Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Dorota B.:
czy możemy doprecyzować co miałoby podlegać ocenie w procesie certyfikacji?
- to czy umiem uczyć?
- to czy znam się na tym czego uczę?
Jakie doświadczenie mam w obszarach w których uczę

W mojej opinii jakoś tak miałoby to wyglądać.
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
Artur K.:
A może powinienem zacząć dyskusję od kwestii co to jest certyfikowanie:)?

Nie tak rozumiem certyfikację jak chciałbyś? Mleko się już rozlało co prawda, ale jakby co wal śmiało, o co też Ci chodziło zamiast? :-)
Zbyszek spokojnie nie chodzi o Twoje wpisy. Generalnie dyskutujemy o czym co nie zostało doprecyzowane.
Zbigniew Heryng

Zbigniew Heryng Psycholog, trener,
coach.

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Artur K.:
Zbigniew H.:
Artur K.:
A może powinienem zacząć dyskusję od kwestii co to jest certyfikowanie:)?

Nie tak rozumiem certyfikację jak chciałbyś? Mleko się już rozlało co prawda, ale jakby co wal śmiało, o co też Ci chodziło zamiast? :-)
Zbyszek spokojnie nie chodzi o Twoje wpisy. Generalnie dyskutujemy o czym co nie zostało doprecyzowane.

Witaj Arturze :-)
Zachowuję spokój, tyle tylko, że nie chciałem stawiać tego pytania w imieniu wszystkich.
Żeby sprecyzować kwestię certyfikacji, to dla mnie tak naprawdę chodzi o ocenę wiarygodności trenera czy innego pracownika wiedzy (i umiejętności?). Certyfikat miałby to ułatwiać i jak sądzę niektóre przynajmniej systemowe czy organizacyjno - systemowe rozwiązana stosowane wobec trenerów i coachów to umożliwiają.
Wątpliwości jakie wyłowiłem:
- żaden certyfikat nie musi być wiarygodny jeśli można sobie kupować certyfikaty lub dostaje się go za sam fakt uczestniczenia w szkoleniu, a więc niejako automatycznie
- jakie kompetencje czy uprawnienia mają certyfikujący żeby certyfikować innych i dlaczego oni mieliby to akurat rozbić (poza zarabianiem na certyfikowaniu i ograniczaniu rynku)
- po co dublować system jeśli dostajemy dyplomy i certyfikaty uczelni i kursów
- jak zbudować od podstaw rzetelny system kształcenia zawodowego w zawodach, o których rozmawiamy (siła marketingu i ssanie z rynku)
- jak przy tym uniknąć nadmiaru kontroli i zamykania rynku dla nowych unikając przy tym zbiurokratyzowania i prymatu urzędników
- wreszcie jaką wiarygodność (marka, renoma, prestiż, dorobek) mają mieć same instytucje certyfikujące, żeby nadawane przez nie certyfikaty miały swoją wymowę i wagę, a certyfikowani gorąco zapragnęli uzyskiwać właśnie ich certyfikaty
- jak powiadomić o tym wszystkim szerokie grono klientów, aby wybierali tylko usługi opatrzone certyfikatem czyli żeby lepiej na tym wychodzili :-)
- jeśli przymusowa certyfikacja nie, a dobrowolna nie załatwia sprawy, to jaka formuła miałaby to wszystko załatwić bez żadnych wątpliwości?

Co do Twojej propozycji certyfikowania doświadczenia to nie bardzo rozumiem. Konsternacja.
Jako trener i jako superwizor spotykam się oczywiście z zabawnymi dość autoprezentacjami, kiedy ludzie liczący sobie lat 25-30 usilnie podkreślają swoje doświadczenie zawodowe, a z kolei ci 50+ kładą nacisk na swój ciągły rozwój i uczenie się, ale kładę to na karb silnie zakorzenionego stereotypu i jego uprzedzanie. Może trochę racji jest w przekonaniu, że młodym brakuje pokory i cierpliwości, a starym rozmachu, ale prawda jest chyba taka, że jedynie doświadczenia nie da się ot tak kupić, tak jak zresztą czasu w ogóle. Jednak gdybym chciał kupić temat "Wykorzystanie potencjału rozwojowego pracowników 50+ we wdrażaniu zmiany w przedsiębiorstwie" to raczej wybrałbym trenera przynajmniej 40+, ale do tematu "Rozwój komunikacji interpersonalnej w przedsiębiorstwie w oparciu o nowoczesne technologie komunikacyjne" to może raczej kogoś digital native, a więc 30- ? Jak widać u mnie najlepiej mieliby ci z grupy 35 :-)
No ale żarty na bok. Zwłaszcza młodsi koledzy i koleżanki zaraz powiedzą, że wiek nie musi być miernikiem doświadczenia. Poza tym Artur, kiedyś trzeba zacząć, więc jak? Poza tym zawsze ktoś robi jakieś szkolenie (temat) jako pierwszy, a więc de facto tworzy je, trochę z niczego jakby, no to znaczy z głowy oczywiście, ot choćby model scrum w zarządzaniu projektami IT (jest już moda, próbuje się zwinne (agile) zarządzanie implementować w innych obszarach i dziedzinach, jest już nawet agile coaching).
Może tu jest miejsce na certyfikację w pierwszym rozumieniu jak gdzieś o tym napisała Dorota, czyli certyfikat (uprawnienie) do prowadzenia szkoleń wg określonej metodologii i standardu, zamiast szkoleń "autorskich"? Z tego co wiem, to Brytyjczycy tak robią, ale oni preferują model treningu behawioralnego w szkoleniach, wręcz nakazując trenerowi w podręczniku szkolenia co, kiedy i jak ma powiedzieć czy skomentować. Liczy się wykonanie "po śladzie" i tyle. Doroto, mam nadzieję wyprostujesz moje myślenie jeśli bardzo błądzę. Założenie, że jeśli dwa razy zachowam się tak samo, wobec dwóch różnych grup w dwóch różnych momentach, to dostanę takie same lub choćby podobne wyniki może być ledwie pobożnym życzeniem, ale założenie, że jeżeli dwóch różnych trenerów poprowadzi szkolenie wg podobnego scenariusza i metodologii w dwóch różnych grupach, to uzyskają podobny rezultat ma już jakiś sens. Taki rodzaj certyfikacji kupuję jednak bez większych zastrzeżeń.
Certyfikat określający doświadczenie nie bardzo. Do tego wystarczy cv i w razie wątpliwości referencje od klientów.Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.11.13 o godzinie 15:06
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Artur K.:
Dorota B.:
czy możemy doprecyzować co miałoby podlegać ocenie w procesie certyfikacji?
- to czy umiem uczyć?
- to czy znam się na tym czego uczę?
Jakie doświadczenie mam w obszarach w których uczę

W mojej opinii jakoś tak miałoby to wyglądać.

