Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:
Aneta B.:
Artur K.:
Każda doświadczona osoba z wiedzą o zarządzaniu pracą w czasie wie, że istnieje coś takiego jak skala efektywność organizacji i skala efektywności osobistej. Zrobienie tych dwóch prostych wykresów dopiero pokazuje kiedy powinny być wykonywane zadania odtwórcze a kiedy kreatywne. Konieczne jest połączenie zarówno intensywności życia organizacji jak i preferencji pracownika.
O jak ja „lubię” taką teorię… A coś bardziej praktycznego?
Teorię?? Czyli nie wiesz o czym piszę.
O przywołanej przez Ciebie teorii, jak poniżej:
"istnieje coś takiego jak skala efektywność organizacji i skala efektywności osobistej. Zrobienie tych dwóch prostych wykresów dopiero pokazuje kiedy powinny być wykonywane zadania odtwórcze a kiedy kreatywne.(...)"

Natomiast gdybyś chciał się dowiedzieć jak zarejstrować petenty w US, formaty w Europie, pisz śmiało, ale wówczas z kolei to ja wystawię fakturę. OK? ;-))
Tylko się kurcze nie obal mi tu:)
Wiesz, obalenie groziło mi przez godzinę po otrzymaniu Twojej wiadomości. Natomiast teraz, od dwóch dni, bezwiednie lewituję. Sam siebie nie poznaję. Jak Ty potrafisz oddziaływać na ludzi… ;-)
To zamiast lewitować weź się za robotę.
Ty po prostu niespełniony jesteś... Ale byś porządził. ;-)

Aneta

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:

Poza tym, podobno prawdziwi faceci lubią pyskate kobiety...

Żadne "podobno". To szczera prawda:)

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:

To od początku. Po pierwsze, w tym wątku, jak rozumiem, jednak rozmawiamy o biznesie, a nie Twórcach teorii wszelakich. Dwa: Ludzie wybitni, a nie pragmatyczni – cóż… osobiście w jakiejś mierze podziwiam ten ich talent, tę wyjątkowość, tę chęć forsowania nowych idei, ale w kategoriach biznesowych – cóż, zwyczajnie współczuję.

Ale wcześniej napisałaś, że pieniądze zarabiają ludzie wyjątkowo pracowici i wyjątkowo sprawni intelektualnie. Moim zdaniem to nieprawda. Przeciętny poziom intelektu biznesmena nie odbiega od średniej społecznej. Innymi słowy do biznesu nie idą ludzie wybitni intelektualnie. Tam się tacy zdarzają, tak samo jak w świecie poza biznesem. Jeśli zaś chodzi o pracowitość to moi teściowie są bardzo pracowici i raczej dość biedni - prowadzą małe gospodarstwo rolne. Innymi słowy można być bardzo pracowitym i niewiele z tego mieć. Faktem jest, że kapitalizm wyrósł na protestanckim kulcie pracy, ale sama pracowitość to za mało. Trzeba jeszcze robić z sensem (pomysł, organizacja). Te dwa elementy są ważniejsze niż sama pracowitość. Przydaje się wtedy intelekt na w miarę przyzwoitym poziomie, ale tym nie każdy może dysponować, także w biznesie. Gdyby ludzie biznesu byli tacy wybitni intelektualnie to Ty nie miałabyś nic do roboty:)
Bo co to za sztuka myśleć niestandardowo, wspaniale, a jednocześnie… umrzeć w biedzie??? To taki model niespełnionego dziewiętnastowiecznego herosa…

... i jeszcze potem kasę na ich dziełach inni robią:)
Dlatego dla mnie – oprócz napompowanego marketingowo – „smart buisness” (który nota bene z mądrością ma najczęściej niewiele wspólnego), wolę „pragmatic business”. To właśnie takie szukanie zagrożeń w pełni świadomie (ich ważenie w kontrze do prawdopodobieństwa sukcesu), ale jednocześnie szukanie odpowiedzi na owe ryzyko. Wciąż lepsze to niż bezrefleksyjne jego niedostrzeganie.

Pełna zgoda.
Samym myśleniem jednak nie zarobisz (może poza „Wielka Grą”, „Milionerami” ,„Jeden z Dziesięciu ”itd.;-).
Ale znowu – to nie jest biznes. Pracowitość to dla mnie definicja pozwalająca odróżnić (w znaczeniu: odseparować) stan „zaangażowania” umysłu i ciała do procesu odwrotnego – najczystszego relaksu, który z kolei jest zazwyczaj konsekwencją odcinania kuponów (ergo: wcześniejszej pracowitości).
A poza tym, nawet jeśli grasz na f/x w laptopie przy lampce wina, nie wychodząc z domu (nawet z łóźka), nawet jeśli spotykasz się raz w miesiącu na lunch, a w jego trakcie podpisujesz kontrakt na 10 mln., to też jednak rodzaj pracy.
Zgadzasz się?

Z Tobą... prawie zawsze:)
Maria Kuczewska

Maria Kuczewska Talent Manager

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Powtórzę to, co napisał wcześniej Dorocie: żeby coś krytykować, trzeba tego „doświadczyć", a nie bazować na opiniach np. z... forum dyskusyjnego.
Aneta

Wreszcie napisałaś coś, z czym się zgadzam w 100%, Aneto. Tylko żebyś jeszcze się stosowała do własnych rad:)

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:
>
Otóż Aneto, nie jestem zwolennikiem żadnej z powyższych tez bo są tak bzdurne jak myślenie, że PiS umie zarządzać krajem.

A PO lub inna sejmowa partia umie? Dlaczego wyróżniłeś akurat PiS?
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Artur K.:
>
Otóż Aneto, nie jestem zwolennikiem żadnej z powyższych tez bo są tak bzdurne jak myślenie, że PiS umie zarządzać krajem.

A PO lub inna sejmowa partia umie? Dlaczego wyróżniłeś akurat PiS?
Bo ta partia jaskrawo nie potrafi.

Super słit focia :)))Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 16:11

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:
Piotr S.:
Artur K.:
>
Otóż Aneto, nie jestem zwolennikiem żadnej z powyższych tez bo są tak bzdurne jak myślenie, że PiS umie zarządzać krajem.

A PO lub inna sejmowa partia umie? Dlaczego wyróżniłeś akurat PiS?
Bo ta partia jaskrawo nie potrafi.

