konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Włączając się do dyskusji Anety i Artura, chciałbym zauważyć, iż moim zdaniem sytuacja, w której to pracownik wybiera i płaci za szkolenia, w których uczestniczy jest o wiele bardziej logiczna niż ta, w której na szkolenie wysyła go pracodawca. Pracodawca przecież nabywa za określoną sumę pieniędzy i ew. inne korzyści czas i umiejętności pracownika, a ten ostatni je sprzedaje. Skoro tak to logicznym jest, że to właśnie pracownik powinien dbać o to co sprzedaje, czyli m.in. o swoje umiejętności/kwalifikacje. Pracodawca jest tu odpowiednikiem klienta. Dodatkowo warto zauważyć, że gdyby to ludzie z własnej kieszeni płacili za szkolenia, w których uczestniczą to ich podejście do nich byłoby o wiele bardziej poważne, co z kolei wymusiłoby wyższy poziom usług szkoleniowych.

Zgadzam się z Anetą, że odejście od umów o pracę na rzecz umów cywilno-prawnych to kwestia już zupełnie nieodległa.

Moje uszanowanie,
PS
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotrze, dzięki za Twój udział w tej dyskusji. Jak wiesz, cenię Twoja błyskotliwość i pragmatyzm.
Natomiast zauważ, że Artur na szczęscie przyznał mi rację "co do kierunku" zmian, a powątpiewał tylko w ich tempo.

Z kolei ad rem…

Wiesz, pisząc o logice w Polandii pamiętaj, że… przegłosuje Cię większość. ;-)
Smutny to kraj, w którym do racjonalnych decyzji (np.: likwidacja anachronicznych tzw. umów o pracę) nie dochodzi się naturalnym procesem myślowym, obserwacją, przywołaną logiką, kalkulacją, tylko w „sytuacji podbramkowej”, w której stoi się już pod ścianą i nie ma innego wyjścia.

AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 29.08.13 o godzinie 23:05
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Artur K.:

Ojoj, i jak tu po kilku dniach bez wizyt na GL wziąć udział w takiej dyskusji?

To ja tylko gdzieniegdzie krótko się wtrącę :)

(...) w których pracownik sam będzie chciał i wiedział w jakich kierunkach chce się rozwijać.
To niech pracownik założy… własną firmę. Wówczas może się rozwijać w sposób, w jaki uzna za stosowny.
W normalnej organizacji to przełożony powinien wiedzieć gdzie są niedostatki, a gdzie nie.
To trochę niekonsekwentne - jak się ma rozwijać za własną kasę to chyba też powinien sam decydować w jakim kierunku? (Rzecz jasna jeśli wybór osobisty kierunku rozwoju przez pracownika i potrzeby organizacji się rozminą to pewnie trzeba by się pożegnać)
Uważam podobnie jak Dorota, że to jeszcze długa droga - chociażby przewartościowanie mentalne, że pracodawca jak szkoli to inwestuje a nie spełnia swój obowiązek.
Nie bądźcie ludźmi malej wiary (to również do Doroty). ;-)
Jakiś rok temu w rozmowie z pewnym prezesem (branża farmaceutyczna) przekonaliśmy owego CEO, że szkoda czasu na szkolenie sprzedawców, którym (UWAGA!) od dwóch lat „nie idzie”; że lepiej pieniądze przeznaczane na jałowe szkolenia „z Internetu” przeznaczyć na… akwizycję liderów z branży. Prezes na szczęście tę ideę kupił.
I co? Całkowicie wyeliminował szkolenia (poza produktowymi – rzecz jasna), a wyniki poszły w górę ponad trzykrotnie.

Aneta, albo ja przegapiłam niezwykle ciekawe zjawisko na rynku, albo coś podkoloryzowałaś :)
Rynek farmaceutyczny od lat rośnie góra 4-5% a całkiem niedawno nawet miał "ujemną dynamikę wzrostu" :)
Nie mogę sobie przypomnieć żeby któraś firma zwiększyła przychody trzykrotnie - cóż, byłby to wielki hałas na rynku,
bo jeśli ktoś zgarnąłby taką śmietankę to parę innych firm musiałoby zaliczyć doła z wielkim hukiem
Przypomnij proszę, które to firmy farmaceutyczne zaliczyły w ostatnim 10-leciu taki spektakularny wzrost sprzedaży?
Z góry dziękuję :)

