Temat: kryzys

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Wspolna-waluta-recepta...Alicja Elżbieta Samol edytował(a) ten post dnia 24.02.09 o godzinie 08:54

Temat: kryzys

"władze nie miały żadnego zaplecza analitycznego, które
byłoby przygotowane do diagnozowania i prognozowania przemian
gospodarczych"

"potrzebne silne zaplecze analityczne, czyli zespół kompetentnych
i pracowitych naukowców, którzy zajęliby się sytuacją kryzysową
w Polsce"

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=200903...Alicja Elżbieta Samol edytował(a) ten post dnia 05.03.09 o godzinie 07:40

Temat: kryzys

Volkswagen zmniejsza na Słowacji produkcję o 24%.

Temat: kryzys

Ponieważ rząd nie ma skutecznej polityki gospodarczej w walce z kryzysem, kraj wciągany jest w spiralę zadłużenia - alarmują ekonomiści. Zadłużenie finansów publicznych trzeba będzie spłacić.
Czy będzie miał kto to zrobić, skoro w ślad za kryzysem finansowym i gospodarczym podąża inny, znacznie groźniejszy - kryzys demograficzny
Poganiani demografią



Rząd goni za kryzysem, zamiast go wyprzedzać. Zadłużanie finansów publicznych, chaotyczne cięcia wydatków budżetowych, lekceważenie negatywnych zjawisk demograficznych, wypychanie młodych za granicę - grozi niewypłacalnością systemu emerytalnego i zdrowotnego. Ale nie tylko, bo także zredukowaniem funkcji państwa do minimum i masową emigracją kolejnego pokolenia.

W tym roku dług publiczny przekroczył już ustawową barierę ostrożnościową 50 proc. PKB i sięgnął grubo ponad 600 mld złotych. Po nowelizacji budżetu resort finansów podwyższył prognozę zadłużenia finansów publicznych z 51 do 51,5 proc. PKB.
- Czekają nas zmagania, aby zadłużenie nie przekroczyło 55 proc. PKB - twierdzi prof. Adam Glapiński, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. ekonomicznych.
Po osiągnięciu progu ustawowego 55 proc. PKB rząd nie będzie już mógł dalej zwiększać deficytu budżetowego. Będzie musiał bezlitośnie ciąć wydatki budżetu centralnego i środki dla samorządów oraz przedstawić Sejmowi program działań na rzecz uzdrowienia sytuacji.
- Nie ma ryzyka, że dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB - zapewnia wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Ekonomiści nie traktują jednak tych słów poważnie i mają ku temu podstawy. W tym roku dochody podatkowe budżetu okazały się mniejsze od zakładanych o blisko jedną piątą, a kryzys przecież dopiero do nas wtargnął.
- Jeśli obecny trend się utrzyma, w 2011 r. zadłużenie może dojść do 60 proc. PKB - ostrzega prof. Glapiński. Próg 60 proc. ma szczególną rangę, ponieważ został wpisany do Konstytucji. Artykuł 216 p. 5 ustawy zasadniczej mówi, że po osiągnięciu tego progu nie wolno zaciągać pożyczek ani też udzielać gwarancji i poręczeń. Innymi słowy - Konstytucja w takim wypadku obliguje rząd do natychmiastowego zbilansowania dochodów i wydatków państwa, czyli redukcji deficytu budżetowego do zera. W praktyce oznaczałoby to redukcję wszelkich świadczeń, emerytur i wynagrodzeń w sferze publicznej, tak jak stało się to na Łotwie, zmuszenie służby zdrowia i szpitali do nieprzyjmowania pacjentów lub zadłużania się na własną rękę w bankach, "komercjalizację" wszystkich funduszy publicznych (tak jak stało się to ostatnio przy nowelizacji budżetu z Funduszem Drogowym), a na koniec zapewne - totalną prywatyzację wszystkich instytucji publicznych. Słowem - redukcja funkcji państwa do... armii i policji.
- Inne kraje nie przewidują podobnych restrykcji w swoich konstytucjach. Rząd nie może mieć związanych rąk, gdy dochodzi do nadzwyczajnych sytuacji. Ustawę o finansach publicznych można zmienić, ale Konstytucję trudniej - uważa doradca prezydenta.
Najgorsze jednak dopiero przed nami. Zadłużenie finansów publicznych trzeba będzie przecież spłacić. Tymczasem w ślad za kryzysem finansowym i gospodarczym, który z wolna nas ogarnia, podąża inny, znacznie groźniejszy - kryzys demograficzny.
Jako społeczeństwo starzejemy się. O ile jeszcze w 2007 r. populacja w wieku poprodukcyjnym stanowiła około 16 proc. polskiego społeczeństwa, to - jak przewidują demografowie - w 2035 r. wzrośnie do 27 procent. W 2007 r. na tysiąc osób w wieku produkcyjnym przypadało 248 osoby w wieku poprodukcyjnym. W 2035 r. będą to już 464 takie osoby.
Według danych ZUS, liczba emerytów i rencistów, a wraz z nią kwota wypłacanych świadczeń, rośnie z miesiąca na miesiąc, np. w maju br. przybyło 12,5 tys. świadczeniobiorców, w czerwcu - dalsze 4 tysiące. Kwota wypłaconych świadczeń wzrosła odpowiednio: o 26,8 mln zł i o 13 mln złotych. Pod koniec czerwca świadczenia emerytalno-rentowe pobierało 7 mln 552,3 tys. osób na łączną kwotę 11 mld 379,5 mln złotych.
Większa liczba seniorów to nie tylko większe wydatki na zaopatrzenie emerytalno-rentowe, ale także konieczność wyasygnowania gigantycznych pieniędzy na świadczenia zdrowotne, opiekuńcze, rehabilitacyjne. Tymczasem w Polsce rodzi się za mało dzieci, aby te wydatki w przyszłości sfinansować. Po wprowadzeniu elementów wsparcia rodziny liczba urodzeń nieznacznie wzrosła (do ok. 400 tys. rocznie) i według prognoz będzie wzrastać do 2011 roku. Potem jednak rozpocznie się powolny spadek liczny urodzin. Przełomowy ma być rok 2020, kiedy to proces starzenia się społeczeństwa zacznie postępować tak gwałtownie, iż praktycznie niemożliwe stanie się utrzymanie świadczeń emerytalnych i zdrowotnych na obecnym poziomie. Na dodatek dzisiejsze dzieci, gdy wejdą na rynek pracy, będą musiały dodatkowo spłacać zadłużenie finansów publicznych wygenerowane przez obecny rząd. A więc będą płacić nie tylko wyższe składki na ZUS i na zdrowie, ale też wyższe podatki. W tej sytuacji można przewidzieć ze stuprocentową pewnością, że część z nich... po prostu wyemigruje z Polski, pozostawiając polski system zabezpieczenia społecznego i zdrowotnego w gruzach.

