biznes, a zwłaszcza odkłaniający jego arkana trenerzy biznesu to przede wszystkim pragmatyzm, i stojąca za nim skuteczność. Dla mnie: trener, pragmatyzm, zysk i skuteczność to synonimy. A skuteczność w biznesie to zyki, zyski, zyski.

Mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś moje przesłanie.
Jakoś nie mogłabym uwierzyć, że Ty jako Trener postrzegasz skuteczność w biznesie inaczej. Nie wyobrażam sobie, abyś jako kryterium obrał np.: ilość wujków i innych członków rodziny strategicznie rozlokowanych w gminnych jednostkach budżetowych, ilość kolegów w jednostkach certyfikujących albo… ilość „zdobytych” (czyt.: kupionych) certyfikatów.

I na koniec mój ulubiony cytat (bodajże z JKM):
"Wolny rynek wymaga szybkiego myślenia"
Życzę dynamicznego week-endu!
AnetaAneta Boniecka edytował(a) ten post dnia 11.11.10 o godzinie 23:20
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:
Kazimierz Turaliński:

Proszę przeczytać moje słowa o powodach, dla których wydaje się zrozumiałe zastrzeżenie tytułu zawodowego "adwokat", a dla których zastrzeżenie "trener biznesu" wydaje mi się absurdem i próbą ograniczenia konkurencji. Prawo własności jest tutaj dobrym przykładem - ani Pan ani nikt inny nie jest wyłącznym właścicielem terminu "trener biznesu", podobnie jak terminów "pełnomocnik", "doradca" lub "przedstawiciel" - są to zbyt ogólne terminy by je ograniczać. Najlepszym porównaniem jest tutaj właśnie "adwokat" i "pełnomocnik". Adwokat musi mieć szczególne doświadczenie i wiedzę, od której zależy jakość życia klienta, wolność i majątek. Pełnomocnik musi mieć tylko zaufanie klienta i może go reprezentować poza sądem. Powtórzę więc pytanie, czym takim nadzwyczajnym (poza tym, że konkurencją i medialnością nazwy z zagarnięcia której można uczynić źródło dochodu) charakteryzuje się termin "trener biznesu", że należy go reglamentować?

Ano dlatego, że posługiwanie się takim tytułem sugeruje potencjalnemu klientowi posiadania kwalifikacji, których się nie posiada.

Jakich kwalifikacji??? Nie ma żadnych kwalifikacji - to nie kardiochirurgia ani biochemia, na Boga... Biznes to od A do Z teoria (wciąż kwestionowana i poddawana ostrej krytyce) i praktyka, a nie ścisła nauka. Z jednej strony mamy praktyków, których certyfikować można co najwyżej na podstawie kryterium zarobionego majątku lub lat prowadzenia dz. gosp. lub realizacji kontraktów menadżerskich, a teoretyków zweryfikować może doktorat z ekonomii i tak "ocertyfikowanych" jest sporo na uczelniach wyższych.
Zwolennik rynku prawdziwie wolnego powinien wiedzieć, że jednym z podstawowych i koniecznych warunków do uznania go za taki jest doskonała informacja
Dopiero kiedy klient będzie w sposób nie budzący wiedział, że ktoś ma kwalifikacje trenera i w związku z tym może się posługiwać tym tytułem oferując swoje usługi, a inna osoba takiego tytułu nie użyje - to wtedy klient będzie miał informację, a nie wprowadzenie w błąd.

Tą metodą ocertyfikować można absolutnie każde słowo, nie sądzi Pan? Kto ma kwalifikacje do prowadzenia kursów, kto szkoleń, kto świadczenia porad etc. Nie dostrzega Pan tego? Czemu Pan tak się uparł na tego "Trenera biznesu"? Dlaczego matka małego dziecka może bez "zezwolenia" gotować dla niego obiady, a dorosłych ludzi trzeba chronić przed "tymi złymi, okropnymi, niekompetentnymi" oszustami odbierającymi chleb jedynym uczciwym i wykwalifikowanym trenerom biznesu?

Jakie to są kwalifikacje i kto na podstawie jakich kryteriów ma je oceniać? Innymi słowy - kto jest "super trenerem biznesu" by oceniać kwalifikacje "trenerów biznesu" i ustalać, kto godny tego miana, a kto na bezrobocie?

____________________________

A dlaczego pyta Pan o to dopiero po odrzuceniu idei?
Może właśnie na tym warto się skupić, bo tu są prawdziwe problemy, a nie odrzucanie idei a priori.

Idee a priori ograniczające swobodę kojarzą mi się z Hitlerem, Stalinem i Mao. Oni też mieli idee. Wolę bezideowych pragmatyków jeśli chodzi o gospodarkę i system prawny. Poza tym nikt nie podał żadnych racjonalnych powodów, wszystkie przytoczone można by przypisać Władysławowi Gomułce albo dowolnemu innemu socjaliście z uporem maniaka promującym nieżyciowe pomysły. Jedyny argument za certyfikacją to: bo ja tak chcę, a to zapewni ochronę "ciemnego ludu" przed "wyzyskiem". Lud dziękuje - nie chce takiej ochrony i sam sobie nieźle radzi.

Jest to oczywista nieprawda - bo akurat nie to warunkuje rozwój gospodarczy. Poza tym - utożsamianie certyfikacji trenerów biznesu z biurokracją jest zabiegiem cokolwiek na wyrost - nie uważa Pan?

Nie - to kolejna cegiełka reglamentacji obrotu gospodarczego i ograniczania możliwych sposobów rozdysponowania środków publicznych (dotacji).

Co według Pana warunkuje rozwój gospodarczy?
Jak wspominałem wcześniej, nie można wykroić jednej części praw podstawowych bez naruszenia innych. To efekt domina - jak brakuje jednej cegły to reszta się nie trzyma.

__________________________

Ma Pan rację - a prawo do rzetelnej i pełnej informacji jest jednym z tych praw.


Oczywiście - ale nie widzę powodu, dla którego tymi informacjami nie mają być: życiorys zawodowy trenera, ukończone przez niego szkoły, praktyka biznesowa i referencje od zadowolonych klientów. To według Pana za mało? Wracam więc do pytania - kim jest "Super trener biznesu" który da mi obiektywną informację szerszą od tych które teraz wymieniłem i dlaczego ja jako konsument mam mu bardziej ufać niż powyższym danym?

Trener nie najgorzej zna nie tylko podstawy ekonomii i odróżnia także nieskrępowany leseferyzm od gospodarki dobrej dla ludzi, a nie tylko dla niektórych ludzi.
Bez doszywania śmiesznych łatek.
Pan mówi o tej wolnorynkowej gospodarce, w którą ostatnio trzeba było wpompować setki społecznych miliardów dolarów, żeby ratować światowy system finansowy??
Pogratulować bystrości oceny.