A co do ogólnej idei żeby zatrudniać z rynku same orły sprzedażowe - świetny pomysł, ale...
Po pierwsze statystyki mówią że takich orzełków to jest jakieś 7% w populacji sprzedawców (nie wszyscy mogą ich mieć), po drugie są oni zwykle drodzy (nie każdą firmę stać), po trzecie trzeba być dobrze przygotowanym do zarządzania takimi "primadonnami" (a o dobrych menedżerów sprzedaży jeszcze trudniej niż o dobrych sprzedawców)
jednak całkowicie zgodzę się z Tobą, że szkolenie sprzedawców którym od 2 lat "nie idzie" to dość rozpaczliwe posunięcie, jak dla mnie nawet trzymanie w organizacji przez 2 lata sprzedawców którym "nie idzie" jest trochę ... dziwne..?
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Doroto,

cóż mam Ci napisać... ;-) Wiem, że i Ty również importujesz „wynalazki” z US. Stąd pewnie masz podobny ogląd jak ja. Obserwujesz i czasami nadziwić się nie możesz, ale przynajmniej (po pewnej fazie irytacji) masz z tego niezły ubaw. ;-)

Ja jestem wciąż jeszcze w fazie irytacji :)))
A tak na poważnie… Twoje pytanie jest mało precyzyjne. Nie wiem, czy pytasz o rynek krajowy, europejski, amerykański, czy tak w ogóle o szkolenia biznesowe?

Tak ogólnie pytam, bo wątek jest o efektywności szkoleń i jej mierzeniu, a w dyskusji jest dużo różnych przykładów, nie zawsze jednak jest jasne na poparcie jakich tez zostały przytoczone.
To było pytanie z gatunku tych jakie zadał kiedyś prezes jednaj z największych polskich firm konsultantowi który się od 2 godzin przed niem produkował :) a pytanie brzmiało: "Ale co Pan chciał powiedzieć GŁÓWNIE" ? :)))
To tak, jakbyś zapytała mnie nie jak oceniam rynek mieszkaniowy (albo samochodowy). Musiałabyś zwyczajnie bardziej doprecyzować pytanie. Niemniej, jeśli mówimy o szkoleniach polskich (i chyba europejskich, poza UK) - wyjątkowo niski poziom. Poziom, który wręcz drastycznie obniża się z roku na rok, ze względu na unijny support. Tak skrajnych niedorzeczności nie usłyszysz w normalnym kraju, gdzie biznes to finezja, myślenie. W Polsce unijne wnioski i świetne relacje z unijnymi urzędnikami były (i chyba jeszcze przez parę lat będą) zarzewiem głupoty.

Zgadzam się z tą oceną
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Włączając się do dyskusji Anety i Artura, chciałbym zauważyć, iż moim zdaniem sytuacja, w której to pracownik wybiera i płaci za szkolenia, w których uczestniczy jest o wiele bardziej logiczna niż ta, w której na szkolenie wysyła go pracodawca.
Pod warunkiem, ze mówimy o szkoleniach rozwijających kompetencje ogólne, przydatne w różnych sytuacjach i miejscach pracy
Jeśli pracodawca ma unikalny sposób działania w jakimś obszarze to przeszkolenie pracownika chyba jednak na koszt pracodawcy?
Co ciekawe unia dofinansowuje takie specjalistyczne szkolenia dramatycznie mniej niż te ogólne, to tak w celu wspierania konkurencyjności przedsiębiorstw :)
Pracodawca przecież nabywa za określoną sumę pieniędzy i ew. inne korzyści czas i umiejętności pracownika, a ten ostatni je sprzedaje.

jak ja bym chciała, żeby pracownicy tak myśleli :)
Dodatkowo warto zauważyć, że gdyby to ludzie z własnej kieszeni płacili za szkolenia, w których uczestniczą to ich podejście do nich byłoby o wiele bardziej poważne, co z kolei wymusiłoby wyższy poziom usług szkoleniowych.

