Temat: ...wycisnąć adwersarza jak cytrynkę...
Panowie, oddalamy się troche od tematu.
Najlepiej zacznijmy od tego co kto rozumie pod pojęciem "wyciskanie cytryny".
Dla mnie:
1. Jako kupujący prawie nigdy nie wiem czy to co oferuje dostawca to zdarcie z niego ostatniej koszuli aka wyciśnięcie jak cytryny czy zafundowanie mu mercedesa 600
(są narzędzia zakupowe, które pozwalają domniemywać bliżej, którego końca jesteśmy, ale to na inną dyskusję).
2. Jeśli spośród najtańszych ofert udaje mi się wycisnąć jeszcze np. 20% upustu a dostawca się na to godzi to:
a) zakładam, że nie jest wariatem i zna się na matematyce
b) nadal nie mam pewności, że nie da się jeszcze obniżyć
W obliczu ograniczonego zaufania, o szpiegostwie przemysłowym nie wspominając - ciągła walka o obniżąnie ceny i wyciskanie ile się da (dostawcy mogą usprawniać procesy, obniżać koszty BoM-u etc. a oddech konkurencji najlepiej nam w tym pomaga) to jedyna droga do tego, żeby renifery nie zazdrościły mi poroża a klient wchodząc do sklepu nie płacił 20 pln za żarówkę.
****************
Z punktu widzenia sprzedawcy wyciskanie cytryny to zaoferowanie wysokiej ceny w nadziei, że klient nie zrobi przetargu i opowieść o kosztach pracy, energii, transportu i ludzkiej twarzy "rozumnego" klienta (nie tak jak inni wyciskacze) wystarczy do uzyskania wysokiej marży.
Ponownie, jeśli klient się na to godzi to zakładam, że zna się na matematyce i nie jest wariatem, który urwie mi za to głowę, jak się zorientuje, że zafundował mi nowego Maybaha. Najlepiej jednak, żeby przedstawił to ktoś, kto zajmuje się tym na codzień.
******************
Konkluzja
Jeśli każdy walczy o maksymalizację swojego zysku to jest to uczciwe podejście, każdy zna się na matematyce i wie na co go stać. Nikt nie negocjuje w otwarte kary, nikt nie pyta przeciwnej strony czy taki poziom cen jest wystarczający.