Czyli jest lepsza (bezpieczniejsza) od tych co stwarzają pozory, że potrafią. Serio. Wielu tzw. inteligentów, i nie tylko, dało się nabrać.
Super słit focia :)))
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Ale wcześniej napisałaś, że pieniądze zarabiają ludzie wyjątkowo pracowici i wyjątkowo sprawni intelektualnie. Moim zdaniem to nieprawda. Przeciętny poziom intelektu biznesmena nie odbiega od średniej społecznej. Innymi słowy do biznesu nie idą ludzie wybitni intelektualnie.
Piotrze, dla mnie statystyczny człowiek działający w biznesie (powiedzmy dłużej niż ca. 5-7 lat i – co ważne - nie dotowany przez Unię) jest intelektualnie pięć poziomów wyżej niż np. przeciętny urzędnik. Ten ostatni, gdyby nie jego, zdobyta najczęściej po znajomości, praca (na ogół zresztą nikomu niepotrzebna) na rynku byłby zagubiony jak zwalniani aktualnie nauczyciele.
Jeśli zaś chodzi o pracowitość to moi teściowie są bardzo pracowici i raczej dość biedni - prowadzą małe gospodarstwo rolne. Innymi słowy można być bardzo pracowitym i niewiele z tego mieć.
Ale z drugiej strony są ludzie bazujący na równie prostych biznesach i robią na tym prawdziwe kokosy i to raczej tylko za sprawą ciężkiej pracy fizycznej. Taki właściciel punkt skupu złomu, albo taki „dealer” chińskiej skarpety na Allegro. Robią kaskę aż miło. Dla mnie osobiście to jednak bardzo mechaniczne, nudne, powtarzalne, ale – co ważne z punktu widzenia biznesu – bardzo dochodowe. Myślenia tam za wiele nie ma, a pracy fizycznej – przynajmniej jak dla mnie – zwyczajnie aż za dużo…

Natomiast niepokoi mnie, Piotrze, że Twoi teściowie nie mogą znaleźć innej „niszy rynkowej” posiadając w rodzinie takiego stratega, jak Ty. ;-)
Gdyby ludzie biznesu byli tacy wybitni intelektualnie to Ty nie miałabyś nic do roboty:)
A ja to widzę zupełnie inaczej. Wybitny człowiek szybko „przeczyta” drugiego wybitnego (...że posłużę się przykładem naszych relacji na tym Forum ;-) ) I odwrotnie: człowiek zapuszczony intelektualnie może pochwalić się pulą takich samych, smutnych znajomych, czego zresztą dowodzi przykład z innego wątku, w którym tzw. specjalistka szybko „spotkała się” z inną tzw. specjalistką. ;-)
To niemalże reguła.

Analogia w biznesie. Słyszysz czasami jedno zdanie, stanowisko, tezę i wiesz, że to jest „twój człowiek”, Wprowadziliśmy taki nietypowy (szokujący wielu potencjalnych nabywców) model prezentacji naszych usług, którym jestem zachwycona, w którym pokazujesz drugiej stronie… jak wiele nie wie (interlokutora to niemalże boli fizycznie). A jaki uzyskujesz efekt? Człowiek inteligentny chce od razu poznać więcej. I odwrotnie – tzw. fachowiec „zna się lepiej”, „już coś o tym słyszał”, pomimo tego, że w naszej metodzie sprzedaży zero-jedynkowo wykazujemy jego (nie)wiedzę.

I na koniec: co to za przyjemność zarobić na takich quasi-intelektualistach? ;-)
Sprzedać serwis komuś ponadprzeciętnemu to dopiero coś, co naprawdę raduje umysł…

AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 31.08.13 o godzinie 14:14
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Maria K.:
Aneta B.:
Powtórzę to, co napisał wcześniej Dorocie: żeby coś krytykować, trzeba tego „doświadczyć", a nie bazować na opiniach np. z... forum dyskusyjnego.
Aneta
Wreszcie napisałaś coś, z czym się zgadzam w 100%, Aneto. Tylko żebyś jeszcze się stosowała do własnych rad:)
A kiedy ja będę mogła, w ten sam sposób, zdiagnozować Twoje wynurzenia?
Kiedy zwyczajnie dasz mi tę radość, Mario? ;-)

Natomiast wciąż nie jestem pewna, czy jednak nie napisałaś czegoś na wyrost albo zwyczajnie, czy wszystko zrozumiałaś… Bo dla mnie „doświadczyć” znaczy zetknąć się z czymś na poziomie pozwalającym na dokonanie właściwej / realnej oceny. Innymi słowy: nie muszę siedzieć do końca „szkolenia z rekrutacji”, kiedy tzw. trener postawi tezę, że… testy rządzą rekrutacyjnym światem. ;-) Tak, jak nie muszę również skakać z 11-pietrowego bloku, by żyć(!) w przekonaniu o jałowości takiego kroku. Inni przede mną wykazali się taką „mądrością”. I dalej: nie muszę realnie prowadzić interview (bo słysząc na co dzień jakość tego procesu w wykonaniu moich partnerów oraz mając wyjątkowo trzeźwe tzw. skalowanie kompetencji zawodowców - ja wciąż nie mam tej śmiałości), by wiedzieć jaki powinien byś poziom takiego interview. Natomiast pytania, które ja koniecznie zadałabym w trakcie interview (re: słyszę ja regularnie u kolegów) u Ciebie, i piszę to z obawą i troską - jednocześnie, przez długie lata nawet nie pojawią się w sferze skojarzeń.
Natomiast, Mario, ja wręcz podziwiam Cię za tę Twoją „radość biznesową” i te osobliwą beztroskę.
To takie słodkie… ;-)

I na koniec ja podtrzymuję tezę, że o rekrutacji prawdziwej (bo testy znasz, jak mało kto na świecie), wiesz tyle, co ja o silnikach wysokoprężnych.
A poza tym, zastanów się, proszę, przez weekend: jak to jest, że researcherka przywołała przykład pytania w CL (o motywowaniu repów przez Dyrektora Handlowego), a Ty, będąc specjalistką – pomimo usilnych starań – przykładu takiego pytania jednak nie byłaś w stanie podać.

Stąd raz jeszcze powtórzę. Można coś robić latami, za każdym razem robiąc to błędnie, a można (jednak po uprzedniej refleksji) zrobić coś po raz pierwszy i… od razu dobrze.