Logiczne, nie da się ukryć. Ale jakiś wredny głos za uchem szepcze mi: "ale jak by wtedy wyglądały trenerskie stawki?" :))
Ale tak na serio, to zdarzają mi się już na szkoleniach otwartych (z metodyki sprzedaży) ludzie, którzy sami sobie za to szkolenie płacą. Mam z tym kłopot, bo nie zakładałam sprzedaży detalicznej :)
Ale bardzo szanuję ich uzasadnienie - najczęściej jest to osobista inwestycja w rozwój kariery i wolność (!) czyli brak umowy lojalnościowej z obecnym pracodawcą.
Zgadzam się z Anetą, że odejście od umów o pracę na rzecz umów cywilno-prawnych to kwestia już zupełnie nieodległa.

jak sobie pomyślę (z punktu widzenia pracodawcy) o 12-miesięcznych urlopach macierzyńskich (rodzicielskich) poprzedzonych półrocznym zwolnieniem lekarskim
to bardzo bym sobie życzyła żeby tak było :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.08.13 o godzinie 22:35
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
A tak btw. Byłam kiedyś na szkoleniu (unijnym – a jakże)

Nie wierzę własnym oczom :) , Aneta, Ty to napisałaś???
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Dorota B.:
Aneta B.:
A tak btw. Byłam kiedyś na szkoleniu (unijnym – a jakże)
Nie wierzę własnym oczom :) , Aneta, Ty to napisałaś???
Doroto, dzisiaj opisze Ci tylko na ten najkrótszy post. Inne, pozwól, jutro. OK?

Tak, swego czasu chadzałam na takie unijne szkolenia pełna nadziei. Ale po jakichś -nastu, zwyczajnie odpuściłam, pomimo tego, że większość była... za darmo. Wiesz, ja mam taką strategię, że mierzę jakość szkoleń ilością moich notatek dokonywanych w ich trakcie (rzeczy nowe, ciekawe, dające do myślenia szybko „kleją się” do mnie).
Uwierz, że ze wszystkich tych szkoleń zapisałam (UWAGA!) jedną, niepełna stronę.
Wyobrażasz sobie jakość??? ;-)

A co do Twojego zdziwienia… Doroto, ja nie z tych, którzy idą przez życie z gotową tezą.
Nie mogłabym narzekać, zwyczajnie nie doświadczając na sobie tych „intelektualnych uniesień”. ;-)
Chyba nie sądziłaś, że mogłabym być „na nie”, tak niejako dla zasady… ;-)

Aneta

PS. A tak btw. skąd z kolei u Ciebie taka wiedza: "co ciekawe unia dofinansowuje takie specjalistyczne szkolenia dramatycznie mniej niż te ogólne, to tak w celu wspierania konkurencyjności przedsiębiorstw :)"?

Czyżbyś jednak w swym biznesowym życiu pobłądziła ? ;-)
Antycypując z kolei Twoje pytanie: My jesteśmy czyści!!!Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.08.13 o godzinie 23:11
Dorota  Bienicewicz-Kras ek

Dorota
Bienicewicz-Kras
ek
CustomerCentric
Selling Poland

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Dorota B.:
Aneta B.:
A tak btw. Byłam kiedyś na szkoleniu (unijnym – a jakże)
Nie wierzę własnym oczom :) , Aneta, Ty to napisałaś???

Doroto, dzisiaj opisze Ci tylko na ten najkrótszy post. Inne, pozwól, jutro. OK?

Tak, swego czasu chadzałam na takie unijne szkolenia pełna nadziei. Ale po jakichś -nastu, zwyczajnie odpuściłam, pomimo tego, że większość była... za darmo. Wiesz, ja mam taką strategię, że mierzę jakość szkoleń ilością moich notatek dokonywanych w ich trakcie (rzeczy nowe, ciekawe, dające do myślenia szybko „kleją się” do mnie).
Uwierz, że ze wszystkich tych szkoleń zapisałam (UWAGA!) jedną, niepełna stronę.
Wyobrażasz sobie jakość??? ;-)

A co do Twojego zdziwienia… Doroto, ja nie z tych, którzy idą przez życie z gotową tezą.
Nie mogłabym narzekać, zwyczajnie nie doświadczając na sobie tych „intelektualnych uniesień”. ;-)

Chyba nie sądziłaś, że mogłabym być „na nie” tak dla zasady… ;-)

Nie, nie sądziłam :)
po prostu znając Twój stosunek do "unijnych szkoleń" doświadczyłam lekkiego wstrząsu kiedy przeczytałam to zdanie - no tak mi zgrzytnęło, że aż zęby zabolały
Jeśli wytrzymałaś aż kilkanaście razy, to tym bardziej szanuję Twoje poglądy w tej kwestii :)

Ja byłam na unijnym szkoleniu ze dwa razy (w tym na kursie dla "zaawansowanych" trenerów !) i pękłam, po prostu odpadłam nie zważając na groźbę, że będę musiała zapłacić pełny koszt jak nie ukończę :))