No to jest kłopot.
Ten temat wciąż wraca jak bumerang - czy trener musi mieć doświadczenie w tym czego uczy?
Jeśli uczy umiejętności społecznych, to prawdopodobnie ma jakieś własne doświadczenia w tym obszarze :) - ale nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać certyfikacja doświadczenia w używaniu umiejętności społecznych :)

Gorzej, kiedy te społeczne umiejętności klient chciałby dostać w biznesowym kontekście
Nie mam pojęcia jaki % trenerów biznesu zna biznes z własnego doświadczenia, nie chcę powtarzać obiegowych opinii o skrajnie małym % - z mojego doświadczenia połowa trenerów, z którymi miałam do czynienia w swoim życiu znała biznes głównie z anegdot :)
co ciekawe nawet znajomością biznesu szkoleniowego za bardzo niektórzy pochwalić się nie mogli, bo będąc freelancerami od zawsze, nawet pozarządzać nikim nie mieli okazji (ok, sobą zarządzać to tez jest wyzwanie, wiem :))

W Polsce to nie jest zbyt częsty scenariusz, że człowiek najpierw rozwija się jako specjalista w danej dziedzinie, później jako menedżer, ma sukcesy zawodowe w tym obszarze, potem pisze o tym książki i zostaje trenerem biznesu czy konsultantem jak ma przynajmniej połowę włosów siwych :)
U nas najpierw zostaje się trenerem :))) a dopiero potem zastanawia czego uczyć - albo i nie, bo w zasadzie dlaczego nie wszystkiego, czego sobie klient zażyczy :)

A tak w ogóle to czego trenerzy uczą w biznesie najczęściej?
Ja mogę powiedzieć o tym z czym się spotykam na własnym podwórku sprzedażowym - większość szkoleń "ze sprzedaży" to są tak naprawdę szkolenia z kompetencji społecznych podczepione pod biznesowy kontekst, czasami to "podczepienie" to naprawdę jest symboliczne, albo powiązane sznurkiem :))
co gorsza trenerzy naprawdę wierzą w to, że wystarczy że się człowiek będzie sprawnie komunikował i pozna parę sztuczek (nazywanych technikami) żeby być skutecznym sprzedawcą
a potem klienci mówią "szkolenia ze sprzedaży nie działają" - bo w życiu jeszcze nie mieli prawdziwego szkolenia ze sprzedaży, wszystkie z komunikacji w sprzedaży :))

czasami widzę prawdziwą ulgę w oczach doświadczonych (często przetrenowanych) sprzedawców, kiedy na początku szkolenia mówię im, że NIE BĘDĘ ich uczyć jak się komunikować, tylko o czym z rozmawiać z klientem i jak ogarnąć cały proces sprzedaży, jednym słowem co robić i jak, żeby zarobić :)
do tego rodzaju szkolenia to już niestety trzeba trochę doświadczenia zawodowego, może nie koniecznie do siwizny włącznie, ale jednak

czy to się da certyfikować? pewnie tak, ale ja nadal nie mogę załapać po co?
Tak jak napisał Zbyszek, wystarczy CV i rozmowa z klientem, podczas której widać jak na dłoni czy trener kuma czaczę czy nie ... a tak, zapomniałam, że większość trenerów sprzedaży niczego nie sprzedaje :) ich usługi sprzedają sprzedawcy w firmach szkoleniowych

No to ja już nie wiem, może faktycznie klient nie ma szans by zweryfikować trenera zanim go kupi, ale ja i tak bym klienta na siłę certyfikatami nie uszczęśliwiała :))Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.11.13 o godzinie 13:00
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
- jak zbudować od podstaw rzetelny system kształcenia zawodowego w zawodach, o których rozmawiamy (siła marketingu i ssanie z rynku)

Odwrócić kolejność w procesie rozwoju?
najpierw zostań specjalistą w jakiejś dziedzinie, a potem - jeśli wolisz uczyć niż to robić (albo zarządzać) - zostań trenerem - to jest logiczna ścieżka, kompetencje trenerskie są dość dobrze określone, wiele firm potrafi fajnie tego nauczyć, a na podbudowie specjalistycznych kompetencji to może naprawdę zadziałać
- odwrotnie, czyli najpierw zostań trenerem, a potem specjalistą w tym czego uczysz... no dla mnie to brzmi trochę dziwnie, ale to tak u nas działa
- jak przy tym uniknąć nadmiaru kontroli i zamykania rynku dla nowych unikając przy tym zbiurokratyzowania i prymatu urzędników

tego rynku nie da się zamknąć, i tak klienci kupią to co zechcą
- jak powiadomić o tym wszystkim szerokie grono klientów, aby wybierali tylko usługi opatrzone certyfikatem czyli żeby lepiej na tym wychodzili :-)

a czy klienci chcą na tym lepiej wychodzić? bo jeśli chcą, to wydaje mi, się że potrafią jednak dobrze wybrać :)
Co Twojej propozycji certyfikowania doświadczenia to nie bardzo rozumiem. Konsternacja.
Jako trener i jako superwizor spotykam się oczywiście z zabawnymi dość autoprezentacjami, kiedy ludzie liczący sobie lat 25-30 usilnie podkreślają swoje doświadczenie zawodowe, a z kolei ci 50+ kładą nacisk na swój ciągły rozwój i uczenie się, ale kładę to na karb silnie zakorzenionego stereotypu i jego uprzedzanie.
Jednak gdybym chciał kupić temat "Wykorzystanie potencjału rozwojowego pracowników 50+ we wdrażaniu zmiany w przedsiębiorstwie" to raczej wybrałbym trenera przynajmniej 40+, ale do tematu "Rozwój komunikacji interpersonalnej w przedsiębiorstwie w oparciu o nowoczesne technologie komunikacyjne" to może raczej kogoś digital native, a więc 30- ?

Piękne stereotypy :)
jestem żywym dowodem na to, że mógłbyś popełnić błąd - za szkolenie o wykorzystaniu potencjału 50+ bym się nie zabrała, bo się nie znam na tym, ale nowoczesne technologie w komunikacji - tutaj bym Cie zaskoczyła, założę się że bardziej niż nie jeden 30- :)))
Poza tym Artur, kiedyś trzeba zacząć, więc jak? Poza tym zawsze ktoś robi jakieś szkolenie (temat) jako pierwszy, a więc de facto tworzy je, trochę z niczego jakby, no to znaczy z głowy oczywiście, ot choćby model scrum w zarządzaniu projektami IT (jest już moda, próbuje się zwinne (agile) zarządzanie implementować w innych obszarach i dziedzinach, jest już nawet agile coaching).

