Zbigniew J
Piskorz
www.PISKORZ.pl
sMs692094788
kreowanie wizerunku
...
Temat: *Jakie rekordowe fałszerstwa pan...
---------- Wiadomość przekazana dalej ----------Temat: FW: Szok!!!
Pytam ekspedientkę w rybnym: skądNie wie, że ta panga
ta panga? Ona, że z Koszalina. - Jak to z Koszalina, jak w
Koszalinie pangi nie żyją? - To z Bałtyku.
pochodzi z Wietnamu, z hodowli w delcie Mekongu.A delta Mekongu
jest ściekiem. Rozmowa z Markiem Szczygielskim,W składzie jest: mięso wieprzowe, mięso z bażanta
kujawsko-pomorskim inspektorem jakości towarów
rolno-spożywczych, który śledzi masło, chleb i chodzące mięso
*Jakie rekordowe fałszerstwa pan znalazł?*
- Pasztet z bażanta.
nie mniej niż 15 proc., wątróbki wieprzowe, mleko, jaja, sól. Ewidentnie
wieprzowy pasztet z dodatkiem mięsa bażanta. Przegięcie.
Albo znaleźliśmy raz pasztet z zająca, w słoiku. Zająca była śladowa
ilość, więc zakwestionowaliśmy nazwę. Ale producent pokonał nas
inwencją, bo poszukał technologa żywności o nazwisku Zając, który
stwierdził, że opracował recepturę, nie wstydzi jej się, więc chce
nazwać pasztet swoim nazwiskiem. I dalej produkowano pasztet Zająca,
dużą literą.
Udało nam się za to przekonać producenta parówek z 6-procentowym
dodatkiem mięsa cielęcego, żeby zmienił nazwę. Zgodził się po długiej
dyskusji, produkuje teraz parówki z cielęciną i równie dobrze mu się
sprzedają. To dobre parówki.
*Co najobrzydliwszego pan widział w pracy?*
- U dużego producenta wędlin znaleźliśmy w zeszłym roku kontener z
mięsem bez mała chodzącym. Zapach miało tak odrażający, że inspektorzy
niemal wymiotowali. To było przygotowane do wrzucenia w wędlinę
przeznaczoną dla wojska. Wojsko niby wszystko zje. Ale żołnierze się
skarżyli na jakość wędlin i jednostka poprosiła mnie o skontrolowanie
dostawcy.
Bywa, że inny produkt się przygotowuje, żeby wygrać przetarg, a inny
później. Bo producent robi wszystko, żeby obniżyć koszty. Albo: wędlina
wygrywa konkurs, dostaje medal. W sklepie jest o tym informacja, ale to
już nie jest ta sama wędlina.
*A ja na półce widziałem syrop malinowy zagęszczany zrobiony z aronii.
Producent wyjaśniał, że syrop zrobiony z malin brązowieje, więc stosują
aronię.*
- To jest zafałszowanie produktu. Jak ktoś chce kupować sok z aronii,
bardzo zdrowej, to niech będzie napisane, że jest z aronii. Gdyby
producent był na naszym terenie, zaraz byśmy tam pojechali.
*Co jeszcze?*
- Dużo nieprawidłowości widzimy przy sprzedaży ryb mrożonych w tzw.
glazurze. To jest sprzedaż wody za wysoką cenę. Glazury może być nawet
50 proc. Mistrzowie potrafią ją tak nałożyć, że ryba wygląda jak ryba, a
produkt składa się w połowie z wody.
*To zgodne z prawem?*
- Zgodne, o ile jest podana zawartość glazury. Ale jak pan pójdzie do
supermarketu i będzie kupował rybę z lady chłodniczej, to takiej
informacji pan nie znajdzie. Rzuca pan w domu kilo ryby na patelnię,
zostaje pół kilograma. Jak zaczęliśmy na to zwracać uwagę, zaczęto
zmniejszać ilość glazury, jednocześnie pompując wodę do wnętrza ryby. Są
takie urządzenia, gęsto umieszczone tysiąc igieł - wstrzykuje się wodę z
polifosforanami, które ją utrzymują, żeby nie wypływała. Polifosforanów
może być do 0,5 proc., a potrafią związać wielokrotność swojej masy.
