Temat: Pracodawcy gratulują MEN hodowli ludzi ograniczonych.
Andrzej P.:
No ja nie przypominam sobie żebym specjalnie się na absolwentów skarżył, [...]
Ja nie mówię, że akurat Pan to robił, Panie Andrzeju.
Miałem na myśli pewne szablonowe wieszanie kotów na absolwentach, tak jak często hurtowo wiesza się koty na pracodawcach, że wszyscy są do d***. Wielu jest, to prawda (tak jak z absolwentami), ale przecież nie wszyscy.
a ich "wina" w tym wszystkim nie jest aż tak wielka chociaż niektórzy mogliby pewnie więcej zrobić we własnym zakresie. Wystarczy w Google wbić np. "jakie studia wybrać" i człowiek otrzymuje całkiem sporo dobrych informacji. [...]
Pewnie tak, ale z młodzieżą już chyba tak jest, że w necie woli poszukać strony XXX, albo rewelacje z pudelka.pl.
Mam trochę młodego pokolenia w rodzinie, wielu jest albo w klasie maturalnej albo rok przed i wielu pytanych ma JAKIEŚ plany, albo mocno ogólnikowe, zastraszająco nieprecyzyjne, zawieszone gdzieś między oczekiwaniami rodziców (lekarz, adwokat, inna dobrze płatna profesja), a własnymi zapatrywaniami na to, w czym są dobrzy (eeeech, te cholerne nauki humanistyczne).
Metoda "zrób to sam" w necie (Pańska propozycja "jakie studia wybrać?") jest jakąś metodą, ale w gruncie rzeczy kompletnie nieedukacyjną, nieoświatową, nieszkolną. Brakuje tu zwyczajnego doradztwa wobec młodego człowieka, naprowadzenia go na temat (a może poprowadzenia za rękę, jeśli trzeba).
Mówi się, że młodzi nie mają autorytetów, ale chyba właśnie w tej dziedzinie ktoś (doradca zawodowy? pedagog? inny doradca szkolny?) powinien wystąpić w roli autorytetu, który coś wskaże, doradzi, zasugeruje, odkryje przed młodym człowiekiem specyfikę jego lokalnego rynku pracy, rynku pracy w ujęciu wojewódzkim, ogólnopolskim, a może unijnym? Myślę, że takiego autorytetu całkiem chętnie by posłuchano. Pamiętam, że sam chętnie słuchałem tych kilku zaproszonych gości w moich czasach licealnych, bo nie byli oni belframi, ale ludźmi z zewnątrz, spoza szkoły, o wiedzy praktycznej wziętej z rynku pracy.
Zasranym obowiązkiem szkoły (bo nie jej przywilejem!) powinno być nie tylko nauczanie "podstaw przedsiębiorczości", ale także przekazanie realnej wiedzy o rynku pracy (przynajmniej w pigułce). Zwalanie tego zadania na zapobiegliwość ucznia (z natury rozkojarzonego) i możliwości poszukiwawcze googla to zdecydowanie nie ta metoda.