Ale powtórzę: doceniam, że zaczęłaś mi sprzyjać. ;-)Ten post został edytowany przez Autora dnia 31.08.13 o godzinie 14:17
Maria Kuczewska

Maria Kuczewska Talent Manager

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Aneto. Ja też Ci życzę miłego weekendu. Spędź go miło z rodziną, a nie pisząc do mnie miłosne wyznania i prosząc o więcej:) Ja niestety nie jestem prawdziwym facetem i nie lubię pyskatych kobitek:D

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:

Piotrze, dla mnie statystyczny człowiek działający w biznesie (powiedzmy dłużej niż ca. 5-7 lat i – co ważne - nie dotowany przez Unię) jest intelektualnie pięć poziomów wyżej niż np. przeciętny urzędnik. Ten ostatni, gdyby nie jego, zdobyta najczęściej po znajomości, praca (na ogół zresztą nikomu niepotrzebna) na rynku byłby zagubiony jak zwalniani aktualnie nauczyciele.

Wydaje mi się, Aneta, że powinniśmy doprecyzować pojęcie "inteligencji" gdyż nabieram wątpliwości czy tak samo je rozumiemy. Ja cały czas mam na myśli inteligencję mierzoną tradycyjnym IQ. Oczywiście wiem, że zdefiniowano jeszcze coś takiego jak inteligencja emocjonalna i nie mam wątpliwości, że takowa przydaje się w biznesie bardziej niż ta pierwsza. Uważam również, że bardzo istotną rolę odgrywa coś co się nazywa kręgosłupem moralnym. Artur zwrócił również uwagę na aspekt kulturowości. Moim zdaniem również bardzo ważny. To nie przypadek, że pewne nacje zajmują się określonymi rodzajami biznesów, a inne tego nie robią. Wyznawany system wartości jest tu bardzo istotny i ma o wiele większy wpływ na biznes niż inteligencja (IQ). Podam przykład z historii Polski. W okresie I Rzeczpospolitej obowiązywało prawo, które pozbawiało szlachectwa szlachcica, który zająłby się handlem. Jednocześnie mentalność była taka, że handel to dla szlachcica było zajęcie uwłaczające jego godności. A zatem prawo i mentalność, czyli system wyznawanych wartości, powodowały, że zubożały szlachcic wolał zostać służącym u magnata niż zarobić dużą kasę na handlu. W skrajnych przypadkach można by powiedzieć, że wolał zdechnąć z głodu jako szlachcic niż zająć się czymś, w jego mniemaniu, upokarzającym. Sam przepis był fatalny bo z automatu degradował delikwenta i nie był on już równy braciom szlachcie. A przecież mógłby zarabiać pieniądze i dalej być szlachcicem ku pożytkowi kraju. W efekcie mieliśmy handel zdominowany przez Żydów, a miasta przez Niemców bo wiadomo, że nie może być próżni. W efekcie później także przemysł został zdominowany przez te dwie nacje, co było także efektem zaborów i prześladowania Polaków. Ale początek mieliśmy na własne życzenie. No i jakie znaczenie ma w tej sytuacji inteligencja (IQ) pojedynczego człowieka? Niemal żadne. System wartości był tak silny i nawet zakorzeniony w prawie, a nacisk społeczny na jednostkę tak duży (kolejny bardzo ważny element - otoczenie w jakim przychodzi działać), że taki wybitny intelektualista mógł sobie w kieszeń tę swoją inteligencję włożyć. Z oczywistych względów przedstawiłem tu obraz uproszczony i nieco przejaskrawiony, ale chciałem pokazać mechanizm, a jednocześnie podkreślam, że omawiamy tu bardzo złożone zagadnienie i dlatego byłbym ostrożny z prostymi uogólnieniami.
Ale z drugiej strony są ludzie bazujący na równie prostych biznesach i robią na tym prawdziwe kokosy i to raczej tylko za sprawą ciężkiej pracy fizycznej. Taki właściciel punkt skupu złomu, albo taki „dealer” chińskiej skarpety na Allegro. Robią kaskę aż miło. Dla mnie osobiście to jednak bardzo mechaniczne, nudne, powtarzalne, ale – co ważne z punktu widzenia biznesu – bardzo dochodowe. Myślenia tam za wiele nie ma, a pracy fizycznej – przynajmniej jak dla mnie – zwyczajnie aż za dużo…

Natomiast niepokoi mnie, Piotrze, że Twoi teściowie nie mogą znaleźć innej „niszy rynkowej” posiadając w rodzinie takiego stratega, jak Ty. ;-)

Mój teść zamiast słuchać o strategiach wolałby się ze mną wódki napić, co moim zdaniem dobrze o nim świadczy:) A tak bardziej serio to teściowie mają swoje lata, są już na emeryturze, a jak to się mówi: nie przesadza się starych drzew.
A ja to widzę zupełnie inaczej. Wybitny człowiek szybko „przeczyta” drugiego wybitnego (...że posłużę się przykładem naszych relacji na tym Forum ;-) ) I odwrotnie: człowiek zapuszczony intelektualnie może pochwalić się pulą takich samych, smutnych znajomych, czego zresztą dowodzi przykład z innego wątku, w którym tzw. specjalistka szybko „spotkała się” z inną tzw. specjalistką. ;-)
To niemalże reguła.
Analogia w biznesie. Słyszysz czasami jedno zdanie, stanowisko, tezę i wiesz, że to jest „twój człowiek”, Wprowadziliśmy taki nietypowy (szokujący wielu potencjalnych nabywców) model prezentacji naszych usług, którym jestem zachwycona, w którym pokazujesz drugiej stronie… jak wiele nie wie (interlokutora to niemalże boli fizycznie). A jaki uzyskujesz efekt? Człowiek inteligentny chce od razu poznać więcej. I odwrotnie – tzw. fachowiec „zna się lepiej”, „już coś o tym słyszał”, pomimo tego, że w naszej metodzie sprzedaży zero-jedynkowo wykazujemy jego (nie)wiedzę.

