Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?
Piotr S.:
Wydaje mi się, Aneta, że powinniśmy doprecyzować pojęcie "inteligencji" gdyż nabieram wątpliwości czy tak samo je rozumiemy. Ja cały czas mam na myśli inteligencję mierzoną tradycyjnym IQ. Oczywiście wiem, że zdefiniowano jeszcze coś takiego jak inteligencja emocjonalna i nie mam wątpliwości, że takowa przydaje się w biznesie bardziej niż ta pierwsza. Uważam również, że bardzo istotną rolę odgrywa coś co się nazywa kręgosłupem moralnym.
Zgadza się. Zatem nagle tworzy się wiele podkategorii, składowych tej inteligencji. Dla mnie
inteligencja to dokonywanie idealnych (ew. bardzo dobrych) wyborów na bazie informacji, które nas otaczają. Ale nie postawiłabym tu kropki. Należy dodać, że
ów wybór powinien mieć przełożenie na korzyść – w wymiarze biznesu – po prostu na zysk. Tutaj należy dodać, że nie łamiemy przy tym prawa.
Artur zwrócił również uwagę na aspekt kulturowości. Moim zdaniem również bardzo ważny. To nie przypadek, że pewne nacje zajmują się określonymi rodzajami biznesów, a inne tego nie robią. Wyznawany system wartości jest tu bardzo istotny i ma o wiele większy wpływ na biznes niż inteligencja (IQ).
Tu się w pełni zgadzam. Ja również mam pewne przemyślenia względem przypisywania konkretnego wzorca zachowań danej nacji. Mam np. wyjątkowo dobre doświadczenia z Japończykami. Jestem pod wrażaniem ich uczciwości, niejako zapisanej w kanonie wzorców społecznych. Ale ta sama Azja to również ekstremalna tandeta. Takie Chiny, czy Rosja. Tam z kolei niejako standardem jest cwaniactwo, kopiowanie, nieposzanowanie praw własności, oszukiwanie, które w tamtejszych lokalnych kręgach „biznesowych” są wręcz wyznacznikiem „zaradności”. To w konsekwencji napędza korupcję itd.
Ja stawiam tezę, że im bardziej chroni się myśl, ideę, koncept (generalnie: wytwory umysłu) na poziomie regulacji prawnych, tym bardziej nacja staje się bardziej elegancka (czysta) w wymiarze zachowaniach, zaradna w biznesie, przyjazna w relacjach czysto ludzkich itd.
I odwrotnie: im więcej takiej prostej tandety, pustki ideowej (jałowości), tym bardziej społeczeństwo pozbawione wzorców, które – przynajmniej dla mnie - mogłyby stanowić wartość sama w sobie.
Podam przykład z historii Polski. W okresie I Rzeczpospolitej obowiązywało prawo, które pozbawiało szlachectwa szlachcica, który zająłby się handlem. Jednocześnie mentalność była taka, że handel to dla szlachcica było zajęcie uwłaczające jego godności. A zatem prawo i mentalność, czyli system wyznawanych wartości, powodowały, że zubożały szlachcic wolał zostać służącym u magnata niż zarobić dużą kasę na handlu. W skrajnych przypadkach można by powiedzieć, że wolał zdechnąć z głodu jako szlachcic niż zająć się czymś, w jego mniemaniu, upokarzającym. Sam przepis był fatalny bo z automatu degradował delikwenta i nie był on już równy braciom szlachcie. A przecież mógłby zarabiać pieniądze i dalej być szlachcicem ku pożytkowi kraju. W efekcie mieliśmy handel zdominowany przez Żydów, a miasta przez Niemców bo wiadomo, że nie może być próżni. W efekcie później także przemysł został zdominowany przez te dwie nacje, co było także efektem zaborów i prześladowania Polaków. Ale początek mieliśmy na własne życzenie. No i jakie znaczenie ma w tej sytuacji inteligencja (IQ) pojedynczego człowieka? Niemal żadne. System wartości był tak silny i nawet zakorzeniony w prawie, a nacisk społeczny na jednostkę tak duży (kolejny bardzo ważny element - otoczenie w jakim przychodzi działać), że taki wybitny intelektualista mógł sobie w kieszeń tę swoją inteligencję włożyć. Z oczywistych względów przedstawiłem tu obraz uproszczony i nieco przejaskrawiony, ale chciałem pokazać mechanizm, a jednocześnie podkreślam, że omawiamy tu bardzo złożone zagadnienie i dlatego byłbym ostrożny z prostymi uogólnieniami.