*A gdyby było ich więcej?*
- Większa ilość może być szkodliwa. Polifosforany w nadmiarze powodują
zaburzenia przemiany materii, rozregulowują gospodarkę wapniem.
Będziemy teraz sprawdzać, czy zawartość polifosforanów nie jest
przekroczona. To wieczna wojna, jak z dopingiem w sporcie.
*Z wędlinami się robi tak samo?*
- Tak, z tym że sposobów na sprzedaż wody jest tu znacznie więcej:
dodaje się karagen, skrobię modyfikowaną, błonnik. Ostatnio modny jest
błonnik z bambusa. Bardzo delikatny, ma trudno wyczuwalne włókna, nie ma
wrażenia szorstkości przy jedzeniu. To tzw. wędliny wysokowydajne.
*Bambus w szynce też jest zgodny z prawem?*
- Tak, bo w wędlinach panuje wolnoamerykanka. Producent nie jest
zobowiązany do utrzymywania żadnych standardów, chyba że coś
zadeklaruje. Może zadeklarować, że wędlina zawiera do 70 proc. wody. I
my mamy prawo tylko sprawdzić, czy nie przekroczył 70 proc. wody.
*Informacji o tym i tak nie ma.*
- Największy problem jest z produktami, które w opakowaniach zbiorczych
trafiają do sklepu i są rozpakowywane przed wyłożeniem na ladę. Cały
czas wnioskujemy, żeby umieszczać obok informacje: kto to wyprodukował,
jaki jest skład.
*Ale sprzedawcy nie umieszczają. I nikt się nie będzie pytał, bo nie ma
czasu, bo stoi kolejka.*
- Ja pytam, np. ekspedientkę w stoisku rybnym: skąd jest ta panga? Ona,
że z Koszalina. Jak to z Koszalina, jak w Koszalinie pangi nie żyją? No
to z morza. Jakiego? Z Bałtyku.
Kompletnie nie wie, że ta panga pochodzi z Wietnamu, ze sztucznej
hodowli w delcie Mekongu. A delta Mekongu jest ściekiem. I nie wiem,
jaka tam jest kontrola jakości mięsa. Wolę zjeść rybę z dolnej Wisły,
która stała się rzeką stosunkowo czystą, powracają tu zapomniane gatunki
jak certa albo łosoś wiślany.
*Co pan robi z tymi wywieszkami, których nie ma?*_
_- To domena Inspekcji Handlowej, my kontrolujemy producentów. Opinia
publiczna powinna w tej sprawie wywierać presję na prawodawców. Przepisy
powinny dać równowagę sprzedawcy i konsumentowi.
*Słyszałem, że łatwo oszukiwać na maśle.*_
_- Pan spojrzy na opakowanie: Krówka Masłówka - jest krowa, jest masło
na drewnianej łopatce, nazwy witamin A, D, E, kierzanka, czyli dawne
urządzenie do produkcji masła. A to nie masło, tylko miks tłuszczowy
zawierający 7 proc. masła. Czyli oszustwo.
*Krowa na miksie jest zgodna z prawem?*_
_- To rzecz dyskusyjna, bo oznakowanie jest niby poprawne, ale oszustwo
widać gołym okiem. Wiele miesięcy upłynie, zanim uzyskamy zgodę
wszystkich inspektorów i Ministerstwa Rolnictwa, że jest to
"wprowadzanie konsumenta w błąd szatą graficzną".
Pan spojrzy dalej: Osełka Śmietankowa, to nam się od razu kojarzy z
masłem. A to miks tłuszczowy zawierający 6,5 proc. tłuszczu mlecznego.
Do tego sól, regulator kwasowości w postaci kwasu mlekowego, emulgator,
przeciw-utleniacz w postaci sorbinianu sodu, aromat, barwnik. Czyli
chemia z dodatkiem masła.
Starsze osoby pamiętają charakterystyczny rysunek krowy na maśle
śmietankowym. Nasz mózg od razu koduje: to jest masło. Tu mam
mistrzostwo Polski: Masło Ekstra, złote opakowanie z krówką i dzieżką do
śmietanki. Producent deklaruje 82 proc. tłuszczu mlecznego, a tam jest
72 proc. tłuszczów obcych!
Moi inspektorzy zobaczyli to w sklepie, cena była podejrzanie niska,
mówią: szefie, to nie jest masło. Poznali po zapachu, konsystencji,
charakterystycznie się ugniatało. Masło się ugniata w sposób ciągły, a
to - w przerywany, trzaska pod palcami.