Ciekawe.
I na koniec: co to za przyjemność zarobić na takich quasi-intelektualistach? ;-)
Sprzedać serwis komuś ponadprzeciętnemu to dopiero coś, co naprawdę raduje umysł…

Z ambicjonalnego punktu widzenia masz niewątpliwie rację. Ale zauważę tylko, że generalnie biznes robi się na ludziach przeciętnych (masowość), a szczególnie dużą kasę zarabia się na głupkach i zakompleksionych snobach. W świetle powyższego Twój biznes należy uznać za niszowy.

Aneta

PSTen post został edytowany przez Autora dnia 31.08.13 o godzinie 17:17

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Maria K.:
>Ja niestety nie jestem prawdziwym facetem i nie lubię
pyskatych kobitek:D

Dlaczego niestety? W Twoim przypadku to bardzo dobrze o Tobie świadczy:)
Maria Kuczewska

Maria Kuczewska Talent Manager

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Maria K.:
>Ja niestety nie jestem prawdziwym facetem i nie lubię
pyskatych kobitek:D

Dlaczego niestety? W Twoim przypadku to bardzo dobrze o Tobie świadczy:)

Gdybym spotkała złotą rybkę, to poprosiłabym ją, żeby na 1 dobę zamieniła mnie w prawdziwego faceta:)))
A poważnie - lubię ludzi, którzy dyskutują zażarcie, ale na argumenty i słuchają oraz przynajmniej próbują zrozumieć odmienny punkt widzenia (co nie znaczy zgadzać się). Nie znoszę zaś bufonady, narcyzmu oraz obrażania rozmówcy i braku szacunku dla innych. No sorry, tak odbieram póki co Anetę i jej zaczepki wobec dyskutantów. Być może jest fajną osobą i zna się na swojej robocie, niemniej z jej postów to nie wynika. Ona pierwsza pisała o wrażeniu branym z używanych słów i stylu... Szkoda.

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Oj tam, dziewczęta, poluzujcie stringi:)

To tylko dyskusja.
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Dorota B.:
Aneta B.:
To niech pracownik założy… własną firmę. Wówczas może się rozwijać w sposób, w jaki uzna za stosowny.
W normalnej organizacji to przełożony powinien wiedzieć gdzie są niedostatki, a gdzie nie.
To trochę niekonsekwentne - jak się ma rozwijać za własną kasę to chyba też powinien sam decydować w jakim kierunku? (Rzecz jasna jeśli wybór osobisty kierunku rozwoju przez pracownika i potrzeby organizacji się rozminą to pewnie trzeba by się pożegnać)

Doroto, a gdzie tutaj widzisz niekonsekwencję? Bo w drugiej części swojej wypowiedzi sama postawiłaś warunek, który ową „niekonsekwencję” znosi.

Wcześniej napisałaś coś takiego: "To niech pracownik założy… własną firmę. Wówczas może się rozwijać w sposób, w jaki uzna za stosowny. W normalnej organizacji to przełożony powinien wiedzieć gdzie są niedostatki, a gdzie nie."
Może potraktowałam to zbyt dosłownie.

Niezależnie, jestem za tym, żeby człowiek zanim stanie się pracownikiem sam najpierw zainwestował pieniądze w rynkową wiedzę, a później – jak ładnie nawał to Piotr – sprzedawał ją (najlepiej bardzo drogo!!!) na rynku swojemu pracodawcy, ale niekoniecznie jednemu.

ja osobiście chciałabym żeby jakiś trener przyszedł do mnie i powiedział " ok, zainwestowałem nie tylko w kurs trenerski i mam kompetencje ogólne jak prowadzić szkolenia, ale także inwestuję od lat w swoje rozumienie biznesu, modeli i procesów sprzedaży, a do tego jeszcze jestem gotów zainwestować w kurs metodyki CCS. A potem możesz mnie wynająć do pracy jako trenera"
bajka :)
póki co wszyscy bez wyjątku kandydaci oczekiwali że to ja zainwestuję w ich szkolenia z metodyki CCS, ba powiem więcej nie tylko w ich szkolenia ale także w ich wynagrodzenia do czasu aż nie zaczną samodzielnie prowadzić szkoleń

No dobrze, ale co w takiej sytuacji z szeroko rozumianą lojalnością pracowników? Tego już organizacje nie potrzebują? Wystarczą im kompetencje i wykonanie zadania?
W sytuacji, w której pracownik nie ma kompetencji, ja wykazałbym się wyjątkowym „okrucieństwem” i natychmiast podziękowała, zatrudniając z rynku człowieka z niezbędnymi kompetencjami (raz jeszcze to powtórzę: zwłaszcza w kontekście bieżącej sytuacji ekonomicznej).
A co byś zrobiła jak takiego z niezbędnymi kompetencjami zwyczajnie nie ma? :)
Aneta, albo ja przegapiłam niezwykle ciekawe zjawisko na rynku, albo coś podkoloryzowałaś :)
Rynek farmaceutyczny od lat rośnie góra 4-5% a całkiem niedawno nawet miał "ujemną dynamikę wzrostu" :)
Nie mogę sobie przypomnieć żeby któraś firma zwiększyła przychody trzykrotnie - cóż, byłby to wielki hałas na rynku,
bo jeśli ktoś zgarnąłby taką śmietankę to parę innych firm musiałoby zaliczyć doła z wielkim hukiem
Wiesz, statystycznie, jeśli jedna firma ma spadek sprzedaży -10%, a druga wzrost +20% to statystycznie rynek rośnie te ca. 5%. Podobnie Doroto, jak wychodząc z psem na spacer, statystycznie macie po 3 nogi. ;-)

Ponadto są firmy, które mają wzrosty rzędu 500% (leki z patentami w US), ale z pewnością nie te, które bazują tylko na tzw. generykach. Skoro znasz branżę, nie muszę chyba tego wyjaśniać.

