Temat: stocznie

intelektualny majątek i nie tylko


http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=200903...

Temat: stocznie

QInvest: Nie kupiliśmy stoczni



Co łączy katarski fundusz QInvest i polskie stocznie w Szczecinie i Gdyni? Z oświadczenia spółki przesłanego do "Naszego Dziennika" wynika, że nie są to relacje, na jakie wskazuje ministerstwo skarbu. QInvest występuje jako doradca klientów, którzy uczestniczą w procesie nabycia aktywów stoczni. Nie możemy ujawnić nazwy klienta z przyczyn poufnych. Transakcja jest obecnie na odpowiednim etapie i czekamy na jej zakończenie - poinformowała nas konsultant QInvest w Doha (stolica Kataru) Susie Pegan.

- Od września ubiegłego roku zapotrzebowanie na nowe statki spadło o ponad 90 procent. W takich warunkach przeprowadzenie procesu restrukturyzacji stoczni to nie lada wyzwanie - powiedział nam Reinhard Lüken, sekretarz generalny Europejskiej Wspólnoty Stowarzyszeń Stoczniowych (CESA). Jego zdaniem, sytuacja Gdyni i Szczecina jest "niewątpliwie bardzo trudna" i częściowo wynika z kryzysu gospodarczego, który szczególne straty wywołał właśnie w branży stoczniowej. Pytany, czy słyszał o inwestycjach w branży stoczniowej katarskiej spółki, prezentowanej przez polski rząd jako inwestor, szef CESA nie wskazuje takowych.
Zmęczeni całą sytuacją są już sami stoczniowcy w Gdyni i Szczecinie. Nie chcą już wyjaśnień ministra Grada w sprawie katarskiego rzekomego inwestora i zwracają się bezpośrednio do premiera. Krzysztof Zaremba, były członek PO, obecnie senator, w swoim liście rozesłanym do dziennikarzy oświadczył, że pytania, które dzisiaj spędzają sen z powiek nie tylko stoczniowcom, zadawał Donaldowi Tuskowi jeszcze w maju, kiedy Stocznia Szczecińska przestawała istnieć. Zaremba zarzucił rządowi, że wielokrotnie próbował się dowiedzieć, czy w razie niewywiązania się ze spłaty należności za majątek stoczni wadium przepadnie, czy określono limit czasu na dokonanie transakcji, a po przekroczeniu tego limitu ustaną wzajemne zobowiązania stron i czy to inwestor złożył wniosek o przesunięcie terminu wpłaty? Premier i minister milczą. W liście senator tłumaczy, że wystąpienie Grada ze "śmieszną interpretacją", jakoby fakt niewywiązania się z płatności przez inwestora za majątek stoczni w Szczecinie i Gdyni był spowodowany "listem małego i nieznanego stowarzyszenia, wydaje się absurdalnym oraz potwierdza przekonanie wielu szczecinian, stoczniowców", a także jego, że "cała tzw. transakcja była przygotowana na potrzeby ostatniej kampanii wyborczej". "Chcę wierzyć, że nie chodzi tutaj o spekulacje nieruchomościami. Chcę wierzyć, że ocena, iż za tą transakcją stoi duży operator nieruchomościami z rynku krajowego, jest nieprawdziwa" - pisze Zaremba. "Dzisiaj słyszymy zapewnienia przedstawiciela przyszłych, niedoszłych właścicieli majątku stoczniowego o tym, że produkcja statków będzie tylko w Gdyni, a w Szczecinie konstrukcji stalowych. To oznacza, iż przemysł okrętowy w Szczecinie został zlikwidowany przez rząd premiera Tuska, a góra 15 proc. powierzchni po stoczni może być potrzebna do ww. produkcji. Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: skoro wątpliwości dotyczyły tylko majątku stoczni w Szczecinie, to dlaczego inwestor nie zapłacił za majątek stoczni w Gdyni?". Senator podkreślił, że budżet Szczecina po trzech miesiącach nieistnienia stoczni odczuwa brak 10 mln złotych. Tymczasem zdaniem premiera Donalda Tuska, jedyna strata, która mogłaby wyniknąć z wycofania się z umowy katarskiego inwestora, wynika z "poświęconego czasu" i licznych zabiegów ze strony rządu, by udało się znaleźć nabywcę stoczni. - Nie będzie tragedii, jeśli inwestor się wycofa, ale uznam to za porażkę ministra Grada - mówił Tusk na konferencji prasowej. - Niech premier znajdzie w sobie odwagę, żeby spotkać się mimo wszystko ze stoczniowcami zarówno w Szczecinie jak i Gdyni i powtórzy im te słowa, że pomimo obietnic sześć tysięcy osób nie będzie miało zapewnienia pracy. Niech powie, że to, co było dumą polskiego stoczniowca, inżyniera i konstruktora, a mianowicie cieszące się olbrzymim uznaniem wszystkich armatorów światowych statki o najwyższym stopniu skomplikowania technologicznego nie będą tam powstawać. Że nie ma żadnej tragedii w tym, że blisko stutysięczna rzesza osób żyjąca z przemysłu okołostoczniowego straci nadzieję na godziwe i uczciwe życie - bulwersuje się Joachim Brudziński (PiS). - Jeśli jedynym rozwiązaniem ma być dymisja ministra Grada, to nasuwa się pytanie, jak długo można jeszcze tolerować premiera, który kieruje się tylko i wyłącznie własnym wizerunkiem, i jaka tragedia musi się stać, by szef rządu podał się do dymisji - dodaje. Zdaniem Brudzińskiego, "inwestora nigdy nie było", a sprawa jest jedną wielką mistyfikacją. Jego słowa potwierdził Zaremba, według którego oświadczenie premiera oznacza, że "transakcja to chwyt wyborczy". W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" senator uznał działania rządu za "niepoważne". - Moja ocena jest skrajnie negatywna - powiedział Zaremba. - Premier Tusk i PO powinni zapłacić polityczny rachunek wyborcom w Szczecinie i Gdyni, i zrobią to. Zamierzam wykorzystać wszystkie swoje kompetencje, by rząd poniósł konsekwencje tych zagrywek - stwierdził. W maju premier Donald Tusk chwalił się swoimi sukcesami, informując społeczeństwo: "Zwiedziłem pół świata, rozmawiałem z wieloma ludźmi, żeby znaleźć inwestora dla przemysłu stoczniowego w Polsce - udało się, jest taki inwestor". Wysiłki Tuska wychwalał również minister Aleksander Grad, który sukces nazwał "ukoronowaniem działań premiera". - Jeśli podczas kampanii wyborczej Tusk miał odwagę, by mówić, że jest inwestor, statki będą nadal budowane, a stoczniowcy będą mieli pracę, to niech dzisiaj nie chowa się za plecami ministra Grada - mówi Brudziński.
Wojciech Kobryń

