Temat: Rozmowy kwalifikacyjne
Już jestem. Przepraszam. Musiałam zaponować nad dziećmi.
Maria K.:
Aneto, znów między wierszami sugerujesz, że jestem mało inteligentna i mało kompetentna. Nie mam ochoty tak rozmawiać.
Mario, po pierwsze: po czym wznosisz? Po drugie: rozdzieliłabym dwie rzeczy: inteligencję od kompetencji.
Np.: bardzo błyskotliwy (inteligentny) strateg – mistrz w tej materii, zwyczajnie „zgrzeje się”, kiedy każesz mu zrobić plan kont księgowych dla np. spółki akcyjnej. On po prostu nie ma właściwych kompetencji. Zatem - konsekwentnie rozdzielając ww. materie na składowe – z pewnością nie imputuje Ci braku inteligencji…
Teraz podałaś argument, wcześniej podważałaś moje podejście, nawet go nie znając.
Co rozumiesz, przez słowa - "co do zasady powinno być osadzone"?. Czy chcesz przez to powiedzieć, że to jedyny model właściwy?
Klasyczny model amerykańskiego interview - ja stosuję inny, o czym napisałam. Stosuję wywiad kompetencyjny, a klasyczny, jeśli dobrze rozumiem, co masz na myśli, zdezawuował się dawno i budzi spore zastrzeżenia w biznesie od lat 90tych...
Jeśli nie stosujesz stresu, zatrudniasz „blenderów” - tak mawiają amerykańscy headhunterzy (jak wiesz: prekursorzy). Ja z tą tezą w pełni się utożsamiam. Poza tym, zawsze przepłacasz przy rekrutacji. Nie robisz czegoś, co dla Twojego mo- / pra-codawcy powinno być kluczowe (obniżanie ich oczekiwań finansowych), zwłaszcza w dzisiejszych czasach (abstrahując od standingu Twojej branży).
Niemniej z innego Twojego postu, w którym przywołujesz przykład asystentki, faktycznie strata to nie wielka. Ale spróbuj przepłacić za członka zarządu. Nie popracujesz nazbyt długo…
BTW: My w „asystentkach nie robimy”. Stąd mogę sie znać... ;-)
Nie jest niezbędne. To raz. Nie sprawdzam - to dwa. Bo skąd wiesz, że kandydat jest czy nie jest odporny na stres bombardując go pytaniami? :)
Przepraszam Cię Mario, ale to pytanie jest jednak nieco naiwne… Mam ochotę odpowiedzieć Ci: po zdjęciu.;-)
A na poważnie: ano właśnie stąd, że po pytaniach „technicznych” - tzw. counterach kandydat nie tylko "nie oddaje”, ale wręcz kontynuuje wątki,, rozpędza się”. To daje jednoznaczny ogląd dwóch rzeczy: jego doświadczeń w danej przestrzeni biznesowej, a dwa - jego pełnej kontroli emocji (ergo: braku stresu).
Natomiast ja raz jeszcze zadam pytanie: czy pisząc, że narzędzie do badania stresu nie jest niezbędne tak uważasz, czy zwyczajnie... żadnego nie znasz??? To jest zasadnicza różnica. Jeśli znasz, podaj, proszę, jakie.
Wiesz, ja spotykam się z ludźmi z HR-u, którzy nie są w stanie podać ANI JEDNEGO narzędzia, a są przeświadczeni, że… weryfikują kompetencje... ;-)
Skąd wiesz, ze WŁAŚNIE TO go
stresuje? Jak Cię "objedzie" za wredne pytanie to co to znaczy? Co właśnie zweryfikowałaś? Z jaką pewnością możesz powiedzieć, że w pracy też tak zareaguje?
Stress interview nie stosuję. Weryfikuję kompetencję jak każdą inną. Czyli pytam o strategie i techniki radzenia sobie z sytuacją stresującą (wyodrębniając konkretne zachowania w konkretnych sytuacjach, które są FAKTYCZNIE dla kandydata stresujące).
No, Mario, albo nie czytasz moich odpowiedzi, albo zwyczajnie nie wiesz, czym jest KTL, zwany z polska - trzymaniem kandydata w ryzach. Pytania wypełnione stresem to pozornie pytania bardzo łagodne, ale ich poziom skomplikowania (w ciągach logicznych) jest tak duży, że stres wychodzi niejako „samoczynnie” z kandydata. Nie chcę rozwijać wątku, bo znowu powiesz, że „sprzedaje nasze onarzędziowanie”, zamiast… pisać o LM. ;-)
Tym niemniej zapewniam Cię, że nie tylko nikt na mnie (cytując Ciebie) nie nakrzyczy, ale raczej kandydaci są pod wielkim wrażeniem (co nie jest jednak specjalnym wyczynem, biorąc pod uwagę przygotowanie statystycznego rekrutera w PL).