Jeśli ma Pan na myśli UE to jest ona tworem socjaldemokratycznym, żeby nie powiedzieć nieładnie socjalistycznym. Ratowanie jej państw nie jest więc ratowaniem wolnego rynku. Jeśli ma Pan na myśli USA, to od wielu lat państwo to idzie również w kierunku socjaldemokracji i tego efektami są właśnie targające światem kryzysy ekonomiczne. Już o wywoływaniu nielogicznych a kosztownych konfliktów zbrojnych nie wspomnę. To może Pan usłyszeć na odczytach, sympozjach, seminariach organizowanych w uczelniach wyższych o profilu ekonomicznym. To podstawowa wiedza.
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:
Cieszę się też, że nie zazdrościsz mi - zazdrość to jakieś takie niezbyt sympatyczne uczucie... Ciągle jednak nie chwytam związku nieobecności na liście najbogatszych z przedmiotem dyskusji...

Januszu, zazdrość w to w pewnych wypadkach uczucie wręcz szlachetne.

Otóż wczytując się czasami w myśli wypowiadane przez Uczestników dyskusji na forum GL ewidentnie ZAZDROSZCZĘ Im jakości i dynamiki myślenia.
Zazdroszczę, że to akurat Oni, a nie ja użyli tak szybko i tak trafnych argumentów w dyskusji.
Ostatnio w tej kategorii moim faworytem jest Pan Kazimierz Turaliński, którego przy okazji serdecznie pozdrawiam.

W kontekście powyższego stwierdzenia zgadzam się z Tobą, że akurat w tym wątku uczucie zazdrości w stosunku do Twojej Osoby jest mi obce.

PS. Lista Forbes’a zarówno ideowo, ale co gorsza dla Ciebie - również realnie będzie Ci jeszcze długo obca; obca tak długo jak ponad podstawowy termin w biznesie: ZYSK stawiał będziesz podstawowy terminy w socjalizmie: KWIT, ZAŚWIADCZENIE, ZEZWOLENIE, CERTYFIKAT, itd.
Cyprian Szyszka

Cyprian Szyszka trener freelancer

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Aneta Boniecka:

Cyprianie, to jak „odczytujesz” i mam nadzieję: analizujesz zasłyszane / przeczytane myśli zależy bardziej od Twojego tzw. aparatu pojęciowego, bo wydaje mi się, że mój przekaz był precyzyjny.
mój tak zwany aparat pojęciowy również precyzyjnie, choć z grzeczności nieco niewprost - zadał Ci pytanie :)
Ale do rzeczy…
Otóż nie zestawiłam „poglądów w jakiekolwiek sprawie z kapitałem osoby je głoszącej”, a odniosłam się wyraźnie do kontekstu biznesowego (vide: Soros i jakiego poczynania giełdowe vs. znawstwo Janusza i Jego „standing finansowy”), a bardziej precyzyjnie: do SKUTECZNOŚCI w biznesie np. trenera, ale mogę wręcz uogólnić moje stanowisko do wszystkich osób (konsekwentnie jednak operujących na niwie biznesowej).
ooo, zadziwiający ciąg logiczny: od operacji Sorosa, przez standing finansowy Janusza aż po uogólnionych "wszystkich biznesmenów". Zaprawdę, powiadam Wam...
Wiesz, według mnie, aby być wiarygodnym w biznesie i żeby biznesowe wizje biznesmana miały jakąkolwiek wartość ja osobiście przyjmuję pewien wymiar realności i pragmatyzmu.
Dla mnie to umiejętność: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań itd.
Ale wszystko to ma jeden wspólny mianownik - ZYSK.
odróżnij człowieka od firmy. Weź całość życia. Twój mianownik nieco się przesunie, co nie znaczy, że nie jest jednym z ważniejszych. A na pewno najbardziej czytelnych. Ale po kolei - pieniądze są środkiem, nie celem i nie potrzebą. Realność, pragmatyzm - jak najbardziej, umiejętności gromadzenia kapitału - jak najbardziej - pomiędzy innymi umiejętnościami dobrego menedżera czy biznesmena, czy - ogólniej - człowieka.
Anegdota weekendowa dla Ciebie z morałem:
Ponieważ moją słodką rolą w firmie jest proces, który uwielbiam pasjami - obserwacja tzw. rynku, w tym: Firm, Managerów, Trenerów i trenerów (później raportuje moje przemyślenia kolegom w firmie by rekomendować / podpowiadać z kim warto (współ)pracować, kogo warto polecić, a kogo pod żadnym pozorem absolutnie NIE).
Odnosząc powyższe do wymiaru „operacyjnego” - chadzam na przeróżne szkolenia, w tym te „najbardziej inspirujące” - z EFS.
Poszłam więc razu pewnego na „szkolenie”, którego nazwa i temat były tak napompowane marketingowo, że pomimo ulewy i zimna nie mogłam się wręcz oprzeć.
Wyobraź sobie, że prowadzący (nie piszę: trener, by nie zbezcześcić tego terminu) wymądrzał się o swoich, jeśli dobrze pamiętam: piętnastoletnich, doświadczeniach w biznesie.

Pomijając, że nieco(?) rozminął się z tematem „szkolenia”, z rzeczy „nowych”, które mną wstrząsnęły dowiedziałam się, że aby odnieść sukces muszę „uwierzyć w siebie”, a na „giełdzie wygrywają ci, którzy… mają nosa”. Od tego traumatycznego dnia wiem również, że „szczęście sprzyja lepszym”, a KNF to „Komisarz - Nadzorca Finansowy” itd. (zresztą gdybyś chciał skorzystać z tych cytatów, napisz, proszę, na priva :-) ).

nie wiem dlaczego akurat dla mnie ta anegdota, nie znajduję linku. O morał również nie prosiłem, a nawet go nie znajduję (?). Ale urzekła mnie Twoja historia - cóż, ciekawe, opiniotwórcze stanowisko. Z cytatami zasobnik mam wypełniony, dzięki:)
Tych cudownych wynurzeń było tak wiele, ze wynotowałam chyba całą stronę A4.
Tym niemniej najciekawszy był finał spotkania. Prowadzący, na koniec swojego unikatowego wykładu przekonywał tłum słuchaczy (grupa w międzyczasie samoistnie zweryfikowała się do trzech osób, w tym „mówca” i ja), że „biznesu nie można się nauczyć, tylko trzeba go… czuć”. Wówczas ośmieliłam się zadać pytanie: czy ów mówca sam postrzega siebie jako człowieka sukcesu? Pan poczuł się urażony. Ale w formie wysublimowanej riposty zaznaczył, że jego wizje trzeba „przetrawić”, a kiedy „już wszystko się ułoży i przetrawi”, po ich zastosowaniu można „odcinać w biznesie kupony”.
Po czym wybiegł z sali, i z dumą godną certyfikowanego trenera wsiadł do swojego ca. 20-sto letniego mercedesa, i odjechał.
co ma do tego Aneta dwudziestoletni mercedes? Czy to jest zapowiadany morał? Uwierz, choć może Ci być trudno, że pomiędzy moimi mistrzami tego zawodu są ludzie, którzy nie mają samochodu. A nieprzygotowani showmani - amatorzy oczywiście się zdarzają - zarówno wśród jeżdżących dwudziestoletnimi mercedesami jak i najnowszymi BMW.