Ale Zbyszku, sęk w tym, że dobrego szkolenia z agilnych metod zarządzania projektami IT nie stworzy się z głowy czyli z niczego :)
jestem mało odporna na widok jatki, więc nie chciałabym być świadkiem tego jak wychodzi przed grupę ludzi doświadczonych w pisaniu softu, taki początkujący trener, który sobie sam, "z głowy", przygotował szkolenie ze scruma
auć :)))
Może tu jest miejsce na certyfikację w pierwszym rozumieniu jak gdzieś o tym napisała Dorota, czyli certyfikat (uprawnienie) do prowadzenia szkoleń wg określonej metodologii i standardu, zamiast szkoleń "autorskich"?
(>>>)
Doroto, mam nadzieję wyprostujesz moje myślenie jeśli bardzo błądzę. Założenie, że jeśli dwa razy zachowam się tak samo, wobec dwóch różnych grup w dwóch różnych momentach, to dostanę takie same lub choćby podobne wyniki może być ledwie pobożnym życzeniem, ale założenie, że jeżeli dwóch różnych trenerów poprowadzi szkolenie wg podobnego scenariusza i metodologii w dwóch różnych grupach, to uzyskają podobny rezultat ma już jakiś sens.

Ne wiem jak to wygląda w innych organizacjach, u nas trener ma oczywiście scenariusz szkolenia, standardowe materiały, slajdy, określony standard realizacji szkolenia - ma jednak spory margines do modyfikacji, szczególnie w przypadku szkoleń dedykowanych dla konkretnego klienta (wszystkie ćwiczenia, studia przypadków itp. robimy na przykładach klientów)
Ale tak naprawdę chodzi o treść - model, podejście do sprzedaży, proces sprzedaży, narzędzia itp. - to wszystko trener musi opanować i rozumieć bardzo dogłębnie. Ja odkrywałam "amerykę" w tych szkoleniach które prowadzę przez kilka lat, ale minimum do tego by zostać trenerem w tej metodyce, to tak jak już wcześniej pisałam - obowiązkowe doświadczenie w sprzedaży i zarządzaniu sprzedażą B2B, a potem szkolenia własne, terminowanie u boku doświadczonego trenera CCS, konsulting u klientów , oraz trening praktyczny w sprzedaży tą metodą której się uczy :))
u nas nie ma trenerów- "sprzedawców w stanie spoczynku" :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.11.13 o godzinie 13:37

