Temat: Sygma Bank - raty/kredyt
Nasz kłopot z bankiem sygma wygląda nieco inaczej.
Postanowiliśmy kupić meble do mieszkania. Poważny zakup na ponad 12 tys. Dla nas na tyle poważny, ze postanowiliśmy wziąć meble na raty. W sklepie meblowym niestety króluje bank sygma. Nie wiedzieliśmy, że rodzice maja dla nas prezent - pieniądze na meble. Bardzo fajny prezent, ale jak się okazało również bardzo kłopotliwy. Bo w swej nadgorliwości i niechęci do zawracania im głowy, załatwiliśmy kredyt ratalny w sklepie od ręki.
I tak dnia 18 lipca 2011 r. podpisaliśmy umowę w sklepie. Umowę o kredyt ratalny, kartę i limit. Dwie ostatnie pozycje nieco dziwne, ale być może ten bank właśnie tak konstruuje umowy o kredyt. Czytam umowy z bankami po kilka razy, żeby nie było niedomówień. Wyczytałam z tej umowy bardzo ważne trzy rzeczy. Że od umowy można odstąpić w każdej chwili ze zwrotem całej kwoty. Że możemy spłacić przed terminem cały kredyt, po uprzednim poinformowaniu banku. I najważniejsze, ze mamy 14 dni, żeby w ogóle odstąpić od umowy o kredyt ratalny, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów.
Kiedy się okazało, że jednak mamy gotówkę na meble. Doszliśmy do wniosku, że
najrozsądniej będzie odstąpić od umowy o kredyt ratalny. Zadzwoniłam do banku (nawet się dodzwoniłam dość szybko). W banku bardzo miła pani poinformowała mnie, żen ie ma czym się przejmować, bo 14 dni od zawarcia umowy jeszcze nie upłynęło, wiec wystarczy pojechać do sklepu, napisać anulowanie umowy kredytowej i ewentualnie wypełnić formularz odstąpienia od umowy i sklep w naszym imieniu ma to wysłać do banku. Dzwoniłam 22 lipca w piątek, czyli 4 dni później i ponoć te rozmowy są nagrywane, ciekawe czy to prawda? Całą sprawę załatwiliśmy 23 lipca w sobotę (PIĘĆ DNI PÓŹNIEJ). Sprzedawca stworzył anulowanie umowy kredytowej. Uparłam się, żeby odstąpienie od umowy również wypełnić i wysłać (bo pani w banku mówiła, że nie jest to konieczne). Ale co to szkodzi, wysłać komplet dokumentów? Zapłaciliśmy za meble gotówką, sprzedawca wysłał dokumenty do banku, a my szczęśliwi wróciliśmy do domu. Szczęście trwało do wczoraj.
A wczoraj mąż wyjął ze skrzynki blankiety opłat za kredyt ratalny. Bardzo ciekawe. Zadzwonił do banku, został zrypany. Dowiedział się, że żadne dokumenty do nich nie wpłynęły, wiec umowę uznają za ważną. Oni (bank) twierdzą, ze sklep niczego im nie dostarczył. Więc mąż zadzwonił do sklepu. Okazuje się,
że wszystkie dokumenty wysłano faksem i mają na to potwierdzenie, że wysłane, że
przyjęte.
Podsumowując. Umowę zawarliśmy 18 lipca 2011 r. Anulowanie umowy i formularz odstąpienia od umowy sporządziliśmy w sklepie 23 lipca 2011 r. (w sobotę - PIĘĆ DNI PÓŹNIEJ, w umowie jest, że trzeba się zmieścić w 14 dniach). Niechby nawet sklep wysłał to dopiero w poniedziałek, żeby mieć pewność, ze w dzień roboczy faks dojdzie bez problemu. To i tak jest dopiero 25 lipca, czyli 7 dni później. Nie wiem, jaką datę mają w sklepie na potwierdzeniu wysłania dokumentów, ale to jest do sprawdzenia. O ile mi się wydaje, to faks to jest takie zmyślne urządzenie, które w trybie natychmiastowym przesyła dokumenty, prawda? Zatem,
dokumenty od nas nie szły miesiąc, rok, tylko zostały przekazane od razu. Dlaczego wiec bank sygma wysyła nam blankiety opłat z datą wystawienia 27 lipca 2011 r.? Zawieruszył im się gdzieś faks, bo taki mają bałagan w papierach? Czy to po prostu próba wyłudzenia?
Ja nie zamierzam płacić po raz drugi za meble. Zapłaciłam raz gotówką. Wszystkie
formalności zostały dopełnione w podanym czasie, więc całe to zajście jest dla mnie bardzo wielkim nieporozumieniem. Na razie cierpliwie czekamy na wyjaśnienie sprawy przez sklep, bo przecież wg pani z banku, tylko sklep może to wyjaśnić. Jeśli do 16 sierpnia nie będzie ta sprawa wyjaśniona, obawiam się, że skończy się to grubszą aferą, bo ja nie odpuszczę. Nie stać mnie na płacenie podwójne, zwłaszcza, że spodziewamy się dziecka i wydatki będziemy lokować zupełnie gdzie indziej.
Nie mam sobie nic do zarzucenia. Umowy czytam ze zrozumieniem i ich nie wyrzucam. Mam wszystkie dokumenty z odpowiednimi datami. Sklep też się zabezpieczył - ma potwierdzenie wysłania dokumentów. Więc wg mnie wina leży po stronie banku. A bałagan w papierach i w finansach to chyba najgorsza z możliwych wad takiej firmy, jak bank. Liczę, że jednak ta sprawa skończy się po dobroci. Bez większych dymów. Choć ciężko mi w to uwierzyć.