Aneta, potraktowałaś mnie tą wypowiedzią jakbym była łagodnie mówiąc lekko nierozgarnięta :)
Dziękuję Ci za wyjaśnienie podstaw statystyki, ale ja prosiłam o wskazanie firm farmaceutycznych, które na polskim rynku miały w ostatnich latach takie spektakularne wzrosty (300% - napisałaś że przychody wzrosły "trzykrotnie"
No znam branżę i nie mogę są takiej firmy przypomnieć, więc zamiast odświeżać mi podstawy statystyki odśwież mi proszę fakty z rynku :)
zaciekawiłaś mnie tym przykładem więc się nie wymiguj :)
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Wydaje mi się, Aneta, że powinniśmy doprecyzować pojęcie "inteligencji" gdyż nabieram wątpliwości czy tak samo je rozumiemy. Ja cały czas mam na myśli inteligencję mierzoną tradycyjnym IQ. Oczywiście wiem, że zdefiniowano jeszcze coś takiego jak inteligencja emocjonalna i nie mam wątpliwości, że takowa przydaje się w biznesie bardziej niż ta pierwsza. Uważam również, że bardzo istotną rolę odgrywa coś co się nazywa kręgosłupem moralnym.
Zgadza się. Zatem nagle tworzy się wiele podkategorii, składowych tej inteligencji. Dla mnie inteligencja to dokonywanie idealnych (ew. bardzo dobrych) wyborów na bazie informacji, które nas otaczają. Ale nie postawiłabym tu kropki. Należy dodać, że ów wybór powinien mieć przełożenie na korzyść – w wymiarze biznesu – po prostu na zysk. Tutaj należy dodać, że nie łamiemy przy tym prawa.
Artur zwrócił również uwagę na aspekt kulturowości. Moim zdaniem również bardzo ważny. To nie przypadek, że pewne nacje zajmują się określonymi rodzajami biznesów, a inne tego nie robią. Wyznawany system wartości jest tu bardzo istotny i ma o wiele większy wpływ na biznes niż inteligencja (IQ).
Tu się w pełni zgadzam. Ja również mam pewne przemyślenia względem przypisywania konkretnego wzorca zachowań danej nacji. Mam np. wyjątkowo dobre doświadczenia z Japończykami. Jestem pod wrażaniem ich uczciwości, niejako zapisanej w kanonie wzorców społecznych. Ale ta sama Azja to również ekstremalna tandeta. Takie Chiny, czy Rosja. Tam z kolei niejako standardem jest cwaniactwo, kopiowanie, nieposzanowanie praw własności, oszukiwanie, które w tamtejszych lokalnych kręgach „biznesowych” są wręcz wyznacznikiem „zaradności”. To w konsekwencji napędza korupcję itd.

Ja stawiam tezę, że im bardziej chroni się myśl, ideę, koncept (generalnie: wytwory umysłu) na poziomie regulacji prawnych, tym bardziej nacja staje się bardziej elegancka (czysta) w wymiarze zachowaniach, zaradna w biznesie, przyjazna w relacjach czysto ludzkich itd.
I odwrotnie: im więcej takiej prostej tandety, pustki ideowej (jałowości), tym bardziej społeczeństwo pozbawione wzorców, które – przynajmniej dla mnie - mogłyby stanowić wartość sama w sobie.
Podam przykład z historii Polski. W okresie I Rzeczpospolitej obowiązywało prawo, które pozbawiało szlachectwa szlachcica, który zająłby się handlem. Jednocześnie mentalność była taka, że handel to dla szlachcica było zajęcie uwłaczające jego godności. A zatem prawo i mentalność, czyli system wyznawanych wartości, powodowały, że zubożały szlachcic wolał zostać służącym u magnata niż zarobić dużą kasę na handlu. W skrajnych przypadkach można by powiedzieć, że wolał zdechnąć z głodu jako szlachcic niż zająć się czymś, w jego mniemaniu, upokarzającym. Sam przepis był fatalny bo z automatu degradował delikwenta i nie był on już równy braciom szlachcie. A przecież mógłby zarabiać pieniądze i dalej być szlachcicem ku pożytkowi kraju. W efekcie mieliśmy handel zdominowany przez Żydów, a miasta przez Niemców bo wiadomo, że nie może być próżni. W efekcie później także przemysł został zdominowany przez te dwie nacje, co było także efektem zaborów i prześladowania Polaków. Ale początek mieliśmy na własne życzenie. No i jakie znaczenie ma w tej sytuacji inteligencja (IQ) pojedynczego człowieka? Niemal żadne. System wartości był tak silny i nawet zakorzeniony w prawie, a nacisk społeczny na jednostkę tak duży (kolejny bardzo ważny element - otoczenie w jakim przychodzi działać), że taki wybitny intelektualista mógł sobie w kieszeń tę swoją inteligencję włożyć. Z oczywistych względów przedstawiłem tu obraz uproszczony i nieco przejaskrawiony, ale chciałem pokazać mechanizm, a jednocześnie podkreślam, że omawiamy tu bardzo złożone zagadnienie i dlatego byłbym ostrożny z prostymi uogólnieniami.
Ciekawy ten kontekst historyczny, Piotrze.
Ale też nie trzymałabym się sztywno inklinacji do handlu danej nacji, w relacji do systemu wartości. Zwróć uwagę, proszę, że (we wciąż komunistycznych) Chinach, kiedy tylko zmieniono orientację gospodarczą na bardziej wolnorynkową, napływ kapitału był największy na świecie, od początku wieku. Dzić Chiny to pierwszy trader swiata.

Podobnie sądzę, że Polacy są w stanie „handlować”, ale mniej entuzjazmu wykazałbym w diagnozie owej kulturowości (wręcz naleciałości) wynikającej chociażby z ciężkich czasów komuny. Ten system sprawił, że korozja umysłów następowała tak szybko, jak nigdy dotąd w historii. A w tym kontekście wyjątkowo niepokoi mnie nowe pokolenie, które również, zamiast myśleć, „zwyczajnie”… oczekuje. I nie sądzę, że jest to tylko wynikiem zakotwiczenia mentalnego w uprzednim systemie ich rodziców. Aktualnie największym hamulcowym w rozwoju umysłów Polaków, a w wymiarze procesu – po prostu myślenia jest tzw. unia i jej programy typu Kapitał Ludzki, które wbrew swej nazwie zabijaja myślenie, a promuję mentalną tandetę a’la Chiny.
Z ambicjonalnego punktu widzenia masz niewątpliwie rację. Ale zauważę tylko, że generalnie biznes robi się na ludziach przeciętnych (masowość), a szczególnie dużą kasę zarabia się na głupkach i zakompleksionych snobach. W świetle powyższego Twój biznes należy uznać za niszowy.
Generalnie, zgoda. Ale… konsulting, szkolenia, coachingi – to raczej coś bardzo niszowego. Myślę, Piotrze, że się zgodzisz ze mną… (jak prawie zawsze). ;-)

Natomiast w tym kontekście (nawiązując do wcześniejszego mojego wywodu) zwrócę uwagę na coś, czego z kolei nie tylko nie akceptuję, ale wręcz zmieniałbym nawet regulacje prawne. Chodzi mi mianowicie o – jak to nazwałeś – robienie biznesu na ludziach przeciętnych, a konkretnie mam tu na myśli ludzi starszych.
Kiedy widzę tzw. sprzedawcę „superlekkich, antyalergicznych, puchowych” kołder, albo wyjątkowej technologii zamkniętej w… zestawie garnków kupionych wcześniej w Tesco, i wciskanie ich ludziom starszym podczas… wycieczki do Częstochowy to powtórzę, że mam ochotę postulować, aby po pewnym wieku (np. 60 lat) i w modelu sprzedaży połączonej z tzw. prezentacją na żywo, wydłużyć możliwość zwrotu towaru w okresie aż 90 dni. To z automatu wyeliminowałoby ten tandetny „model sprzedaży”.

