Temat: Pomoce naukowe
Wyczytałem ostatnio w Harvard Business Review (wydanie niemieckie), że rynek restauracji rozwarstwia się i polaryzuje. Na jednym biegunie jest relatywnie tanio, duże i smaczne dania, przy relatywnie prostym wystroju. Na drugim biegunie restauracje, które oprócz jedzenia zapewniają jakieś dodatkowe przeżycie, mają miejsce do tańca, muzykę na żywo i takie tam wodotryski.
Ogólnie powiem, że dla mniej najlepszy jest model niemiecki. Mega porce w rozsądnej cenie. Albo model austriacki. Jeszcze większe porcje. Ostatnio zamówiłem w jakiejś knajpce w Bochum danie Holzfallersteak. Na talrzu od pizzy (u Niemców normalka) 1/3 talerza zajmowała surówka. Do tego pani przyniosła patelnię na której leżały dwie słuszne karkówki (2cm grubości) i góra zasmażanych ziemniaków i prażone paski cebuli. całość 10 EUR.
Rok temu na deptaku na starym mieście w Norymberdze zamówiłem sałatkę z krewetkami (tymi średnimi). Jak zwykle na talerzu od pizzy dostałem górę różnych sałat, kiełków, i innych warzyw których nie pamiętam, masę krewetek i super sos + pieczywko. Cały rarytas kosztował 7,90 EUR.
W moim 20 tysięcznym mieście mógłbym pomażyć o takim jedzeniu za taką (małą) kasę. Same krewetki w ilości do sałatki kosztują w moim markecie jakieć 15 zeta. Nie mówię już o sałatach (takich jak rucola itd).
Kolega Marcin ma rację. Proponuję natomiast wyjazd na rekonesans na południe Niemiec. (Tylko nie przy autostradach i odjechanych knajpach w centum, albo na targach, bo to nie niemiecka kuchnia, a jeśli już to ceny są 50-100% wyższe niż normalnie).