I teraz wracając do kwestii: połączenia kapitału z osobą głoszącą swoje poglądy na temat biznesu...
Nie wiem jak Ty, ale kiedy widzę wykład profesora w wyciągniętym sweterku albo swoim ślubnym garniturze, tłoczącego z mozołem w biednych studentów „biznesową” teorię, po prostu neguje jego pragmatyzm, a co za tym idzie - wiarygodność. Dla mnie to teoretyk (nawet jeśli ciekawie prawi o owej teorii, to wciąż TYLKO teoretyk). Bowiem gdyby swoje wizje był w stanie wdrożyć w życie nie żył by za 5,000 pln, tylko za 50,000.
i znowu - masz coś do sweterków? :) czy wszyscy "sweterkowcy" to teoretycy? Naprawdę, Aneta, naprawdę nie spotkałaś człowieka z najwyższej półki finansowej, który używa właśnie takich sweterków? Coś słabo obserwujesz na tym swoim stanowisku strzeleckim :)
Podobnie postrzegam „trenera”, który jest „tak dobry”, że potrzebuje wsparcia w postaci certyfikatu, bo rynek już dawno zweryfikował go negatywnie. Podobnie, równie wiarygodny jest dla mnie łysiejący facet sprzedający „skuteczny” płyn na porost włosów, wyśmienity doradca inwestycyjny… jeżdżący tramwajem, czy nauczyciel angielskiego, który rzekomo nauczy w miesiąc (sam znając ów język co najwyżej średnio) itd.
Aneta, proszę Cię - właśnie tacy "łysiejący faceci" najczęściej bywają świetnymi sprzedawcami (patrz ostatnio spec od kościelnej komisji majątkowej ;)), fantastyczni doradcy będą jeździć tramwajem z powodu wysokiej świadomości ekologicznej, itd. Rozumiem, że certyfikat trenerski jest dla Ciebie takim "rozciągniętym sweterkiem" albo "dwudziestoletnim mercedesem". Hmmmy...
Jeszcze raz to powtórzę: według mojej wizji (ale również WSZYSTKICH w naszej firmie) biznes, a zwłaszcza odkłaniający jego arkana trenerzy biznesu to przede wszystkim pragmatyzm, i stojąca za nim skuteczność. Dla mnie: trener, pragmatyzm, zysk i skuteczność to synonimy. A skuteczność w biznesie to zyki, zyski, zyski.
to nie zazdroszczę Waszej firmie. Uważaj na zakrętach, biznes to nie tylko szybkie proste.
Mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś moje przesłanie.
Jakoś nie mogłabym uwierzyć, że Ty jako Trener postrzegasz skuteczność w biznesie inaczej. Nie wyobrażam sobie, abyś jako kryterium obrał np.: ilość wujków i innych członków rodziny strategicznie rozlokowanych w gminnych jednostkach budżetowych, ilość kolegów w jednostkach certyfikujących albo… ilość „zdobytych” (czyt.: kupionych) certyfikatów.
? ależ pragmatyzm, racjonalność, efektywność, skuteczność, zysk, mierzalne efekty, realne wdrożenia, itd. - to clou roboty biznesowej. Zgadzam się w zupełności. Ale to tylko fragment układanki :) Daj znać jak będziesz na zakręcie - znajdę Ci jakiegoś dobrego life-coacha ;)
I na koniec mój ulubiony cytat (bodajże z JKM):
"Wolny rynek wymaga szybkiego myślenia"
Życzę dynamicznego week-endu!

dzięki, akurat odpoczywam, to jest mój ostatni wolny weekend przed świętami. Niemniej jednak, JKM, jako doskonały brydżysta, wie zapewne aby nie oceniać przeciwnika po pozorach oraz ufać partnerom, nawet jak robią wtopy. Niezależnie od tego w jakim swetrze grają i jakim autem przyjechali.

***
reasumując - dzięki za dojaśnienie, teraz wiem ze dobrze Cię zrozumiałem i mam zupełną jasność jak to oceniam ;)))

pozdrowienia,
c.
Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Aneta Boniecka:
(...)
Otóż nie zestawiłam „poglądów w jakiekolwiek sprawie z kapitałem osoby je głoszącej”, a odniosłam się wyraźnie do kontekstu biznesowego (vide: Soros i jakiego poczynania giełdowe vs. znawstwo Janusza i Jego „standing finansowy”), a bardziej precyzyjnie: do SKUTECZNOŚCI w biznesie np. trenera, ale mogę wręcz uogólnić moje stanowisko do wszystkich osób (konsekwentnie jednak operujących na niwie biznesowej).

Wiesz, według mnie, aby być wiarygodnym w biznesie i żeby biznesowe wizje biznesmana miały jakąkolwiek wartość ja osobiście przyjmuję pewien wymiar realności i pragmatyzmu.
Dla mnie to umiejętność: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań itd.

____________________________

Chciałbym z całym szacunkiem odnotować nieobecność na liście Forbesa także Ciebie i innych oponentów wobec moich poglądów tu wyrażanych. Skoro nieobecność na tej liście jest dla Ciebie dowodem na niesłuszność poglądów, to trzymaj się tego konsekwentnie.
Co zaś do tego "wymiaru realności i pragmatyzmu" wyrażającego się "umiejętnościami: generowania przychodów, pomnażania kapitału, podbijania rynku, tworzenia nowych, niszowych rozwiązań..." - można to robić na różne sposoby (generować przychody, pomnażać kapitał, podbijać rynki). Takie na przykład, jak zatrudnianie do produkcji dzieci, korumpowanie polityków w krajach odległych aby nie płacić podatków, kradzież praw autorskich i podróbki na masową skalę, sojusze z dyktaturami dla pacyfikowania związków zawodowych, manipulowanie walutą dla wywołania kryzysu - to są realne dokonania wielu firm i poszczególnych finansistów oraz apologetów "wolnego rynku (ten temat zresztą lepiej byłoby przenieść do osobnego wątku, nie ma on bowiem związku z certyfikowaniem trenerów biznesu).
Ale wszystko to ma jeden wspólny mianownik - ZYSK.