Ciekawy ten kontekst historyczny, Piotrze.
Ale też nie trzymałabym się sztywno inklinacji do handlu danej nacji, w relacji do systemu wartości. Zwróć uwagę, proszę, że (we wciąż komunistycznych) Chinach, kiedy tylko zmieniono orientację gospodarczą na bardziej wolnorynkową, napływ kapitału był największy na świecie, od początku wieku. Dzić Chiny to pierwszy trader swiata.
Podobnie sądzę, że Polacy są w stanie „handlować”, ale mniej entuzjazmu wykazałbym w diagnozie owej kulturowości (wręcz naleciałości) wynikającej chociażby z ciężkich czasów komuny. Ten system sprawił, że korozja umysłów następowała tak szybko, jak nigdy dotąd w historii. A w tym kontekście wyjątkowo niepokoi mnie nowe pokolenie, które również, zamiast myśleć, „zwyczajnie”… oczekuje. I nie sądzę, że jest to tylko wynikiem zakotwiczenia mentalnego w uprzednim systemie ich rodziców. Aktualnie największym hamulcowym w rozwoju umysłów Polaków, a w wymiarze procesu – po prostu myślenia jest tzw. unia i jej programy typu Kapitał Ludzki, które wbrew swej nazwie zabijaja myślenie, a promuję mentalną tandetę a’la Chiny.
Z ambicjonalnego punktu widzenia masz niewątpliwie rację. Ale zauważę tylko, że generalnie biznes robi się na ludziach przeciętnych (masowość), a szczególnie dużą kasę zarabia się na głupkach i zakompleksionych snobach. W świetle powyższego Twój biznes należy uznać za niszowy.
Generalnie, zgoda. Ale… konsulting, szkolenia, coachingi – to raczej coś bardzo niszowego. Myślę, Piotrze, że się zgodzisz ze mną… (jak prawie zawsze). ;-)
Natomiast w tym kontekście (nawiązując do wcześniejszego mojego wywodu) zwrócę uwagę na coś, czego z kolei nie tylko nie akceptuję, ale wręcz zmieniałbym nawet regulacje prawne. Chodzi mi mianowicie o – jak to nazwałeś – robienie biznesu na ludziach przeciętnych, a konkretnie mam tu na myśli ludzi starszych.
Kiedy widzę tzw. sprzedawcę „superlekkich, antyalergicznych, puchowych” kołder, albo wyjątkowej technologii zamkniętej w… zestawie garnków kupionych wcześniej w Tesco, i wciskanie ich ludziom starszym podczas… wycieczki do Częstochowy to powtórzę, że mam ochotę postulować, aby po pewnym wieku (np. 60 lat) i w modelu sprzedaży połączonej z tzw. prezentacją na żywo, wydłużyć możliwość zwrotu towaru w okresie aż 90 dni. To z automatu wyeliminowałoby ten tandetny „model sprzedaży”.
Natomiast ja wciąż podtrzymam, że - generalnie - im bardziej zaawansowane rozwiązania masz w ofercie, tym „większego” (bardziej sprawnego intelektualnie) partnera potrzebujesz po drugiej stronie, by zwyczajnie zrobić z nim biznes. A przecież Ty zamiast działać w „sprzedaży na żywo”, sprzedajesz fair i to partnerom godnym siebie, Piotrze…
No, tak zakładam, a wręcz jestem tego pewna.
Aneta
Ten post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 13:52