*Co jest w tym "maśle"?*_
_- Tani olej palmowy najgorszej jakości, zwany oleiną. Żółta maź. On
jest przewidziany do celów technicznych, produkcji smarów. Żeby go
związać, dodaje się utwardzacze chemiczne albo tłuszcze o gęstszej
konsystencji, np. łój wołowy. Łój utrudnia nam wykrycie fałszerstwa, bo
profil rozkładu kwasów tłuszczowych podczas analizy robi się podobny do
profilu masła. Czasem dodaje się też sadło, tłuszcz okołojelitowy z
uboju świń.
*Kto to wyprodukował?*_
_- Tego nie mogę podać. Bo to stwierdziliśmy przed wejściem w życie
zmiany ustawy o jakości produktów rolno-spożywczych. A ja już raz
wyleciałem z pracy za ujawnienie takiej informacji.
*Jak to?*_
_- W 2002 roku pracowałem w Inspekcji Skupu i Przetwórstwa Artykułów
Rolnych. W zbożu sprowadzonym z Niemiec znalazłem nitrofen. To środek
chwastobójczy, który okazał się rakotwórczy i został wycofany z użycia.
W Niemczech to zboże przechowywano w magazynie, w którym wcześniej był
nitrofen. Niemcy <http://wyborcza.pl/0,86733.html> się dość tanio tego
zboża pozbyli, 3 tys. ton trafiło do Bydgoszczy. Minister niemieckiego
landu zawiadomił o tym Polskę, przeprowadziłem kontrolę, stwierdziłem w
zbożu nitrofen, wyniki potwierdziło jeszcze badanie sanepidu. Po czym
zostałem odwołany przez wojewodę.
*Bo?*
- Bo informacja przeciekła do prasy. Wcale się tym nie zmartwiłem, bo
uważam, że skoro jest możliwość skażenia pieczywa nitrofenem,
społeczeństwu należy się informacja. Myślałem potem: po co my
produkujemy te protokoły? Dla kogo my działamy - dla władzy czy dla
społeczeństwa? Dlatego po powołaniu na obecne stanowisko inspektora
jakości towarów rolno-spożywczych bez ogródek ujawniałem informacje.
*Jak? Przecież nie mógł pan podawać nazwy producenta?*
- Mówiłem: duży producent towaru takiego z powiatu takiego i wszyscy
wiedzieli, o kogo chodzi. On mi groził procesem, że mnie oskarży, bo mu
spadły obroty. A ja wtedy: że proszę bardzo, chętnie się zjawię w
sądzie, niech sąd rozstrzygnie, kto narusza prawo.
*Wolno panu było czy nie?*
- Interpretacja Głównego Inspektoratu była, że nie wolno. Ja to
interpretowałem, że można, bo to informacja publiczna. Nie jestem
prywatną instytucją, tylko jednostką publiczną. Za pieniądze podatników
sprawdzam jakość żywności, więc dlaczego podatnicy nie mieliby się
dowiedzieć o efektach mojej pracy? Producent boi się bardzo wysokiej
kary pieniężnej. A jeszcze bardziej przedostania się tej informacji do
mediów.Przekonywałem urzędników, posłów, żeby można było ujawniać nazwy
producentów fałszujących towar. W końcu urzędnicy też nie chcą jeść
dziwnych rzeczy. I obowiązująca od grudnia zmieniona ustawa pozwala nam
ujawniać fałszerzy.
*Przeprowadziliście już kontrole na nowych zasadach?*
- Na początku stycznia cztery. Dwie piekarnie i dwóch producentów serów
dojrzewających. Stwierdziliśmy trochę nieprawidłowości, ale nie było
żadnego zafałszowania. Na szczęście, bo moim celem nie jest łapanie
fałszerzy, tylko żeby była dobra żywność.