Natomiast ja wciąż podtrzymam, że - generalnie - im bardziej zaawansowane rozwiązania masz w ofercie, tym „większego” (bardziej sprawnego intelektualnie) partnera potrzebujesz po drugiej stronie, by zwyczajnie zrobić z nim biznes. A przecież Ty zamiast działać w „sprzedaży na żywo”, sprzedajesz fair i to partnerom godnym siebie, Piotrze…
No, tak zakładam, a wręcz jestem tego pewna.
AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 13:52
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Dorota B.:
Ja osobiście chciałabym żeby jakiś trener przyszedł do mnie i powiedział " ok, zainwestowałem nie tylko w kurs trenerski i mam kompetencje ogólne jak prowadzić szkolenia, ale także inwestuję od lat w swoje rozumienie biznesu, modeli i procesów sprzedaży, a do tego jeszcze jestem gotów zainwestować w kurs metodyki CCS. A potem możesz mnie wynająć do pracy jako trenera"
bajka :)
póki co wszyscy bez wyjątku kandydaci oczekiwali że to ja zainwestuję w ich szkolenia z metodyki CCS, ba powiem więcej nie tylko w ich szkolenia ale także w ich wynagrodzenia do czasu aż nie zaczną samodzielnie prowadzić szkoleń
Doroto, a może trochę jesteś sama sobie winna?
Ja jestem zwolenniczką ustalenia reguł na samym początku, a nie pozostawienie pewnych spraw „na później” lub wręcz… w sferze domysłów.
Może model, który nazwałaś „bajką” powinnaś promować od początku, eliminując wszelkie niedopowiedzenia.
No dobrze, ale co w takiej sytuacji z szeroko rozumianą lojalnością pracowników? Tego już organizacje nie potrzebują? Wystarczą im kompetencje i wykonanie zadania?
Obawiam się, czy to nie nazbyt wzniosłe.
Ja sądzę, że właśnie w kapitalizmie (a taki system, pewnie i dla Ciebie i dla mnie, jest wzorcem) to pieniądz jest takim „parametrem lojalności”. Kiedy słyszę o lojalności z ust osoby, która zmienia pracodawcę co dwa lata to, przyznasz, jest to cokolwiek chwiejne. I odwrotnie: pracownik nie będzie zmieniał pracy, kiedy zwyczajnie nie będzie to opłacalne w wymiarze merkantylnym. Poza tym powtórzę, należy pracować (równolegle) nad regulacjami względem zobowiązania z mocnymi restrykcjami finansowymi za brak takowej „lojalności”. Stąd, raz jeszcze powtórzę, że o niebo lepsze są umowy cywilne-prawne niż wymierające (na szczęście) umowy o pracę.
A co byś zrobiła jak takiego z niezbędnymi kompetencjami zwyczajnie nie ma? :)
Doroto, mam wrażenie, ze nie obserwujesz tego co dzieje się obecnie na rynku pracy, bo według mnie takiego wysypu dobrych ludzi z wiedzą, kompetencjami, talentem nie widziałam na rynku od dawna.
Co więcej, wszyscy są „do wzięcia” od zaraz. Stawiam tezę , że ten kierunek będzie postępował (mnie osobiście bardzo cieszy taki stan rzeczy) z korzyścią dla rynku, ale i – paradoksalnie - dla samym pracowników. Sądzę, że czas „specjalitów/ -ek” powoli się kończy.
Aneta, potraktowałaś mnie tą wypowiedzią jakbym była łagodnie mówiąc lekko nierozgarnięta :)
Dziękuję Ci za wyjaśnienie podstaw statystyki, ale ja prosiłam o wskazanie firm farmaceutycznych, które na polskim rynku miały w ostatnich latach takie spektakularne wzrosty (300% - napisałaś że przychody wzrosły "trzykrotnie"
No znam branżę i nie mogę są takiej firmy przypomnieć, więc zamiast odświeżać mi podstawy statystyki odśwież mi proszę fakty z rynku :)
zaciekawiłaś mnie tym przykładem więc się nie wymiguj :)
Doroto, żadnych nazw Klientów ani osób publicznie (tak po prostu mamy).
Niemniej okolicznościowy rebus wyślę Ci na priva. za moment. ;-)
AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 14:29
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Dorota B.:
Ja osobiście chciałabym żeby jakiś trener przyszedł do mnie i powiedział " ok, zainwestowałem nie tylko w kurs trenerski i mam kompetencje ogólne jak prowadzić szkolenia, ale także inwestuję od lat w swoje rozumienie biznesu, modeli i procesów sprzedaży, a do tego jeszcze jestem gotów zainwestować w kurs metodyki CCS. A potem możesz mnie wynająć do pracy jako trenera"
bajka :)
póki co wszyscy bez wyjątku kandydaci oczekiwali że to ja zainwestuję w ich szkolenia z metodyki CCS, ba powiem więcej nie tylko w ich szkolenia ale także w ich wynagrodzenia do czasu aż nie zaczną samodzielnie prowadzić szkoleń
Doroto, a może trochę jesteś sama sobie winna?
Ja jestem zwolenniczką ustalenia reguł na samym początku, a nie pozostawienie pewnych spraw „na później” lub wręcz… w sferze domysłów.
Może model, który nazwałaś „bajką” powinnaś promować od początku, eliminując wszelkie niedopowiedzenia.

