Temat: Organizacje uczące się w Polsce
Hmm, mam wrażenie, że w określeniu idealista jest silna nuta oderwania od rzeczywistości. Jak wspomniałem w pierwszym w wpisie, na koncepcje OUS trafiłem jak po nitce do kłębka, ponieważ wszelkie wzmianki o tym spojrzeniu wywoływały we mnie uczucie że jest w tym coś bardzo mi bliskiego. W moim przypadku duże pozytywne piętno wywarła na mnie pierwsza praca, jeszcze w czasie studiów. Nie wiem na ile to wyszło tam z powodów wypracowanych przez organizację a na ile przez osobowość ludzi. Tak czy inaczej zacząłem pracę w firmie z branży yellow pages i sprzedawałem ogłoszenia w najniższej grupie (małe i średnie firmy). Było dwie grupy początkujących. Dwóch sueprvizorów, którzy nie robili nic innego oprócz wspierania nas, celebrowania drobnych sukcesów, czasem uprzejmie przypominających, ze trzeba ruszyć w teren. Wszystko w amerykańskim stylu z tablicą wyników sprzedaży w naszej sali pracy biurowej, aktualizacja tablicy z żółtymi karteczkami podsumowującymi dzień, tydzień i wynik totalny w tej kampanii. Nawet to nie niszczyło dobrej atmosfery. Mimo braku jakiegokolwiek obowiązku, obie grupy wracały każdego dnia do biuru, żeby przegadać dzień. Podzielić się doświadczeniami. Takie spontaniczne "case study" dnień po dniu. Suepervaizorzy zawsze ciekawi tego jak przebiegły rozmowy a w sytuacjach problematycznych gotowi do wspólnej wizyty u klienta, z delikatnym zaznaczeniem, że nie będzie to standard. Wcześniej omówienie konkretnej sytuacji. Mocno skupieni na merytoryce i wymieniający się zadaniami. Pod nieobecność supervizora swojej grupy można było uzyskać pomoc supervizora drugiej grupy, teoretycznie grupy rywalizowały o wyższy wynik między sobą. Ale świadomość jechania na jednym wózku nie była frazesem.
Na kolejnej kampanii sprzedażowej inni ludzie, presja, wręcz awantury o zbyt słaby postęp, krzywa sprzedaży poniżej krzywej planu, im większy rozdźwięk tym większe awantury, im większe awantury tym większa atomizacja grupy, kontrakty noszone w teczkach, żeby mieć ochronę na gorszy dzień. Skupienie na przygotowaniu do nieustannych tłumaczeń się z każdej chwili. I tak dalej, a rozbieżność krzywej sprzedaży z planem coraz większa.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że miałem szczęście wziąć udział w niezwykłym eksperymencie, teraz mógłbym go nazwać "niebo/piekło w organizacji" i zobaczyć jakie daje to skutki w wynikach, jak się czuje w tym uczestnik i co o tym myślą, jak funkcjonują inni w kuluarach. Myślę, że to mocno ukształtowało mi myślenie o pracy z ludźmi na przyszłość. Imię i nazwisko swojego ówczesnego szefa pamiętam do dziś. Wszystko trwało około 1,5 roku.
Zgadzam się, że człowiek na pierwszej linii nie jest w stanie wpłynąć na organizację, może dbać o swój rozwój, być rzetelnym i sumiennym, otwartym na nowe doświadczenie, ale niestety myślenie nie jest zaraźliwe.
Gdy jego funkcją jest kierowanie zespołem, może tworzyć enklawę, jeżeli ma na tyle siły i odwagi, żeby trzymać się pozytywnych zasad w niesprzyjającym otoczeniu, jeżeli tylko ma odrobinę przestrzeni decyzyjnej to ją wykorzysta.
Budowanie funkcjonujących w ten sposób zespołów czy większych fragmentów organizacji wymaga czasu, wymaga też ludzi, którzy są autentyczni, nie opierają się na technikach wywierania wpływu, pustych deklaracjach, które jeszcze bardziej frustrują. Ludzie z czasem "czytają" zasady funkcjonowania swojego szefa czy całej organizacji z decyzji jakie są podejmowane, z rodzaju zadań jakie otrzymują, z jakości oceny rzeczywistości itd. itd. To tworzy otoczenie do którego się dostosowują, albo to ich wciąga pozytywnie, jeżeli ma właściwości podobne do OUS, albo uczą się w tym funkcjonować wpychani innymi okolicznościami czy brakiem alternatyw (w ich subiektywnej ocenie).
Osobiście mam silne przekonanie że to działa, może dlatego trąci to idealizmem, ja to wiem ze swojej praktyki. Lektura Senge czy innych, pokazały mi, że nie jestem sam. Znów się rozpisałem. Pozdrawiam.