Temat: stocznie

Możemy znowu budować statki!



Z Krzysztofem Piotrowskim, prezesem zarządu Stoczni Szczecińskiej Porty Holding SA, wcześniej wieloletnim szefem przedsiębiorstwa w różnych okresach jego działalności, rozmawia Mariusz Bober

Stocznia Szczecińska ma szansę znowu produkować statki i przyjąć zwolnionych pracowników?
- Na świecie nic takiego nie stało się, aby Polska musiała likwidować swój przemysł okrętowy i zastępować tę branżę rozwojem innych gałęzi, np. paliwowej (wydobycia ropy i gazu oraz transportu tych surowców) czy elektronicznej. Także dziś możliwe jest wznowienie produkcji statków. Przecież zarówno nasza stocznia, jak i stocznia w Gdyni upadły nie z powodów ekonomicznych, tylko w wyniku decyzji politycznych. Takie stanowisko zaprezentował podczas dyskusji na temat upadku polskich stoczni w Vigo (Hiszpania) przedstawiciel Niemiec w Parlamencie Europejskim. W ten sposób odpowiedział na postulat polskiej delegacji w sprawie dodatkowych środków finansowych dla stoczniowców. Przedstawiciele Polski nie zareagowali na to. Warto też podkreślić, że w naszym kraju decyzję o likwidacji stoczni podejmowali ludzie nieznający się na produkcji okrętowej. Dlatego ta sprawa jest bardzo dziwna i nie można jej traktować jako skutku np. niedostosowania firmy do sytuacji na rynku.

Ale przecież sytuacja na rynku stoczniowym jest trudna. Według niektórych ekspertów, praktycznie nie ma zamówień na nowe statki.
- Obecna koniunktura w przewozach przypomina tę z 2005 r., a więc jest w nie najgorszym stanie. Bessa, która "zaskoczyła" nas w 2008 r., nie była jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem. To oczywiste, że po siedmiu latach hossy kiedyś koniunktura musi się skończyć. Ale nawet teraz stocznie w innych krajach nadal funkcjonują, jakoś nie słychać o fali upadłości.