konto usunięte

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
Moim zdaniem niekoniecznie aż tak.
:) i całe szczęście, bo byłoby nudno.
Widzę to bardziej jako dbałość o standardy wykonywania zawodu.
to wszystko jest bardzo piękne w przypadku osób dbających o rzetelność, standardy, rozwój, osoby zawodowo uczciwe lub... przewidujące.
gdyby wszyscy byli tacy rozmawialibyśmy o innym systemie certyfikacji, a na "sprawdziany" patrzylibyśmy tylko z perspektywy rozwoju i podnoszenia jakości.
Tak to widzę nie tylko w swoim środowisku, także zwyczajnie u niektórych rzemieślników. Naprawdę cenię swój zawód, dobrze mi się z nim i z niego żyje, sporo zainwestowałem w swoje kompetencje, dbam o reputację i rozwój ... Byłoby mi wstyd, gdybym miał świadomie nadużyć jakichś elementów swojej roli zawodowej dla osobistych korzyści wykraczających poza te należne z tytułu świadczenia usług.
jw. gdyby tak wyglądało podejście wszystkich, klient miałby łatwiejszy wybór z założenia. teraz klient nie ma komfortu jaki daje pewność, że wybierając usługodawcę będzie współpracował z osobami dbającymi o swój warsztat i rzetelnymi. stąd między innymi pomysł certyfikacji, mający na celu "podczyszczenie" rynku.
Bez problemu poddaję się ocenie, nie tylko po każdym szkoleniu czy coachingu, nie tylko przez rynek, ale też przez moje zawodowe jury składające się z samych mistrzów, mimo że sam już "robię za mistrza" dla pewnej grupy ludzi skłonnych uważać się za moich uczniów ( a ja sam ich bez zażenowania jako takich akceptuję i jestem dumny z ich zawodowych osiągnięć).
ale przyznasz, że nie każdego stać na taki komfort jaki ma mistrz poddający się ocenie. a środowisko nie składa się tylko z mistrzów i przyjaznych komisji dbających o renomę zawodu.
No - jak mawiał Cezary Pazura w jakimś filmie. Albo zwyczajnie zaufanie, że są ludzie przyjmujący wysokie standardy i przy tym sami się do nich stosują.
Co prawda podobno już Włodzimierz Iljicz zwykł był mawiać, że zaufanie dobra rzecz, ale kontrola jeszcze lepsza ... Niekończąca się hierarchia kontroli to kafkowski klimat oparty na absurdzie nieufności. Nie idę tą drogą.
ja też nie. od pierwszych wpisów zwracam uwagę na zagrożenie piętrowaniem kontroli, które nie wnoszą nic poza nowymi etatami i tonami certyfikatów. :)
dlatego próbuję najpierw zrobić analizę problemu zanim się zabiorę za naprawę... lub jej zaniecham. w ramach ćwiczenia, dodam. i dlatego, że od dawna nie prowadziłam na GL tak ciekawej dyskusji.
Z tego co piszesz potem niżej Kasiu odpowiem tylko na Twoje pytanie. Reszta to jednak jakby głośne myślenie "co byłoby ewentualnie można, gdyby ...", a nie chcę mnożyć warunków oceny wiarygodności. Coś wybieram i na coś się decyduję, a z czegoś innego rezygnuję.
żeby wybrać muszę wiedzieć co teraz i co potem. :) i tych informacji domaga się mój mózg żeby konkretnie rozmawiać o certyfikacji.
dopóki nie zostanie to określone będziemy pływać od jednego znanego nam przykładu do drugiego. i każde pewnie z łatwością znajdzie kontrprzykład lub kontrargument.
w zakresie mojej pracy wiem co teraz, czego brakuje, czego bym oczekiwała po certyfikacji. ale z powodu szeroko zarzuconych sieci mamy do omówienia kilka zawodów i niezliczoną liczbę ludzkich postaw, które często są powodem dodatkowych systemów "ochrony" zawodu i klienta.
Klient i tak zadba o siebie tak samo jak robimy to kupując to czy owo - porównujemy, oceniamy markę, renomę, szukamy rekomendacji i referencji od użytkowników, zbieramy opinie w internecie, wreszcie polegamy na swoich zmysłach, intuicji, analizie ... i próbujemy zwiększyć pewność swojej decyzji, choć nie zawsze uda się zwiększyć trafność. Jakieś ryzyko istnieje zawsze. Probabilistyka.
o tym piszę od początku. :) żaden system certyfikacji nie uchroni klienta przed... myśleniem.
Acha, jakieś 30 lat temu przeczytałem sztukę Thomasa Bernharda pt.: "Naprawiacz świata" i od tamtej pory jakoś sam nie chcę, ale dbam o ten kawałek dokoła siebie.
też staram się nie naprawiać całego świata. ale skoro dyskusja dotyczy szerokiego spectrum to argumentów nie ograniczam. dyskutuję tutaj szukając plusów, minusów, rozwiązań i zagrożeń. przy okazji ucząc się i układając sobie pewne rzeczy.
ponieważ nie planuję uruchamiania systemu certyfikacji bawię się możliwościami i szukam dziur w całym. robię to w ramach swobodnej rozmowy, bez forsowania własnych pomysłów, bo sama szukam za i przeciw. kiedy zacznie to być męczące, proszę o sygnał. :)
Certyfikacja w moim przypadku to nie jest żaden test wiedzy. Co Ty z tą wiedzą, Kasiu? :-)
widocznie głód. :)
a poważnie, ta "wiedza" to szerokie pojęcie nawiązujące do tematu wątku. już o tym rozmawialiśmy - skrót na potrzeby wątku sobie zrobiłam.
Choć może być jakimś elementem, jak mam teraz w studium coachingu. Certyfikacja w moim przypadku to sprawdzian umiejętności (bardzo szeroki wachlarz), zastosowania i wykorzystania wiedzy, świadomości pracy (celów, procesu, metod, decyzji, relacji i reakcji) i samoświadomości (wpływu, zmiany, emocji, rzutowania osobistych wartości i kalkowania zachowań), odpowiedzialności, rzetelności ale też kunsztu, etyki zawodowej, własnych granic i wielu innych, jednych sprecyzowanych i konkretnych, innych wyłaniających się w trakcie, a składających się nie tylko na sprawność i skuteczność.
i na tym przykładzie widać jak różnie można patrzeć na certyfikację w zależności od profesji i jak różnie rozkładają się akcenty pomiędzy, na przykład, trenerem a projektopisem. ba, te różnice wyjdą nawet w przypadku projektopisa od projektów inwestycyjnych i tego od szkoleniowych. inna materia, inny rodzaj kontaktu z klientem, inne zadania...
właśnie takie różnice mnie rozpraszają i nie pozwalają zobaczyć celowości "systemu certyfikacji" jako takiego. bo to się nie daje zunifikować. dlatego sobie pływam po argumentach szukając, przy Waszej pomocy, schematu który mi pozwoli podzielić jedno, połączyć drugie, określić problemy i... poszukać rozwiązania. dlatego od początku pytam uparcie o to co, jak i kto. :)
i jeszcze jedno - systemy dobrowolne są dobre, ale nie są odpowiedzią na problemy postawione na początku wątku - na falę złych, kiepsko wykształconych, niedoświadczonych "nauczycieli". skoro certyfikacja ma być lekiem na tę chorobę i w założeniu, odciążać klienta w podejmowaniu decyzji to... dobrowolna certyfikacja niewiele pomoże. chyba, że klient nauczy się oceniać to co kupuje.
A co jest albo byłoby?
"chyba, że klient nauczy się oceniać to co kupuje." :)
Moim zdaniem już pomaga, bo wciąż więcej i więcej ludzi ubiega się dobrowolnie o sprawdzenie swoich kompetencji dla uzyskania rekomendacji.
pod warunkiem, że to się opłaca. z tych lub innych powodów.
rozmawialiśmy wcześniej o rynkowych "paprusach". co ich skłoni do certyfikacji? przymus albo klient. co jeszcze?
A co do klientów to wciąż się uczymy - pieniądze zainwestowane procentują, pieniądze wydane nie.
i tu jest pies pogrzebany. dopóki odbiorca nie wie co i po co kupuje będzie najczęściej wybierał tanie (albo modne). jakość doceni wtedy, kiedy będzie umiał zaplanować inwestycję. wtedy uzna, że 200 złotych wydanych na kiepskie szkolenie to 200 złotych wyrzucone. i zrezygnuje ze szkolenia lub... poczeka, odłoży i pójdzie na szkolenie dające zwrot z inwestycji.
Zbigniew Heryng

Zbigniew Heryng Psycholog, trener,
coach.

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Dorota B.:
Artur K.:
Dorota B.:
czy możemy doprecyzować co miałoby podlegać ocenie w procesie certyfikacji?
- to czy umiem uczyć?
- to czy znam się na tym czego uczę?
Jakie doświadczenie mam w obszarach w których uczę

W mojej opinii jakoś tak miałoby to wyglądać.

