Temat: Poker Texas Hold'em a umiejętność blefowania w negocjacjach
Jacek Jarmuszczak:
że "najtrudniejszy przeciwnik to ten, który nie ma nic do ukrycia" i jakoś tego nie kupuje.
Może jakies "success story" otworzy mi oczy - najlepiej jedno kiedy sprzedawca i jedno kiedy kupujący w ten sposób negocjowali.
Po pierwsze w grze w otwarte karty odpadają z definicji blefy, manipulacje, sadzanie pod światło i inne wygłupy.
Jedyną moja tajemnicą, jaką zawsze mam to nakład pracy jaki mnie czeka na projekt (moja wydajność, w firmach dużych w tym miejscy pojawia się sprawność operacyjna czyli faktyczna przewaga rynkowa), to zawsze pozostawiam drugiej stronie zgodnie z zasadą: każdy mierzy swoją miarką, jeśli ta miarka jest korzystna dla Ciebie pozwalaj na jej używanie.
Najczęściej zaczynam od rozmowy o tym co jest celem projektu, potem pozwalam kupującemu moją usługę samemu ocenić i wycenić. Metoda ta jest dobra gdy klient ma już jakieś doświadczenia (z reguły ma złe, ktoś coś mu zepsuł, inaczej nie byłby w potrzebie i nie rozmawiał by ze mną).
Jeżeli ktoś "pierwszy raz" korzysta z usług jakie ja oferuję stawiam na stole ofertę z ceną za dzieło lub cena za godzinę (otwarte karty) i nie dopuszczam do negocjacji czegokolwiek poza zakresem pracy. W tym przypadku jest tak, że jak ktoś próbuje dyskutować ze mną o np. o cenie za godzinę podaje adresy konkurentów i kończę.
Taki styl wymaga:
- dokładnej wiedzy o swoim rynku
- wiedzy nie dającej przewagi merytorycznej drugiej stronie (może być partnerem ale nie może być lepszy bo za co miał by mi płacić?)
- i najważniejsze: nie wolno zawyżać wartości tego co się oferuje bo wtedy łatwo się ośmieszyć podczas negocjacji albo po nich.
Tak wiec idąc na pierwszą randkę z dziewczyną umawiam się na plaży w upale... tylko merytoryka ;) i żadnych rozczarowań czy żalu.
Korzyści? Ogromne: nie ma kolejnych męczących i zajmujących negocjacji, każdy następny raz to zaufanie i zamówienie, nie ma chyba nic kosztowniejszego nić proces sprzedaży więc po co go notorycznie powtarzać?
Tak wiec podejście do mnie z blefami i innymi opisywanymi tu nie raz technikami to czas stracony, zaś jeśli ktoś ma coś co ma dla mnie wartość 100zł i ja wiem że jest to cena rynkowa, to nawet jak kupie za 100zł i dowiem się, mogłem kupić za 90zł nie płacze bo prawdopodobnie te utargowane 10zł okupił bym żalem sprzedawcy i jego niechęcią do mnie a to jest strata a nie zysk... tyle, że niematerialna... uważam, że korzyści niematerialne z negocjacji sąnie mniej wartościowe...
Jarek Żeliński edytował(a) ten post dnia 11.05.09 o godzinie 19:28