Anegdota weekendowa dla Ciebie z morałem:
Ponieważ moją słodką rolą w firmie jest proces, który uwielbiam pasjami - obserwacja tzw. rynku, w tym: Firm, Managerów, Trenerów i trenerów (później raportuje moje przemyślenia kolegom w firmie by rekomendować / podpowiadać z kim warto (współ)pracować, kogo warto polecić, a kogo pod żadnym pozorem absolutnie NIE).

__________________________________________

To słodkie.
Nie wiem, czy zauważasz ten niuans - ale jesteś jednoosobową instytucją certyfikującą dla swoich klientów (kolegów z firmy) "Firmy, Managerów, Trenerów i trenerów".
Dopuszczasz taką myśl, że kolegom odbierasz prawo do samodzielnej oceny a firmę narażasz na straty, spowodowane Twoją błędną oceną przydatności kontaktu?

Odnosząc powyższe do wymiaru „operacyjnego” - chadzam na przeróżne szkolenia, w tym te „najbardziej inspirujące” - z EFS.
Poszłam więc razu pewnego na „szkolenie”, którego nazwa i temat były tak napompowane marketingowo, że pomimo ulewy i zimna nie mogłam się wręcz oprzeć.
Wyobraź sobie, że prowadzący (nie piszę: trener, by nie zbezcześcić tego terminu) wymądrzał się o swoich, jeśli dobrze pamiętam: piętnastoletnich, doświadczeniach w biznesie.
Pomijając, że nieco(?) rozminął się z tematem „szkolenia”, z rzeczy „nowych”, które mną wstrząsnęły dowiedziałam się, że aby odnieść sukces muszę „uwierzyć w siebie”, a na „giełdzie wygrywają ci, którzy… mają nosa”. Od tego traumatycznego dnia wiem również, że „szczęście sprzyja lepszym”, a KNF to „Komisarz - Nadzorca Finansowy” itd. (...)


__________________________________

Kontynuując wątek konsekwencji w działaniu i logiki w argumentowaniu: czy zauważasz, że ten przykład jest silnym argumentem na potrzebę certyfikowania trenerów?
Zdarzenie ma miejsce w sytuacji, kiedy certyfikacji nie ma.
Klient nabył produkt, bo miał taką wolę - i, być może, kierowany pięknie brzmiącym tytułem oraz konspektem treści, formułowanym zgodnie z zaleceniami kreatywnego marketingu.
Pies z kulawą nogą nie dowie się o tym, że "szkolenie" było guzik warte, bo klienta na nim nie było! Klient nabył produkt "w ciemno" i do jego konsumpcji wysłał swoich klientów, odfajkowując wykonanie zadania.
Zadziałał wolny rynek.

Bardzo Ci dziękuję za ten wspaniały przykład ilustrujący potrzebę certyfikowania trenerów.

Tym niemniej najciekawszy był finał spotkania. Prowadzący, na koniec swojego unikatowego wykładu przekonywał tłum słuchaczy (grupa w międzyczasie samoistnie zweryfikowała się do trzech osób, w tym „mówca” i ja), że „biznesu nie można się nauczyć, tylko trzeba go… czuć”. Wówczas ośmieliłam się zadać pytanie: czy ów mówca sam postrzega siebie jako człowieka sukcesu? Pan poczuł się urażony. Ale w formie wysublimowanej riposty zaznaczył, że jego wizje trzeba „przetrawić”, a kiedy „już wszystko się ułoży i przetrawi”, po ich zastosowaniu można „odcinać w biznesie kupony”.
Po czym wybiegł z sali, i z dumą godną certyfikowanego trenera wsiadł do swojego ca. 20-sto letniego mercedesa, i odjechał.

_________________________________

Nie wiem co prawda, co jest ciekawego w tym finale - ale nadal uważam, że trener umiejętności biznesowych (bo ja konsekwentnie, od dawna, proponuję odejście od terminu "trener biznesu") nie musi być orłem w biznesie, choć powinien mieć szerokie doświadczenie biznesowe.
Swoją uwagą odbierasz prawo do dobrej oceny swojej pracy całej rzeszy solidnych trenerów umiejętności miękkich, doskonałych w swoim fachu - którzy nigdy bezpośrednio w biznesie nie działali.
Nie jest to jednak powód do tego, żeby wyśmiewać ich dokonania, ale żeby głęboko rozważyć zasadność używania tego określenia ("trener biznesu").


I teraz wracając do kwestii: połączenia kapitału z osobą głoszącą swoje poglądy na temat biznesu...
Nie wiem jak Ty, ale kiedy widzę wykład profesora w wyciągniętym sweterku albo swoim ślubnym garniturze, tłoczącego z mozołem w biednych studentów „biznesową” teorię, po prostu neguje jego pragmatyzm, a co za tym idzie - wiarygodność.

_______________________________________

Przyjrzyj się więc czasem Williamowi Gatesowi, który powinien być Twoim idolem, gdyż od lat okupuje pierwsze miejsca na listach najbogatszych ludzi świata - on też nie występuje w garniturach z Savile Row, a bardzo często właśnie w sweterkach. Żałuję, że nie jestem z nim w stosunkach na tyle bliskich, żeby zareklamować tu konkretną firmę odzieżową od tych sweterków - ale niektóre z nich wyglądają na ulubione.
Wiesz - o te zewnętrzne atrybuty (odzież, gadżety, błyskotki, marki) dbają głównie nuworysze. Ludzie, którzy mają pieniądze, dbają o swoją wygodę.

Dla mnie to teoretyk (nawet jeśli ciekawie prawi o owej teorii, to wciąż TYLKO teoretyk). Bowiem gdyby swoje wizje był w stanie wdrożyć w życie nie żył by za 5,000 pln, tylko za 50,000.

________________________________________

Znałem onego czasu profesora stomatologii, na którego książkach i wykładach wychowały się pokolenia dentystów - ale który nie potrafił wyrwać zęba ani go załatać.
To tylko Ty uważasz, że teoretyk musi (albo chociaż powinien) wdrażać swoje teorie w życie. Misją i wizją takiego człowieka nie jest wdrażanie, a tworzenie koncepcji, teorii.