*Jakie to były nieprawidłowości?*
- W mleczarniach stwierdziliśmy nieznaczne nieprawidłowości, będę tu
łagodny, bo one wynikają z tradycyjnego sposobu produkcji serów, co jest
dla mnie zaletą. Chodzi o kształt oczek i równomierność ich
rozmieszczenia - było za dużo oczek o nieregularnym kształcie. Dla mnie
to dowód na tradycyjny sposób dojrzewania sera. Bo bardzo regularne
oczka uzyskuje się w sposób sztuczny. Do masy serowej dodaje się
kryształki laktozy, czyli cukru mlekowego. Jak się ją dobrze wymiesza,
są równo rozmieszczone. Bakterie kwasu mlekowego żywią się tą laktozą,
powstaje bąbelek, czyli oczko. Oczkowanie jest idealne, ale uzyskane w
sposób sztuczny.
*Czyli przepis jest bez sensu.*
- Nie do końca. Bo nierównomierne oczkowanie wynika z błędów
technologicznych. Zbyt wysokiej temperatury albo zbytniego przyciśnięcia
sera. Wydam decyzję o konieczności usunięcia tych wad na przyszłość.
*A piekarnie? Dlaczego akurat te?*
- Dostaliśmy informację, że w jednej z sieci jest chleb karmelowy z tej
piekarni. Okazało się, że to sieć go tak nazwała, a chleb nie był z
dodatkiem zabronionego karmelu, tylko z zaciemniaczem.
*Co to jest zaciemniacz?*
- Chleb - poza chlebem słodowym - nie może zawierać barwnika. Od kiedy
nastała moda na ciemne pieczywo, zamiast zdrowej mąki razowej do tańszej
białej mąki dodaje się barwnika, np. karmelu. Przepisy słabo nadążają za
kreatywnością przedsiębiorców, bo jak zaczęliśmy wycofywać z obrotu
chleby, które zawierały karmel, to zaczęto zaciemniać pieczywo
koncentratem słodu. A to nie barwnik, tylko zaciemniacz. Przepis mówi
tylko o barwnikach, nie możemy uzyskać jednoznacznej interpretacji, czy
zaciemniacz w funkcji barwnika też jest zakazany. Chociaż to jawne
oszukaństwo.
*A druga piekarnia?*
- Podczas kontroli pół roku temu stwierdziliśmy dużo uchybień w
oznakowaniu i chcieliśmy sprawdzić, czy zostały usunięte. Np.
nieprawidłowa kolejność użytych mąk. Najpierw była żytnia, a potem
pszenna - bo klient obecnie woli mąkę żytnią. A zasada jest taka, że
składniki trzeba wymieniać wg ich masy w produkcie. W recepturze było
odwrotnie - więcej mąki pszennej, bo jest tańsza od żytniej.
Znaleźliśmy tam też wyrób "pieczywo tradycyjne". Producent dodaje do
niego polepszaczy, czego nie uwzględnił na etykiecie, więc będzie za to
ukarany mandatem (maksymalnie 500 zł) za tzw. złe oznaczenie produktu.
*Czepiacie się.*
- Nie, bo to ważne pytanie: czy pieczywo tradycyjne może być z
polepszaczem? Moim zdaniem nie. W Polsce funkcjonuje lista produktów
tradycyjnych, wiele produktów ubiega się o wpis na tę listę i trzeba
udowodnić, że są one produkowane tradycyjnie. Jeśli taką samą nazwę
mógłby otrzymać produkt wytwarzany konwencjonalnie, to jaki byłby sens
tej listy?
Moi koledzy niedawno walczyli z firmą, która produkowała ekojaja. Firma
się broniła, że zarejestrowała taką nazwę jeszcze przed wejściem do
Unii. Sąd przyznał nam rację, że jak coś się nazywa eko - albo bio, albo
organic - to musi mieć certyfikat.
*Kto wydaje takie certyfikaty?*
- Specjalne jednostki certyfikujące. To firmy zarejestrowane w
Ministerstwie Rolnictwa i nadzorowane przez głównego inspektora jakości
towarów rolno-spożywczych.
*Czy producenci dają się kontrolować?*
- Różnie. Producent potrafi się gwałtownie rozchorować. Twierdzi, że
jest chory, a zwolnienie ma w domu. Wychodzi, jedzie do znajomego
lekarza i koniec. Albo: portier dzwoni do sekretariatu, że jest
kontrola, a właściciel wymyka się bocznym wyjściem. A inspektor musi
przedstawić zlecenie, w którym jest cel i zakres kontroli, kierownikowi
zakładu lub osobie przez niego upoważnionej. Na szczęście nowelizacja
mówi: kto uniemożliwia organowi inspekcji podjęcie kontroli, podlega
karze do wysokości 20-krotnego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego.
