Temat: Lojalność pracowników i pracodawców wobec siebie
Karol Z.:
Tak. Patologia polegająca na wykorzystywaniu wysokiego bezrobocia wśród młodych. Jest praca, to powinna być płaca, choć jak najbardziej adekwatnie obniżona ze względu na niską wartość młodego pracownika bez doświadczenia. A jak już napisałem w innej odpowiedzi, jak widzą w tym swoje koszty, bo naprawdę szkolą pracownika, to mają dwie drogi. Jak się nie sprawdza to go nie trzymać (jak jest za darmo to trzymają dając mu iluzję szansy na pracę, choć już jej nie dostanie, bo widać, że się nie nada). Natomiast jak się sprawdza, to lojalka we wczesnym etapie stażu, że jak go będą chcieli to musi potem minimum 2-3 lata odpracować, albo pokrywa koszty proporcjonalnie wyliczone do czasu odbytego szkolenia i potem zmniejszone o czas odpracowany.
Częściowo prześledziłem wcześniejsze wypowiedzi, z których większość dobrze opisuje sytuację młodych ludzi w Polsce, ale w przypadku powyższej muszę sam dorzucić swoje trzy grosze. Głównie w temacie szeroko pojętej lojalności.
Skończyłem studia 2 lata temu, od tego czasu pracuję u jednego pracodawcy. Z początku miałem idealistyczne podejście, że jak będę lojalny, to mnie pracodawca doceni i będzie lojalny wobec mnie. Wierzyłem też w bajki, że chce we mnie inwestować. Po tych 2 latach nadal jestem lojalny w większości spraw (np. nie okradam pracodawcy, nie działam wbrew jego interesom, choć widzę, że robią to nawet ludzie na kierowniczych stanowiskach), ale w przypadku, gdybym dostał szansę na pracę u konkurencji, dającą to czego obecnie nie mam, wiem, że nie wahałbym się zbyt długo. Nie miałbym sentymentów.
Niestety negatywne podejście pracodawców często bierze się z przyjętego modelu zarządzania. Jedni dbają o budowanie zespołu świetnych fachowców, inwestują w nich, a wtedy odejście pracownika może być uznane za nielojalność. Inni wolą trzymać kilku doświadczonych ludzi jako nadzorców i weryfikatorów, a do rzeczywistej "podstawowej" pracy biorą praktykantów, stażystów, albo młodych ludzi nawet na etat, ale nie inwestując w nich nic, albo tylko niezbędne minimum. Dopóki jest dopływ nowych desperatów, biznes się kręci.
Mnie nikt nie szkolił bezpośrednio. Nie byłem wysyłany na żadne kursy, a specjalistycznej wiedzy musiałem szukać sam. Po prostu oczekiwano ode mnie, że będę umiał zrobić to co ma być zrobione. Jedyne czego się więc dzięki pracy nauczyłem, to tyle ile sam wykombinowałem. Sam wkład pracodawcy, to "umożliwienie" mi wykonania pracy dla niego. Pracy, która przynosi mu zysk.
Czy w takim przypadku, gdyby znalazła się lepsza praca, odejście mogłoby być uznane za nielojalność? Moim zdaniem po części tak, po części nie, ale wiem, że gdyby była wystarczająco dobra okazja, w moim interesie byłoby to zrobić.