Jednak do przywrócenia funkcjonowania stoczni potrzeba układu upadłościowego i co najmniej pół miliarda złotych zdeponowanych na koncie syndyka.
- Stocznia Szczecińska Porta Holding SA (SSPHSA) w latach 1992-2002 zbudowała i sprzedała armatorom 160 jednostek na kwotę około 4 mld USD i dała zatrudnienie 11 tys. pracowników - tylko w Szczecinie, a w Polsce co najmniej 44 tys. kooperantów. Tylko jedna stocznia! Wznowienie działalności wymagać będzie zgody wierzycieli na warunki zaproponowane przez Zarząd SSPHSA i pieniędzy, których właścicielem jest Stocznia Szczecińska Porta Holding SA, a syndyk jedynie je gromadzi.

Uczestniczył Pan w poniedziałek w manifestacji przed bramą szczecińskiej stoczni. Zgadza się Pan z zarzutami związkowców, według których to Sąd Rejonowy w Szczecinie blokuje rozpoczęcie postępowania układowego z wierzycielami stoczni?
- Pretensje do sądu mają związkowcy i Stowarzyszenie Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego. Mnie interesuje przede wszystkim to, dlaczego sąd przez wiele miesięcy zastanawia się nad podjęciem decyzji w sprawie wszczęcia postępowania układowego, czyli prostej procedury, nieobciążającej budżetu państwa. Tymczasem w 2002 r. ogłoszenie upadłości firmy (która miała szansę porozumieć się z wierzycielami) zajęło sądowi kilka godzin. Mam wrażenie, że sądom i innym instytucjom w Polsce zależy na tym, by doprowadzić stocznię do ruiny. A przecież w ciągu ostatnich 10 lat zainwestowano w nią ponad 200 mln USD. Czy jesteśmy już na tyle bogaci, by taki majątek, który może przynosić wszystkim korzyści, zrównać z ziemią? Przecież takie decyzje będą miały skutki na dziesięciolecia!

Co stałoby się z zobowiązaniami stoczni wobec wierzycieli?
- Gdyby w sądzie zostało wszczęte postępowanie układowe, wierzyciele mogliby uzgodnić jakąś ugodę z upadłą stocznią. Sytuacja jest trudna, dlatego postulowalibyśmy 100-procentową redukcję wierzytelności. Nie widzę innej możliwości. Stoimy przed wyborem: albo wszyscy wierzyciele otrzymają pieniądze zdeponowane na koncie syndyka, a wówczas każdy dostanie po przysłowiowej złotówce i stocznia zostanie całkowicie zlikwidowana, albo zrezygnujemy z tych środków, uruchomimy stocznię, a wówczas mamy szansę zaistnieć znowu na rynku.

Kto poniósłby największy ciężar tzw. redukcji wierzytelności?
- Zakłady Hipolit Cegielski Poznań SA, której Stocznia Szczecińska Porta Holding SA była winna ponad 100 mln złotych. Ale HCP również bardziej zależy na wznowieniu produkcji w Stoczni Szczecińskiej niż na jej upadku. Bo przecież przedsiębiorstwo to zajmuje się przede wszystkim produkcją silników okrętowych, które zamawiałaby właśnie stocznia, gdyby wznowiła produkcję.
Także inni wierzyciele byliby skłonni na całkowitą redukcję długów?
- Przemysł okrętowy czeka na nowe zamówienia, jeżeli ich nie będzie, cała branża zginie. Stracimy ludzi, ich wiedzę i umiejętności, a więc te atrybuty, które stanowią o sile przedsiębiorstw XXI wieku - opartych na wiedzy.

Wierzy Pan, że w obecnej sytuacji gospodarczej Porta Holding SA będzie w stanie zdobyć kontrakty na budowę statków, wywiązać się z nich w terminie i dać pracę zwolnionym stoczniowcom?
- Rzeczywiście, nie ma tylu zamówień, co w okresie hossy zakończonej w 2008 r., ale bylibyśmy w stanie funkcjonować także obecnie. Przecież możemy produkować np. statki specjalistyczne. W sytuacji obecnego kryzysu stoczniowcy np. w Hiszpanii otrzymują trochę niższe wynagrodzenia niż wcześniej w okresie koniunktury, tzn. ok. 1800 euro (ok. 7,2 tys. zł, tymczasem stoczniowcy w Polsce zarabiają nawet mniej niż połowę tej sumy), ale można za to przecież przetrwać bessę. Przez 11 lat, począwszy od 1991 r., zbudowaliśmy nie tylko 160 statków, ale jednocześnie rozwinęliśmy inne formy działalności, tworząc holding. Przy czym należy dodać, że nie otrzymaliśmy w tym czasie nawet złotówki zarówno od państwa, jak i od Unii Europejskiej. Dlatego nie zgadzam się z opiniami przekazywanymi przez dziennikarzy, że z przemysłem okrętowym zawsze były problemy i budżet państwa do nich dopłacał.