Podobnie postrzegam „trenera”, który jest „tak dobry”, że potrzebuje wsparcia w postaci certyfikatu, bo rynek już dawno zweryfikował go negatywnie.

_________________________________________

To nie trener potrzebuje "wsparcia certyfikatu" - a klient, aby móc wstępnie ocenić przydatność jego usługi. Już o tym pisałaś wyżej - tamten "trener" z Twojego przykładu znakomicie (rynkowo!) poradził sobie bez certyfikatu.
Podobnie, równie wiarygodny jest dla mnie łysiejący facet sprzedający „skuteczny” płyn na porost włosów, wyśmienity doradca inwestycyjny… jeżdżący tramwajem, czy nauczyciel angielskiego, który rzekomo nauczy w miesiąc (sam znając ów język co najwyżej średnio) itd.

______________________________________

Wiesz... Ten łysiejący sprzedawca płynu na porost włosów mógł być przed jego użyciem całkiem łysy (a dla łysego choćby trochę włosów to sukces), doradca inwestycyjny może mieć taki kaprys (nie każdego kręci posiadanie samochodu; niektórzy tez wolą pojazdy nieco większe, ze względu na klaustrofobię - może być też fanatycznym zwolennikiem ekologii. Twoje preferencje nie są ani jedyne, ani - w związku z tym - najlepsze). Nauczyciel języka może być jak Wojciech Żywny - sam pianista nie najwyższych lotów, ale wychowawca nie najgorszy...itd.
Te przykłady niczego nie wnoszą do dyskusji - bo niby dlaczego zakładasz, że panowie ci uzyskaliby certyfikaty w swoich kategoriach?

Jeszcze raz to powtórzę: według mojej wizji (ale również WSZYSTKICH w naszej firmie) biznes, a zwłaszcza odkłaniający jego arkana trenerzy biznesu to przede wszystkim pragmatyzm, i stojąca za nim skuteczność. Dla mnie: trener, pragmatyzm, zysk i skuteczność to synonimy. A skuteczność w biznesie to zyki, zyski, zyski.

________________________________________

Pragmatyczne jest zatem popełnienie każdego świństwa dla zysku, każdej niegodziwości dla skuteczności i każdego przestępstwa, o ile jest pragmatyczne i uda się uniknąć kary.
Pogratulować podejścia.
Czy Ty i pozostali "wszyscy" w Twojej firmie słyszeli coś o Społecznej Odpowiedzialności Biznesu (CSR – Corporate Social Responsibility)?
Bardzo zachęcam do zapoznania się i z tą ugruntowaną już w świecie koncepcją prowadzenia biznesu i z jej osiągnięciami.

Mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś moje przesłanie.
Jakoś nie mogłabym uwierzyć, że Ty jako Trener postrzegasz skuteczność w biznesie inaczej. Nie wyobrażam sobie, abyś jako kryterium obrał np.: ilość wujków i innych członków rodziny strategicznie rozlokowanych w gminnych jednostkach budżetowych, ilość kolegów w jednostkach certyfikujących albo… ilość „zdobytych” (czyt.: kupionych) certyfikatów.

_________________________________

Te ohydne działania, które tak Cie tutaj mierzą, to jak najbardziej Twój ulubiony "pragmatyzm i realizm", zapewniający sukces niewielkim kosztem. Znakomicie wpisują się w wolny rynek, który przecież nie stawia żadnych barier na drodze do subiektywnie pojmowanego sukcesu.
Znowu strzeliłaś sobie w stopę.

I na koniec mój ulubiony cytat (bodajże z JKM):
"Wolny rynek wymaga szybkiego myślenia"
Życzę dynamicznego week-endu!
Aneta

__________________________________

Niesłusznie zwróciłaś uwagę na przymiotnik w tym cytacie z "wybitnego" myśliciela (piszę z przekąsem, bo JKM też nie figuruje na liście Forbesa).
Najważniejsze w nim słowo to - myślenie.

---------------------------------------

Wielu ludziom bogactwo imponuje i zrobią wiele, żeby posiąść jego materialne atrybuty: kosztowny samochód, wielki dom, stroje sygnowane przez domy mody, klejnoty i modne gadżety.
Posiadają to wszystko także luksusowe dziwki, dealerzy narkotyków, bandziory z rozmaitych mafii.
Umówmy się jednak, że te zewnętrzne atrybuty bogactwa nie muszą być ani jedynymi świadectwami sukcesu, ani - zwłaszcza - celem, dla którego człowiek uprawia swój zawód.

'

Poprawiono BBCodeJanusz K. edytował(a) ten post dnia 12.11.10 o godzinie 10:55
Marek Mińkowski

Marek Mińkowski Trener, Coach,
Manager

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:
...
Jeśli będzie Pan chciał, to może Pan dać zlecenie na nauczenie siebie czegokolwiek komukolwiek. Według własnego wyczucia i chęci. Ale mając świadomość, że Pański wybór to w 100% Pańskie ryzyko.

No wreszcie chyba zrozumiałem podejście zwolenników certyfikacji.
Czy polega to na zdjęciu części odpowiedzialności decyzji wyboru trenera i przełożenia jej na jednostkę certyfikującą?
Jeżeli tak to także wyjaśnia mi się "strach" przed wolnym rynkiem.
Pytanie do wszystkich zwolenników certyfikacji:
Czy Wasi klienci / współpracownicy patrzą wyłącznie na Wasze certyfikaty (zakładam, że macie niezłe kolekcje - może błędnie), czy patrzą na Wasze doświadczenie, rekomendacje, umiejętności itp?
Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jedno:
nie mylmy kwalifikacji z certyfikacją.
Pozdrawiam,
Marek.
Adrian T.

Adrian T. www.autor.biz

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

To ja znowu tylko subiektywnie

Prowadzę szkolenia od 1997 roku (z przerwami, ale i tak trochę się "tego" uzbierało:)

ŻADEN KLIENT nie zapytał mnie NIGDY o certyfikaty
ŻADNA FIRMA SZKOLENIOWA, z którą współpracuje nie pytała mnie o jakieś certyfikaty
BARDZO DUŻO klientów pyta o referencje
KAŻDY KLIENT i FIRMA szkoleniowa jest zainteresowana doświadczeniem praktycznym

Oczywiście gdyby prowadził szkolenia np. z energetyki itp. to sens certyfikacji zapewne jest. Ale nie róbmy zbędnej biurokracji we wszystkich dziedzinach.

