Temat: U koleżanki potrzebują... pomóżcie mi zrozumieć
Proszę posłuchać doświadczeń z tzw. „drugiej strony barykady”. Czy ma Pan w śród swoich znajomych przedsiębiorców, którzy choć raz szukali nowych pracowników na rynku?
Owszem mam, i co wiecej sam kiedyś zostałem poproszony o pomoc - w celach konsultacyjnych - przy rekrutacji do jednej firmy - znajomego.
jeżeli tak to proszę się ich zapytać: jak w ich pojęciu przebiega proces rekrutacji, kto rzeczywiście odpowiada
na oferty pracy i co przedsiębiorcy słyszą od osób, które przychodzą na rozmowy kwalifikacyjne.
W ich odczuciu (i sam też brałem w tym udział - miałem w ręce (własciwie na rękach) stertę teczek z których kazda zawierała po 100 CV.
Z czego owszem około 30% kandydatów, to "desperados" szukający jakiejkolwiek Pracy i wysyłający wszedzie(Ponieważ nie posiadają żadnej pracy - chcą chwycić cokolwiek ponieważ nie ma za co chleba kupić). Czasami to ludzie z dużym doświadczeniem, ale baaardzo rozbieżnym. np. w jednym CV doświadczenie:
Przedstawiciel handlowy, murarz, menager klubu, merchendiser, kierownik działu, junior Accountant, Accountant, team leader (w korporacji), Grafik, informatyk, i stolarz.
Te osoby czesto byłyby zapewne dobrymi kandydatami, ale stanowią najwyżej 30-40% reszta czyli ponad 50% (10% to tzw. aplikacje zupełnie nieodpowiadające), to aplikacje gdzie właściwie kazda z osób nadaje się na proponowane stanowisko, wszyscy mają swoje atuty (czasami kilkaset osób posiada ten sam ważny atut).
Pamietam te rekrutacje, przpominało to trochę eliminacje do Idol`a. Setki osób (nie było możliwości zmniejszyć "natężenia ruchu"). Niektórzy gotowi zrobić prawie wszystko, aby tylko zwiększyć swoje szanse.
Tyle tylko, że wiekszośc osób na prawdę nadawało się na to stanowisko. Nie była to żadna intratna robota. Praca cieżka za kilkaset złotych, tyle, że nie fizyczna i nie nudna.
Mnie poproszono, abym zapytał ludzi o pewne rzeczy z zakresu techniki montażu dźwieku i sygnałów.
Jak sami przyznają, problem jest gdy pracownik zbyt pewnie czuje się na swoim stanowisku.
Z drugiej strony rekrutacja to dla nich cieżka sprawa, gdy czasem muszą odfajkowac kandydata/tke, od którego mogliby sie uczyć, ponieważ takich kandydatów/tek mają 50 a stanowisko jedno- problem z nadmiarem siły roboczej nawet tej specjalistycznej- wbrew pozorom -utrudnia także im zycie.
Być może wtedy, przestanie Pan wierzyć w statystykę i przekona się, jaka jest
rzeczywistość.
Ja tez nie wierze w statystykę, ponieważ uważam, że statystyki kłamią, ale raczej zaniżają ilość bezrobotnych, lub całkowiecie pomijają problem bezrobotnych nie zarejestrowanych.
Co do drugiego z poruszanych przez Pana tematów. Uważam, że gdyby w Polsce praca była by bardziej szanowana to z pewnością
było by o wiele mniej paradoksów w relacjach pracodawca – potencjalny pracownik lub pracodawca – pracownik i wszystkim zainteresowanym było by o wiele lepiej.
Zgadzam sie z Panem, ale dobrze byłoby gdyby działało to też w drugą stronę, tymczasem często mamy do czynienia z sytuacją, kiedy Pracownik, nie ma Prawa oddychać "firmowym powietrzem", a jakikolwiek pomysł, lub inwencja jest karalna.
Efekt: Pracownik- mierny, bierny, ale wierny. (zasada często spotykana w pewnego rodzaju firmach). Pomijam ilośc dramatów depresji, tragedii itp. Zatem ma Pan rację, ale to powinno działć w 2 strony.
Faktem jest, ze był czas kiedy spece z zakresu budownictwa mogli dyktowac warunki, ale to specyficzna wąska grupa (oni nie mają ambicji awansu, ich nie interesuje "doświadczenie" w CV czy prestiż Pracy). Tam zasada była prosta: Płaci Pan tyle ile chcę, albo idź Pan w pierony, a ja idę do domu. Bo pójdę gdzieś indziej. Tak było, ale tylko w baaaardzo wąskiej grupie zawodowej, i warto tutaj użyc czasu przeszłego.
Dlaczego? Bo w którymś momencie, ci zagonieni w kozi róg szukający z wywieszonym językiem jakiegokolwiek zajęcia "wyczuli" żyłe złota i jeszcze przed nadejściem kryzysu, czesto można było spotkać ekipy budowlane: Inżynier mechanik, magister ekonomii, bankowiec, filolog germański, inżynier ceramik, informatyk(niepotrzebne skreślić) - Wykończeniówka, remonty.
Potem przyszedł kryzys i teraz wszyscy mają nieróżowo.
W dobie internetu i środków masowego przekazy ludzie doskonale
wiedzą, czym są korporacje i sami podejmują decyzję, by tam pracować. Czyż nie?
Nie do końca, często jest tak, że nie mają innego wyjścia.
Moga iść tam, albo do marketu za ćwierć pensji podstawowej.
Pozdrawiam,
Ja również pozdrowienia ślę.