Temat: case dla wyjadaczy 2
Sytuacja dosyć ekstremalna! Mało mnie bawiąca - byłem kiedyś w sytuacji napadu gdzie przyłożono mi do głowy pistolet - abstrachując od tego czy był prawdziwy, gazowy czy replika - nie wiem bo nie sprawdzałem - było mało rozrywkowo. Napastników było dwóch - jeden duży, wręcz zwalisty mówił: "oddaj czapkę" (chodziło o dosyć drogą, aczkolwiek niewartą walki basebolówkę) drugi, może 1m50cm, chudy trzymał mi przy głowie pistolet mówiąc tylko "to jest pistolet, to jest pistolet". Pierwszą myślą, która mi zaświtała to, było włączenie się opcji "bohater":
1. Mały jest zestrachany i pewnie nie użyje pistoletu nawet jeśli jest prawdziwy, poza tym i tak zdąże go zbić - jestem przecież silny, wysportowany uprawiam Tea Kwon Do (?)
2. Duży stanął do mnie frątem tak jakby się prosił o wpakowanie mu kolana w jądra (w owym czasie - połowa lat 90 - bójka z dwoma przeciwnikami nie była dla mnie pierwszyzną)
3. Szybko biegam - więc mnie nie dogonią, a już napewno nie szybko - więc mam szansę znaleść gdzieś pomoc (np napatoczyć się na kumpli, a wtedy my im kur... pokarzemy)
I wtedy przyszło otrzeźwienie! BZDURA!!! Po co? Dlaczego? w obronie czapki? Zdjąłem więc ją z głowy (wcześniej kurczowo ja trzymałem, bo duży prubował mi ją wyszarpać) podałem mu ją, powiedziałem: "Proszę. Czy mogę już isć" usłyszałem w odpowiedzi "Spier.." co uznałem za przyzwolenie, odwróciłem się na pięcie i spokojnie odszedłem.
Doszedłem do wniosku, że celem napadu nie była wcale moja czapka (podkreślam nówka-blaszka prosto z hameryki) tylko hęć pokazania wyższości, zbudowania "autorytetu", wymuszenia "szacunku" - słowem zadbanie o własne ego. Cieszę się, że nie wpadł mi do głowy głupi pomysł realizacji "kozackiego" planu a la Clint Eastwood - bo zycie to niestety nie film. Danie im tego, czego chcieli praktycznie NIC mnie nie kosztowało, czapka - nieistotny bzdet, który i tak pewnie niedługo przestał by mi się podobać (zbyt wzorzasta). Poddanie się nie zaburzyło mojego poczucia wartości, a wręcz przeciwnie - dało mi siłę. Nie skomlałem, nie ryczałem, "nie zesrałem się w gacie". Wręcz przeciwnie w ekstremalnej sytuacji dokonałem racjonalnego wyboru który nie doprowadził do tragicznych rozstrzygnięć. W konsekwencji to oni "uciekali" z miejsca "zajścia", a ja odszedłem spokojnie... i co z tego że bez czapki
wracając do case'a -
W tym wypadku także nie grał bym hojraka. Użył bym raczej komunikatu FUO ("Fakty, Uczucia, Oczekiwania") coś w stylu "To, że przykładasz mi broń do skroni BARDZO mnie przeraża, chciałbym żebyś nie mierzył do mnie z pistoletu, tylko po to by pokazać, że zawsze to ty dysponujesz ostatecznym argumentem"
ewentualnie dalej po usłyszeniu np. "to nie są żarty - i jak się teraz czujesz!"
Ciagnął bym dalej "wierze, że potrafisz jej urzyć, ale zabicie mnie tu przy świadkach nie będzie dla ciebie korzystne! Możesz przestać do mnie mierzyć bo ja już jestem przerażony i się boje!"
Mam nadzieję, że to by zaskutkowało. Zgadzam się bowiem z Tomkiem, że straszenie bronią nie oznacza odrazu jej użycia i że czas pewnie działa na naszą korzyść jako ofiar, a argumentacja powinna być adekwatna do pozycji jaką posiada sprawca - jego mało interesujemy my - jego interesuje on sam - jego ego, ale także jego własne bezpieczeństwo - powinniśmy więc tak działać by pozwolić z jednej strony wyjść mu "z twarzą" z sytuacji do której doprowadził, a to dla tego, że tak naprawdę agresywnie i nieprzewidywalnie będzie on reagował wtedy gdy będzie przyparty do muru, będzie się bał (także tego, że się ośmieszył, nie zyskał "statusu" itp.). Moim priorytetem było by przede wszystkim:
1. Uratyować własny tyłek
2. Jak najszybciej zakończyć szkolenie - nie zmuszać innych uczestników by będąc pewnie równie przerażonymi jak ja dalej przebywać z "osdobnikiem" w jednym pomieszczeniu. Gdyż moim priorytetem jest poczucie bezpieczeństwa każdego uczestniczącego w szkoleniu.
Nie liczyło by się dla mnie:
Co pomyślą o mnie jako o trenerze/szkoleniowcu
Że "gościu" zyskał chwilową satysfakcję, na której mu tak bardzo zależało
Że w danej sytuacji mógłbym być odebrany jako osoba przegrana
Jednego jestem pewien nie chciał bym tego Pana widzieć na jakim kolwiek innym szkoleniu gdzie byli by też inni ludzie. Z pozostałymi ludźmi mugłbym się, ewentualnie spotkać tylko po to by wytłumaczyć moją motywację w danej chwili.