Ale po co zaraz szukać winnego? :)
Ja nie narzekam, dzielę się tylko doświadczeniem w rozmowach rekrutacyjnych do roli trenera
najczęściej to trenerzy sami przysyłają do nas swoją propozycję współpracy - niektórych zapraszam na rozmowę
i takie właśnie słyszę oczekiwania: umowa o pracę i szkolenie na koszt firmy.
Niektórzy się jeszcze do tego oburzają, że wymagamy podpisania restrykcyjnej umowy o prawach autorskich :)
No dobrze, ale co w takiej sytuacji z szeroko rozumianą lojalnością pracowników? Tego już organizacje nie potrzebują? Wystarczą im kompetencje i wykonanie zadania?
Obawiam się, czy to nie nazbyt wzniosłe.
Ja sądzę, że właśnie w kapitalizmie (a taki system, pewnie i dla Ciebie i dla mnie, jest wzorcem) to pieniądz jest takim „parametrem lojalności”. Kiedy słyszę o lojalności z ust osoby, która zmienia pracodawcę co dwa lata to, przyznasz, jest to cokolwiek chwiejne.

Absolutnie zgoda. Jednak wiesz, mnie się wszystko kojarzy z... (...) sprzedażą :) i nie bardzo mogę sobie wyobrazić że oto mój orzełek, na którym wisi częśc potencjalnego przychodu mojej firmy pracuje równolegle dla innej firmy - kompetencje można dzielić, ale czasu się nie da, a w sprzedaży czas to niezwykle cenny zasób
(to się odnosi do tego co napisałaś gdzieś o tym, że najlepsi będą sprzedawać swoje usługi niekoniecznie jednemu pracodawcy naraz)
I odwrotnie: pracownik nie będzie zmieniał pracy, kiedy zwyczajnie nie będzie to opłacalne w wymiarze merkantylnym.

Chciejstwo jest wielką siłą motywującą, to fakt :)) ale nie jest to jedyny powód dla którego ludzie pracują - jakkolwiek może to brzmieć wzniośle :)
a może to tylko ja jestem jakaś ... inna :)
Doroto, mam wrażenie, ze nie obserwujesz tego co dziej się na rynku pracy, bo według mnie takiego wysypu dobrych ludzi z wiedzą, kompetencjami, talentem nie widziałam na rynku od dawna.

Prawdopodobnie nie obserwuję tego co się dzieje na rynku pracy ogólnie, bo mnie głównie kadra marketingowo-sprzedażowa interesuje - a tutaj to niestety jak była posucha tak jest, powiedziałabym że odkąd marketing przeniósł się w dużej mierze do internetu, to nawet posucha nabrała dramatycznych wymiarów :))

A co dokładnie masz na myśli mówiąc że czas specjalistów się kończy? To bardzo ciekawa teza
Aneta, potraktowałaś mnie tą wypowiedzią jakbym była łagodnie mówiąc lekko nierozgarnięta :)
Dziękuję Ci za wyjaśnienie podstaw statystyki, ale ja prosiłam o wskazanie firm farmaceutycznych, które na polskim rynku miały w ostatnich latach takie spektakularne wzrosty (300% - napisałaś że przychody wzrosły "trzykrotnie"
No znam branżę i nie mogę są takiej firmy przypomnieć, więc zamiast odświeżać mi podstawy statystyki odśwież mi proszę fakty z rynku :)
zaciekawiłaś mnie tym przykładem więc się nie wymiguj :)
Doroto, żadnych nazw Klientów ani osób publicznie (tak po prostu mamy).
Niemniej okolicznościowy rebus wyślę Ci na priva. za moment. ;-)

Trzeba było tak napisać od razu a nie raczyć mnie wykładem ze statystyki dla słabo rozgarniętych :)

PozdrawiamTen post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 17:50
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Ale ta sama Azja to również ekstremalna tandeta. Takie Chiny, czy Rosja. Tam z kolei niejako standardem jest cwaniactwo, kopiowanie, nieposzanowanie praw własności, oszukiwanie, które w tamtejszych lokalnych kręgach „biznesowych” są wręcz wyznacznikiem „zaradności”.

Nawet nie masz pojęcia jak często słyszę od naszych polskich firm i ich menedżerów propozycje, żebyśmy sprzedali im "to samo tylko bez licencji, taniej"
W takim momencie trudno mi się powstrzymać przed pytaniem: " Czy ja dobrze rozumiem, że proponuje Pan/Pani żebyśmy razem coś ukradli? Muszę niestety odmówić, bo to się nie mieści w moim systemie wartości". Ale mam poczucie że wychodzę w oczach takiego biznesmena na frajera który nie chce zarobić. Bardzo niepragmatyczne podejście do biznesu :)

im bardziej zaawansowane rozwiązania masz w ofercie, tym „większego” (bardziej sprawnego intelektualnie) partnera potrzebujesz po drugiej stronie, by zwyczajnie zrobić z nim biznes.

Oj, prawdaTen post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 15:43

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:

Zgadza się. Zatem nagle tworzy się wiele podkategorii, składowych tej inteligencji. Dla mnie inteligencja to dokonywanie idealnych (ew. bardzo dobrych) wyborów na bazie informacji, które nas otaczają. Ale nie postawiłabym tu kropki. Należy dodać, że ów wybór powinien mieć przełożenie na korzyść – w wymiarze biznesu – po prostu na zysk. Tutaj należy dodać, że nie łamiemy przy tym prawa.

A zatem pod jednym pojęciem rozumieliśmy coś innego. Twoja definicja jest szersza i wydaje się obejmować IQ, EQ, uwarunkowania prawne. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko uwarunkowań społeczno-kulturowych. Generalnie słowo "uwarunkowań" dodałbym po słowie "informacji". Ta sama inteligentna osoba dysponując tymi samymi informacjami inaczej będzie postępować i co innego osiągnie w Japonii, Indiach, Sudanie, Polsce i Ameryce (vide nasi rodacy w Polsce i Wielkiej Brytanii).
Tu się w pełni zgadzam. Ja również mam pewne przemyślenia względem przypisywania konkretnego wzorca zachowań danej nacji. Mam np. wyjątkowo dobre doświadczenia z Japończykami. Jestem pod wrażaniem ich uczciwości, niejako zapisanej w kanonie wzorców społecznych. Ale ta sama Azja to również ekstremalna tandeta. Takie Chiny, czy Rosja. Tam z kolei niejako standardem jest cwaniactwo, kopiowanie, nieposzanowanie praw własności, oszukiwanie, które w tamtejszych lokalnych kręgach „biznesowych” są wręcz wyznacznikiem „zaradności”. To w konsekwencji napędza korupcję itd.

