Monika
Ciesielska
Managing Partner,
Carpenter Consulting
- IMSA Poland
Temat: Nasi w Irlandii
Inspiracją do tego wpisu są wakacje, które (niestety) już za mną, a które spędziłam w Irlandii. Nie będę rozwodziła się nad pięknem krajobrazów. Wspomnę tylko, że zamierzam tam osiąść na starość i patrzeć bez końca jak fale oceanu Atlantyckiego rozbijają się o skały. Ech… Poza pięknymi widokami, bardzo pozytywne wrażenie zrobili na mnie ludzie. Nie tylko przemili Irlandczycy, którzy witają Cię na ulicy, chociaż pierwszy raz widzą Cię na oczy i próbują bezinteresownie pomóc w najróżniejszych sytuacjach, ale również… Polacy.Masowe emigracje Polaków do Irlandii to gorący temat, który przewija się z mniejszym i większym natężeniem od 2004 roku, kiedy to granice zostały otwarte i wielu młodych ludzi postanowiło z tego skorzystać. Wyjechało kilkaset tysięcy Polaków, sporo w międzyczasie wróciło, jednak bilans jest taki, że w Irlandii nadal jesteśmy obecni. Właściwie na każdym kroku, padało pytanie czy przyjechaliśmy do pracy, czy na wakacje, jednak nie było w tym złośliwości czy frustracji, a jedynie zaprzeczenie stereotypowi, że Polak w Irlandii może być tylko z jednego powodu. Mieszkańcy wyspy zaspokoili przy okazji moją ciekawość i opowiedzieli genezę takiego stanu rzeczy. Niekończące się nieporozumienia pomiędzy Irlandią Północną, a Południową spowodowały, że mnóstwo młodych Irlandczyków wyemigrowało do krajów Wielkie Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych, pozostawiając wiele nieosadzonych wakatów, które zapełnili Polacy. Na dzień dzisiejszy jest nas w Irlandii dużo mniej niż wcześniej. Ale do rzeczy. Dlaczego zaskoczyli mnie Polacy? I dlaczego pozytywnie?
Przytoczę jedną z sytuacji, która jest historią prawdziwą. Podczas naszej podróży wynajętym autem po Ring of Kerry, jednym z piękniejszych półwyspów w Irlandii, charakteryzującym się wąską i tylko jedną drogą, która prowadzi dookoła półwyspu, mieliśmy wypadek, a właściwie incydent. Podczas mijania piętrowego autobusu z turystami, zostaliśmy nieco zepchnięci z drogi. Ratując życie, musieliśmy zjechać mocno na pobocze i złapaliśmy 2 gumy jednocześnie. Takie rzeczy nie zdarzają się często, ale zdarzają się w Irlandii, która słynie z ostrych kamieni porozrzucanych przy drodze (nie byliśmy jedyni!). Koło zapasowe było jedno, zadzwoniliśmy zatem na assistance i co się okazało? Telefon odebrał Piotrek (od razu skróciliśmy dystans i przeszliśmy na “Ty”), szybko zlokalizował gdzie jesteśmy i w ciągu 40 minut dotarła do nas pomoc drogowa, a konkretnie Eddy, który miał do nas spory kawał drogi, bo znajdowaliśmy się na najdalszym punkcie półwyspu. Eddy zmienił nam opony szybko, tanio i tego samego dnia zdążyliśmy jeszcze nacieszyć oczy widokami (zdjęcie obok). Podróżując po Irlandii spotkaliśmy jeszcze kilku Polaków, którzy w różny sposób próbowali nam pomóc, nawet jeśli o to nie prosiliśmy. Tak po prostu, bo jesteśmy krajanami. Jak to wścibski head hunter pytałam ich, jak im się wiedzie, czy są zadowoleni z pracy i z tych rozmów ułożył mi się obraz fantastycznych, młodych Polaków, odważnych w swoich decyzjach, zdeterminowanych, ceniących swoją pracę, ciekawych świata. Emigracja nie jest zła. Jest sposobem na życie. Nie zawsze musi być okupiona wielkimi dramatami, choć wierzę, że i takie są przypadki. Zachwycili mnie jednak “nasi w Irlandii”. Życzę im w tym pięknym kraju samych sukcesów zawodowych. Myślę, że możemy być dumni z takiej polskiej reprezentacji.