Temat: Dlaczego opłaca się zatrudnić prawnika?
Bartosz K.:
Cóż, zobowiązuję si pisać prościej i krócej jako iż
metafory (a także odniesienia kulturowe) jak widać potrafią
namieszać gdy są niezrozumiałe.
"Metafory" i "odniesienia kulturowe" - pośmiać się nie zawadzi ;-) Zwłaszcza, jeśli przyjąć, że swoje rozumiesz, ale moich już nie ;-)
Pragnę zauważyć, że to Ty zaczęłaś używać liczby mnogiej,
pisząc m.in. "czujecie" i inne. Natomiast ja się "czuję"
jednoosobowo. Zapomnij o Legionie i jeśli już chcesz to mi
odpisz skąd ta liczba mnoga, bo to mnie zaskoczyło.
Czy nazwiesz "Legion", czy "milijon" - to nic innego jak mesjanizm ;-) Skojarzenie raczej proste, a że pozwoliłam sobie zakpić - no cóż, odgryzę sobie palec, który to pisał ;-)) Podobnie ze świniami i pierścieniem - rozumiem, że nie odkryłeś powiązania do szkiełka i merynosów.
Co do liczby mnogiej - to wystarczy wrócić do kontekstu, w jakim to napisałam. Chyba, że założyłeś ten wątek w celu wzajemnego dopieszczania prawniczych "ego" - co oznaczałoby, że źle zrozumiałam słowo "forum" i bez sensu wdałam się w dyskusję, zamiast lać wazelinę z wiadra.
Mam wrażenie, że to nie ja nieuważnie czytam Twoje wypowiedzi
ale Ty nie za bardzo zwracasz uwagę na to, co już napisałaś.
Jakiś przykład?
Ok, dalej przekładając: spróbowałaś jednego kurczaka i teraz
twierdzisz (jak dobrze rozumiem), że nikt nie potrzebuje
kurczaków - ponieważ Twój kurczak był nieświeży to wszystkie
kurczaki są nieświeże. Jak pójdziesz do sklepu z butami i tam
będzie pantofel rozmiar 42 to stwierdzisz, że wszystkie buty na
świecie są 42????
Czyżbym mówiła przez sen? Bo na jawie, pisałam:
>> Moim zdaniem, wcale nie trzeba nikogo przekonywać, że za fachową pomoc warto płacić - brakuje raczej mechanizmu oceny rzetelności i jakości usług prawniczych.
>> Zauważ, że nigdzie nie neguję wartości prawnika, który wie co i po co robi. Ja tylko zwracam uwagę na ogólną jakość usług prawnych dostępnych na rynku. W mojej ocenie jest ona mierna - słownie: MIERNA. I podnoszę podstawową - w moim przekonaniu - kwestię, tj. braku mechanizmu oceny usług prawniczych, promowania ludzi ambitnych i wartościowych, a eliminowania tych, co tylko psują innym krew i opinię.
>> Źle się zrozumieliśmy - ani razu nie mówiłam, że zrezygnuję z zatrudnienia DOBREGO prawnika. Ja akurat znam swoje ograniczenia - np. fakt, że nie śledzę na bieżąco zmian, orzecznictwa, różnych "myków", itd. i dlatego właśnie podpieram się prawnikiem, nawet negocjując umowy, które sama piszę.
a nawet:
>> A podstawowy powód, dla którego warto opłacić prawnika - to zachowanie świętej naiwności zdrowego na ciele i umyśle człowieka, który nigdy nie oglądał z bliska tzw. wymiaru sprawiedliwości;-)
Pokaż mi proszę zdanie, opinię, czy wypowiedź, z którą tak heroicznie walczysz? Na pewno były moje??? Bo ja tu raczej widzę jak popadasz w fanatyzm i zaczynasz zwalczać sam fakt moich wypowiedzi - w kompletnym oderwaniu od ich treści.
