Temat: Związki zawodowe
Artur K.:
No to jak poważnie Damian to poważnie.
Od przeszło 6 lat szkolę związki zawodowe zarówno pracodawców jak i pracowników (np. OPZZ). Są dwie strony medalu:
1) to władze central związkowych i ich zapędy polityczne. W to nie wnikam, ale to co widzimy rzadko jest tym kim są tak na prawdę działacze zakładowi. Bardzo często to osoby, które współpracują z pracodawcą i faktycznie starają się poprawić warunki pracy. A centrale robią to co uznają za politycznie słuszne.
2) Działacze liniowi i zakładowi. Ci, z którymi pracowałem wiedzą i rozumieją, że zmienia się rzeczywistość, że nie trzeba walczyć z nikim tylko negocjować aby uzyskać jak najlepsze warunki współpracy. To logicznie myślący i często rządni wiedzy ludzie. Aż mi tęskno za grupą związkowców górniczych, z którymi współpracowałem dobre 4 lata.
Dobry wieczór!
Są grupy zawodowe które na pewno wymagają reprezentacji. Czy związkowej to już dyskutowałbym, podejrzewam że one same tego nie wiedzą, a nawet jeśli związki same wcisnęli się do nich jako ich (rzekomi) reprezentanci, to powątpiewam, że spełniają one ich oczekiwania i postulaty.
Dalej. Związki same kreują swój negatywny obraz. Chyba się zgodzę, że robią to przez swoich liderów, choć określenie "populizm" nie jest obce chyba większości członkom związków od "szarej masy" poczynając, przez tzw. "prowodyrów", a na strukturach centralnych kończąc. Choć kończąc powinno być chyba raczej na tzw. "liderach" związkowych.
Upolitycznienie związków to nic szczególnego, nie było rządu, który jak dotąd miał niewyczerpane źródło finansowania i mógł dowolnie zwiększać wydatki, subwencje, itp. z jednej strony, a jednocześnie równolegle zmniejszać obciążenia. Choć i tak jestem przekonany, że byłoby coś co związkom nawet w takiej sytuacji by się nie spodobało.
Związki to instytucje o jednoznacznie roszczeniowym nastawieniu i nikt ani nic nie przekona mnie że tak nie jest. Niekoniecznie są zbędne, ale już dawno zgubiły właściwy i pierwotny cel swojego istnienia.
Co do sztuki i nauki negocjacji, to na pewno warto odkrywać jej tajniki. Problem w tym czy przeciętny działacz związkowy będzie miał szansę tę naukę gdziekolwiek wykorzystać. No bo chyba w 100-tysięcznym spędzie pod Sejmem, MEN czy inną instytucją raczej nie bardzo. Chyba że będzie miał na nazwisko Duda i przypadkowo pomylą go z tym Dudą. Nie wątpię, że większość związkowców to ludzie mądrzy i otwarci na wiedzę, jak większość ludzi. Życzyć sobie by także zwykli działacze związkowi mogli tę swoją wiedzę konstruktywnie wykorzystywać w praktyce. Bo przecież mądrych ludzi nigdy nie za wiele. Ciekawe ilu z nich wstydziło się słów (a także składni i pomysłów) "największego" z nich w sobotę?
Pozdrawiam,
DS