To dziś 60 tysięcy złotych.
*Nadal mu pan nic nie udowodni, bo będzie miał zwolnienie.*
- Mogę poprosić ZUS <http://tematy.wyborcza.pl/Z/2033,ZUS> o
sprawdzenie, kto i o której godzinie wystawił zwolnienie. Lekarz, jak go
ZUS zaczyna wypytywać, to też pomyśli, zanim będzie dobrym wujkiem dla
swojego kolegi. Teraz na producentów padł blady strach. Zapraszali mnie
na spotkania grup producenckich, żeby dowiedzieć się, co im grozi.
*Propozycja największej łapówki, jaką pan otrzymał?*
- Samochód terenowy. To było jeszcze w Inspekcji Skupu i Przetwórstwa
Artykułów Rolnych - trafiliśmy na puste magazyny, w których powinno być
zboże z rezerw Agencji Rynku Rolnego.
*A w Inspekcji Rolno-Spożywczej?*
- Niedawno był przedsiębiorca, który zaliczył wpadkę z masłem -
przyjechał tu i chciał koniecznie ze mną rozmawiać w cztery oczy.
Specjalnie poprosiłem moją zastępczynię i kierownika działu kontroli.
Był bardzo niezadowolony, okazało się, że nie ma żadnej sprawy. Zwlekał
z wyjściem i mówi: "Ja bym był bardzo zadowolony, gdyby mnie pan
odwiedził, ale sam". Powiedziałem mu, że nie ma takiej potrzeby, bo go
moi inspektorzy odwiedzają.
*Co mu groziło? Mandat 500 złotych?*
- Przekazałem urzędowi skarbowemu wniosek o naliczenie "kwoty
nienależnej i dodatkowej" z powodu "pogorszenia jakości produktu".
Uważam, że jeżeli coś nie jest masłem, bo zawiera choćby 5 proc.
tłuszczów niemlecznych, to stopień pogorszenia jest 100 proc. Więc
napisałem do naczelnika, że on powinien zwrócić 100 proc. nienależnej
kwoty, a urząd skarbowy dodaje od siebie jeszcze 50 proc. Czyli 150
proc. wartości sprzedanego towaru wpłaca na konto urzędu skarbowego.
*Jaka to była suma?*
- Jakieś 200 tys. zł. A obowiązująca od grudnia nowa ustawa o jakości
artykułów rolno-spożywczych daje nam niewiarygodnie ostre narzędzie.
Możliwość nałożenia na fałszerza kary od tysiąca złotych do 10 proc.
obrotu. Ta maksymalna kara to śmierć firmy.
*Jaką sumą mógłby pan teraz ukarać tego przedsiębiorcę?*
- Co najmniej 4 mln zł.
Wymierzając karę, muszę uwzględnić pięć elementów. Stopień szkodliwości
czynu. Stopień zawinienia (zaniedbanie, niedopatrzenie lub wina
umyślna). Zakres naruszenia, czyli w jakim stopniu produkt został
zafałszowany. Dotychczasowa działalność podmiotu na rynku (czy były
skargi, czy inne instytucje go już kiedyś przyłapały). Oraz wielkość
obrotów, czy ten proceder był na dużą skalę.
*Gdzie pan robi zakupy?*
- Chleb kupuję w dwóch małych piekarniach, jedną mam koło pracy. To
dobry chleb mieszany, nazywa się Wiejski. Ale czysty żytni chleb na
zakwasie kupuję w piekarni, do której muszę podjechać. To mała
piekarnia, sprzeda wszystko, co wypiecze.
Chleba z supermarketu unikam. A jeśli już muszę, to patrzę, kto jest
producentem, bo wiem, kto uczciwie robi pieczywo.
W supermarkecie chętnie kupuję masło od producenta z naszego terenu,
które ma umiarkowaną cenę i świetną jakość. Większość tej produkcji
trafia do Niemiec, oni badają je bardzo dokładnie, na parametry, których
się u nas nie bada, np. wielkość kropel wody w maśle.
*Dobry produkt nie musi być najdroższy?*
- Nie musi. Cena zależy też bardzo od systemu dystrybucji. Jeśli kanał
dystrybucji jest krótki, jak choćby w piekarni, o której opowiadałem, to
cena będzie niższa niż w supermarkecie.