Zredukują nas do zera
- Media w Polsce często przedstawiają europejski model zabezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego jako obciążenie europejskiej gospodarki, podczas gdy w rzeczywistości jest to pierwsze i największe w historii osiągnięcie cywilizacyjne - podkreśla prof. Adam Glapiński.
Tym, co pozwala takim państwom jak Francja, Niemcy, kraje skandynawskie utrzymać system społeczny mimo globalnej konkurencji, są nakłady publiczne na naukę i szkolnictwo wyższe oraz dbałość o rodzinę i przyrost naturalny. Polska jest w tym gronie niechlubnym wyjątkiem. Pod względem wydatków na naukę (grubo poniżej 1 proc. PKB) zajmujemy w Europie drugie miejsce od końca, o rozwój demograficzny nie dbamy, a do tego prowadzimy od lat politykę, która skłania młodych do emigracji.
Polityka zadłużania państwa i cięć wydatków publicznych uderzy w pokolenie tych, którzy dziś krótkowzrocznie rządzą lub nieodpowiedzialnie głosują w wyborach. I nie uratuje ich kapitałowy system ubezpieczeń emerytalnych czy zdrowotnych: jak pokazał obecny kryzys - kapitał finansowy to rzecz ulotna, może w jeden dzień stopnieć do zera.
Prawdziwym kapitałem jest człowiek. Tylko inwestowanie w jego zdrowie, wychowanie, wykształcenie, warunki życia i pracy kreuje trwały rozwój. Przejawem krótkowzroczności są cięcia nakładów na najważniejsze społeczno-gospodarcze cele, takie jak: polityka prorodzinna i prenatalna, zdrowie, nauka, badania i rozwój, budowa infrastruktury.

Piłowanie gałęzi
- To kwestia dojrzałości elit. W demokracji zawsze kuszące jest wybieranie rozwiązań doraźnych, nawet gdy są na dłuższą metę szkodliwe. Zadaniem elit jest myśleć w skali co najmniej pokolenia - podkreśla prof. Glapiński. - Nie można kierować się w polityce tylko słupkami poparcia w sondażach - dodaje.
Według niego, rząd zamiast ciąć wydatki - powinien już dawno podjąć reformę finansów publicznych, aby zwiększyć bazę podatkową i ograniczyć szarą strefę.
- Przy obecnym poziomie zadłużenia podstawowym problemem nie jest wysokość zadłużenia publicznego w relacji do PKB, lecz to, na co się zadłużamy - twierdzi dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. Według niego, sprawą kluczową jest, aby władze miały skuteczną, wspierającą inwestycje politykę gospodarczą w walce z kryzysem. Skoro jej nie ma - kraj wciągany jest w spiralę zadłużenia. Sektor publiczny zadłuża się, bo spadają dochody podatkowe, a te dalej spadają, bo nie ma skutecznych działań antykryzysowych. W efekcie braku dochodów chaotycznie obcinane są wydatki, w tym wydatki inwestycyjne oraz prorodzinne, to zaś powoduje dalsze schłodzenie koniunktury, dalszy spadek dochodów podatkowych, dalsze zadłużanie państwa, zapaść demograficzną i wypychanie nielicznego młodego pokolenia za granicę. - Skutecznie piłujemy gałąź, na której wszyscy siedzimy - kwituje ten sposób działania dr Mech.
Efekty tego "piłowania" widać już gołym okiem. Minister zdrowia gorączkowo zabiega, aby koszyk gwarantowanych świadczeń medycznych weryfikować co roku rozporządzeniem ministra (w miarę wysychania dochodów NFZ coraz mniej świadczeń będzie bezpłatnych), rządowi eksperci proponują podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet, minister edukacji chce wprowadzić odpłatność za tzw. drugi fakultet, czyli studia na dodatkowych wydziałach podejmowane przez zdolniejszych studentów, inny urzędnik rzuca hasło pozbawienia "zamożniejszych studentów" ulgowych przejazdów, minister skarbu przymierza się do wyprzedaży strategicznych spółek skarbowych i instytucji infrastruktury rynku (m.in. Giełdy Papierów Wartościowych), podnoszą się głosy, że zasiłek z tytułu urodzenia dziecka, czyli słynne "becikowe", to rozrzutność, za chwilę ktoś równie krótkowzroczny zaproponuje zniesienie ulg podatkowych na dzieci.
Małgorzata Goss

Podobne tematy


Następna dyskusja:

Kryzys




Wyślij zaproszenie do