Ja stawiam tezę, że im bardziej chroni się myśl, ideę, koncept (generalnie: wytwory umysłu) na poziomie regulacji prawnych, tym bardziej nacja staje się bardziej elegancka (czysta) w wymiarze zachowaniach, zaradna w biznesie, przyjazna w relacjach czysto ludzkich itd.
I odwrotnie: im więcej takiej prostej tandety, pustki ideowej (jałowości), tym bardziej społeczeństwo pozbawione wzorców, które – przynajmniej dla mnie - mogłyby stanowić wartość sama w sobie.

Bez wątpienia społeczeństwo (naród) może być wartością samą w sobie.
Ciekawy ten kontekst historyczny, Piotrze.
Ale też nie trzymałabym się sztywno inklinacji do handlu danej nacji, w relacji do systemu wartości. Zwróć uwagę, proszę, że (we wciąż komunistycznych) Chinach, kiedy tylko zmieniono orientację gospodarczą na bardziej wolnorynkową, napływ kapitału był największy na świecie, od początku wieku. Dzić Chiny to pierwszy trader swiata.

Nie o inklinacje mi chodziło, a o ograniczenia wynikające z wyznawanego systemu wartości. Polak, Chińczyk i każdy inny może być tak samo dobrym handlowcem jak Żyd. Zróżnicowanie IQ i zdolności pomiędzy poszczególnymi nacjami jest znikome. Istotny jest system wartości tak jak w tym moim przykładzie: coś co dla Żyda było normalnym i jak najbardziej etycznym (w jego systemie wartości) zajęciem dla Polaka (katolika, bo to też ważne) było uwłaczające i nieprzyzwoite. To dlatego się tym nie zajmował, a nie dlatego, że nie miał ku temu zdolności. Żyd też nie miał do handlu jakichś szczególnych inklinacji (zamiłowania, upodobania, skłonności), a po prostu uwarunkowania w jakich Żydzi żyli przez wieki wykształciły u nich specyficzne cechy i system wartości.
Podobnie sądzę, że Polacy są w stanie „handlować”, ale mniej entuzjazmu wykazałbym w diagnozie owej kulturowości (wręcz naleciałości) wynikającej chociażby z ciężkich czasów komuny. Ten system sprawił, że korozja umysłów następowała tak szybko, jak nigdy dotąd w historii.

Zgadzam się. Do tego dodałbym eksterminację Polaków przez hitlerowców i stalinowców, która była ukierunkowana na warstwy wyższe naszego społeczeństwa. W ten sposób wyrżnięto nam elitę (która rzecz jasna również była daleka od ideału), a zbudowanie nowej to długotrwały proces - póki co dorobiliśmy się postkomunistycznej pseudoelity. Jak mówi mój kolega: Piotruś, elita w tym kraju to Ty i ja:)
A w tym kontekście wyjątkowo niepokoi mnie nowe pokolenie, które również, zamiast myśleć, „zwyczajnie”… oczekuje. I nie sądzę, że jest to tylko wynikiem zakotwiczenia mentalnego w uprzednim systemie ich rodziców. Aktualnie największym hamulcowym w rozwoju umysłów Polaków, a w wymiarze procesu – po prostu myślenia jest tzw. unia i jej programy typu Kapitał Ludzki, które wbrew swej nazwie zabijaja myślenie, a promuję mentalną tandetę a’la Chiny.

UE to socjalizm (zdegenerowany kapitalizm) ładnie opakowany, a jednocześnie podstępnie niszczący to co najcenniejsze w kulturze i gospodarce tego nieszczęsnego kontynentu. Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: kapitalizm bez wartości to gorzej niż mafia.
Generalnie, zgoda. Ale… konsulting, szkolenia, coachingi – to raczej coś bardzo niszowego. Myślę, Piotrze, że się zgodzisz ze mną… (jak prawie zawsze). ;-)

Jasna sprawa:)
Natomiast w tym kontekście (nawiązując do wcześniejszego mojego wywodu) zwrócę uwagę na coś, czego z kolei nie tylko nie akceptuję, ale wręcz zmieniałbym nawet regulacje prawne. Chodzi mi mianowicie o – jak to nazwałeś – robienie biznesu na ludziach przeciętnych, a konkretnie mam tu na myśli ludzi starszych.
Kiedy widzę tzw. sprzedawcę „superlekkich, antyalergicznych, puchowych” kołder, albo wyjątkowej technologii zamkniętej w… zestawie garnków kupionych wcześniej w Tesco, i wciskanie ich ludziom starszym podczas… wycieczki do Częstochowy to powtórzę, że mam ochotę postulować, aby po pewnym wieku (np. 60 lat) i w modelu sprzedaży połączonej z tzw. prezentacją na żywo, wydłużyć możliwość zwrotu towaru w okresie aż 90 dni. To z automatu wyeliminowałoby ten tandetny „model sprzedaży”.

To o czym piszesz, czyli oszukiwanie starszych ludzi, to nie "model sprzedaży" tylko zwykłe skurwysyństwo. Co tam kołdry, a jak taki cwaniaczek prawnik potrafi takich starszych ludzi z ich mieszkań wysiudać...
Natomiast ja wciąż podtrzymam, że - generalnie - im bardziej zaawansowane rozwiązania masz w ofercie, tym „większego” (bardziej sprawnego intelektualnie) partnera potrzebujesz po drugiej stronie, by zwyczajnie zrobić z nim biznes.

Tak jest, proszę Pani:) Tu masz w 100% rację.
A przecież Ty zamiast działać w „sprzedaży na żywo”, sprzedajesz fair i to partnerom godnym siebie, Piotrze…
No, tak zakładam, a wręcz jestem tego pewna.

Ale mi słodzisz:) Muszę Ci w sekrecie wyznać, że poprowadziłem w tym roku dwa szkolenia unijne. Przepraszam, upodliłem się...:)
Aneta

PSTen post został edytowany przez Autora dnia 01.09.13 o godzinie 21:07

Następna dyskusja:

Wnioski, zmiany, postulaty ...




Wyślij zaproszenie do