Co więcej, kandydat po interview w ciężkich modelach HGI (wymęczających, mało przyjaznych, a jednocześnie dający asumpt do pełnego monitoringu kandydata) nie tylko się nie złości, nie gniewa, ale jest - pod na tyle dużym wrażaniem, że chętnie doświadcza tej „technologii” w wymiarze komercyjnym, na sobie. No tak. Teraz, to jak nic, ewidentnie sprzedaję… ;-)
Zapytałaś TERAZ. Wcześniej podważałaś moje umiejętności i doświadczenie.
Mario, to co Ty z pewnym uporem i nieco(?) górnolotnie nazywasz :umiejętnościami i doświadczeniem, ja wolę definiować jako „onarzędziowanie”. Znowu mam tu kilka przykładów, ale dam najprostszy, pierwszy z brzegu.
Wyobraźmy sobie człowieka o IQ Einsteina, który „zna życie” jak nikt inny, którego chcesz zapytać o godzinę, ale ów człowiek nie ma zegarka (tu: narzędzia), to zwyczajnie nie uzyskasz odpowiedzi. Możesz z nim rozmawiać godzinami („prowadzić interview”), ale godziny się nie dowiesz (kompetencji nie zweryfikujesz). Dalej, spotkasz 10-cio letniego Jasia (bez doświadczenia ;-)), który ów zegarek posiada np. w komórce (ma narzędzie) i wówczas… odpowiedź uzyskasz.
Jeśli masz narzędzie, nie trzeba tworzyć quasi-intelektualnych, „psychologicznych” interview, tylko zero-jedynkowo zweryfikować to, co kandydat był uprzejmy o sobie napisać w CV.
(...) uważam, że LM nic nie wnosi do CV. Jest niepotrzebny. Szkoda na niego czasu, szczególnie, że (śmiem twierdzić) 90% LM jest sztampowa. Posłużyłaś się przykładem zdjęcia - tak jak LM ono nic nie zmienia dla mnie jako rekrutera - jest czy nie ma, wsio rybka.
To przywołałaś raczej kontrargument! ;-) Skoro twierdzisz, że 90% LM jest sztampowa, to z założenia powinno Ci to zdecydowanie ułatwić pracy, pomagając w... selekcji, bo wówczas masz już tylko10% z całej masy. ;-)
Twoje prawo nie korzystać, choć zanim się wypowiem O KIMŚ, wolę poznać jego zdanie w temacie dokładniej. Liczyłam, że też tak robisz. Widocznie się przeliczyłam:)
Mario, wielokrotnie pisałaś do rzeczy, za co za każdym razem posłusznie nagradzałam Cię okolicznościowym plusikiem, ale kiedy piszesz – napiszę "zwiewnie" – tak dla hecy ( ;-) ), wówczas zwyczajnie chcę wiedzieć, dlaczego nie masz dnia. ;-)
No cóż, uważam, że zdanie na temat człowieka, jego ocena, nie powinno bazować na kolejności słów, jakich użył. wolę raczej zapoznać się z jego poglądami.
Mario, ale ja nie szukam tu przyjaciół, koleżanek do kawy, niani do dziecka, ani hydraulika do cieknącego kolanka. Jestem tu od poszukiwania ludzi do współpracy, ewentualnie (rzadziej niż na LinkedIn) - kandydatów. Ale jak trafię na coś, co mnie kręci lub… irytuję, zwyczajnie reaguję, zwłaszcza, kiedy coś jest „zaskakujące”.
Bazuję raczej na tym, co piszesz i jak piszesz, a nie na tym, czy należysz do grupy Marketing i sprzedaż, czy Sprzedaż i marketing.
Cóż, marketing to nuty (wręcz partytura), sprzedaż – to interpretacja tego zapisu, jego właściwe zagranie (wykonanie). Ja, pisząc nuty, co najmniej słyszę te muzykę.
Moi koledzy w firmie twierdzą, że dobrze „gram”, ale tak długo jak oni grają po mistrzowsku, ja wolę pisać te swoje nutki. ;-)
A że sobie czasem pobrzdąkam publicznie…
Mario, daj mi uwolnić moje emocje. ;-)
Tak czy siak, rekrutacja i selekcja, czy selekcja i rekrutacja - to tylko tytuł. Marketing i sprzedaż czy Sprzedaż i marketing, gotowanie i jedzenie czy jedzenie i gotowanie - jakie to ma znaczenie?
Mario, naprawdę zaczynam Cię lubić. ;-)
Czyli to, czy usmażymy najpierw rybę, a później ją zjemy, albo czy najpierw ją zjemy, a później przypomnimy sobie o jej usmażeniu to, według Ciebie, to samo…
Czy ja Ciebie dobrze czytam? ;-)
Jestem coraz bliżej postawiania tezy, że o rekrutacji jednak wiesz niewiele, bo tzw. ciągi logiczne (tu kolejność: wysmażenie ryby, a później jej konsumpcja) to absolutna baza w profesjonalnym interviewm, w modelach HGI.
Po poznaniu właściwego onarzędziowania (czy według Twojego kryterium: za kolejnych 10 lat doświadczeń) przyznasz mi rację. Zobaczysz ;-)
Aneta
Ten post został edytowany przez Autora dnia 21.08.13 o godzinie 23:26