Temat: Poradźcie, jak znaleźć inteligentnego absolwenta do...
Stefan J.:
Karolina Ł.:
to znaczy?
To znaczy że kolejne zadania mogą być bardziej skomplikowane, może pojawić się potrzeba osobistego jeżdżenia samochodem po regionie, negocjacji i nadzorowania prac w imieniu właścicieli.
Czytam takie wypowiedzi i naprawdę jest mi przykro. Mogę być złośliwy, dyskutować, kpić, ale już nie mam siły ani ochoty. Kiedy piszę w ogłoszeniu po prostu prawdę, wszystko jak najdokładniej, ludzie nie wierzą. Jak podaję faktyczne, realne wynagrodzenie, które zarabiają u nas osoby na podobnym stanowisku, ludzie tacy jak Pan Stefan czują podstęp. Kiedy podaję zakres obowiązków z wieloma typowymi przykładami, Pan Stefan (i wielu innych), mówi, że to i tak pewnie MLM i oszustwo i potem "ktoś będzie jeździł samochodem po regionie" (a w ogóle nie pytam o samochód i prawo jazdy i nigdzie nic nie sprzedaję - świadczę usługi informatyczne i doradcze).
Jest mi nie tylko osobiście przykro, ale jest mi też Was żal - nie spotkałem się wiele lat z rynkiem pracy - widocznie pracodawcy ciągle oszukują pracowników (spotkałem się wyłącznie z sytuacjami przeciwnymi, pewnie dlatego, że nigdy nie byłem pracownikiem), ogłoszenia są niezgodne z prawdą, pensje płacone pod stołem albo w ogóle, a pracownicy są wykorzystywani 24 godziny na dobę. Naprawdę smutna wizja świata.
A co do wyjazdów służbowych - tak, może się zdarzyć, że ktoś kiedyś gdzieś pojedzie. Mogę przywołać z pamięci "wyjazdy służbowe" moich pracowników:
- raz-dwa razy w miesiącu na pocztę koło domu, częściej Pocztex do domu
- może raz do jakiegoś urzędu w firmowej sprawie
- jedna z osób pojechała RAZ pociągiem do innego miasta (3 godziny drogi), żeby coś załatwić, ale tylko dlatego, że stwierdziła, że bardzo lubi jeździć koleją i nie jest to problemem
- ileś spotkań "na mieście" kiedy akurat byłem przejazdem w mieście, gdzie mieszkają moi pracownicy (np. Poznań, Katowice itp.) - trzeba było przejechać np. tramwajem 20 minut, żeby spotkać się ze mną na lunchu, tam, gdzie mi pasowało, ja płacę za lunch, nie pamiętam, czy zwracałem za bilet tramwajowy...
Naprawdę to wszystko jest takie straszne?
A co "średnio ogarniętej sekretarki", o której wspomniała Pani Karolina, to jakoś niemiło to brzmi - dla mnie asystent to osoba, która wykonując różne pomocnicze prace uczy się jak zarządzać projektami i w ciągu roku-dwóch będzie miał coraz bardziej odpowiedzialne zadania - nie wiem czy osoba, która np. zarządza dziesiątkami/setkami tysięcy złotych budżetów (decyduje o np. przeprowadzeniu kampanii reklamowej, wyborze wykonawców, odbiera prace w naszym imieniu itp.) można nazwać "średnio ogarniętą sekretarką", ale pewnie zależy to od firmy - u mnie to się nazywa asystent, a potem (project) manager (sam prowadzi większe projekty), a potem członek zarządu (zarządza firmą lub jej częścią). Jeśli ktoś w 5-10 lat ma zrobić taką karierę to musi mieć odpowiednie predyspozycje i stąd staranny dobór kandydatów - ja nie szukam "średnio ogarniętej sekretarki" na kilka miesięcy czy rok - planujemy w perspektywie 5-10 lat i chciałbym, żeby co najmniej tak długo pracowali u nas pracownicy, bo w pewien sposób dużo w nich inwestujemy (czasu=pieniędzy).
Co do wynagrodzenia - zrezygnuję z tej informacji w docelowej wersji ogłoszenia. Nie jest to dla mnie sprawa pierwszoplanowa - nie wybieram osoby najtańszej, tylko najlepszą, która będzie się dobrze czuła w mojej firmie i będize dobrze wykonywać swoje obowiązki, a kwestia płacy jest gdzieś na dość dalekim miejscu - na pewno nie zatrudnię osoby A zamiast B tylko dlatego, że osoba A będzie pracować za mniej niż osoba B.
Co do finalnego przebiegu rekrutacji - zdecydowałem się na media ogólnopolskie - Wyborczą, Pracuj.pl itp. i po prostu normalne ogłoszenie, zgodne z opisem na stronie i stanem faktycznym. Rekrutacja wraz ze spotkaniami, selekcją (outsourcowaną - ja nie będę sprawdzał ankiet itp.) będzie kosztować pewnie kilka-kilkanaście tysięcy złotych, co świadczy o tym, jaką wagę przywiązuję nawet do tak "niskiego" stanowiska. Błąd rekrutacyjny kosztuje dużo, dużo więcej.
Zauważyłem też, że chyba dzięki dyskusji na GL jest już kilkanaście zgłoszeń i mogę tylko powiedzieć, że każda z tych osób udzieliła innych odpowiedzi (nie ma dwóch takich samych zestawów), co świadczy o tym, że test dobrze różnicuje kandydatów :). Na pewno każdy z aplikujących zgodnie z obietnicą otrzyma odpowiedź po zakończeniu pierwszego etapu rekrutacji i każde zgłoszenie zostanie potraktowane tak samo (chociaż mam podejrzenie, że jedno czy dwa było żartem czy też "testem", ale nie ma to znaczenia).
Przy okazji bardzo dziękuję Panu Łukaszowi, który w niezwykle konkretny i wyczerpujący sposób odpowiedział na moje pytanie i dał wiele cennych wskazówek (na innej grupie chyba).
Życzę wszystkim samych sukcesów w 2013 roku.