Podsumowując: ja głosuję za wolnym rynkiem :)
Cyprian Szyszka

Cyprian Szyszka trener freelancer

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Marek - ja osobiście nie mam kolekcji certyfikatów i rzadko klienci mnie o nie pytają - ale zdarza się. Jeśli jako formę certyfikatu uznać wykształcenie - to częściej. Co ciekawe - o rekomendacje również mam rzadko pytania. Klucz jest w rozmowie z Klientem, de facto sprzedażowej - gdzie Klienci w mig łapią wiedzę, doświadczenie, umiejętności, a nawet po części nieświadome "iskrzenie" - i na tej podstawie głównie decydują się na wybór trenera. Gorzej jak to nie trener sam sprzedaje i kontaktuje się z Klientem, tylko sprzedawca w firmie szkoleniowej, a Klientowi naprawdę ciężko zweryfikować co się na szkoleniu będzie działo i kto to w ogóle będzie prowadził ;)).

To jest jak najbardziej wolny rynek i sprawia on przyjemność, a nie strach. Niemniej jednak, ten wolny rynek i ta branża pozwala na ogrom fuck-upów w kontakcie z Klientami i sprzedawanie kompletnych gniotów, ale za to ładnie opakowanych pachnących tak, że wielu Klientów się nie pozna. Ot, trenerskie czary-mary, znane każdemu z nas... Wierzę w samoregulację rynku i czas, który jest potrzebny dla jego samoistnego zrównoważenia.

Certyfikacja - jako narzędzie informujące, nie ograniczające - pomogłaby szybciej ten rynek zrównoważyć i przede wszystkim - dałaby zarówno środowisku trenerskiemu, jak i Klientom - jasną informację co do standardów jakościowych, merytorycznych i etycznych w pracy trenera umiejętności biznesowych. I taką certyfikację popieram, będę się za nią opowiadał - oczywiście jak zobaczę, że to narzędzie zamienia się w "zaklęty krąg wzajemnej adoracji", którego szanowne certyfikujące grono cieszy się ze zbijania kasy, zamiast wyznaczać opiniotwórcze kierunki w branży - to będę ich tępił z całą zaciekłością ;))
Dominik Sznajder

Dominik Sznajder trener windykacji,
członek zarządu,
Nexum sp. z o.o.
Wind...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu


Byłem świadkiem wielu kursów kwalifikacyjnych (nabór na wolnym rynku - klient indywidualny, jednorazowy), dających uprawnienia do wykonywania zawodu, na których zajęcia prowadzili ludzie bez przygotowania. Tylko dlatego, że organizatorem kursu był ich znajomy lub ktoś z rodziny. Klient był traktowany wyłącznie jak dostawca kasy. Klient taki nie reklamuje kursu bo chce najmniejszym wysiłkiem zdobyć uprawnienia. Taki klient nie wraca ani do firmy szkoleniowej ani do trenera. Poza tym jest przekonany (klient), że wie wszystko i kurs to tylko formalność.

Sytuacje takie, jak opisana powyżej zdarzają się również w dużych firmach, instytucjach i uczelniach. Tam daje się zarobić pracownikom, "bo po co będziemy paść obcych".
Niech żyją krewni i znajomi króliczka!

a gdzie etyka?
a gdzie misja?

...ja to już w życiu wszystko widziałem...

życzę miłego długiego weekendu

JurekJerzy Krzysica edytował(a) ten post dnia 10.11.10 o godzinie 20:09


Jurek, a czy znasz z życia sytuację, w której certyfikowany członek komisji zawodowej uprawniony na mocy przepisów prawa do nadawania uprawnień do wykonywania zawodu chętnym kandydatom nadaje te uprawnienia głównie członkom rodziny, znajomym, sąsiadom i "zasłużnonym" dla niego osobom bez względu w istocie na to czy oni faktycznie dysponują jakimikolwiek kwalifikacjami? Dodam jeszcze, że kandydaci, którzy nie mieli "punktów" za znajomości, niezadowoleni z negatywnego wyniku certyfikacji mogą się oczywiście odwołać a odwołanie to zostanie wszechstronnie rozpatrzone przez szanownych kolegów certyfikującego w myśl zasady "kruk krukowi..."

I niech zgadnę, czy opisywana przez ciebie sytuacja nie dotyczyła czasem zdobywania kwalifikacji do zawodu, który jest oficjalnie certyfikowany? Albo ewentualnie dotyczyła kształcenia za "publiczne" pieniądze?
Twój przykład jest idealny. Tam gdzie pojawia się hasło "uprawnienia do zawodu" prędzej czy później pojawi się patologia i to na różnych polach - od szkolenia adeptów, poprzez certyfikowanie aż po rozpatrywanie skarg niezadowolonych klientów.
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

A ja nadal mam do zwolenników certyfikacji dwa wielkie pytania - myślę, że wszyscy wolnorynkowcy się pod nimi podpiszą:

1 - Kto będzie "super trenerem biznesu" oceniającym kto inny jest godny uprawiania zawodu i na jakiej podstawie uzna (wszak sam też nie ma jeszcze certyfikatu) się najlepszym z najlepszych, godnym (wraz z kolegami) wyrzucać z branży innych? Kto ma w sobie dostatecznie dużo pychy i dlaczego?

2 - Dlaczego uważacie klientów za "Ciemny lud" zbyt głupi, niedoświadczony i biedny by samodzielnie mógł wybierać dla siebie trenerów biznesu? Dlaczego uważacie, że kontrola wykształcenia, doświadczenia zawodowego oraz opinii innych klientów (referencji) to zbyt mało by ocenić, czy chcemy być przez danego człowieka szkoleni? Słowem - czemu obrażacie nas klientów uważając za zbyt głupich do racjonalnego wyboru usługi?
Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Cyprian Szyszka:

To jest jak najbardziej wolny rynek i sprawia on przyjemność, a nie strach. Niemniej jednak, ten wolny rynek i ta branża pozwala na ogrom fuck-upów w kontakcie z Klientami i sprzedawanie kompletnych gniotów, ale za to ładnie opakowanych pachnących tak, że wielu Klientów się nie pozna. Ot, trenerskie czary-mary, znane każdemu z nas... Wierzę w samoregulację rynku i czas, który jest potrzebny dla jego samoistnego zrównoważenia.

____________________________

W tej wierze w samoregulację rynku Ty, a także przysięgli zwolennicy leseferyzmu popełniacie zasadniczy błąd: zakładacie milcząco, że skład uczestników rynku jest constans, wobec czego mogą się oni uczyć i, wskutek oddziaływania sprzężeń zwrotnych, modyfikować swoje działania.
Otóż skład nie jest constans - stale dopływają nowi producenci i nowi klienci. Oni nie są wyedukowani.

