Jerzy
Fiuk
interim manager,
doradca, konsultant
Temat: Wyznaczanie celów doskonalenia - rozliczanie efektów
Henryk M.:
Zauważam, że tu jest największy problem: kadra menedżerska nie potrafi wyznaczać celów doskonalenia i określać mierników (prostych, niewielu) do ich rozliczania. Jakie są wasze doświadczenia w tym zakresie oraz obserwacje?
Całkiem niedawno miałem rozmowę z szefem firmy, której płynność finansowa jest w dramatycznie złym stanie. Po wstępnej analizie wyszło mi, że próbować można, a zarząd nawet powinien, ale to jest już ekonomiczny trup. Wskazałem możliwe kierunki działania i zadeklarowałem wycofanie się ze zlecenia, żeby właściciel nie robił sobie nadziei. Wtedy pyta mnie jak to jest? Przecież wynajął mnie jako specjalistę od sanacji, a ja odmawiam? Odpowiedziałem, że pomijając już czy ta moja odmowa to działanie mądre czy głupie, gdyby zgłosił się do mnie rok czy półtora roku wcześniej, z obecną sytuacją byśmy nie mieli do czynienia. Czym innym jest leczenie, a czym innym opieka paliatywna. Chcę przez to powiedzieć, że ważne jest nie tylko "co", ale też "w którym momencie". Wracając do Twojego zagajenia powyżej.
Moje doświadczenie jest takie, że jeśli nie będę wątpić w inteligencję (nawet całkiem przeciętną) kadry o której piszesz, to nie jest prawdą, że "nie potrafi wyznaczać celów". Wyobrażam sobie Henryk, że wkroczyłeś do gry, nie od pierwszego tatku. Ktoś podjął decyzję, zatrudnił Cię i ma oczekiwania. Nic go nie obchodzi (pewnie nie wie), że Twoje działanie, aby było skuteczne, musi być prowadzone na przygotowanym gruncie. Nie piszę ex cathedra. Nie wiem jak to jest w Twoim przypadku, ale doskonale wiem jak było kilka miesięcy temu, kiedy zaproszono mnie do fabryki, pozwolono obserwować naradę na temat reorganizacji hali produkcyjnej i na koniec zapytano co myślę o ich projekcie. A ja przecież nic nie myślę, bo się na tym nie znam. Ale widzę, że chłopy przestawiają klocki na planszy, rozmawiają, ale nikt nie artykułuje celów (poza tym, że tak będzie lepiej), nie ma autora, który by bronił pierwotnej koncepcji zmiany i zastanawiał się czy proponowane modyfikacje pogarszają czy polepszają jego koncepcję. Słowem widać, że powstaje wspólne kołchoźnicze dzieło. Nie chicano się zgodzić, żebym zaczynał nie od momentu mi wskazanego, tylko żebym mógł się trochę cofnąć. Może miałem być "kozłem" tej zmiany, na wypadek niepowodzenia ???
Stawiam tezę, jeśli dobrze opisuję Twoją sytuację, że przyszło Ci pracować na gruncie nieprzygotowanym do doskonalenia i pierwszym etapem Twojej pracy nie jest jego przygotowanie. W efekcie, Twoja praca narażona jest na niepowodzenie i będzie to (być może) kolejny, średnio udany lub nieudany projekt wdrożenia doskonalenia.
Czy propozycja wyznaczenia celów doskonalenia i rozliczania efektów, musi wychodzić od Ciebie? Zakładam, że jesteś tam "nowy". Może konsultant, a może szef, ale z zewnątrz. Twoim zadaniem jest dbać, żeby nie wylądowali w malinach, a nie żeby wskazywać im cele i metody mierzenia progresu. Każdy tam doskonale wie, co można robić lepiej i jak mierzyć postęp. Nie każdy ma motywację by się doskonalić i nie każdy ma motywację by o tym opowiadać. To, jak sądzę, jest problemem.
Jeśli już Ty musisz wyznaczać cele i rozliczać efekty, to czy możesz wyznaczyć cele właśnie w tym zakresie? Czy ktoś pozwoli Ci cofnąć się kilka kroków i otworzyć tych ludzi na LM? Proste pytanie do tych ludzi: "Co sprawi, że twoja praca będzie dla ciebie/ dla was łatwiejsza?" Nie wyklują się z tego jakieś cele doskonalenia? To nie będzie przecież strata czasu, bo coś rozwiążecie, choć pewnie nie to co jest najważniejsze. Można przecież zacząć od rzeczy pilnych, a nie ważnych i mieć świetny poligon przed zasadniczymi wyzwaniami.
Wskazywane we wcześniejszych wypowiedziach szczegółowe techniki czy metody pomiaru, ważne, ale tylko wtedy, gdy zespół artykułuje kierunki doskonalenia i sposoby monitorowania progresu. Można im wtedy podpowiadać narzędzia, których, być może, nie znają. W innym przypadku są bez wartości. Natomiast najważniejsze, to wywołanie efektu tłoczenia kaizenów, a nie ich podpowiadanie. Twierdzę, że jeśli nie przerobicie tego kroku, zawsze będziesz "czesać pod włos", aż komuś się to znudzi.
Mając problem, zastanów się, czy przypadkiem nie jest tak, jak opisałem to na początku. Skuteczne możne okazać się nie szukanie odpowiedzi jak w temacie Twojego wątku, tylko zbudowanie sytuacji, że pytania tego, wcale nie trzeba będzie zadawać.