A treść była jednoznaczna i prosta - w moim przekonaniu, dobry prawnik to taki, który nie boi się współodpowiedzialności za wynik sprawy. Tłumacząc już kompletnie łopatologicznie - ma odwagę powiedzieć:
1. sprawa jest do wygrania i znam się na tym - podejmę się sprawy i ryzyka (np. płatności 50/50, kary za partactwo, itp.)
2. sprawa jest do wygrania, ale nie znam się na tym - proponuję udać się do pani/pana X, bo zrobi to lepiej (zapłacić warto, ale nie u mnie)
3. sprawa wygląda kiepsko, a znam się na tym - ja się nie podejmę i tobie sugeruję dać sobie spokój (nie wezmę kasy i wiedz, że nikt rzetelny nie weźmie)
4. sprawa wygląda kiepsko, ale znam się na tym - więc mogę podjąć się sprawy, tyle, że na twoje ryzyko (upierasz się kliencie? - no to proszę cię bardzo, ale kasa z góry i powalczymy sobie o cud)
5. sprawa wygląda kiepsko, ale nie znam się na tym - proponuję udać się do X, która/który się na tym lepiej zna (ja nie wezmę, ale X ci powie, czy w ogóle warto coś wydać).
Proste? Wg mojego rozumienia słowa "rzetelny" - banalnie proste. A jedyne, co słyszę w odpowiedzi, to wariant 6: "Uuuuu... paniii keeerowniczkoooo... sprawa jest truuudnaaaa, wiadomo... no ale ja się oczywiście znam, bo przecież jestem prawnik, a prawnik się zna... to dawaj mi tutaj kasę, a jakby co... to wiadomo... mówiłem przecież, że trudna...".
Teraz przeczytaj powyższe jeszcze raz i zamiast słowa "kasa" podstaw sobie: czas, nerwy, opinia i... takie cudo jak "poczucie sprawiedliwości społecznej".
A skoro już o praktyce, to z mojej wynika, że nie tylko wariant 1 jest praktycznie niespotykany - ale to samo dotyczy wariantów 2, 3 i 5. Jedyny przypadek, kiedy jeden prawnik odesłał mnie do drugiego, to sytuacja, kiedy autentyczny fachowiec i doskonały prawnik odesłał mnie do kolegi, ponieważ... moja sprawa była dla niego nieopłacalna - z założenia nie pochylał się nad tematami poniżej wielu zer. I szacun dla człowieka, bo wskazał mi innego fachowca, odpowiedniego do mojej "ligi".
Tu akurat mylisz pojęcia. Zakres wiedzy faktycznie nie jest
tajemnicą ale Ty pisałaś o DOŚWIADCZENIU które jest pojęciem
innym niż WIEDZA. Doświadczenie jest pochodną praktyki, zatem
nie mając praktyki (w postaci odbywanej aplikacji) nie masz
jakichkolwiek racjonalnych przesłanek do stwierdzenia, że
posiadane przez Ciebie doświadczenie jest przydatne podczas
odbywania aplikacji. Analogicznie jak nie masz pojęcia czy i
jakie doświadczenia zdobyte podczas pływania kajakiem po Bugu
przydadzą Ci się podczas wyprawy na lodowiec w Alpach - choć
przecież i tu i tu poruszasz się po wodzie.
Czy Ty chociaż czytasz, co sam piszesz? ;-) Próbujesz ślizgać się na poziomie semantyki, zamiast choć raz zadać sobie proste pytanie - "a co by było, gdyby choć na chwilę przyjąć, że jednak ma o tym jakieś pojęcie?". Np. ma doświadczenie, które może jej się przydać na aplikacji - bo wyraziłam się właśnie tak: wystartuję z pozycji doświadczenia (chociażby przyjąć, że minimalnego, to jednak praktycznego), a nie podręczników (czyli wiedzy książkowej bez doświadczenia).