Ale przecież to sprawa pomocy publicznej, która - zdaniem Komisji Europejskiej - naruszyła zasady unijnego rynku, była formalnym powodem decyzji o zamknięciu stoczni.
- Upadek stoczni zafundował nam polski rząd i jego ministrowie, którzy zarządzali przemysłem okrętowym w latach 2002-2010. Wśród dokumentów przesyłanych do Unii Europejskiej, szczególnie w ostatnim okresie, były materiały, które świadczą o tym, że w roku 2001 Stocznia Szczecińska Porta Holding SA była 100-procentową własnością Skarbu Państwa.

Po reaktywacji stocznia w Szczecinie będzie miała także szansę na rozwój nawet w sytuacji światowego kryzysu?
- Obecnie najważniejszą siłą jest myśl ludzka. XXI wiek i wszystkie następne będą oparte na wiedzy. Stocznia Szczecińska Porta Holding SA miała duże doświadczenie w budowie statków i wyszkoloną kadrę. Ale teraz biuro konstrukcyjne zostało zlikwidowane, inżynierowie zwolnieni, wielu z nich znalazło pracę za granicą. Otrzymuję jednak sygnały, że chętnie wróciliby do Polski, gdyby stworzono im warunki do pracy. Szansę na to daje odtworzenie biura konstrukcyjnego i postawienie na nogi Porty Holding SA, w skład której wchodziła nie tylko stocznia, ale też inne zakłady, które dotychczas pomagały stoczni utrzymać stabilność finansową.

Ilu pracowników mogłoby znaleźć zatrudnienie w reaktywowanej stoczni?
- To zależy od wielkości zamówień. Dlatego trudno dziś dokładnie to ocenić. W 1992 r. stocznia w Szczecinie zatrudniała 4 tys. ludzi, a pod koniec minionego tysiąclecia zwiększyliśmy zatrudnienie do 11 tysięcy!

Reprezentowana przez Pana firma złożyła Skarbowi Państwa ofertę kupna majątku stoczni. Sprzedaż części jej majątku w ubiegłorocznych przetargach nie utrudnia wznowienia działalności?
- Porta Holding złożyła taką propozycję, choć jesteśmy w sytuacji, jakbyśmy kupowali swoją własność od pasera. Przykro to powiedzieć o własnym państwie, ale taka jest prawda. Bowiem majątek Stoczni Szczecińskiej został przejęty przez Skarb Państwa niezgodnie z prawem. Zanim Komisja Europejska podjęła decyzję przesądzającą o likwidacji Stoczni Szczecińskiej, otrzymała fałszywe informacje od polskich urzędników, że np. w 2001 r. należała ona do państwa. Tymczasem wtedy byłem jeszcze prezesem stoczni i mogę zapewnić, że była to wówczas spółka prywatna. Co prawda Skarb Państwa miał niecałe 10 proc. akcji na okaziciela, ale później okazało się, że "zgubił" je. Mimo to urzędnicy rządowi na nasze pytania w tej sprawie wysyłali wymijające odpowiedzi.

Kierowany przez Pana holding podobno chce skierować sprawę do sądu?
- Rozważamy taką możliwość.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Stareńczak

Piotr Stareńczak dziennikarz,
publicysta -
PortalMorski.pl,
redaktor - "Po...

Temat: stocznie

miesięcznik "Nasze MORZE" w kwietniowym wydaniu konfrontuje też
hurra-optymistyczne wypowiedzi ministra z faktami i rzeczywistością...

"Propaganda sukcesu?"
Minister Skarbu Aleksander Grad odwiedził Stocznię Gdynia 10 marca,
niecały rok po zwolnieniu ostatnich jej pracowników. Podczas briefingu
prasowego nie posiadał się z radości: - Stocznia dzisiaj funkcjonuje,
jest miejscem, gdzie nie tylko jest praca, ale gdzie widać wyraźnie, że
budowane są statki, budowane są różne urządzenia - mówił. Stwierdził,
że decyzja o sprzedaży części terenów stoczni była słuszna i przynosi
oczekiwane przez rząd efekty.

- więcej w kwietniowym wydaniu "Naszego MORZA"
nr 4/2011.
.od 15 kwietnia w sprzedaży w salonach EMPiK, Ruch, Inmedio, Kolporter,
sieci sprzedaży Garmond Press i Franpress

Następna dyskusja:

Najlepsze stocznie Jachtów




Wyślij zaproszenie do