To zaś, że klient nie pyta o posiadane certyfikaty (i dyplomy uczelni) to głównie dlatego, że ma zakodowaną wiarę w wizję tego, kto to jest trener. Tak, jak nie pyta o dyplom i posiadane uprawnienia osoby, która urzęduje pod tabliczką "Notariusz", "Adwokat", "Specjalista chorób wewnętrznych". Jakoś nie wypada, prawda?
Klient zakłada, że taka osoba musi mieć stosowne uprawnienia (jako pochodną kwalifikacji) - bo jakże inaczej?

Spójrz na rynek: wszędzie reklamy... i co z tego, że Ty i cała masa innych ludzi wie doskonale, ze większość z nich to co najmniej przesada; na rynek wchodzą codziennie nowi klienci, którzy jeszcze chłoną je jak objawienia. To dla nich są te reklamy.
A wszystko dlatego, że skład uczestników rynku nie jest constans i rynek uczy się tylko w części.
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:

W tej wierze w samoregulację rynku Ty, a także przysięgli zwolennicy leseferyzmu popełniacie zasadniczy błąd: zakładacie milcząco, że skład uczestników rynku jest constans, wobec czego mogą się oni uczyć i, wskutek oddziaływania sprzężeń zwrotnych, modyfikować swoje działania.
Otóż skład nie jest constans - stale dopływają nowi producenci i nowi klienci. Oni nie są wyedukowani.

To zaś, że klient nie pyta o posiadane certyfikaty (i dyplomy uczelni) to głównie dlatego, że ma zakodowaną wiarę w wizję tego, kto to jest trener. Tak, jak nie pyta o dyplom i posiadane uprawnienia osoby, która urzęduje pod tabliczką "Notariusz", "Adwokat", "Specjalista chorób wewnętrznych". Jakoś nie wypada, prawda?
Klient zakłada, że taka osoba musi mieć stosowne uprawnienia (jako pochodną kwalifikacji) - bo jakże inaczej?

Spójrz na rynek: wszędzie reklamy... i co z tego, że Ty i cała masa innych ludzi wie doskonale, ze większość z nich to co najmniej przesada; na rynek wchodzą codziennie nowi klienci, którzy jeszcze chłoną je jak objawienia. To dla nich są te reklamy.
A wszystko dlatego, że skład uczestników rynku nie jest constans i rynek uczy się tylko w części.

Dlaczego więc rynek odpuścił hydraulikom (można zalać dom), elektrykom (można zginąć od źle zamontowanego gniazdka), kucharzom (można ludzi zatruć na śmierć), doradcom finansowym i kredytowym (chodzi o cały majątek - nie o marne parę tys. zł za szkolenie), pełnomocnikom pozaprocesowym (też cały majątek człowieka w ich rękach) i tak mogę wymieniać godzinami. W czym trener biznesu jest ważniejszy dla klienta od bezpieczeństwa życia oraz ochrony nierzadko całego dorobku życia?
Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Kazimierz Turaliński:
Dlaczego więc rynek odpuścił hydraulikom (można zalać dom), elektrykom (można zginąć od źle zamontowanego gniazdka), kucharzom (można ludzi zatruć na śmierć), doradcom finansowym i kredytowym (chodzi o cały majątek - nie o marne parę tys. zł za szkolenie), pełnomocnikom pozaprocesowym (też cały majątek człowieka w ich rękach) i tak mogę wymieniać godzinami. W czym trener biznesu jest ważniejszy dla klienta od bezpieczeństwa życia oraz ochrony nierzadko całego dorobku życia?

________________________

Zarówno z elektrykami, jak i doradcami finansowymi to proszę trochę ostrożniej...
To nie rynek odpuszcza, tylko ciała ustawodawcze.
Dyskutujmy o "trenerach biznesu" - inne grupy zawodowe i ich problemy z partaczami zostawmy na boku.
Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Kazimierz Turaliński:
2 - Dlaczego uważacie klientów za "Ciemny lud" zbyt głupi, niedoświadczony i biedny by samodzielnie mógł wybierać dla siebie trenerów biznesu? Dlaczego uważacie, że kontrola wykształcenia, doświadczenia zawodowego oraz opinii innych klientów (referencji) to zbyt mało by ocenić, czy chcemy być przez danego człowieka szkoleni? Słowem - czemu obrażacie nas klientów uważając za zbyt głupich do racjonalnego wyboru usługi?

_________________________________

Namalował Pan sobie wroga na płocie i pruje do niego z coraz większego kalibru...
Po pierwsze - wyraźnie i jednoznacznie piszę o tym, że certyfikacja powinna być dobrowolna.
Po drugie wyraźnie i jednoznacznie piszę, że brak certyfikatu nie oznacza zakazu prowadzenia działalności.
Niech Pan sobie nadal wybiera po swojemu - tak, jak każdy.

I niech Pan zostawi w spokoju ten płot, bo tylko drzazgi lecą...
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:
Kazimierz Turaliński:
Dlaczego więc rynek odpuścił hydraulikom (można zalać dom), elektrykom (można zginąć od źle zamontowanego gniazdka), kucharzom (można ludzi zatruć na śmierć), doradcom finansowym i kredytowym (chodzi o cały majątek - nie o marne parę tys. zł za szkolenie), pełnomocnikom pozaprocesowym (też cały majątek człowieka w ich rękach) i tak mogę wymieniać godzinami. W czym trener biznesu jest ważniejszy dla klienta od bezpieczeństwa życia oraz ochrony nierzadko całego dorobku życia?

________________________

Zarówno z elektrykami, jak i doradcami finansowymi to proszę trochę ostrożniej...
To nie rynek odpuszcza, tylko ciała ustawodawcze.
Dyskutujmy o "trenerach biznesu" - inne grupy zawodowe i ich problemy z partaczami zostawmy na boku.

A nie jest tak, że cały rynek idzie w stronę liberalizacji, a tego typu dyskusje o certyfikacji to nic innego jak próba zawracania kijem Wisły poprzez próbę wprowadzania socjalistycznych uregulowań na przekór globalnej tendencji? Takie odniesienie jest bardzo dobrym pytaniem - skoro inni uważają to za zbędne, dlaczego uważamy się za lepszych lub ważniejszych od innych?
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:
Kazimierz Turaliński:
2 - Dlaczego uważacie klientów za "Ciemny lud" zbyt głupi, niedoświadczony i biedny by samodzielnie mógł wybierać dla siebie trenerów biznesu? Dlaczego uważacie, że kontrola wykształcenia, doświadczenia zawodowego oraz opinii innych klientów (referencji) to zbyt mało by ocenić, czy chcemy być przez danego człowieka szkoleni? Słowem - czemu obrażacie nas klientów uważając za zbyt głupich do racjonalnego wyboru usługi?

