Temat: Ulotka papierowa vs Tablet
Nie zaistnieję w tej tyskusji za i przeciw zbyt mocno, ale.....
Moim zdaniem, jeśli tablet ma za zadanie wyeliminować papierową ulotkę - to bardzo dobry pomysł. Z punktu widzenie dostarczyciela tej ulotki a teraz po trosze konsumenta tej samej - utwierdziłem sie w przekonaniu, że brand managerowie, działy marketingu na próżno marnowały masę kasy na drukarnie i makulaturę. Ulotka zazwyczaj trafiała na stertę innych lub do kosza. To co z niej zapamięta lekarz, czy farmaceuta zależy tylko i WYŁĄCZNIE od wiedzy, umiejętności, doświadczenia i wypracowanych relacji przedstawiciela. Od niczego więcej. Nikt mnie nie przekona, że zostawienie tej ulotki, ich bezsensowna dystrybucja ma jakikolwiek wpływ na sprzedaż leków, szczególnie tych na receptę. Dlatego tablet, ulotka w nim, prezentacja - krótka acz treściwa to dobre rozwiązanie. Bardzo dobre.
Jeśłi jednak do tego dochodzi raportowanie wizyty, potwierdzenie prezentacji, sledzenie i tym podobne bzdury to dla mnie (i każdego odbiorcy przekazu z jakim o tym rozmawiałem - czyli grupa docelowa) jest to kolejny krok do degradacji roli przedstawiciela, degradacji pozycji branży i prowadzenia na skróty do zrównania promocji medycznej towaru jakim jest lek, promocji o wysokim poziomie wiedzy, etyki i o duzym znaczeniu społecznym - do poziomu promocji i sprzedaży chipsów serowych lub o smaku wiosennego szczypiorku. Wszyscy szefowie, marketingowcy z branży, która kiedyś była marzeniem wielu ze względu na poziom ważności tej pracy, relacje i poziom kontaktów interpersonalnych czy wymagania odnośnie wiedzy i osobowości przedstawiciela - wszyscy, którym zrodził się pomysł czy nawet wprowadziliście te chore metody - zastanówcie się czy pracujecie dla CHIO, Carlsberga itp - gdzie może i ma to sens bo liczy się "sztuka" - czy w wymagaącej branży farmaceutycznej.
Tyle czasu to degradacja trwa. Tak długo, ze nawet ślepy jest już w stanie poznać przyczynę (poza kochanymi przepisami), że stawianie na nowych tanich pracowników bez wiedzy, ogłady, kontrola, gpsy, smyczy - czyli "spożywka" , traktowanie partnerów do pracy czyli lekarzy i farmaceutów jako odbiorców debilnej papki ze szkoleń, do któych trafiają niedouczeni przedstawiciele, którzy jak roboty plastikowo , sztucznie i groteskowo otwierają wizytę, sądują potrzeby, jak lalki Chou Chou (szuszu) wypowiadają aktualne hasła promocyjne i dumnie osiągaja zobowiązanie lekarza, a potem znów sztucznie i śmiesznie je weryfikuja znów powtarzając jak automaty ten sam schemat na kolejnej wizycie - nie przynosza żadnego efektu poza obśmiewaie tego przez lekarzy na przerwie w pokoju socjalnym. Nie ma przy dzisiejszej sytuacji prawnej i ekonomicznej inego wyjąscia jak praca oparta na wiedzy medycznej, doświadczeniu, kulturze, wytrwałości i relacjach. Jesteśmy jednym z bardzo nielicznych krajów gdzie w branzy farmaceutycznej pracują głównie małolaty zachłyśnięte furą i komórą, na kretyńskich smyczach, zmuszani do logowania na pierwszych wizytach, w trakcie itp - co jest wyrazem bezradności zarządzających. W cywilizowanych krajach przedstawiciel medyczny to doświadczony człowiek, będący dla lekarza czy farmaceuty partnerem w dyskusji o terapii czy leku, służący wręcz wiedzą, radą w temacie swojego leku - bo jest w tym zakresie EKSPERTEM. Nie potrzebuje GPS, cyz innych narzędzi kontroli, bo jest na tyle doświadczony i inteligentny, iż wie, że jego sumienna i uczciwa praca zapewnia mu dobre i stałe dochody oraz poważanie ze względu na partnerską poyzcję wobec klientów i poczucie własnej wartości i ważności.
U nas doprowadzono do degradacji pensji, degradacji poczucia wartości, ważności tego co sie robi. Stracono przez to wiarygodność i twarz u klientów. Przedstawiciel nie jest teraz oczekiwanym partnerem, któy przyniesie wiedzę, ciekawy temat - tylko trutniem, którego trzeba zbyć. On o tym wie, więc też kombinuje, szef o tym wie, więć wymyśla coraz to nowe smycze. Żal za gardło chwyta jak sie to wszystko ogląda.