Temat: Kierowcy samochodow sluzbowych i ich umiejetnosci
Kilka dni nieobecności, a grupa zrobiła taki postęp:)
Dagmara w znakomitej roli edukatora, Paweł Kubiak gra kontestatora i siermiężnego finasistę, który patrzy na ludzi przez pryzmat cyferek.
Więc i ja się tym językiem posłużę.
Kiedy runęło MTK dosłownie minutę wcześniej przejeżdżałem tamtędy wracając z nagrania wywiadu w TVP Katowice. Wywiad dotyczył procesu, który wytoczyła mi śląska policja, bo przeprowadziłęm dobrze zabezpieczoną prowokację:
GW pisała tak:
GW Katowice nr 285, wydanie kak z dnia 08/12/2005 MIASTO, str. 5
Reporter tygodnika "Motor" chciał sprawdzić, jak działa telefon ratunkowy 112 i zorganizował prowokację dziennikarską. Teraz ma problemy, bo policja oskarżyła go o złośliwe wprowadzenie jej w błąd
MARCIN PIETRASZEWSKI
W maju tego roku Bartosz Sapota, dziennikarz tygodnika "Motor", próbował dodzwonić się w Katowicach na numer 112. To obsługiwana przez policję linia centrum ratownictwa. Po dziesięciu nieudanych próbach dziennikarz zrezygnował i wykręcił numer 997. Połączenie odebrał oficer dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Katowicach. - Powiedziałem mu, że na autostradzie A4 doszło do poważnego wypadku i poprosiłem o przysłanie na miejsce śmigłowca sanitarnego - opowiada dziennikarz.
Dyżurny powinien zarejestrować zgłoszenie i natychmiast powiadomić o wypadku dyspozytora pogotowia ratunkowego. To on decyduje, jakie siły medyczne wysłać na miejsce. A co zrobił katowicki policjant? Nic. Informację o wypadku uznał bowiem za niewiarygodną.
Po publikacji artykułu w "Motorze" na wniosek generała Kazimierza Szwajcowskiego, komendanta wojewódzkiego w Katowicach, policja wszczęła wewnętrzne postępowanie dyscyplinarne. Oficer dyżurny, który rozmawiał z Sapotą, został uznany za winnego zlekceważenia wezwania. Taki wpis znalazł się w jego aktach służbowych. - Wezwanie okazało się fałszywe, więc odstąpiono od wymierzenia mu kary - tłumaczy komisarz Magdalena Szymańska-Mizera, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
Kilkanaście dni temu Sapota dowiedział się, że policja skierowała do sądu grodzkiego wniosek o ukaranie go za "złośliwe i swawolne wprowadzenie w błąd instytucji użyteczności publi- cznej przez wywołanie fałszywego alarmu". Dziennikarzowi grozi kara aresztu lub 1,5 tys. zł grzywny. Policja uznała, że w wyniku wezwania Sapoty dyspozytor pogotowia mógł niepotrzebnie poderwać śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Takiego zagrożenia nie było, bo prowokacja była z nami uzgodniona - zapewnia Robert Gałązkowski, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Dlaczego w takim razie policja uparła się, aby jednak oskarżyć Sapotę? - Bo zgłoszenie dziennikarza okazało się fałszywe, a on nie ma uprawnień do kontrolowania skuteczności naszych działań - tłumaczy kom. Szymańska-Mizera. Nie chce jednak przesądzać o jego winie. - O tym zadecyduje sąd - dodaje.
Profesor Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka jest zdumiony reakcją katowickiej policji. - To na kilometr pachnie nieznajomością kodeksu lub zemstą za to, że dyżurny komendy miał problemy dyscyplinarne - mówi prawnik. Jego zdaniem działania dziennikarza nie były złośliwe ani swawolne, działał bowiem w imieniu szeroko pojętego interesu społecznego. - W tej sytuacji sąd powinien oddalić wniosek policji - mówi prof. Hołda. Decyzja w tej sprawie zapadnie w najbliższych dniach.
Dwa dni potem, kiedy okazało się, że system ratunkowy nie zadziałał ponownie, bo ludzie dzwoniąc z pod gruzów pod 112 dodzwaniali się do pogotowia we... Wrocławiu. Udzieliłem wtedy ze 20 wywiadów w których twierdziłem niepopularnie, że kilkadziesiąt ośob które zginęly w katastrofie to owszem, wielka tragedia, ale co roku, na naszych drogach ginie ponad 5 tys. ludzi.
Pięć tysięcy to małe miasteczko, 3 średnie warszawskie szkoły, albo pięć dużych fabryk, np. Tenneco.
I znów śmierć jednego mężczyzny, w tym przypadku Kolegi Męża Dagmary, na większości nie zrobi wrażenia - nawet tu, na forum.
Gdyby doszło do katastrofy samochodowej, karambolu, w którym na raz śmierć poniosłoby kilkadziesiąt osób, rozpętał by się szał. Padałyby pytania: dlaczego, kto jest winny, czy musiało do tego dojść?
Kiedy we Francji runąl autobus z naszymi pielgrzymami, na bieżąco komentowałem to w mediach. I znów mówiłem w TV niepopularnie, że winny był nie kierowca tego autobusu, ale inny człowiek. Ten, który podpisał nowelizację ustawy prawo o ruchu drogowym i zezwolił, by młodzi, nieobjeżdżeni ludzie posiadali uprawnienia do prowadzenia autobusu.
Egzamin panstwowy na prawo jazdy jest trudno podobno zdać. Mojego egzaminu praktycznego nie zdało ostatnio 8 z 10 egzaminatorów państwowych. Dlaczego? Znają przepisy na wylot, umieją prowadzić auto, ale nie potrafią jeździć.
Póki nie zmieni się nasz system edukacji kierowców, każdy - podkreślam - każdy, obecny i nowy kierowca powinien się przeszkolić choćby w podstawowym zakresie. Jedni, żeby sprawdzi co umieją. Ale większość, żeby uświadomić sobie czym jest prędkośc, że zaledwie przy 81 km/h zazwyczaj są bezradni w awaryjnej sytuacji. A o bardziej zaawansowanych rzeczach dalej nie piszę.
Dagmara, Robert, Klaudia- chylę czoła przed Waszym zdrowym rozsądkiem.
Bartosz Sapota edytował(a) ten post dnia 14.01.08 o godzinie 22:53