_________________________________

Namalował Pan sobie wroga na płocie i pruje do niego z coraz większego kalibru...
Po pierwsze - wyraźnie i jednoznacznie piszę o tym, że certyfikacja powinna być dobrowolna.
Po drugie wyraźnie i jednoznacznie piszę, że brak certyfikatu nie oznacza zakazu prowadzenia działalności.
Niech Pan sobie nadal wybiera po swojemu - tak, jak każdy.

I niech Pan zostawi w spokoju ten płot, bo tylko drzazgi lecą...

Dobrowolne oznacza, że każdy może być "trenerem biznesu" i świadczyć taką działalność pod taką nazwą. Obowiązkowe oznacza, że bez certyfikatu nie wolno korzystać z nazwy "trener biznesu". Jak rozumiem, poza brakiem znajomości podstaw ekonomii, obce są Panu również zasady funkcjonowania prawa? Z tego co mi wiadomo, to dobrowolne certyfikaty można już uzyskać na rynku, więc o co Panu chodzi, po co te drzazgi lecą?
Janusz K.

Janusz K. Ekspert rozwoju i
przyszłości firm,
struktur, systemów
or...

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Kazimierz Turaliński:
Dobrowolne oznacza, że każdy może być "trenerem biznesu" i świadczyć taką działalność pod taką nazwą. Obowiązkowe oznacza, że bez certyfikatu nie wolno korzystać z nazwy "trener biznesu". Jak rozumiem, poza brakiem znajomości podstaw ekonomii, obce są Panu również zasady funkcjonowania prawa? Z tego co mi wiadomo, to dobrowolne certyfikaty można już uzyskać na rynku, więc o co Panu chodzi, po co te drzazgi lecą?

____________________________

Szanowny Panie...
Nie ma Pan uprawnień, żeby oceniać moją wiedzę w zakresie ekonomii.
Zachęcam też do wstrzemięźliwości w formułowaniu ocen mojej znajomości innych obszarów i nauki, i życia.
Proszę się powstrzymać i z wycieczkami osobistymi, i z argumentami ad personam.
------------------------------

Różne firmy wystawiają rozmaite certyfikaty - dlatego chodzi o to, żeby taki certyfikat był tylko jeden, wystawiony przez liczącą się instytucję, a nie firmę.
Drzazgi produkuje Pan, wtrącając "przy okazji niewinnie" słów parę o "socjalistycznych uregulowaniach" i ogólnej wyższości liberalizmu nad całą resztą innych wizji gospodarki i życia społecznego.
K T.

K T. Niezależny
specjalista ds.
bezpieczeństwa,

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Janusz K.:

Szanowny Panie...
Nie ma Pan uprawnień, żeby oceniać moją wiedzę w zakresie ekonomii.
Zachęcam też do wstrzemięźliwości w formułowaniu ocen mojej znajomości innych obszarów i nauki, i życia.
Proszę się powstrzymać i z wycieczkami osobistymi, i z argumentami ad personam.
------------------------------

Różne firmy wystawiają rozmaite certyfikaty - dlatego chodzi o to, żeby taki certyfikat był tylko jeden, wystawiony przez liczącą się instytucję, a nie firmę.
Drzazgi produkuje Pan, wtrącając "przy okazji niewinnie" słów parę o "socjalistycznych uregulowaniach" i ogólnej wyższości liberalizmu nad całą resztą innych wizji gospodarki i życia społecznego.

Nie rozumiem, dlaczego tak się Pan - zwolennik oceniania cudzych umiejętności - irytuje ocenianiem własnej osoby. Tak się przypadkiem składa, że mam potwierdzoną państwowym dyplomem (takim ważniejszym certyfikatem) wiedzę z zakresu m.in. ekonomii i na tej podstawie oceniam, że nie zna Pan nawet podstawowych pojęć, takich jak wolny rynek - który myli Pan z przeregulowanym rynkiem Unijnym. To nie wycieczka osobista ale komentarz do Pana wypowiedzi, zamieszczał je Pan z własnej woli, ja nie zmuszałem.

W powyżej wypowiedzi zażądał Pan... delegalizacji certyfikatów innych, niż popieranych przez Pana. Gratuluję eskalacji żądań. Proszę już nie odpisywać na moje wpisy, myślę, że dalsza dyskusja pomiędzy nami nie ma żadnego sensu - każdy przedstawił swoje poglądy i argumenty na ich poparcie. Pan jest za ocenianiem każdego prócz Pana, ja się z tym nie zgadzam i w pierwszej kolejności oceniam tych co chcą oceniać. I kropka.Kazimierz Turaliński edytował(a) ten post dnia 12.11.10 o godzinie 17:46
Cyprian Szyszka

Cyprian Szyszka trener freelancer

Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu

Kazimierz Turaliński:
A ja nadal mam do zwolenników certyfikacji dwa wielkie pytania - myślę, że wszyscy wolnorynkowcy się pod nimi podpiszą:

1 - Kto będzie "super trenerem biznesu" oceniającym kto inny jest godny uprawiania zawodu i na jakiej podstawie uzna (wszak sam też nie ma jeszcze certyfikatu) się najlepszym z najlepszych, godnym (wraz z kolegami) wyrzucać z branży innych? Kto ma w sobie dostatecznie dużo pychy i dlaczego?

2 - Dlaczego uważacie klientów za "Ciemny lud" zbyt głupi, niedoświadczony i biedny by samodzielnie mógł wybierać dla siebie trenerów biznesu? Dlaczego uważacie, że kontrola wykształcenia, doświadczenia zawodowego oraz opinii innych klientów (referencji) to zbyt mało by ocenić, czy chcemy być przez danego człowieka szkoleni? Słowem - czemu obrażacie nas klientów uważając za zbyt głupich do racjonalnego wyboru usługi?

1. nie pychy tylko odpowiedzialności i nie wyrzucać tylko wzmacniać.
2. z doświadczenia. proszę nie odebrać tego opacznie - złożoność szkolenia (oddziaływania w sposób grupowy na psychikę ludzką) to trochę tak jak złożoność fizyki kwantowej (no, niech będzie - skomplikowanego procesu sądowego;)) - różnica jest taka, że laikom się wydaje, że z tym pierwszym sobie poradzą, a drugiego zaś się nie chwytają. I wzmacniając to poczucie omnipotencji, takie jak u Pana, sprzedawca/trener może zrobić bardzo dużo.



Wyślij zaproszenie do