Mam taką propozycję - skoro od początku zgadzamy się co do jednego - że ja nie robiłam aplikacji, a Ty ją zrobiłeś - to przećwiczmy to praktycznie. Podaj mi kilka przykładów tej tajemnej i unikalnej wiedzy, doświadczenia, a nawet "śmocy", której nie miałam szansy zdobyć poza aplikacją. Jeśli mi coś takiego wskażesz - odszczekam twierdzenia o moim "doświadczeniu". Zgoda?
Nawet gdyby tak było to przeniesienie dyskusji na tematykę
aplikacji to nie jest "ad personam" :P Odsyłam do wikipedii.
Czyżby? O ile pamiętam, to temat aplikacji poruszony był tylko i wyłącznie odnośnie mojej osoby ;-) Ba! tylko w tym odniesieniu i kontekście go eksplorujesz ;-) Zatem?...
Mogę zrozumieć, że się po prostu zapędziłeś, ale takie dziecinne tłumaczenia to mnie tylko śmieszą.
Swoją drogą, to na Wikipedii nie powinieneś tak polegać - nie jest lepsza niż google ;-)))
Punktując:
1) nie istnieje coś takiego jak "obiektywna ocena";
No proszę - przegapiłam rewolucję w logice?! ;-)
2) nie da się w żaden możliwy sposób wywnioskować jak smakuje
kurczak po zjedzeniu raka.
No cóż... najwyraźniej umyka Ci cały obszar "argumentum a simili", nie mówiąc już o "per analogiam" ;-) No i oczywiście ja mam do wymiany kubki smakowe - bo rak smakuje mi podobnie do kurczaka ;-)
No skoro chcesz logiki, to zauważ, że z faktu, iż jeden kurczak
jest zepsuty nie wynika fakt, że wszystkie są zepsute. Bo niby
jak? Ja ostatnio jadłem świeżego. To znaczy, że wszystkie są
świeże?
Wprawdzie niechcący, ale nareszcie się ze mną zgadzasz! ;-))) Właśnie o tym mówiłam, że pozwalając, aby jedno, dwa, trzy... śmierdzące jaja wytwarzały opinię "o wszystkich, w czambuł" - prawnicy robią sobie krzywdę. I proponowałam rozmowę o metodzie, która by skutecznie eliminowała takie "jaja" ;-)
A ciesząc się, że trafiłeś na świeżego kurczaka ;-) - zwracam Ci uwagę, że polemizujesz sam ze sobą, a co najwyżej z przekonaniem, co ja powinnam powiedzieć, żeby Tobie było łatwiej myśleć.
Ale wiesz że istnieje coś takiego jak tajemnica zawodowa, prawo
do prywatności klientów etc? A referencje już nie wystarczają?
Tutaj mnie na dobre zabiłeś ;-)) O ile sobie przypominam... to Ty kwestionujesz moje doświadczenie w prawie pracy, a nie ja Twoje ;-))))) I odpowiadam - ja mam doświadczenie w konkretnych sprawach, sądach i tematach. A Ty masz tylko referencje? ;-) To kto - komu będzie te doświadczenia wykreślał, co? ;-))
A skoro lubisz punktować, no to lecimy:
1. przemilczałeś moją uwagę o poprzedniej wersji ustawy - czyżbyś nie wiedział, czego dotyczyły zmiany? ciocia Lex-a nie powiedziała?
2. wspomniany wniosek do rzecznika, wiesz chociaż o co chodzi?
3. i co z uwagą o fikcji literackiej nazywanej szumnie ochroną pracownika, jego prawa do pracy i wynagrodzenia?
czyżby za szybko było? ;-)
Bo to portal Goldenline, którego charakterystyczną cechą jest
taki a nie inny profil??
Matko i córko... czytanie profilu rozmówcy na GL stało się "conditio sine qua non" do dyskusji???
