Temat: Pracodawcy gratulują MEN hodowli ludzi ograniczonych.
Barbara P.:
3. system finansowania - i tutaj wg mnie jest największa paranoja jaką można spotkać: system finansowania na ucznia, nie na szkołę - ok, zaraz podniosą się głosy oburzonych że niektóre szkoły trzeba zamknąć, bo nierentowne etc.. może i nierentowne, ale od zawsze do szkół trzeba było dokładać, jeśli chciało się mieć inteligentne społeczeństwo.
Hm, ciekawa koncepcja - edukacja jako działalność deficytowa. Aż dziw bierze, że w tych strasznych czasach, kiedy jeszcze nie było socjalizmu, komukolwiek chciało się kogokolwiek uczyć...
Obecnie sytuacja wygląda następująco - dyrektorzy, nauczyciele i uczniowie działają by do szkół ściągnąć jak najwięcej uczniów (przedsiębiorczość w praktyce oczywiście), gdy ci uczniowie już tam są.. to niestety, nie liczy się poziom nauczania, lecz.. 'sztuka' i fakt jej utrzymania by otrzymać dotację ("wszyscy muszą zdać")...
Zachowując system finansowania edukacji z pieniędzy podatnika (czego jestem gorącym przeciwnikiem), można znacząco poprawić jakość nauczania, i to bez wydawania dodatkowych pieniędzy. Jest to tzw. bon edukacyjny - sporo na ten temat pisał Milton Friedman. Niestety, bon napotyka zawsze na zdecydowany opór urzędasów z kuratorium, urzędasów z ministerstwa, miernych nauczycieli, związkowców itd. Dlaczego? Bo bon premiuje jakość, więc miernoty i darmozjady stają się zbędne.
Chcesz mieć jakość? Zlikwiduj socjalizm. Chcesz socjalizmu? Pogódź się z biedą i bylejakością.
(ps. chciałabym, żeby szkoły były tak dotowane jak więzienia.. )
To znaczy?
4. społeczeństwo - niech uderzy się w pierś każdy, kto nie krytykuje nauczycieli za to że "nic nie robią" - jeśli to taki piękny zawód, to dlaczego nie są Państwo nauczycielami?
Nie jestem społeczeństwo i nie będę wypowiadał się w imieniu tego dziwotworu (w ogóle nie wierzę, że istnieje jakieś "społeczeństwo" - wierzę, że istnieją wolni ludzie). Nie wiem, czy nauczyciele nic nie robią. Wiem, że mają stosunkowo długie wakacje płatne na mój koszt (mówię o nauczycielach państwowych).
Moje doświadczenie z czasów edukacji szkolnej skłania mnie do poglądów, że 60% nauczycieli to przeciętniacy, którzy klepią w kółko ten sam materiał, nierzadko bez zrozumienia, 30% to ludzie, którzy mają problem z zapamiętaniem więcej niż trzech nazwisk, a jakieś 10% to ludzie z pasją, rozumem, zaangażowaniem itd. Być może coś się zmieniło, ale patrząc na to, jakich absolwentów produkują obecnie szkoły, obawiam się, że to zmiana na gorsze.
A dlaczego nie jestem nauczycielem? Bo nie podoba mi się ten zawód. Krytykowanie nauczycieli to nie powód, aby samemu zostać nauczycielem. Krytykuję też pedofilię - i co? mam zacząć molestować małoletnich?
A teraz proszę sobie przypomnieć/ lub poczytać, jaki poziom wykształcenia był 30-40 lat temu.. nikt się nie 'cackał' z uczniami, a poziom owej podstawówki znacznie wkraczał w poziom obecnego technikum/liceum..
Jestem trochę sceptyczny wobec peanów, jako to zajebiście było 30-40 lat temu. Bo młodzież, kochana pani, to teraz nie taka co kiedyś... Ale na pewno sam fakt, że kiedyś naprawdę można było nie ukończyć szkoły z powodu kiepskich wyników, eliminował z procesu edukacji ludzi, którzy w wyrazie "kot" robią sześć błędów, w tym dwa interpunkcyjne.
Zacznijmy od wyeliminowania obowiązku nauki, a już dzięki temu jakość nauczania się poprawi.