Temat: Doświadczenie zagarniczne - atut czy zmora?
Atut. Zabrzmi to nieco przewrotnie, ale :)
W moim przypadku akurat doświadczenie edukacyjne + obserwacja rynku pracy oraz spostrzeżenia natury socjologicznej w moim zawodzie, dały niezłą bazę do startu. Co ciekawe zagranicą (USA) w następnej szkole wzbudziło spore zainteresowanie to, czego nas wtedy uczono w Polsce. Wtedy początek lat 90-tych szkoły techniczne min. pomaturalne lepiej przygotowywały niż dzisiejsza niejedna uczelnia wyższa! Bardziej pragmatycznie, konsekwentnie. Kontynuowałem naukę, a najzabawniejsze było to, iż jak wróciłem, tu z kolei zaświadczenie z zagranicy otwierało mi wiele drzwi. Taki paradoks. Zostałem także pozytywnie zakażony optymizmem, nauczyłem się liczyć tylko na siebie, zresztą po części w mojej firmie żyje się z pracy własnych rąk, dosłownie.
Jako że pochodzę z rodziny min. o rzemieślniczych, bardzo dobrych tradycjach, nie pamiętam aby ktoś z MĘŻCZYZN pracował tylko 8 godzin, tak więc z dyspozycyjnością problemów nie mam.
W pierwszej pracy po powrocie było różnie, pracodawców denerwowała zaradność, moja aktywność, współpracowników chyba trochę też, to dałem sobie spokój.
Tak też od lat na swoim. Z perspektywy wyjazdu i doświadczeń zagranicznych, mogę w skrócie bynajmniej w mojej branży określić to tak:
1. Mamy wielu, świetnych, dobrze przygotowanych specjalistów, min. terapeutów.
2. Ale generalnie problem z wąską specjalizacją, każdy chce robić wszystko, leży współpraca międzyśrodowiskowa.
3. Mamy dobre umiejętności adaptacyjne, odnajdujemy się w pracy w różnych warunkach.
4. Ale niestety mamy fatalną organizację tak zawodową, jak i stowarzyszeń w danych środowiskach.
5. Chodzimy na kolanach przed wieloma przepisami unijnymi, kiedy w wielu krajach z tych samych przepisów śmieją się w głos.
Mówiąc inaczej mamy potencjał ludzi, myśli, praktyki że powinien to być przysłowiowy "kraj mlekiem i miodem płynący" a jest jak jest!
Taka refleksja z grubsza, po dwudziestu latach obserwacji.
Przepraszam, koniec przerwy, klienci czekają.