Temat: Debata PARP dotycząca certyfikacji trenerów biznesu
Jerzy Krzysica:
A skoro tyle o patologiach..
Skąd się bierze założenie, że klient zawsze wybierze najlepsze szkolenie?
A może wybierze najtańsze (bez względu na jakość) - bo szkolić się z jakiego powodu musi?
A może wybierze takie szkolenie, które może ukończyć bez najmniejszego wysiłku?
A skąd się bierze w reklamach szkoleń informacja, że wystarczy 50% obecności?
A skąd się biorą firmy szkoleniowe, które najpierw robią nabór a później robią łapankę na trenerów?
A skąd się biorą firmy szkoleniowe, które dzień przed rozpoczęciem szkolenia nie potrafią podać nazwiska trenera, bo jeszcze nie wiadomo, kto będzie szkolił?
A dlaczego wielkim powodzeniem cieszą się firmy szkoleniowe, które po prostu sprzedają zaświadczenia o ukończeniu szkolenia?
Czy to wszystko dla jakości?
To wszystko się dzieje. I to też można nazwać wolnym rynkiem.
Klient jest zadowolony.
Jurek
Kto powiedział że "najlepsze" szkolenie to to przejawiające obiektywnie najlepszą jakość? Kto mnie - jako konsumenta - zmusi do kupna drogiej usługi u drogiego malarza pokojowego wykorzystującego drogą farbę do ścian, skoro zależy mi jedynie na odnowieniu piwnicy? Najlepsze dla danego nabywcy to czasem właśnie najtańsze i ta cecha będzie najlepsza. Jeśli podczas wyjazdu pilnie potrzebuję własnego komputera to nie kupię najdroższego nowego modela Dell'a, tylko taniutkiego Acera, którego bez żalu wyrzucę po powrocie do domu.
Pytanie, dlaczego niektórym nabywcom zależy na odbyciu jakichkolwiek - [b[ a więc NAJTAŃSZYCH [/b] szkoleń? Właśnie z powodu fikcji rynkowej tworzonej wszelkiego typu - dobrowolnymi lub pozyskiwanymi jedynie w celu "szpanu" - certyfikatami. Dlatego osoby, które wiedzę z takiego szkolenia mogą przyswoić w pobliskiej bibliotece za darmo albo wyniosły ją z kilkunastoletniej praktyki
ODHACZAJĄ jakiekolwiek, niepotrzebne szkolenia, bo muszą albo ładnie to wygląda a kolega z konkurencji ma dziesięć papierków na ścianie.
Przytoczone przez Pana treści właśnie pokazują bezsens obowiązku certyfikatowania i biję Panu brawo, bo nikt by inny tego lepiej nie dowiódł. Każdy szkolący będzie brał jak najtańsze szkolenia z minimalną liczbą godzin byleby tylko uzyskać certyfikat = czyli prawo wykonywania zawodu który wykonuje już od wielu lat . I po co to komu?
Z własnej strony zaznaczę, iż operuję w zawodzie na styku trzech bardzo dobrze "ocertyfikatowanych" branż - obsługi prawnej (aplikacje), ochrony (koncesje + licencje) i detektywistyki (licencje + wpis MSWiA). Więcej nieszczęść już naprawdę na rynku nie potrzeba. Nie raz mam przyjemność oglądać obrazek, na którym młody, zdolny prawnik bez aplikacji odwala 80% pracy w kancelarii uznanej gwiazdy, która już palcem nie kiwnie. Podwykonawca zarabia grosze, chwała spływa na pracodawcę, który tylko z racji odbytej przed laty u wuja lub matki aplikacji zgarnia śmietankę. Podobnie wygląda branża ochrony - jeden człowiek z licencją (a więc i z badaniami kondycyjnymi, psychologicznymi, po przeszkoleniu z prawa, samoobrony i obsługi broni palnej) "nadzoruje" 20 emerytów z grupami inwalidzkimi. Detektywistyka to stosunkowo uporządkowana branża, choć również zdarzają się liczne potknięcia pokroju kowbojów oglądających za dużo filmów lub licencje otrzymujących tylko z racji znanego w kręgach policyjnych nazwiska krewnego. Chcecie tego samego dla trenerów? Jeśli tak, to albo nie wiecie co czynicie, albo liczycie na funkcję w organach kontroli i zarabianiu na szkoleniu szkolących z umiejętności szkolenia. Zdolny szkoleniowiec zrezygnuje i zamiast uczyć będzie prowadzić biznes, niezdolny dochrapie się certyfikatu i przejmie rynek po zdolnym. To ma być podnoszenie jakości? Przemyślcie to raz jeszcze drodzy Państwo i zobaczcie najpierw jak to wygląda w innych branżach.