No to teraz zestaw to sobie z wypowiedzią pod którą to
napisałem. Podpowiedź: frazes i komunał z którym nawet nie da
się sensownie polemizować.
A trzeba? Niech zgadnę - czystyś niczem lelija... i nigdy nie spotkałeś się z sytuacją, kiedy prawnik doradza pracodawcy jak wyrolować pracowników. Albo pracownikowi, jak wyrolować firmę. Zgadłam?
No bo jeśli się spotkałeś... choć raz i z daleka... albo kolega Ci opowiadał... to nie frazes i komunał - ale życie i fakt. I nie masz obowiązku z tym polemizować. A jeśli już polemizujesz, to tekst z Balcerowiczem niczym nie ustępuje Kazikowi ;-)
KAŻDA norma prawna ma swój zakres.
Podsumujmy: skoro do właściwości Sądu Rejonowego (co do
zasady) należą sprawy o wartości przedmiotu sporu do 75000 zł,
to jeżeli zwolnienie obejmuje bezwarunkowo wszystkie sprawy do
kwoty 50 000 zł to jest to znaczna czy nieznaczna część
roszczeń?
Pisałaś o biednym pracowniku którego nie stać na wpis. Czy
osoba, która zarabia 1000 zł więcej niż średnia krajowa
(czyli ok 4100 zł miesięcznie) jest biedna? Czy jeżeli taka
osoba zarabiająca bardziej niż średnio mimo to jest jeszcze
zwolniona z ustawy od opłaty od pozwu o przywrócenie do pracy to
czy prawdą jest, że opłata od pozwu blokuje biednemu dostęp do
sądu pracy? Czy jeżeli prezes spółdzielni, który pozywa
pracodawcę o zapłatę odszkodowania z powodu niezgodnego z
prawem rozwiązania umowy o pracę (3x15 000 zł) też jest
zwolniony z mocy prawa od opłaty od pozwu to nadal będziesz
twierdzić, że biedni są ciemiężeni?
Populizm. I to jeszcze w wersji "taniocha" ;-)
Odniosłeś się jedynie do zwolnienia z pracy, a słyszałam, że kodeks pracy przewiduje jeszcze kilka innych szkód, którymi można poczęstować pracownika ;-) Np. odebranie mu wynagrodzenia, obciążenie kosztami z tytułu "winy", zwolnienie z "wilczym biletem", itd., itp.
Zacznijmy jednak od przekręcenia moich słów - napisałam: "okradzionego pracownika nie stać nawet na wpis, a co dopiero na kilka lat procesu i prawnika". To nie jest jednorazowy koszt, ale cała seria - czemu wycinasz z kontekstu?
I odwróćmy wizerunek naszego pracownika. Niech będzie kierownikiem składu pomp ;-), który ma minimalną pensję stałą, ale za to atrakcyjną premię od obrotu. Do tego ma jeszcze żonę, dzieci, kredyt na dom i samochód, a wieczorami studiuje, bo chociaż bidny to ambitny ;-) I jak Ci się podoba mój populizm? ;-) No to teraz policzmy. Pensji ma 1500 złotych, ale jak poharuje po 14h dziennie, pojeździ weekendami po hurtowniach i fabrykach, to kwartalna premia będzie 10 razy wyższa. I-y kwartał - kupa kasy, II-gi kwartał - kupa kasy, III-ci kwartał - kupa kasy... się należy, ale... szef mówi, że "zapłacimy panu za półrocze, bo... coś tam, coś tam, ale się pan nie martw, to chwilowa trudność". Na półrocze - premii niet, a jak się nie podoba - to obciążamy pana kosztami lądowania kosmitów w magazynie, dyscyplinarka do łapy i won. I już mamy sytuację, w której:
- wpis się należy, ale go oczywiście nie stać, bo nawet na życie nie starcza
- u prawnika nic za darmo - ukradnij, ale zapłać
- na wokandę sprawa wejdzie za 2-3 miesiące, a potrwa kilka lat.