No cóż, odpowiadając na Twoje pytanie o "błądzenie" - owszem, popełniłam kilka razy projekty dofinansowane, głównie dla moich klientów na ich życzenie - ale bez różnicy jeśli chodzi o jakość w stosunku do normalnie finansowanych szkoleń, więc naiwnie myślałam że to norma :)))Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.08.13 o godzinie 23:14
Maria Kuczewska

Maria Kuczewska Talent Manager

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

No dobrze. Wszystko pięknie i ładnie. Pracownik sam się dokształca, za własne pieniądze. Ale jak zrobić tak, by zechciał rozwijać kompetencje POTRZEBNE pracodawcy? Innymi słowy, by nie szkolił się wg własnego widzimisię (z feng shui na przykład, a nie z... powiedzmy z wiedzy produktowej). Rozumiem, że pracodawca musiałby - dla celów biznesowych - określać czas, w którym daje pracownikowi możliwość doszkolenia się, by w tym czasie zweryfikować, czy pracownik swój rozwój wplata w cele organizacji i po tym czasie decydował o potencjalnym pozbyciu się pracownika.
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Artur K.:
Przykładów nie będę ci podawał z jasnych powodów, ale wystarczy poczytać Puls Biznesu i sama znajdziesz przykłady firm, gdzie (jak to ślicznie nazwałaś) efektywność procesów biznesowych nie przekłada się na rozwój firmy.
Arturze, czyli mówisz, że – pomimo nieskrywanej sympatii do mnie - jednak nie jesteś w stanie znaleźć dla mnie chociażby jednego przykładu… ;-) A ja tak na Ciebie liczyłam.
Poza tym, cóż, przy „jasnych powodach” zawsze wysiądę.
Skąd założenie, że czuje do Ciebie sympatię i to w dodatku nie skrywaną?

Oczywiście, że ci przykładów nie podam. Pracując w branży doradczo-szkoleniowej dla mnie powody nie podawania przykładów są tak oczywiste i jasne, że są "jasne". Zrób wysiłek i znajdź je sama - to nie jest trudne. Nie musisz wysiadać.
Po prostu to jest to psucie rynku i chodzenie na łatwiznę, które w biznesie zawsze ci dokopie - pytanie kiedy.
Uwielbiam takie połączenie: Łatwizna + Zysk. To takie moje ”frykasy”. ;-)
Powodzenia.
Nie rozumiem co piszesz. Żebym dobrze zrozumiał:
1) myślenie standardowe dla ciebie to całkowity brak refleksji
2) racjonalność to pochylenie się (jak rozumiem myślenie), które prowadzi do wyjątkowych wniosków?
Jeżeli dobrze zrozumiałem to zachęcam do odświeżenia/nauczenia się co to jest kreatywność i innowacyjność.
Dwa pierwsze punkty zdiagnozowałeś perfekcyjnie. Dalej poszło Ci już nieco gorzej…
A tak btw. Byłam kiedyś na szkoleniu (unijnym – a jakże) z „Innowacyjności w biznesie”. „Trener” stawiał tezy, że do kreatywności potrzebne jest tzw. środowisko. Kiedy już miałam łapczywie spisywać te przełomowe myśli, dowiedziałam się, że należy… wypić mocno posłodzoną kawę, po czym niezwłocznie wywietrzyć pomieszczenie i dotlenić mózg.
I w ogóle było mnóstwo (cytując Ciebie, Arturze) „takich tam”. ;-) Wyjątkowo dobrze się wtedy ubawiłam… ;-)
Z powyższej wypowiedzi widać, że również i "dalej" dobrze zdiagnozowałem. Skoro swoją wiedzę o kreatywności i innowacyjności opierasz na szkoleniu, które opisujesz.
Swoją drogą ty jako rekruterka, doświadczona biznesowo i w ogóle i taki wybór szkolenia - oj oj oj. Wielokrotnie pisałem, że takich trenerów banialuków jest cała masa na rynku.

