Temat: MLM = oszustwo
Dariusz Rorat:
Tadeusz Fojt:
Darku, mi nie chodziło o kredyt na ten biznes (MLM), tylko o kredyt na tradycyjny biznes. Użyłem tego jako przykład sensowności biznesplanów. Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że na ten biznes nie dają kredytów (o ile to prawda - nie próbowałem), gdyż wtedy na pewno wielu by się tu zarżnęło finansowo. A może i nie. Może to by ich dopiero motywowało do działania, podobnie jak motywuje tych w tradycyjnym biznesie?
Podejrzewam że należałoby wykazać zasadność przedsięwzięcia, jakieś prognozy zysków a i tak potrzebne są gwarancje. Zobacz jak było np. w filmie Dług. Tam mimo tego że obaj Panowie mieli wzorowy biznesplan, kredytu nie dostali, ponieważ nie mieli gwarancji. Jak dalej się to potoczyło to każdy wie, kto oglądał ten film.
Skoro jednak jak już wcześniej pisałeś, ten kapitał startowy może być niski to jaki problem dostać zwykły kredyt w banku (najwyżej ktoś pożyruje albo i nie bo i bez tego można). Jednak zaczynanie z kredytem to dość ryzykowna sprawa.
W Niemczech Darku, gdy jesteś bezrobotny i chciałbyś się zabrać za jakikolwiek biznes - w tym też MLM - to dostajesz od urzędu pracy taką półroczną bezzwrotną zapomogę. Nazywa się to "Ueberbruekungsgeld". Masz ją rozłożoną na te 6 miesięcy - nie dostajesz tego w jednej całości. Kasa z tego ma ci wystarczyć na pokrycie ubezpieczeń socjalnych (w tym rentowego, chorobowego) i na życie. Nie dostaniesz tego jednak bez zatwierdzonego przez kompetentne osoby lub instytucje (doradcę podatkowego, Izbę Handlową, Izbę Rzemieślniczą) biznesplanu.
Ludzie to biorą, ale w związku z tym, że jest to bezzwrotne nie jest to dla nich takim motywatorem do działania (bez względu na biznes), jakim byłby kredyt, który musieliby spłacić.
To, że wielu ludzi Darku nie daje rady w DG ma swoje źródło najczęściej też w tym, że nie potrafią pracować bez nadzoru. Od dziecka nauczono ich właśnie tego, że byli pilnowani i zmuszani do działania przez kogoś innego - przez rodziców, nauczycieli, szefów, kierowników, dyrektorów, prezesów, majstrów czy też nawet brygadzistów). Mówiono lub nakazywano im, co mają robić, kiedy mają robi i gdzie mają robić, no i oczywiście ile mają robić.
Nagle znaleźli się w sytuacji, gdzie nikt im już tego nie mówi - jak na urlopie. Odkładają więc niewygodne zajęcia na "potem", aż będą się lepiej czuli, aż będzie lepsza pogoda, aż, aż, aż... Gdy wyczują, że w każdym przypadku nikt do nich nie ma pretensji, że czegoś nie zrobili, zaczyna być dla nich jeszcze przyjemniej. Na końcu mówią, że to nie ten biznes, że się nie dało, że to, że tamto itd. itp. Mało kiedy obwiniają siebie. A inni - ci, którzy tego wysłuchują? Niestety, akceptują to jako prawdę. No bo przecież znali go zawsze z dobrej strony - był dobrym uczniem, studentem, pracownikiem, ojcem, matką, był pracowity, sumienny, punktualny itd. itp. Nie możliwe, żeby nagle coś mu nie wyszło z jego winy. A jednak.
Dlaczego tak często właśnie w MLM ludzie sobie nie radzą?
Bo po pierwsze, nic wielkiego tu nie mogą stracić, a po drugie nie potrafią pracować bez nadzoru. Wiedzą też, że jak nie wyjdzie, to nic poważnego się nie stanie. Nie popadną w długi, nic im nie zabiorą, mogą zawsze dalej pracować na swoim etacie lub w innej DG. Po prostu sielanka. Dlatego też niewielu jest takich, którzy czują się pokrzywdzeni przez MLM. Oni bowiem najczęściej wiedzą, dlaczego im nie wyszło. Zdarzają się też oczywiście inne sytuacje - jakieś zagrywki w organizacji lub ze strony firmy, upadek firmy, niezgodność z przepisami, zmiana przepisów i parę jeszcze - ale jest ich stosunkowo najmniej. Najwięcej ludzi przegrywa tu z własnej winy. Bez względu na to, jak naszą porażkę wytłumaczymy innym, to zazwyczaj sami doskonale wiemy, jaka jest ta prawda najprawdziwsza.
Wiele razy zapraszano tu do dyskusji tych, których MLM niby skrzywdził - nigdy nie zabrali głosu. Dlaczego?
Bzdurą jest twierdzenie, że się wstydzą swojej porażki, bo jeżeli była ona spowodowana przez MLM, bo to takie cóś, gdzie nie idzie i kuniec, to tym bardziej powinni swoim przykładem ostrzegać innych przed tym. Dziwne, że ci, co "zostali oszukani" nie chcą ostrzegać innych, a robią to ci, którzy "nie dają się", bo są... "mądrzejsi".