No to jest kłopot.
Ten temat wciąż wraca jak bumerang - czy trener musi mieć doświadczenie w tym czego uczy?
Jeśli uczy umiejętności społecznych, to prawdopodobnie ma jakieś własne doświadczenia w tym obszarze :) - ale nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać certyfikacja doświadczenia w używaniu umiejętności społecznych :)
To raczej widzę w kontakcie bezpośrednim - czy sam zachowuje się zgodnie z tym jak mówi?
Niedawno miałem dwudniowe zajęcia z psychologii emocji. Prowadzący pewnie dostałby certyfikat z emocjonalnej kontroli zachowania, ale poza tym? Kiedy mówił o procesie i dynamice emocji lub podobnych "żywych i poruszających" sprawach jego ekspresja była usypiająco jednostajna, sztywna, stłumiona, choć po drganiach mięśni twarzy i jej zabarwieniu można byłoby domyślać się, że jest to temat badawczy jego życia, ale ... i wiedzę miał ogromną ...
co ciekawe nawet znajomością biznesu szkoleniowego za bardzo niektórzy pochwalić się nie mogli, bo będąc freelancerami od zawsze, nawet pozarządzać nikim nie mieli okazji (ok, sobą zarządzać to tez jest wyzwanie, wiem :))
Podtrzymuję Twoją opinię, a wzmocnię - sobą i na własny rachunek, zarządzając swoim biznesem w całym procesie sprzedażowym, nie tylko poprzez "gotowe" zlecenia roboty przez pośredników.
U nas najpierw zostaje się trenerem :))) a dopiero potem zastanawia czego uczyć - albo i nie, bo w zasadzie dlaczego nie wszystkiego, czego sobie klient zażyczy :)
Jednak przecież nie o same szkolenia biznesowe chodzi, prawda? Często idzie o umiejętności bardziej uniwersalne? Ze mną akurat tak było, że najpierw trener, potem swój nieduży biznes, ale zgadzam się, żeby nie ze wszystkiego, chociaż takim inteligentny i tak szybko wciąż się uczę ...
co gorsza trenerzy naprawdę wierzą w to, że wystarczy że się człowiek będzie sprawnie komunikował i pozna parę sztuczek (nazywanych technikami) żeby być skutecznym sprzedawcą
a potem klienci mówią "szkolenia ze sprzedaży nie działają" - bo w życiu jeszcze nie mieli prawdziwego szkolenia ze sprzedaży, wszystkie z komunikacji w sprzedaży :))
Co prawda, to prawda, ale że prawda w oczy kole...
o czym z rozmawiać z klientem i jak ogarnąć cały proces sprzedaży, jednym słowem co robić i jak, żeby zarobić :)
do tego rodzaju szkolenia to już niestety trzeba trochę doświadczenia zawodowego, może nie koniecznie do siwizny włącznie, ale jednak
Bardzo podzielam takie podejście, sam kiedy nie starczają mi kompetencje typu "jak?" zapraszam do pary trenerów z doświadczeniem sprzedażowym typu "co?" i pracujemy razem, albo zlecam po prostu, albo oddaję klienta. Nie idzie tylko o to w końcu, że można coś zarobić na kliencie, nieprawdaż? Nawet jak nadciąga termin spłaty raty kredytu hipotecznego, za nim przywieje termin płatności za ogrzewanie, prąd … i ZUS … a na dobitek jeszcze podatki …
czy to się da certyfikować? pewnie tak, ale ja nadal nie mogę załapać po co?
Tak jak napisał Zbyszek, wystarczy CV i rozmowa z klientem, podczas której widać jak na dłoni czy trener kuma czaczę czy nie ... a tak, zapomniałam, że większość trenerów sprzedaży niczego nie sprzedaje :) ich usługi sprzedają sprzedawcy w firmach szkoleniowych
To tych nazywam freelancerami. Z trenerami jest często jak z coachami jak wiem z doświadczenia, jest tylu z pięknymi certyfikatami, naprawdę kompetentnych, tylko jeden szkopuł - jakoś sprzedać tego nie potrafią, czyli klienci za mało ich kupują. Sam byłem kiedyś naiwny sądząc, że skoro jestem taki dobry to obejdę się bez tego całego marketingu, autopromocji, w końcu być Trenerem czy Coachem to zdecydowanie coś więcej niż być sprzedawcą ...

No to ja już nie wiem, może faktycznie klient nie ma szans by zweryfikować trenera zanim go kupi, ale ja i tak bym klienta na siłę certyfikatami nie uszczęśliwiała :))
Na szczęście jakoś moi Klienci to potrafią i wybierają czasem mnie, a nie zawsze kogoś innego ... :-)
Zbigniew Heryng

Zbigniew Heryng Psycholog, trener,
coach.

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Dorota B.:
Zbigniew H.:
- jak zbudować od podstaw rzetelny system kształcenia zawodowego w zawodach, o których rozmawiamy (siła marketingu i ssanie z rynku)

Odwrócić kolejność w procesie rozwoju?
najpierw zostań specjalistą w jakiejś dziedzinie, a potem - jeśli wolisz uczyć niż to robić (albo zarządzać) - zostań trenerem - to jest logiczna ścieżka, kompetencje trenerskie są dość dobrze określone, wiele firm potrafi fajnie tego nauczyć, a na podbudowie specjalistycznych kompetencji to może naprawdę zadziałać
- odwrotnie, czyli najpierw zostań trenerem, a potem specjalistą w tym czego uczysz... no dla mnie to brzmi trochę dziwnie, ale to tak u nas działa
Jak sądzę obie ścieżki godne uwagi, choć inaczej kręte :-) Sam zaczynałem od trenera grupowego treningu psychologicznego, ale nie zasypiałem gruszek w popiele przez te dwadzieścia z górą lat.
Jako trener i jako superwizor spotykam się oczywiście z zabawnymi dość autoprezentacjami, kiedy ludzie liczący sobie lat 25-30 usilnie podkreślają swoje doświadczenie zawodowe, a z kolei ci 50+ kładą nacisk na swój ciągły rozwój i uczenie się, ale kładę to na karb silnie zakorzenionego stereotypu i jego uprzedzanie.
Jednak gdybym chciał kupić temat "Wykorzystanie potencjału rozwojowego pracowników 50+ we wdrażaniu zmiany w przedsiębiorstwie" to raczej wybrałbym trenera przynajmniej 40+, ale do tematu "Rozwój komunikacji interpersonalnej w przedsiębiorstwie w oparciu o nowoczesne technologie komunikacyjne" to może raczej kogoś digital native, a więc 30- ?

Piękne stereotypy :)
jestem żywym dowodem na to, że mógłbyś popełnić błąd - za szkolenie o wykorzystaniu potencjału 50+ bym się nie zabrała, bo się nie znam na tym, ale nowoczesne technologie w komunikacji - tutaj bym Cie zaskoczyła, założę się że bardziej niż nie jeden 30- :)))
Czyli w sumie zgadzamy się? Nawet jeśli jesteś już 40+? :-) Podszedłem łagodnie do tej cezury, bo wiem od Klientów z "mojej klasy", że jednak moje 50+ było w ich przypadku kluczem do podjęcia decyzji ... ale przecież pracuję też skutecznie z ludźmi naprawdę młodymi ... ale nie w nowoczesnych technologiach :-)
Poza tym Artur, kiedyś trzeba zacząć, więc jak? Poza tym zawsze ktoś robi jakieś szkolenie (temat) jako pierwszy, a więc de facto tworzy je, trochę z niczego jakby, no to znaczy z głowy oczywiście, ot choćby model scrum w zarządzaniu projektami IT (jest już moda, próbuje się zwinne (agile) zarządzanie implementować w innych obszarach i dziedzinach, jest już nawet agile coaching).