Jest dobre masło z importu, 5 zł za kostkę. Ale nasze za 3 zł w niczym
mu nie ustępuje.
*Inspektorzy chodzą do supermarketu?*
- Na służbowe wycieczki. Korzystamy z informacji od konsumentów (około
10 miesięcznie), od innych instytucji (głównie z Inspekcji Handlowej,
która kontroluje sklepy - ok. 20 miesięcznie). Ale też patrzymy na
superpromocje. Np. masła za 1,50 zł nie da się wyprodukować, same
surowce kosztują więcej. W analizie często wychodzi, że te towary są
zafałszowane.
Inspektorzy są po szkoleniach na rozróżnianie smaków i zapachów. Osoba
nadużywająca alkoholu, paląca tytoń, pijąca mocną kawę ma te zmysły
przytępione.
*To inspektor musi być jak harcerz.*
- Tak. Smak słodki, gorzki, słony i kwaśny znamy wszyscy. Słony jak sól,
kwaśny jak ocet, słodki jak cukier, gorzki jak skórka grejpfruta. Ale
smaku umami (to piąty smak obok słodkiego, słonego, kwaśnego i
gorzkiego) się nie opisze. Tak smakuje glutaminian sodu w czystej postaci.
Inspektorzy na szkoleniu dostają próbki smaków w ampułkach i muszą je
określić. W czystej postaci to łatwe. Ale trudniej rozpoznać smak
słodko-kwaśny i określić, jaka jest przewaga.
Zapachy? Daleko nam do psa. Ale człowiek ma tak rozwinięty węch, że może
rozpoznać np. zapach prawdziwego masła. A w maśle zafałszowanym
wychwycić zapach margaryny albo oleju.
Plus kolor, jednorodność, a przede wszystkim tekstura - wrażenie w dotyku.
W supermarketach sprawdzamy zgodność warzyw i owoców z unijną normą
jakości. Wielkość, uszkodzenia, choroby, ślady zepsucia, obecność
szkodników - parametry precyzyjnie opisane w normach.
*Krzywiznę banana też badacie?*
- Nie, to mit. W bananie badamy wielkość, barwę skórki, obecność
szkodników. Stopień dojrzałości, bo znajdujemy niezbyt dojrzałe banany.
Banany zrywa się całkiem niedojrzałe, przyjeżdżają do Polski, trafiają
do dojrzewalni bananów. Tam im się trochę pomaga, jest taki gaz
nieszkodliwy, etylen, który przyspiesza dojrzewanie. Owoce dojrzewające
wydzielają go w sposób naturalny.
Czasami się zdarzają błędy, że jakieś warzywo udaje inne. Wątpię, czy
odróżniłby pan korzeń pasternaku od korzenia pietruszki. A pasternak
jest tańszy, więc czasem się go podkłada. Albo weźmy ziemniaki. Są
okresowe mody na odmiany ziemniaka. Parę lat temu wszyscy chcieli kupić
odmianę bryza. W supermarkecie wszystkie ziemniaki miały napisane, że to
bryza. A myśmy widzieli, że barwa miąższu, kształt bulwy, głębokość i
rozmieszczenie oczek są różne.
W sklepie możemy też powąchać wędliny. Nos inspektora potrafi spod
aromatów dodawanych do mięsa poczuć jego prawdziwy zapach. Np. aromat
dymu wędzarniczego. Dzisiaj wędlin się nie wędzi nad ogniskiem, aromat
się kupuje w puszce. Wkłada się je do urządzenia do generowania dymu i
ono nadmuchuje aromat na mięso.
Czasem aromat dodaje się do wędliny podczas produkcji. Ma wtedy smak
wędliny wędzonej, chociaż nie była wędzona.
*Zabija pan we mnie nadzieję, że jedzenie produkują rolnicy, a nie chemicy.*
- Wędzenie to metoda utrwalania, od wieków to robiono. Tyle że dym nie
pochodzi dziś z paleniska. Ten aromat przykrywa też czasem zapach psucia
się wędliny. Sprawdzamy wtedy, kto jest producentem. Patrzymy, czy w
magazynie surowców producenta nie ma nadpsutego mięsa.
*Polskim przedsiębiorcom nie zależy na budowaniu marki?*
- Uczciwym zależy. Dlatego, żeby im pomóc, będziemy teraz ujawniać
nieuczciwych.