- roszczenie o "przywrócenie do pracy" miałoby sens, gdyby nie było martwym zapisem pobożnego życzenia.
Czy podałam bardzo wyszukany przykład? Bo mogę wymyślić jeszcze z dziesięć, albo poszukać ich na wokandzie.
I, co najważniejsze - Temida miała być ponoć niewidoma, to czemu prezes ze spółdzielni, kierownik składu pomp i kasjerka z Biedronki mają mieć inną ochronę? Gdzie jest równość wobec prawa?
Bierzesz też może pod uwagę, iż istnieje coś takiego jak
zwolnienie od kosztów? A pamiętasz, że przecież koszty procesu
ponosi przegrany (a więc w Twoim przykładzie ten łamiący prawo
pracodawca)?
Zwolnienie jest przywilejem, nie obowiązkiem i wystarczy, że ktos pracuje i ma dochód, żeby zwolnienia nie dostał. Sąd nie musi brać pod uwagę realnych kosztów, np. podjętych zobowiązań - o czym z pewością wiesz, więc bijesz pianę, a nie podajesz argumenty. Przegrany płaci na końcu - czyt. za kilka lat - a zważywszy, że stać go na lepszego prawnika, to i wyrok ze "sprawiedliwością społeczną" mogą się grubo minąć. Obrońca z urzędu przysługuje w prawie karnym, a w cywilnym pomoc radcy przyznawana jest co najwyżej renciście, który wykupuje pół recepty, bo na drugie pół już go nie stać.
Naprawdę musiałam to pisać? Nie wiedziałeś?
Biorąc pod uwagę powyższe ciężko mi zrozumieć Twoją tezę o
biednym pracowniku którego "nie stać na wpis". Chyba, że
wygląda to po prostu tak, że Ty się nacięłaś i teraz
próbujesz ekstrapolować wyniki na resztę populacji kraju, ale
jak wyżej wskazano chyba nie tędy droga.
Nacięłaś, ekstrapolować na resztę populacji... z uporem maniaka oceniasz mnie, nie problem. I muszę przyznać, że świetnie wpisujesz się w pewne doświadczenie z prawnikami, które mnie niezmienne rozwala - jak zwrócić się do prawnika z prostą sprawą za niewielkie pieniądze - próbuje udowodnić, że "do wyższych celów został stworzony"; a kiedy zwrócić się z czymś poważnym za pokaźne kwoty - to pierwszym odruchem jest zazdrość (np. powiedz mi, co takiego boli Cię w pensji prezesa spółdzielni, że staje się innym człowiekiem, niż ten, który zarabia średnią krajową?), a następnym chciwość - na ile można by gościa skroić? A zaangażowania w sprawę wciąż nie widu, ni słychu.
Jeszcze raz: takie statystyki nie istnieją. Skoro twierdzisz
inaczej to wskaż takowe. Jeżeli nie jesteś w stanie tego
zrobić będzie to znaczyło, że musimy uznać ich niestnienie
wobec braku dowodów na przeciwne. Logika.
A ja bym nauczyła się czytać, zanim zacznę pisać. Napisałam, że za szkolenia mi zazwyczaj płacą, więc nie będę Cię doszkalać za darmochę ;-), ale życzliwie podpowiem. I podpowiedziałam.
Pożartuj dalej i wskaż o jaki formularz Ci chodzi. Link,
błagam, nie google.
Wyczytałam, że radcowskie oceniane są jako jedyne wiarygodne i rzetelne, więc przyznaję Ci rację - z pewnością nie istnieją ;-))
A statystyk na które się powoływałaś nadal nie ma...
Istnieją i są dostępne we wskazanym miejscu. Możliwości są dwie - jesteś a) leniwy; b) średnio biegły w obsłudze Internetu. Jest jeszcze trzecia możliwość - powinieneś zgłębić definicję określenia "analiza danych".