Albert
M.
użyteczny menadżer:
zwiększam zyskowność
przedsiębiorstw
Temat: Rozwoj w kierunku managementu
Witam Panie Andrzeju,Będzie trochę o lekturach, ponieważ to idealna okazja do przemyśleń.
Gdybym zaczynał jeszcze raz zawodową drogę zacząłbym od lektury książki „Inteligencja Finansowa”. Płynie z niej fundamentalny wniosek. Każda Pana decyzja : duża lub mała wpływa na kształt firmy. I odbija się na jej bilansie, rachunku zysków i rachunku przepływów finansowych. Brak decyzji, jej zaniechanie odbija się także . Zaniechane decyzje przenoszą się tam wyjątkowo szybko. To jakby trzymał Pan stery tankowca. Każdy ruch koła przełoży się na jego kurs i pochylenie. Czasem z opóźnieniem, czasem po stu kilometrach. Wiadomo, bezwładność tankowca. Tak więc dobrze wyrobić w sobie to poczucie. Przyda się każdemu pracownikowi i pomoże, kiedy będzie Pan kierował firmą samodzielnie (czego serdecznie życzę).
Od pewnego czasu wiem też, że na kurs "tankowca" przełożą się miękkie aspekty np. jakość relacji między pracownikami, a nade wszystko przepływ informacji. Ja to nazywam tętnem firmy. Daniel Goleman w „Inteligencji emocjonalnej w praktyce" poświęca pulsowi organizacji cały rozdział.
Chcę na koniec podpowiedzieć jeszcze jedną ważną pozycję, która towarzyszy mi od dawna. Nie wiem tylko, jaki ma Pan styl myślenia. Otóż dla mnie menadżer to facet(ka) nie od zarządzania, raczej od rozwiązywania problemów. Wielu uważa, że potrafi zarządzać, bo ma talent przywracania współpracowników do pionu. Nie wszyscy umiemy podchodzić do problemów. I tego uczy "Atlas myślenia dla menadżerów" Edwarda de Bono. Do problemu można podejść na dziesiątki sposobów. Stąd biorą się setki rozwiązań i tysiące pomysłów. Aż trudno sobie poradzić z nadmiarem kreatywności, czego Panu także życzę. W którymś momencie zauważy Pan ze zgrozą, że mówiąc kabaretowym językiem, nie ma takiej rury, której nie można odetkać.
W sytuacjach trudnych i bez wyjścia pomoże odrobina myślenia lateralnego. Warto w księgarni wziąć do ręki "Myślenie lateralne" de Bono.
Myślę, że z tym bagażem można już wyruszać w menadżerską przygodę. Wkrótce przekona się Pan, że brakuje tej, czy innej wiedzy albo umiejętności. Nie należy, nie wolno się tym przejmować. Z pewnością potrafi Pan szybko dobierać sobie wiedzy z różnych dziedzin i obszarów i iść dalej bogatszy o doświadczenia. Przychodzi to łatwo, jeśli czuje się oddech współpracowników i oddech konkurencji (dopuszczone prawem dopalacze).
W zarządzaniu, ile by nie było w nim uczonych słów, jest coś z majsterkowania. Wchodzi Pan do garażu, kiedy trzeba coś zbudować lub naprawić. Ma ograniczone „zasoby” i ograniczony czas. Nadto, nie może Pan wrócić do domu, bo tam czeka żona z sakramentalnym pytaniem: „No i co…?”
Kiedy w słowniku angielskim odnajdziemy ulubione przez wielu słowo "manage" będzie tam wpierw określenie: "dawać sobie radę", "radzić sobie", "udać się" ( w znaczeniu-powiodło się) i dopiero potem "kierować". To daje do myślenia. Wydaje się więc, że menadżer to specjalista, któremu powierza się coś, aby sobie z tym poradził i aby się wszystkim (nie tylko menadżerowi :-) powiodło.
Pozdrawiam uprzejmie i życzę powodzenia we wszelkich poczynaniach.Albert Muras edytował(a) ten post dnia 11.09.12 o godzinie 09:14