A tak przy okazji: Ty jesteś zwolennikiem tezy, że człowiek lepiej tworzy w przedziale godzin: 9.30 – 12.00, czy obstawiasz raczej 13.00 – 15.30? ;-)
Kiedyś w regulaminie pewnej firmy zapisano, że na "myślenie i kreację zawsze poświęcamy przedział godzin: 11.00 - 12.00." ;-)
Otóż Aneto, nie jestem zwolennikiem żadnej z powyższych tez bo są tak bzdurne jak myślenie, że PiS umie zarządzać krajem.
Każda doświadczona osoba z wiedzą o zarządzaniu pracą w czasie wie, że istnieje coś takiego jak skala efektywność organizacji i skala efektywności osobistej. Zrobienie tych dwóch prostych wykresów dopiero pokazuje kiedy powinny być wykonywane zadania odtwórcze a kiedy kreatywne. Konieczne jest połączenie zarówno intensywności życia organizacji jak i preferencji pracownika.
Na kogo wystawić fakturę?
Jak napisałem powyżej, życzę ci ciągłego potwierdzania Twoich słów z życiu codziennym a nie w sądzie pracy.
Arturze, uwielbiam Twoją konsekwencję. ;-)
A co do meritum… No powiedz: jak Ci nie przyznać racji? ;-)))
Możesz nie przyznawać, nie ma to znaczenia. Ja cały czas ci życzę, abyś nie musiała mi przyznawać racji.
Wyjaśniam: czasami pisze z tabletu, który czasami decyduje za mnie o gramatyce, a że piszę w wolnej chwili i szybko to i nie zauważam. Nie podcinaj sobie żył za zwykłe "ty". Przyjmij, że zawsze jesteś "Ty".
Arturze, jeszcze wczoraj po prostu nie chciało mi się żyć, a dziś - dzięki jednemu Twojemu „TY” - mój świat zwyczajnie zawirował… ;-)
Tylko się kurcze nie obal mi tu:)

Pozdrawiam,
Aneta
Miłego.
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Piotrze, dzięki za Twój udział w tej dyskusji. Jak wiesz, cenię Twoja błyskotliwość i pragmatyzm.
Natomiast zauważ, że Artur na szczęscie przyznał mi rację "co do kierunku" zmian, a powątpiewał tylko w ich tempo.
Ja przyznałem ci racje?? Chyba byłem po lekach i pijany:)
Jeśli masz na myśli zatrudnienie to ok, z resztą jeszcze dochodzimy do finału.
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Maria K.:
No dobrze. Wszystko pięknie i ładnie. Pracownik sam się dokształca, za własne pieniądze. Ale jak zrobić tak, by zechciał rozwijać kompetencje POTRZEBNE pracodawcy? Innymi słowy, by nie szkolił się wg własnego widzimisię (z feng shui na przykład, a nie z... powiedzmy z wiedzy produktowej). Rozumiem, że pracodawca musiałby - dla celów biznesowych - określać czas, w którym daje pracownikowi możliwość doszkolenia się, by w tym czasie zweryfikować, czy pracownik swój rozwój wplata w cele organizacji i po tym czasie decydował o potencjalnym pozbyciu się pracownika.
Mario, to ja wrzuciłem wątek o chęci pracownika do rozowju, zatem czuję się w obowiązku doprecyzować moje słowa, które zostały przemielone w trakcie dyskusji:

1) Idealna sytuacja w mojej opinii jest wówczas gdy pracownik zajmując stanowisko sam wie, czego potrzebuje do lepszej pracy. Nie szef jasnowidz, czy dział HR w 5 uogólnieniu wyników.
Do tego celu winno się rozwijać odpowiednie postawy pracownicze i dojrzałość zawodową pracowników. Proces męczący i dość długi - ponieważ aby to zrobić, trzeba mieć dojrzałych menedżerów.

2) Decydowanie o kierunkach rozwoju przez pracownika i generalnie rozwój pracownika musi być skorelowany z jego systemem motywacyjnym (czy premiowym) jakkolwiek to nazwać.
Tu pojawia się kolejny problem, czy ów system faktycznie motywuje czy jest to zwyczajna premia bez składu i ładu oraz umocowania merytorycznego płacona np. od przekroczenia 50% planów miesięcznych.

3) Menedżer zawsze ma wgląd i decyzyjność w kwestii szkoleń swoich podwładnych, zawsze może zdecydować o zmianie. Kluczowym elementem jest wspomniana dojrzałość polegająca na rozumieniu, że pracownik ma mózg ba! czasami go używa i co może być szokiem dla niektórych menedżerów podwładny może wiedzieć lepiej.

Reasumując, patrząc na organizację jak na działy i systemy nigdy nie stworzy się jednej firmy. Jest to staroświeckie i dość głupie. Kluczowym elementem jest powiązać ze sobą ludzi, działy, komórki dywizje czy kto tam co ma. Powiązać ludzi z systemami (uwaga!: fakt, że są one dla pracowników nie oznacza jeszcze powiązania).
Jednym słowem wszyscy ze wszystkimi i dla wszystkich.

ps. ja chyba poszukam roboty na studiach. Macie jakieś oferty?

