Temat: schronisko Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej
Gość mi się nie przedstawiał. Na szczęście.
Generalnie pod schronem jest oczywiście fajnie, gorzej się robi jak się wejdzie.
Ja też delikatnie mówiąc z pewną dozą dystansu podchodzę do wszelkich rankingów, zwłaszcza tworzonych przez "górskich radykałów", ale w tym wypadku odczucia były tożsame z opisanymi w gazecie. W pełni rozumiem przyznanie takich lokat w rankingu tej budzie.
Co do naszych dodatkowych atrakcji przeżytych podczas pobytu w tym schronie:
- ajent "na widoku" popijał sobie wódeczkę zamiast ludzi obsługiwać. Ja nie jestem abstynentem i nie mam nic przeciw Nemiroffowi, ale obowiązuje jakaś kolejność. Może najpierw turyści, a potem wódeczka.
- jak o ósmej wieczorem zapytałem grzecznie, gdzie są materace i gdzie możemy się położyć (glebę mieliśmy), bo jesteśmy zmęczeni, to usłyszałem, cytuję: "dobranocki jeszcze nie było" i tyle. Gość odwrócił się na pięcie i sobie poszedł.
- póki jeszcze było jasno, koleś pracujący w schronie zbierał kosze na śmieci i poniżej tarasu, kilka metrów od schroniska je segregował. Pomyślałem - fajnie. Ale co się okazało - oni większość śmieci ŁĄCZNIE Z PLASTIKAMI I INNYMI TOKSYCZNYMI GÓWNAMI SPALAJĄ W KOTLE KILKA METRÓW OD SCHRONISKA. Powiedzmy, że nie jestem przekonany, że taka "utylizacja" odpadów jest zgodna z czymkolwiek obowiązującym na terenie parku narodowego. Dość powiedzieć, że po zgaszeniu świateł zmienił się wiatr i cały ten smog ze spalanych plastików zaczął wypełniać schronisko ! Zaczęliśmy się domagać zagaszenia tego syfu, to usłyszeliśmy tylko w odpowiedzi, że " jeszcze nie jest tak źle, jeszcze da się oddychać". Na szczęście był jeden starszy facet - turysta, i kiedy już oddychać się prawie nie dało, zareagował konkretnie i syf został zagaszony. Przez najbliższe kilka dni bolały nas oczy i mocno łzawiły. Pewnie ze wzruszenia taką gościnnością.
- po zgaszeniu świateł wiadomo, nie wszyscy usnęli od razu (choćby ze względu na swąd palonego pcv....) wychodzili na zewnątrz choćby za potrzebą. Pan ajent wydzierał się, że łażą jak smród po gaciach i że po schronisku się w nocy nie chodzi.
- koło pierwszej w nocy panu ajentowi wydawało się, że ktoś mu w okno puka , więc łaził po świetlicy i diodową latarą świecił śpiącym w ryje. Na moje błagalne "człowieku nie po oczach" usłyszałem w odpowiedzi, cytuję : " a co masz schizofrenię ? jak ci światło przeszkadza to zamknij te oczy i śpij a w ogóle uważaj bo po buzi możesz dostać". Chwała bogu, że mnie żona powstrzymała, bo koleś generalnie nie chodzi w mojej wadze.... Jak już sobie poszedł, jedna z osób śpiących również na glebie w świetlicy westchnęła "cóż, takie samo chamstwo jak pięć lat temu....."
Wystarczy ?
Ręczę, że nie przesadzam, i że nie jest problemem żałośnie niski standard schroniska, tylko człek, który tam przez pomyłkę siedzi. Sam znam wiele schronisk, w niektórych bywam regularnie i zdaję sobie sprawę, że chatkowy czasem może mieć zły dzień. Ale to, co nas na Wetlińskiej tydzień temu spotkało, to mocna przesada.
Ludzie to znoszą, bo to jedyny schron na Połoninach. Ja już wiem, że w tym schronie to można ewentualnie piwo albo wrzątek kupić, ale na pewno nie przebywać tam dłużej niż 10 minut. Czego i Państwu życzę.