*Czego pan nie je?*
- Nie jestem wybredny. Chociaż nie jadam salami produkowanego w Polsce,
bo kojarzy mi się z ogłoszeniami w prasie o zakupie zwierząt
wybrakowanych, uszkodzonych, czyli krótko mówiąc padliny. Gdzie ona
trafia? Może na karmę dla psów, a może do produkcji wędlin. Znajomi
fachowcy od przetwórstwa mięsa mówią, że najłatwiej zrobić salami ze
starej maciory, starej krowy. Jeśli już jem wędliny, to raczej z małych
masarni, które robią je metodami tradycyjnymi. Raczej wybieram wędzonki
- polędwicę, ogonówkę - żeby widzieć, co jem. Unikam jaj z ferm, wolę
takie od sąsiada po drugiej stronie Wisły, który hoduje kury w systemie
wolnowybiegowym, nie karmiąc ich paszami, tylko zbożem.
*Kiedy pojawi się żywność dobrej jakości w normalnej cenie?*
- To pytanie: kiedy będzie lepiej. Lepiej już było.
Dojrzejemy do zapotrzebowania na zdrową żywność. Tylko ona nie może być
drastycznie droższa. Ale w miarę rozwoju naszej zamożności nie zaczynamy
jeść więcej, tylko lepiej. Łatwo się to mówi, mając określone dochody.
Wiem, że matce na zasiłku z kilkorgiem dzieci jest trudniej, od tego
jest inspekcja, żeby dbała o jakość towarów na niższych półkach.
Najpierw musimy upowszechnić małe przetwórstwo. Myśmy, wstępując do Unii
pod hasłem, że prawo unijne wymaga, zniszczyli małe przetwórstwo
rolnicze. Na Zachodzie to funkcjonuje, bo w preambule napisano, że
ogólne przepisy nie dotyczą małych wytwórni, gdzie jest kontakt
producenta z konsumentem. Gdy producent jest znany konsumentowi i swoją
twarzą, swoją osobą gwarantuje jakość towaru. Kiedy nie muszę czytać,
kto wyprodukował, bo wiem, kto. Nie muszę czytać, czy ma system HACCP,
bo widzę, czy on ma czysto.
Urzędnicy bezrefleksyjnie potraktowali przepisy. Rozumiem postawę
urzędnika, że on woli zamknąć zakład, niż zaryzykować masowe zatrucie
pokarmowe. Ale skoro przez 40 lat nie było zatrucia, to dlaczego miałoby
się zdarzyć teraz?
Byłem na wyjeździe studyjnym w Niemczech - Polacy się za głowę łapali,
że te ich małe zakłady trzeba pozamykać. A oni pytali: dlaczego? Mój
dziad ten zakład prowadził, mój ojciec, teraz ja go prowadzę. Polacy: że
brak rozdziału strefy brudnej od czystej. Oni: ja jednego dnia robię
ubój, sprzątamy, myjemy, następnego dnia rozbiór, sprzątamy, myjemy, i
trzeciego dnia robię przetwory. To tak się da? Tak, przecież strefy mogą
być rozdzielone nie tylko w miejscu, ale także w czasie.
Oscypek uzyskał jako pierwszy odstępstwo, bo nie da się go zrobić z
pasteryzowanego mleka. Ale już ser koryciński długo walczył o to
zezwolenie. A po co mamy zabijać bakterie w mleku, a potem je sztucznie
wprowadzać?
*Czyli: zabierzmy produkcję żywności chemikom i oddajmy ją rolnikom.*
- Tak. Jest też kwestia smaków z dzieciństwa.
Do dziś pamiętam, jak jeździliśmy z kuzynem na wieś do babci, która w
parniku szykowała ziemniaki dla świń, a myśmy je podkradali - gorące,
parzyły w palce - obieraliśmy i jedliśmy.
To było biedne gospodarstwo, często się jadło ziemniaki z zsiadłym
mlekiem. Dziś dietetycy mówią, że to jedno z najlepszych połączeń
produktu skrobiowego z białkowym, należy tak jeść.
Z przerażeniem patrzę na dzisiejszą młodzież. Oni nie będą mieli
wykształconych takich ścieżek pamięci. Jakie smaki z dzieciństwa
zapamiętają? Chipsy i batoniki?