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:

Wiesz, pisząc o logice w Polandii pamiętaj, że… przegłosuje Cię większość. ;-)

Dlatego ja wolę Polskę, a od Polandii staram się trzymać z daleka:)
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Aneta B.:
Wiesz, pisząc o logice w Polandii pamiętaj, że… przegłosuje Cię większość. ;-)
Dlatego ja wolę Polskę, a od Polandii staram się trzymać z daleka:)
Tylko, że tej myślącej Polski, niestety, niewiele już zostało...
Teraz standardem jest Polandia (nadzorowana, kontrolowana i rozliczana przez "standardy unijne"), a efekty widać najlepiej w wątku Rozmowy Rekrutacyjne. ;-)Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 11:10
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Dorota B.:
Aneta B.:
To niech pracownik założy… własną firmę. Wówczas może się rozwijać w sposób, w jaki uzna za stosowny.
W normalnej organizacji to przełożony powinien wiedzieć gdzie są niedostatki, a gdzie nie.
To trochę niekonsekwentne - jak się ma rozwijać za własną kasę to chyba też powinien sam decydować w jakim kierunku? (Rzecz jasna jeśli wybór osobisty kierunku rozwoju przez pracownika i potrzeby organizacji się rozminą to pewnie trzeba by się pożegnać)

Doroto, a gdzie tutaj widzisz niekonsekwencję? Bo w drugiej części swojej wypowiedzi sama postawiłaś warunek, który ową „niekonsekwencję” znosi.

Niezależnie, jestem za tym, żeby człowiek zanim stanie się pracownikiem sam najpierw zainwestował pieniądze w rynkową wiedzę, a później – jak ładnie nawał to Piotr – sprzedawał ją (najlepiej bardzo drogo!!!) na rynku swojemu pracodawcy, ale niekoniecznie jednemu.

W sytuacji, w której pracownik nie ma kompetencji, ja wykazałbym się wyjątkowym „okrucieństwem” i natychmiast podziękowała, zatrudniając z rynku człowieka z niezbędnymi kompetencjami (raz jeszcze to powtórzę: zwłaszcza w kontekście bieżącej sytuacji ekonomicznej). Tak po prostu podpowiada mi mój pragmatyzm. Chyba czasy dla „ekspertów”, „fachowców”, „specjalistek” powoli się kończą. A ich koniec nastąpi wraz z transferem ostatniego euro-centa na „szkolenia sponsored by EU”. Ja już powoli mrożę szampana… ;-))
Aneta, albo ja przegapiłam niezwykle ciekawe zjawisko na rynku, albo coś podkoloryzowałaś :)
Rynek farmaceutyczny od lat rośnie góra 4-5% a całkiem niedawno nawet miał "ujemną dynamikę wzrostu" :)
Nie mogę sobie przypomnieć żeby któraś firma zwiększyła przychody trzykrotnie - cóż, byłby to wielki hałas na rynku,
bo jeśli ktoś zgarnąłby taką śmietankę to parę innych firm musiałoby zaliczyć doła z wielkim hukiem
Wiesz, statystycznie, jeśli jedna firma ma spadek sprzedaży -10%, a druga wzrost +20% to statystycznie rynek rośnie te ca. 5%. Podobnie Doroto, jak wychodząc z psem na spacer, statystycznie macie po 3 nogi. ;-)

