Temat: Po rozmowach kwalifikacyjnych - jak poznać swoje błędy
Być może jestem idealistą, ale dla mnie największą wartość w dialogu ma szczerość, prawdziwość, otwartość. Nieważne czy rozmawiam z babcią, kuzynem czy idę na rozmowę o pracę. Za każdym razem staram się, aby rozmowa odbywała się na płaszczyźnie partnerskiej. Oboje w końcu czegoś od siebie chcemy. Mogę sobie na to pozwolić, bo obracam się na rynku pracy, na którym tej pracy jest dużo. W mieście, w którym przyszło mi mieszkać, to pracodawca czeka na pracownika i każdy, kto chce pracować tą pracę znajdzie. U nas sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej, bo dużo jest ludzi, a roboty co kot napłakał. W tych okolicznościach pracodawca od prac nieskomplikowanych może wybierać i odrzucać ofertę ze względu na niepasujący mu kształt rzęs, czy długość nosa, klapki i sukienkę, normalne prawa rynku. Oczywiście rozumiem, że na rozmowę nie idzie się w dresie i spodenkach na W-F. Nie można być brudasem z tłustymi włosami, śmierdzielem, ani mieć działki pod paznokciami. Rozumiem, że obowiązują pewne normy, reguły, etykieta, szacunek, dress code.....zwał jak zwał, ale trochę rozśmieszyła mnie pani, która dopiero potem dołożyła, że dziewczyna pracy nie dostała, bo czegoś tam nie umiała. Pierwotnie jednak napisane było, że pomimo ciekawego CV zaważyły japonki i sukienka zwiewna w upalny dzień. Mnie ogólnie mierzi ten sztuczny świat, to udawanie, hipokryzja na rozmowach, pewien rodzaj teatru, który wszyscy odstawiają. Staram się taki nie być, bo tego nie lubię. Nie kręci mnie świat Ą Ę, bo wszyscy mamy słabości. Wszyscy klniemy, popijamy, jaramy i się bzykamy. Zdrowiej by było, gdyby każdy dialog, a zwłaszcza ten o pracę, gdzie jesteśmy na siebie skazani był prawdziwy. Lubisz sukienki, wąsy i zapach Brutala? Okay, po prostu dobrze dla mnie pracuj, bądź uczciwy, sumienny i konkurencyjny. I wszystko w temacie. Zawsze można ustalić na rozmowie jaki dress code obowiązuje i który numer uśmiechu należy przyklejać. Ja też byłem mocno zdziwiony jak to możliwe, aby obok mnie siedział na poważnym spotkaniu w Volkswagenie facet w szpilkach, który zdejmuje je pod stołem świecąc wymalowanymi paznokciami. Koleś kręci do tego tyłkiem i nosi babskie torebki. I śmiałem się z tego na początku, raz musiałem nawet wyjść z pokoju, bo mało ze śmiechu nie wybuchłem. Potem dopiero zobaczyłem, że koleś to wartościowy specjalista, gość do którego można iść z każdym pytaniem, facet który zęby zjadł na wielu poważnych projektach. A że kręci tyłkiem i pachnie jak kobieta?! No i co z tego, skoro swoją robotę świetnie wykonuje i uczesani, wystraszeni frajerzy pod krawatem mogą mu tylko zazdrościć. A u nas wciąż jest to ocenianie po wyglądzie. Najbardziej katoliccy na świecie i najbardziej chyba krytyczni, nietolerancyjni, nieelastyczni z cementowymi poglądami. Niestety, ale z wieloma poglądami i oceną sytuacji jesteśmy 50 lat pod lodem.
PS. jeśli ktoś oglądał kiedyś film o Erin Brockovich, będzie wiedział co miałem na myśli :)
Ten post został edytowany przez Autora dnia 02.12.13 o godzinie 14:46