Temat: komunia dusz?

Czy dobrze używam tego określenia?

Ostatnio mam bardzo ciężkie dni.

W sobotę zmarł w tragiczny sposób mój przyjaciel. Nie ma to nic wspólnego z samolotem.
To była inna mała tragiczna prywatna śmierć.

Z początku nie czułam nic. Potem wszystko poleciało jak burza.

Rozmawiałam z przyjacielem ok 12 w południe. Coś zaczęło mi biegać po głowie. Czułam, że jest coś nie tak. Jednak nie myślałam, że aż tak.

Przyjaciel zmylił mnie mówiąc, że wyrwałam go ze snu. Że po południu spotyka się z synem.

Albo mnie oszukał albo juz nie był świadomy.

Jakiś czas potem bardzo zaczęłam się denerwować. Mialam przeczucie czegoś nieuchronnego. Prosiłam, przyjaciół mieszkających w pobliżu aby poszli do niego i sprawdzili czy nic się nie dzieje.
Przez wiele godzin jego telefon nie odpowiadał.

Bardzo się denerwowałam. Z przyjaciółką gadałam na gg. Dzwoniłam do znajomych. Nikt nie chciał pomóc. Mowili to dorosly człowiek, nie matkuj mu. Wszystko jest ok. Ale ja wiedziałam, że jest bardzo źle.

Około 21 poczułam nagłą ulgę. Odpisałam koleżance, ze to co się miało stac to juz się stało, że teraz są tylko konsekwencje.

Wiedziałam w sercu, że Jego już nie ma.
W nocy widziałam jak podzielił majątek.

Rano podjęłam decyzję, że jadę. Wiedziałam że jadę znaleźć ciało. Nie miałam ku temu zadnych przesłanek. Wszyscy mi odradzali mówiąc ze przesadzam.

Znalazłam go.

Mój dar mnie nie zawiodł.

Jednak serce mnie boli, bo go straciłam.

jak można to nazwać? To że po prostu to czułam? Wiedziałam właściwie?

Przyjaciółka powiedziała, że od jakiegoś czasu widziała, że ja wiem co On zrobi jak się zachowa.
Nie przewidziałam tylko tego co zrobił na koniec. Myślę, że nie chciał abym Mu pomogła. Jednak czułam cały czas, że mnie przyciąga abym to ja go znalazła.
Nie jego. Jego Ciało. Przyjaciela już tam nie było...Dominika Małgorzata Słomińska edytował(a) ten post dnia 12.04.10 o godzinie 22:37