Ponadto są firmy, które mają wzrosty rzędu 500% (leki z patentami w US), ale z pewnością nie te, które bazują tylko na tzw. generykach. Skoro znasz branżę, nie muszę chyba tego wyjaśniać.
A co do ogólnej idei żeby zatrudniać z rynku same orły sprzedażowe - świetny pomysł, ale...
Po pierwsze statystyki mówią że takich orzełków to jest jakieś 7% w populacji sprzedawców (nie wszyscy mogą ich mieć), po drugie są oni zwykle drodzy (nie każdą firmę stać), po trzecie trzeba być dobrze przygotowanym do zarządzania takimi "primadonnami" (a o dobrych menedżerów sprzedaży jeszcze trudniej niż o dobrych sprzedawców)
To jest kwesta Twoich oczekiwań. Dla jednych szczytem spełnienia biznesowego będzie wygranie konkurs o unijne dotacje, dla innych - kupienie z rynku najlepszych licencji do niszowych rozwiązań doradczych.
Jedni będą hodować kandydatów, inni odcinać kupony z czyjejś inwestycji w tych ludzi. Biznes to pragmatyzm, a ten z kolei sugeruje zwiększenie dynamiki przychodów, relatywnie najmniejszym kosztem i najlepiej w krótkim czasie.
jednak całkowicie zgodzę się z Tobą, że szkolenie sprzedawców którym od 2 lat "nie idzie" to dość rozpaczliwe posunięcie, jak dla mnie nawet trzymanie w organizacji przez 2 lata sprzedawców którym "nie idzie" jest trochę ... dziwne..?
Dziwne, a jakże często praktykowane w tym kraju. ;-)Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 11:09
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:
Ja przyznałem ci racje?? Chyba byłem po lekach i pijany:)
Albo bierzesz za mocne leki albo - w kontekście alkoholu – zwyczajnie źle się prowadzisz.
Poczytaj raz jeszcze swoje wpisy i wróć uprzejmie do mnie kiedy już zlokalizujesz miejsce, w którym wypowiedziałeś się o „kierunku” mojego myślenia i pózniejszego zestawienia tego z Twoją oceną.
Jeśli masz na myśli zatrudnienie to ok
Fajnie! Szkoda, że nie napisałeś tego we właściwym miejscu (wątku). ;-)

AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 11:47

konto usunięte

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:

Tu znowu trzeba by wrócić do podstawowych definicji, wręcz do pryncypiów.
Jeśli założyć, że pieniądze (na ogół) posiadają ludzie bardzo pracowici i/lub bardzo sprawni intelektualnie, to sam ten fakt powinien być bazą do racjonalnych decyzji.
Zupełnie oderwane od rzeczywistości i błędne założenie.
Dobra, Aneta, żeby nie było, że się we wszystkim zgadzamy znalazłem coś dla odmiany. W kwestii powyższej uważam, że Artur ma rację. Ludzie wybitni intelektualnie bardzo rzadko zajmują się biznesem. Wybitna inteligencja bowiem przeszkadza w zarabianiu pieniędzy. Za dużo myślenia, analizowania, dostrzegania ryzyk, a za mało podejmowania decyzji. Ludzie przeciętnie inteligentni nie mają takich problemów i zamiast za dużo myśleć, działają i robią kasę:)

Tych pracowitych też by można podważyć. Przecież podstawowa definicja efektywności to "jak zarobić, żeby się nie narobić":)
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Artur K.:
Skąd założenie, że czuje do Ciebie sympatię i to w dodatku nie skrywaną?
OK. Zmieniam. Czujesz zatem do mnie skrywaną sympatię. ;-)
Poza tym, podobno prawdziwi faceci lubią pyskate kobiety...
Oczywiście, że ci przykładów nie podam.
Zaczynam przyzwyczajać się do Twojej specyficznej „konsekwencji”, Arturze… ;-)
Z powyższej wypowiedzi widać, że również i "dalej" dobrze zdiagnozowałem. Skoro swoją wiedzę o kreatywności i innowacyjności opierasz na szkoleniu, które opisujesz.
Swoją drogą ty jako rekruterka, doświadczona biznesowo i w ogóle i taki wybór szkolenia - oj oj oj. Wielokrotnie pisałem, że takich trenerów banialuków jest cała masa na rynku.
Powtórzę to, co napisał wcześniej Dorocie: żeby coś krytykować, trzeba tego „doświadczyć", a nie bazować na opiniach np. z... forum dyskusyjnego.
Kiedyś w regulaminie pewnej firmy zapisano, że na "myślenie i kreację zawsze poświęcamy przedział godzin: 11.00 - 12.00." ;-)
Otóż Aneto, nie jestem zwolennikiem żadnej z powyższych tez bo są tak bzdurne jak myślenie, że PiS umie zarządzać krajem.
Upolityczniłeś "nieco" tę swą wypowiedź. Niemniej zgadzam się z Tobą.
Co więcej: to całe PeŁo – to ten sam sort.
Każda doświadczona osoba z wiedzą o zarządzaniu pracą w czasie wie, że istnieje coś takiego jak skala efektywność organizacji i skala efektywności osobistej. Zrobienie tych dwóch prostych wykresów dopiero pokazuje kiedy powinny być wykonywane zadania odtwórcze a kiedy kreatywne. Konieczne jest połączenie zarówno intensywności życia organizacji jak i preferencji pracownika.
O jak ja „lubię” taką teorię… A coś bardziej praktycznego?
Na kogo wystawić fakturę?
Pewnie na twórcę owej złożonej teorii… ;-)
Tylko się kurcze nie obal mi tu:)
Wiesz, obalenie groziło mi przez godzinę po otrzymaniu Twojej wiadomości. Natomiast teraz, od dwóch dni, bezwiednie lewituję. Sam siebie nie poznaję. Jak Ty potrafisz oddziaływać na ludzi… ;-)

