Temat: Dlaczego ludzie nie chcą płacić prawnikom?
Prawnicy oszukali kobietę chorą na schizofrenię
PRAWO. Magda M., 29-letnia krakowianka, podpisała weksel podczas terapii w szpitalu psychiatrycznym. Kilka dni temu przegrała kolejną sprawę w krakowskim sądzie. Znalazła się w dramatycznej sytuacji finansowej. O pomoc prosi ministra sprawiedliwości.
- To była dla niej ostatnia deska ratunku. Ostatnia szansa na przywrócenie elementarnej sprawiedliwości i przyzwoitości - mówi o procesie sądowym Żaneta Ścigała-Steller z kancelarii mec. Piotra Sołhaja.
Kobieta powoli traci cały majątek. Komornik zabiera jej co miesiąc 149 zł z najmizerniejszej renty, zostawiając na życie i leczenie 372 zł. Licytuje jej działki.
- Ta historia wydaje się nieprawdopodobna, ale jest prawdziwa. Rzuca ponury cień na środowisko krakowskich prawników - komentuje Tadeusz Chołda ze Stowarzyszenia Obrony i Rozwoju Polski, który wspiera chorą kobietę.
Prawnikiem z wykształcenia, doradcą inwestycyjnym z zawodu jest Wojciech P. z Dąbrowy Górniczej. Zgodnie z pisemną umową sprzed pięciu lat za 35 tys. zł miał wybudować Magdzie drewniany domek letniskowy i ogrodzić działkę. Wziął 24 tys. zł zaliczki, ale nie rozpoczął prac, nie kupił materiałów.
Za to w lipcu 2004 r., kiedy dziewczyna przebywała w szpitalu na kolejnym leczeniu, pojawił się u niej i namówił do złożenia podpisu pod wekslem in blanco. Dwa miesiące później wypełnił weksel na kwotę 50 tys. zł, po czym przekazał go - zapewne, by spłacić własne długi - katowickiej spółce "Dom na czasie".
Na początku 2005 r. pełnomocnik katowiczan wezwał P. do wykupienia weksla, ale pismo wróciło z adnotacją, że "adresat się wyprowadził". Do dziś policja nie potrafi go namierzyć.
Ponieważ Wojciech P. zniknął bez śladu, spółka "Dom na czasie" wezwała do spłaty długu podpisaną na wekslu Magdę. Niezorientowana w przepisach dziewczyna wynajęła krakowskiego radcę prawnego Ryszarda M., robiącego od połowy lat 90. błyskotliwą karierę w krakowskim magistracie i powiązanych z nim instytucjach. M. miał bronić kobiety przed roszczeniami, reprezentować ją także przed sądem.
Sprawa wydawała się prosta: weksel został wyłudzony, za wypisaną na nim kwotę nie wykonano żadnych świadczeń; Magda podpisała go w stanie niepoczytalności, a przepisy mówią, że w takim wypadku czynność prawna jest nieważna.
Ryszard M. wziął od dziewczyny 3,8 tys. zł, m.in. za przygotowanie i opłacenie pozwu. Niczego jednak nigdy w jej sprawie nie zrobił. Kiedy w grudniu 2005 r. krakowski sąd gospodarczy nakazał Magdzie, by zapłaciła spółce "Dom na czasie" 50 tys. zł z odsetkami, M. nie wniósł zarzutów i nakaz się uprawomocnił.
Magda dowiedziała się o tym, dopiero gdy komornik zajął jej rentę, a następnie wkroczył do jej sklepiku przy ul. Siemaszki. - M. cały czas zapewniał, że nakaz został zaskarżony i sprawa się toczy! - wspomina matka Magdy, Zofia.
Prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko panu M. (którego skreślono z listy radców), a dochodzenie w sprawie P. zawiesiła. Bo nie można go znaleźć. Krakowskie sądy współczują Magdzie, ale konsekwentnie każą jej spłacać wekslowy dług.
Wymiar sprawiedliwości nie potrafi pomóc bezbronnej i skrzywdzonej Magdzie M.
Magdalena choruje na schizofrenię od 10 lat. Opiekujący się nią lekarze uznali, że korzystnie na jej zdrowie wpłynęłaby praca, ale nikt nie chciał jej zatrudnić. - Jedyną szansą było założenie własnej firmy - wspomina Zofia, matka Magdy.
Otworzony przez Magdę, za pożyczkę z funduszu osób niepełnosprawnych, sklepik mięsny przy ul. Siemaszki w Krakowie zaopatrywał szkoły i przedszkola, mieszkańcy chętnie robili zakupy u sympatycznej młodej kobiety. Pomagała mama, tata dowoził towar. Magdzie udało się odłożyć trochę gotówki.