Ale Zbyszku, sęk w tym, że dobrego szkolenia z agilnych metod zarządzania projektami IT nie stworzy się z głowy czyli z niczego :)
jestem mało odporna na widok jatki, więc nie chciałabym być świadkiem tego jak wychodzi przed grupę ludzi doświadczonych w pisaniu softu, taki początkujący trener, który sobie sam, "z głowy", przygotował szkolenie ze scruma
auć :)))
Pełna zgoda, nie może być początkujący moim zdaniem i nie powinien ze scruma, to pewnie byłaby masakra, choć tak na 100% nie powiem, może geniusz / odkrywca / innowator? Jednak ktoś po raz pierwszy takie szkolenia zaczął robić, nieprawdaż? Nie miał gotowych wzorców, prawdopodobnie? Eksperymentował, zapewne? Wypracował metodologię, chyba?
Jakie miał kompetencje uwiarygadniające, to inna kwestia w tym wątku.
Z drugiej strony na ile niezbędne jest doświadczenie w pisaniu softu do przeprowadzenia nie wiem - mediacji w zespole? wyczyszczenia wzajemnych relacji? zniwelowania barier personalnych w komunikacji wewnętrznej? Pewnie może się przydać, ale na 100% też nie zgodzę się, bywa jednak, że klient przede wszystkim bierze doświadczonego psychologa biznesu, reszta może stanowić "wartość dodaną"?
Może tu jest miejsce na certyfikację w pierwszym rozumieniu jak gdzieś o tym napisała Dorota, czyli certyfikat (uprawnienie) do prowadzenia szkoleń wg określonej metodologii i standardu, zamiast szkoleń "autorskich"?
(>>>)
>
Ale tak naprawdę chodzi o treść - model, podejście do sprzedaży, proces sprzedaży, narzędzia itp. - to wszystko trener musi opanować i rozumieć bardzo dogłębnie. Ja odkrywałam "amerykę" w tych szkoleniach które prowadzę przez kilka lat, ale minimum do tego by zostać trenerem w tej metodyce, to tak jak już wcześniej pisałam - obowiązkowe doświadczenie w sprzedaży i zarządzaniu sprzedażą B2B, a potem szkolenia własne, terminowanie u boku doświadczonego trenera CCS, konsulting u klientów , oraz trening praktyczny w sprzedaży tą metodą której się uczy :))
u nas nie ma trenerów- "sprzedawców w stanie spoczynku" :)
I to jest ta podstawowa ścieżka kształcenia umiejętności zawodowych dzisiaj, ale też efekt specjalizacji, jak sądzę. 20 lat temu każde szkolenie grupowe prawie to było coś nowego w biznesie. Komunikacja, kreatywność, asertywność, obsługa klienta, sprzedaż i tak dalej to była też praca nad zmianą mentalności i nawyków na bardziej rynkowe, takie pro-klienckie, po czasach rynku producenta, urzędnika, kupowaniu przez znajomości w sklepach tego "co rzucili". Rynek oczywiście dojrzał, pewne zachowania stały się oczywiste, więc teraz standard zachowania się staje się też coraz powszechniej elementem wizerunku i reputacji dostawcy, marki, strategii, a wszystko to w kontekście konkurencji, wojny marketingowej, psychologii konsumenta.
Dodam nieśmiało etykę biznesu, jego społeczną odpowiedzialność, czarny PR internetowy ... Nie jest tak łatwo sprzedać cokolwiek :-) tzn. sprawić, żeby klient kupił właśnie u nas ... :-) Często naprawdę trzeba się postarać, więc potrzeba coraz bardziej zaawansowanych czy wyspecjalizowanych szkoleń.Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.11.13 o godzinie 15:04
Zbigniew Heryng

Zbigniew Heryng Psycholog, trener,
coach.

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Katarzyna B.:
Zbigniew H.:
Widzę to bardziej jako dbałość o standardy wykonywania zawodu.
gdyby wszyscy byli tacy rozmawialibyśmy o innym systemie certyfikacji, a na "sprawdziany" patrzylibyśmy tylko z perspektywy rozwoju i podnoszenia jakości.
I na takich ludziach się skupiamy, może swoją żelazną konsekwencją jednak coś zmienimy?
Tak to widzę nie tylko w swoim środowisku, także zwyczajnie u niektórych rzemieślników. Naprawdę cenię swój zawód, dobrze mi się z nim i z niego żyje, sporo zainwestowałem w swoje kompetencje, dbam o reputację i rozwój ... Byłoby mi wstyd, gdybym miał świadomie nadużyć jakichś elementów swojej roli zawodowej dla osobistych korzyści wykraczających poza te należne z tytułu świadczenia usług.
jw. gdyby tak wyglądało podejście wszystkich, klient miałby łatwiejszy wybór z założenia. teraz klient nie ma komfortu jaki daje pewność, że wybierając usługodawcę będzie współpracował z osobami dbającymi o swój warsztat i rzetelnymi. stąd między innymi pomysł certyfikacji, mający na celu "podczyszczenie" rynku.
Nie chcę zmieniać świata, jak już rzekłem, ale pilnuję swojego obejścia. Może co dobrego z tego wynika szerzej? Mam taką nadzieję w przypadku moich uczniów ze szkół trenerów. Stara taka rzemieślnicza zasada znaczyła, że Mistrz uczył uczniów i czeladników nie tylko wiedzy zawodowej, umiejętności zawodowych, postaw, ale też wartości związanych z tym zawodem i szacunku do niego. Sęk w tym, że biznes ma skłonności do zamieniania wszystkich wartości na pieniądze i są ludzie, którzy przez swoją niecierpliwość i brak pokory (albo opaczne rozumienie wolności lub równości?) chcą mieć już, bo mają do tego prawo przecież. Każdy chciałby być jak mistrz, ale bez tej całej uprzedniej drogi do mistrzostwa?
ale przyznasz, że nie każdego stać na taki komfort jaki ma mistrz poddający się ocenie. a środowisko nie składa się tylko z mistrzów i przyjaznych komisji dbających o renomę zawodu.
Są ludzie, którzy tak mnie traktują, a to i tak niełatwa rola, zapewniam Cię - a nie, że sam mam się za mistrza, ja się wciąż uczę! Z doskonaleniem się jest pewnie jak z krzywą asymptotyczną, tzn. osiąga ona asymptotę, ale w w nieskończoności. :-) Ciekawość, ot co mnie wciąż napędza.
A te komisje wcale nie są z natury przyjazne, te moje są rzeczowe i rzetelne.
i dlatego, że od dawna nie prowadziłam na GL tak ciekawej dyskusji.
Wielkie dzięki, to zadziwiająco nieczęste dzisiaj, a przecież można tak wspólnie dociekać, zamiast się w kółko kłócić ...
żeby wybrać muszę wiedzieć co teraz i co potem. :) i tych informacji domaga się mój mózg żeby konkretnie rozmawiać o certyfikacji.
OK, rozumiem i przyjmuję, też zdarza mi się lepiej rozumieć o co mi chodzi, kiedy już zasnuję myśl jakąś, czasem odkrywam wiedzę zawartą w samym języku.
dyskusja dotyczy szerokiego spectrum to argumentów nie ograniczam. dyskutuję tutaj szukając plusów, minusów, rozwiązań i zagrożeń. przy okazji ucząc się i układając sobie pewne rzeczy.
Zgadzam się, potrafimy szeroko, ale czasem trzeba do brzegu.
I też się uczę, dziękuję, choć - mieszając wątek - raczej nie dlatego, że wiesz więcej :-)
i na tym przykładzie widać jak różnie można patrzeć na certyfikację w zależności od profesji
A co do klientów to wciąż się uczymy - pieniądze zainwestowane procentują, pieniądze wydane nie.
i tu jest pies pogrzebany. dopóki odbiorca nie wie co i po co kupuje będzie najczęściej wybierał tanie (albo modne).
lub... poczeka, odłoży i pójdzie na szkolenie dające zwrot z inwestycji.