AnetaTen post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 11:48
Artur Kucharski

Artur Kucharski Zajmuję się rozwojem
ludzi i firm

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Aneta B.:
Artur K.:
Każda doświadczona osoba z wiedzą o zarządzaniu pracą w czasie wie, że istnieje coś takiego jak skala efektywność organizacji i skala efektywności osobistej. Zrobienie tych dwóch prostych wykresów dopiero pokazuje kiedy powinny być wykonywane zadania odtwórcze a kiedy kreatywne. Konieczne jest połączenie zarówno intensywności życia organizacji jak i preferencji pracownika.
O jak ja „lubię” taką teorię… A coś bardziej praktycznego?
Teorię?? Czyli nie wiesz o czym piszę.
Tylko się kurcze nie obal mi tu:)
Wiesz, obalenie groziło mi przez godzinę po otrzymaniu Twojej wiadomości. Natomiast teraz, od dwóch dni, bezwiednie lewituję. Sam siebie nie poznaję. Jak Ty potrafisz oddziaływać na ludzi… ;-)
To zamiast lewitować weź się za robotę.
Aneta B.

Aneta B. Marketing Manager,
MAGNUS Consulting
Sp. z o.o.

Temat: Efektywność szkoleń - jest jak Yeti czy można je mierzyć?

Piotr S.:
Ludzie wybitni intelektualnie bardzo rzadko zajmują się biznesem.
To od początku. Po pierwsze, w tym wątku, jak rozumiem, jednak rozmawiamy o biznesie, a nie Twórcach teorii wszelakich. Dwa: Ludzie wybitni, a nie pragmatyczni – cóż… osobiście w jakiejś mierze podziwiam ten ich talent, tę wyjątkowość, tę chęć forsowania nowych idei, ale w kategoriach biznesowych – cóż, zwyczajnie współczuję.
Bo co to za sztuka myśleć niestandardowo, wspaniale, a jednocześnie… umrzeć w biedzie??? To taki model niespełnionego dziewiętnastowiecznego herosa…
Wybitna inteligencja bowiem przeszkadza w zarabianiu pieniędzy. Za dużo myślenia, analizowania, dostrzegania ryzyk, a za mało podejmowania decyzji. Ludzie przeciętnie inteligentni nie mają takich problemów i zamiast za dużo myśleć, działają i robią kasę:)
Dlatego dla mnie – oprócz napompowanego marketingowo – „smart buisness” (który nota bene z mądrością ma najczęściej niewiele wspólnego), wolę „pragmatic business”. To właśnie takie szukanie zagrożeń w pełni świadomie (ich ważenie w kontrze do prawdopodobieństwa sukcesu), ale jednocześnie szukanie odpowiedzi na owe ryzyko. Wciąż lepsze to niż bezrefleksyjne jego niedostrzeganie.
Tych pracowitych też by można podważyć. Przecież podstawowa definicja efektywności to "jak zarobić, żeby się nie narobić":)
Samym myśleniem jednak nie zarobisz (może poza „Wielka Grą”, „Milionerami” ,„Jeden z Dziesięciu ”itd.;-).
Ale znowu – to nie jest biznes. Pracowitość to dla mnie definicja pozwalająca odróżnić (w znaczeniu: odseparować) stan „zaangażowania” umysłu i ciała do procesu odwrotnego – najczystszego relaksu, który z kolei jest zazwyczaj konsekwencją odcinania kuponów (ergo: wcześniejszej pracowitości).
A poza tym, nawet jeśli grasz na f/x w laptopie przy lampce wina, nie wychodząc z domu (nawet z łóźka), nawet jeśli spotykasz się raz w miesiącu na lunch, a w jego trakcie podpisujesz kontrakt na 10 mln., to też jednak rodzaj pracy.
Zgadzasz się?Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.08.13 o godzinie 12:37

Następna dyskusja:

Wnioski, zmiany, postulaty ...




Wyślij zaproszenie do