Postanowiła wybudować mały domek letniskowy na zacisznej działce zakupionej przez rodziców pod Wadowicami. Usługę miał wykonać Wojciech P., prawnik prowadzący firmę "Inwestycje Gospodarcze", która do dziś figuruje w urzędowej ewidencji gospodarczej w Dąbrowie Górniczej.
P. niczego nie wybudował, choć wziął od Magdy 24 tys. zł na zakup materiałów. Kiedy w lipcu 2004 r. dziewczyna po kolejnym ataku choroby trafiła na oddział zamknięty kliniki psychiatrycznej, P. zdołał się tam dostać. Obudził chorą (która była pod wpływem silnych leków) i dał jej do podpisu weksel in blanco. Potem wypełnił go na kwotę 50 tys. zł, odstąpił katowickiej spółce "Dom na czasie" - i zniknął bez śladu.
Od marca 2005 r. prawnicy "Domu na czasie" egzekwują od Magdy wekslowy dług. Dziewczyna wynajęła krakowską Kancelarię Prawną Kurier. Jej prawnicy nie mieli jednak uprawnień do reprezentowania klientów przed sądem. Dlatego Magda trafiła pod skrzydła Ryszarda M., radcy prawnego, który kierował m.in. ważnymi wydziałami krakowskiego magistratu.
- M. wielokrotnie pojawiał się u nas i dzwonił, relacjonując aktualny stan sprawy. Podkreślał jej złożoność i zawiłość, a nade wszystko wysokie koszty jej prowadzenia - wspomina Magda.
W aktach sprawy są liczne rachunki wystawione przez radcę M., m.in. 500 zł "za sporządzenie pozwu i reprezentację na procesie" oraz 856 zł "za wpis od pozwu".
Dlatego zaszokowało Magdę, gdy wiosną 2006 r., po roku trwania sprawy, komornik zajął jej rentę i wpadł do sklepiku. Powód?
8 grudnia 2005 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia (sędzia Jacek Hanszke) nakazał Magdzie, by zapłaciła firmie "Dom na czasie" 50 tys. zł z odsetkami. Nakaz został dostarczony do domu Magdy 23 grudnia. Odebrała go mama, Zofia. Pobiegła do M., a ten miał skierować do sądu zarzuty do nakazu. Wtedy sprawa ruszyłaby w normalnym trybie. Sąd badałby m.in. okoliczności wystawienia weksla.
- Gdyby ustalił, że w chwili jego podpisania pani Magda była niepoczytalna, również transakcja zbycia weksla była nieważna. To oznaczałoby koniec problemów - tłumaczy Janusz Cymer z kancelarii Kurier.
Ale Ryszard M. zarzutów do nakazu nie wniósł. Nie było zatem rozpraw, na których można by przedstawić dowody na ewidentne oszustwo ze strony P. Nakaz się uprawomocnił.
Magda przeżyła załamanie i próbowała się zabić. Kolejni prawnicy poradzili jej, że jedynym sposobem na wzruszenie prawomocnego nakazu jest wytoczenie panu P. sprawy karnej o oszustwo, a panu M. - o zaniedbanie obowiązków. W wypadku ich skazania kobieta miałaby dowód na to, iż weksel został wyłudzony; ponadto mogłaby argumentować, że termin na złożenie zarzutów minął z powodu zaniedbań pełnomocnika.
W maju 2007 r. asesor Edyta Kulik z Prokuratury Rejonowej Śródmieście-Wschód umorzyła jednak postępowanie w sprawie M. "z braku znamion czynu zabronionego", a dochodzenie w sprawie oszustwa zawiesiła, bo ścigany listem gończym Wojciech P. jest nieuchwytny. Sąd podtrzymał decyzję o umorzeniu sprawy M.
Magdzie trudno było uzyskać pomoc od krakowskich prawników. - Kolejni adwokaci odmawiali mi, tłumacząc to etyką zawodową. Bo potencjalnymi podejrzanymi są inni prawnicy - mówi Magda.
Dług stale rósł. Na wniosek "Domu na czasie" sąd wydawał kolejne tytuły wykonawcze do nakazu. Przed licytacją majątku uratować miał dziewczynę wniosek do sądu o przywrócenie terminu złożenia zarzutów wobec nakazu. Magda tłumaczyła, że Ryszard M. bez przerwy wprowadzał ją w błąd, więc o prawomocności nakazu dowiedziała się po rozpoczęciu egzekucji.
21 grudnia 2007 r. sąd gospodarczy dla Krakowa-Śródmieścia odrzucił jednak jej wniosek. Asesor Mariola Kubik uznała, że został on złożony zbyt późno, bo już w lipcu 2006 r. Magda i jej bliscy musieli wiedzieć, iż nakaz się uprawomocnił. Sąd Okręgowy podzielił to stanowisko.