Bywa różnie. Jak pytam kto kupuje same najtańsze rzeczy to nikt nie potwierdza. Sam jakoś nigdy nie miałem skłonności do taniochy, nawet jeśli mnie nie było za bardzo stać.
Jak sądzę potrzebujemy bardziej świadomie podchodzić do kwestii swoich pieniędzy, bez wstydu z jednej, a zażenowania z drugiej strony, bez obrzydzenia, ale i bez pyszałkowatości.
Wyjść poza schemat typu "biedny dwa razy wydaje" a bogatemu "to się i byk ocieli", bo "pieniądze szczęścia nie dają - ale tylko tym, którzy ich nie mają" jak podobno mawiają Francuzi.
Jak mawiał słynny kasiarz Kwinto, dlaczego włamywał się do banków? Ano "powód był tylko jeden, bo tam były pieniądze." Tak samo jest z naszym rynkiem - ludzie zainwestowali spore pieniądze w jakieś kompetencje trenerskie czy coachingowe i chcą szybkiego zwrotu z tej inwestycji, więc ruszają w rynek, bo one tam są. Czy są skłonni zamienić wszystkie wartości na pieniądze? Wierzę, że nie. Czy należy wydawać certyfikaty na te pieniądze? Nie mam takiego przekonania.
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
Jednak przecież nie o same szkolenia biznesowe chodzi, prawda? Często idzie o umiejętności bardziej uniwersalne? Ze mną akurat tak było, że najpierw trener, potem swój nieduży biznes, ale zgadzam się, żeby nie ze wszystkiego, chociaż takim inteligentny i tak szybko wciąż się uczę ...

to prawda, nie każdy trener pracuje dla biznesu, czasami chodzi o umiejętności bardziej uniwersalne
jednak co było pierwsze w Twoim przypadku - kurs trenerski czy studia psychologiczne? :)

ścieżki kariery bywają pokrętne, wiem, ale nawet nauczyciel przedmiotu w liceum zwykle najpierw kończy studia specjalistyczne, a do tego dopiero dokłada kompetencje pedagogiczne
a moze wystarczyłby nauczycielowi kurs pedagogiczny, szczere chęci i przeczytanie przed lekcją jakiejs książki na temat?
powierzylibyście takiemu nauczycielowi edukację swoich dzieci? za pieniądze? :))

czy to się da certyfikować? pewnie tak, ale ja nadal nie mogę załapać po co?
Tak jak napisał Zbyszek, wystarczy CV i rozmowa z klientem, podczas której widać jak na dłoni czy trener kuma czaczę czy nie ... a tak, zapomniałam, że większość trenerów sprzedaży niczego nie sprzedaje :) ich usługi sprzedają sprzedawcy w firmach szkoleniowych
To tych nazywam freelancerami. Z trenerami jest często jak z coachami jak wiem z doświadczenia, jest tylu z pięknymi certyfikatami, naprawdę kompetentnych, tylko jeden szkopuł - jakoś sprzedać tego nie potrafią, czyli klienci za mało ich kupują. Sam byłem kiedyś naiwny sądząc, że skoro jestem taki dobry to obejdę się bez tego całego marketingu, autopromocji, w końcu być Trenerem czy Coachem to zdecydowanie coś więcej niż być sprzedawcą ...

o co to to nie, nie zgodzę się że to "coś więcej" - to coś innego, inna praca
zabrzmiało jakby trener był kimś lepszym
każdego trenera który tak myśli zagoniłabym na parę lat do pracy w sprzedaży, żeby nabrał szacunku :))
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
20 lat temu każde szkolenie grupowe prawie to było coś nowego w biznesie. Komunikacja, kreatywność, asertywność, obsługa klienta, sprzedaż i tak dalej to była też praca nad zmianą mentalności i nawyków na bardziej rynkowe, takie pro-klienckie, po czasach rynku producenta, urzędnika, kupowaniu przez znajomości w sklepach tego "co rzucili". Rynek oczywiście dojrzał, pewne zachowania stały się oczywiste, więc teraz standard zachowania się staje się też coraz powszechniej elementem wizerunku i reputacji dostawcy, marki, strategii, a wszystko to w kontekście konkurencji, wojny marketingowej, psychologii konsumenta.
Dodam nieśmiało etykę biznesu, jego społeczną odpowiedzialność, czarny PR internetowy ... Nie jest tak łatwo sprzedać cokolwiek :-) tzn. sprawić, żeby klient kupił właśnie u nas ... :-) Często naprawdę trzeba się postarać, więc potrzeba coraz bardziej zaawansowanych czy wyspecjalizowanych szkoleń.

ze szkoleniami ze sprzedazy jest gorzej niż piszesz - tu nie chodzi o korekte zachowań, tylko o normalne szkolenie zawodowe
ciągle mam na szkoleniach ludzi, którzy sprzedażą zarabiają na życie od paru lat, a wciąż nie mają jasności na czym polega ich praca, są sfrustrowani, znerwicowani, nie mają kontroli nad swoim życiem, bo czasami coś wychodzi, ale częściej jednak nie
dużo bym na ten temat mogła pisać, nie chcę zanudzać kolegów trenerów :)

konto usunięte

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Zbigniew H.:
I na takich ludziach się skupiamy, może swoją żelazną konsekwencją jednak coś zmienimy?
i tu chyba rozeszły się nasze drogi w pewnym momencie. pierwsze wpisy w wątku "zagoniły" mnie w obszar osób i firm, które powinno się certyfikować bo się w ten czy inny sposób wymknęły spod kontroli. może nie mają dostatecznych umiejętności, brak im doświadczenia czy niezbędnej wiedzy, ale szkolą, uczą, doradzają. i nie ważne czy klient przychodzi do nich, bo jest tanio czy dlatego, że potrafią czarować słowem. potrafią namówić na usługi, ale nie dają usługi, nazwijmy ją skrótowo, wartościowej. tym samym wpływają na wiarygodność branży, obniżenie jej prestiżu... w efekcie uzyskują efekt ekonomiczny, ale jednocześnie psują rynek.