Oba sądy (asesor Kubik oraz sędzia Adam Sęk) oddaliły też wniosek kobiety o zwolnienie z opłat sądowych. Magda prosiła o to ze względu na trudną sytuację zdrowotną i materialną. Ma dwie małe działki i forda focusa wartego 15 tys. zł, a utrzymuje się z minimalnej renty. Na leczenie wydaje 250 zł miesięcznie. Na żądanie sądu złożyła wyciągi z rachunków bankowych i deklaracje podatkowe. Sąd uznał jednak, że "każdy podmiot gospodarczy winien zawczasu zabezpieczyć środki na pokrycie (...) wydatków związanych z ewentualnym postępowaniem sądowym" i uwzględnić je w planie finansowym". Nie jest ważne, w jakiej sytuacji jest obecnie.
- Słowem w biznesplanie miała założyć, że zostanie oszukana i zrujnowana przez wrednych prawników. Mnie się to w głowie nie mieści, może dlatego, że jestem tylko prostym kierowcą, a nie magistrem po wydziale prawa - mówi ojciec Magdy. Dziwi się, iż sądy nie wzięły pod uwagę, że Magda jest chora, nie potrafiła się bronić, nie była świadoma zagrożeń. Została jej wyrządzona krzywda. Choroba przez to się nasila.
- Magda nie widzi sensu życia, gdy państwo, zamiast opieki i nadziei, zadaje jej kolejny cios - mówi Zofia.
Sądy nie wzięły pod uwagę, że z powodu zaistniałej sytuacji sklep Magdy został w 2007 r. zlikwidowany, nie osiągając za tenże rok żadnego dochodu. - Straciłam ukochaną firmę - płacze dziewczyna, której jedynym źródłem dochodu jest 372 zł renty.
- Jak za tę kwotę opłacić 2700 zł wpisu sądowego? Czy to żądanie nie zamyka drogi do obrony? - pytała Zofia. Bez skutku. Sąd uznał, że "kwota ta nie przekracza jej możliwości płatniczych", dziewczyna "miała bowiem realną możliwość zgromadzenia odpowiednich środków".
W zeszłym tygodniu sąd oddalił jej powództwo o unieważnienie weksla. Uznał, że Magda "nie ma interesu prawnego" stawiając takie żądanie, bowiem na mocy wcześniejszych prawomocnych postanowień sądu ma spłacić wekslowy dług. Sędzia zasugerował kobiecie wniesienie powództwa przeciwko osobom, które ją skrzywdziły - panu P. i radcy M. Po raz pierwszy zwolnił Magdę z kosztów procesu.
"Jestem bezsilna i bezradna. W chwili obecnej rodzina moja żyje na skraju ubóstwa. Mama na bezrobociu, ja na rencie. Przede mną egzekucja komornicza. Jeżeli do niej dojdzie, stracimy wszystko. Już teraz czasami nie ma co jeść" - napisała Magda w dramatycznym liście do ministra sprawiedliwości.
Jej dług przekroczył już 100 tys. zł.
Dramat w złotych
24 tys. zł - tyle wyłudził od Magdy Wojciech P.
50 tys. zł - taką kwotę Wojciech P. wypisał na wyłudzonym wekslu, po czym przekazał go spółce "Dom na czasie"
ok. 100 tys. zł - tyle wynosi obecnie dług Magdy
372 zł - obecna renta Magdy (po potrąceniu przez komornika należności na poczet długu)
22 tys. zł - tyle kosztowały dotąd czynności komornicze
2,7 tys. zł - opłata sądowa, jaką musiała wnieść Magda, by móc się bronić
8 tys. zł - tyle zarobiła firma windykacyjna
1,2 tys. zł - wynagrodzenie kuratorki, która reprezentowała ostatnio w sądzie interesy nieuchwytnego Wojciecha P.
6 zł - tyle sąd kazał ściągnąć od Magdy na rzecz Skarbu Państwa tytułem opłaty kancelaryjnej od tytułu wykonawczego
3,8 tys. zł - tyle wziął od Magdy Ryszard M., by jej bronić; nie zrobił nic; dwa lata temu został skreślony z listy radców prawnych; w internetowej bazie danych o specjalistach figuruje jako "kierownik w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego od stycznia 2006". Sprawdziliśmy: nigdy w UMWM nie pracował, ubiegał się natomiast o przeróżne stanowiska; ostatnio - zastępcy szefa departamentu polityki społecznej.
PS:Czy to jeszcze wymaga komentarza ?