o ścieżkę dobrowolnej certyfikacji dla osób dbających o swój rozwój, jakość pracy, szanujących klienta boję się mniej więc się na niej mniej skupiłam. w przypadku tej grupy widzę natomiast pewne zagrożenia w przypadku narzuconej, obowiązkowej certyfikacji. nie ze względu na sam fakt przymusu tylko ze względu na brak wyboru pomiędzy systemami certyfikacji. zamknięcie systemu oceny w obszarze jednej jedynej jakości ogranicza/może ograniczać. podając przykład tego o czym piszę - efekt zamiany dobrze działającego dobrowolnego systemu certyfikacji, o którym wcześniej pisałeś, na jeden z góry narzucony system "krajowy".
Nie chcę zmieniać świata, jak już rzekłem, ale pilnuję swojego obejścia. Może co dobrego z tego wynika szerzej? Mam taką nadzieję w przypadku moich uczniów ze szkół trenerów. Stara taka rzemieślnicza zasada znaczyła, że Mistrz uczył uczniów i czeladników nie tylko wiedzy zawodowej, umiejętności zawodowych, postaw, ale też wartości związanych z tym zawodem i szacunku do niego. Sęk w tym, że biznes ma skłonności do zamieniania wszystkich wartości na pieniądze i są ludzie, którzy przez swoją niecierpliwość i brak pokory (albo opaczne rozumienie wolności lub równości?) chcą mieć już, bo mają do tego prawo przecież. Każdy chciałby być jak mistrz, ale bez tej całej uprzedniej drogi do mistrzostwa?
i ta ostatnia grupa chyba była przyczynkiem do pomysłu systemu certyfikacji. grupa, która ma ciągoty do przeskakiwania pewnych etapów, "kupowania" uprawnień, nie jest skupiona na doskonaleniu warsztatu. bo skoro chcemy certyfikować, to znaczy że nie przekonuje nas to co w obszarze dokumentowania umiejętności zawodowych nazbierali usługodawcy.
Są ludzie, którzy tak mnie traktują, a to i tak niełatwa rola, zapewniam Cię - a nie, że sam mam się za mistrza, ja się wciąż uczę! Z doskonaleniem się jest pewnie jak z krzywą asymptotyczną, tzn. osiąga ona asymptotę, ale w w nieskończoności. :-) Ciekawość, ot co mnie wciąż napędza.
A te komisje wcale nie są z natury przyjazne, te moje są rzeczowe i rzetelne.
Zbyszek, to co napisałam wcześniej nie było z najmniejszym stopniu zaczepne, lekceważące czy ironiczne. Wiem/domyślam się jak ciężka jest rola odpowiedzialnego mistrza i nie użyłam określenia mistrz żeby sugerować, że to osoba odcinająca kupony. Określenie mistrz powtórzyłam za twoją wypowiedzią po to żeby pokazać różnicę pomiędzy sytuacją kiedy "sprawdzana" jest osoba znana i uznana na rynku, doświadczona, posiadająca w opinii innych pozycję mistrza itp... a sytuacją osoby, która jest na początku tej drogi.
co do słowa "przyjazny", to rozumiem je jako stwarzający odpowiednie, komfortowe warunki do prawidłowej oceny, pracy itp. nie użyłam słowa przyjazny w znaczeniu łatwiejszy, a już z pewnością nie w znaczeniu ułatwiający po znajomości. :)
Zgadzam się, potrafimy szeroko, ale czasem trzeba do brzegu.
I też się uczę, dziękuję, choć - mieszając wątek - raczej nie dlatego, że wiesz więcej :-)
cóż... mnie chyba nikt nie nazwał mistrzem. jestem skutecznym rzemieślnikiem, którego czasami nazywają ekspertem. :)
ja tam bezczelnie i garściami czerpię z twojej "wiedzy więcej". bo znajduję obszary, w których wiesz więcej (patrzysz inaczej/oceniasz z innej perspektywy/kojarzysz z innymi rozwiązaniami bądź procesami). chociaż czasami są to obszary, które roboczo nazywam "lewitujące", i które powodują u mnie natychmiastową potrzebę złapania się jakiegoś konkretu i stanięcia mocno na ziemi. :)
Bywa różnie. Jak pytam kto kupuje same najtańsze rzeczy to nikt nie potwierdza. Sam jakoś nigdy nie miałem skłonności do taniochy, nawet jeśli mnie nie było za bardzo stać.
Jak sądzę potrzebujemy bardziej świadomie podchodzić do kwestii swoich pieniędzy, bez wstydu z jednej, a zażenowania z drugiej strony, bez obrzydzenia, ale i bez pyszałkowatości.
Wyjść poza schemat typu "biedny dwa razy wydaje" a bogatemu "to się i byk ocieli", bo "pieniądze szczęścia nie dają - ale tylko tym, którzy ich nie mają" jak podobno mawiają Francuzi.
Jak mawiał słynny kasiarz Kwinto, dlaczego włamywał się do banków? Ano "powód był tylko jeden, bo tam były pieniądze." Tak samo jest z naszym rynkiem - ludzie zainwestowali spore pieniądze w jakieś kompetencje trenerskie czy coachingowe i chcą szybkiego zwrotu z tej inwestycji, więc ruszają w rynek, bo one tam są. Czy są skłonni zamienić wszystkie wartości na pieniądze? Wierzę, że nie. Czy należy wydawać certyfikaty na te pieniądze? Nie mam takiego przekonania.
i ta walka jakości z chęcią zrobienia biznesu jest często wyjściem do dyskusji o certyfikacji.
Sabina B.

Sabina B. Business Development
Manager CEE at APMG
International

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

.Ten post został edytowany przez Autora dnia 27.08.14 o godzinie 14:44

konto usunięte

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się Państwo, dlaczego niektórzy ogłoszeniodawcy nie umieszczają swoich ogłoszeń w działach do tego przeznaczonych, tylko wpychają je do wątków dyskusyjnych? Czy są tak głupi czy tak bezczelni i nie szanują innych?

Czy zastanawialiście się Państwo, dlaczego tyle ogłoszeń na GL ma treść jakby były kierowane do ludzi niedorozwiniętych umysłowo?

To tyle. Formularza nie będzie :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 27.08.14 o godzinie 13:47
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Piotr S.:
Bardzo dobry image Piotr.

ps. mam na myśli zdjęcie:)Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.08.14 o godzinie 10:42

konto usunięte

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Artur K.:
Piotr S.:
Bardzo dobry image Piotr.

ps. mam na myśli zdjęcie:)

Pasuje do moich wpisów... niektórych :)))Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.08.14 o godzinie 13:03
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Trenerzy, doradcy, konsultanci, coache i mentorzy

Piotr S.:
Artur K.:
Piotr S.:
Bardzo dobry image Piotr.

ps. mam na myśli zdjęcie:)

Pasuje do moich wpisów... niektórych :)))
Najważniejsze to być spójnym:)

Następna dyskusja:

A jak sie trenerzy "dokszta...




Wyślij zaproszenie do