Temat: GAZETA WYBORCZA - TU PROSZĘ O KOMENTARZE,OCENY,OPINIE...
Opcje Odpowiedz
GAZETA WYBORCZA - TU PROSZĘ O KOMENTARZE,OCENY,OPINIE ITD. DO PUBLIKOWANYCH ARTYKUŁÓW
Kiedy mamy do czynienia z nagonką dziennikarską przez gazetę,dziennikarza?
Proszę o definicje,własne opinie,oceny,własne przemyślenia,doświadczenia.
http://www.goldenline.pl/forum/2803296/gazeta-wyborcza...
Historia doktora Ratajczaka
źródło:
http://www.polskapartianarodowa.org/index.php?option=c...
W Opolu trwa ostatnia dyskusja z doktorem Dariuszem Ratajczakiem w roli głównej. Czyją ofiarą jest zmarły historyk? Uczelni, „Gazety Wyborczej”, własnych poglądów, ostracyzmu czy nałogu?
autor: Janusz Kapusta
źródło: Rzeczpospolita
Nekrologów nie było. W kondukcie za trumną podążało zaledwie kilkanaście osób. Najbliższa rodzina i garstka znajomych. Następnego dnia w lokalnej gazecie ukazało się ogłoszenie. Rodzina z głębokim żalem zawiadamiała, że 22 czerwca został pochowany tragicznie zmarły Dariusz Ratajczak, lat 47. Składała podziękowania wszystkim tym, „którzy przez lata byli życzliwi Dariuszowi”.
autor: Krzysztof Świderski
źródło: PAP
Dariusz Ratajczak
Jedenaście dni wcześniej pod Centrum Handlowym Karolinka na obrzeżach Opola w samochodzie Renault Kangoo ochrona znalazła zwłoki mężczyzny. Dokumenty wskazywały, że zmarłym może być doktor historii Dariusz Ratajczak, o którym 11 lat wcześniej usłyszała cała Polska, kiedy oskarżono go o rozpowszechnianie tzw. kłamstwa oświęcimskiego.
W Internecie zawrzało. Ofiara intrygi, nagonki, zaszczuty – to najczęściej pojawiające się opinie. Część internautów z oburzeniem relacjonowała, że w wydaniu online „Gazety Wyborczej” w tytule pierwszej informacji na temat śmierci Ratajczaka użyto sformułowania o znalezieniu „ciała kłamcy oświęcimskiego” (potem tytuł zmieniono). „Nasz Dziennik” winą obarczył właśnie „Gazetę Wyborczą” i podał, że Ratajczak prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
„Nasz Dziennik” przytoczył również opinię, że historyk „padł ofiarą intrygi na Uniwersytecie Opolskim”. Ktoś w sieci zamieścił nazwiska i telefony kilku pracowników uczelni. Z sugestią, by dzwonić i pytać: Jaka byłaby dziś decyzja? Czy zgadzają się z powszechnym odczuciem, że wyrzucenie z pracy było przyczyną dzisiejszej tragedii?
Jak zwykle pojawiły się też teorie spiskowe: „Jaki związek ma zatrzymanie agenta Mossadu ze śmiercią dr. Ratajczaka?”, „Kto zamordował?”, oraz patetyczny apel o powołanie Komitetu Wolności Słowa, którego podstawowym celem miałoby być niesienie pomocy osobom w podobnej sytuacji jak tragicznie zmarły. Jedno jest pewne: śmierć Dariusza Ratajczaka nikogo w Opolu nie pozostawiła obojętnym.
Kolorowy ptak
Był błyskotliwy, inteligentny. A jednocześnie bardzo przystępny, kumpelski. Za to kochali go studenci – opowiada kolega.
– Barwna postać, kolorowy ptak. Oceniałem, że dla takich powinno być miejsce na uczelni – mówi prof. Stanisław Nicieja, promotor jego pracy doktorskiej.
– Jest oczywiste, że nie mógł pasować do środowiska Uniwersytetu Opolskiego – nie ma z kolei wątpliwości Wiesław Ukleja, legenda opolskiej opozycji, znajomy Ratajczaka.
Wielu zazdrościło Ratajczakowi znanej rodziny i kariery. Przodek, Franciszek Ratajczak, poległ w powstaniu wielkopolskim. Ojciec, Cyryl, znany w Opolu adwokat, bronił w sprawach politycznych. Prowadził między innymi słynną sprawę braci Kowalczyków, którzy w proteście przeciw wydarzeniom Grudnia ’70 wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu w przeddzień milicyjnej akademii. WSP nazywano wtedy czerwoną Sorboną. Tu po dyplomy przyjeżdżali partyjni dygnitarze i funkcjonariusze SB. Prawdopodobnie dlatego na studia historyczne mecenas Ratajczak wysłał syna do Poznania.
Po powrocie Dariusz Ratajczak etat znalazł jednak właśnie w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Do Instytutu Historii przyjmował go prof. Stanisław Nicieja. – Zwykle uczelnia zatrudnia swoich absolwentów. O tym, że zaprosiłem go na rozmowę, zdecydowała pozycja jego ojca. Pan Dariusz sprawił na mnie dobre wrażenie, znał świetnie język angielski. Zdecydowałem się go przyjąć – opowiada profesor.
Od tej pory Nicieja stał się promotorem jego kariery. Profesor, który należał do PZPR, był wyznawcą „nurtu pozytywistycznego”, nie miał jednak oporów, by zostawiać na uczelni zdolnych studentów związanych z opozycją.
Wiesław Ukleja wspomina, że z Ratajczakiem zetknął się po raz pierwszy w 1988 r. na konspiracyjnym spotkaniu Młodzieżowej Grupy Niepodległościowej Pokolenie 1980 – 1988. Chodziło o posklejanie różnych nurtów działającej wtedy opozycji. – Ze spotkania tego zapamiętałem Darka jako pasjonata historii obdarzonego błyskotliwym i samodzielnym sposobem wnioskowania, podbudowanym solidną erudycją. Był z przekonań narodowcem. Ja zwolennikiem piłsudczykowskiej myśli politycznej. To, co niewątpliwie nas łączyło, to antykomunizm – opowiada Ukleja. Dariusz Ratajczak nie krył endeckich poglądów. Na początku lat 90. sympatyzował ze Stronnictwem Narodowym. – ZChN było dla niego stanowczo za łagodne – mówi kolega historyk.
Profesor Nicieja uczynił Ratajczaka swoim asystentem. Po latach wspomina, że jego współpracownik miał skomplikowaną osobowość. Żywił do ludzi miłość lub nienawiść. Miał kolegów, z którymi się przyjaźnił, a potem z nimi nie rozmawiał. Ale studenci bardzo go lubili. – Prowadził ćwiczenia i na zaliczenie wszystkim stawiał piątki. To utrudniało mi egzamin, bo przecież przez kilkanaście minut trudno się zorientować, z jakim studentem mam do czynienia. Zwracałem mu uwagę: Pomagaj mi. A on odpowiadał: „oni są dobrzy wszyscy”.
Ratajczak był popularny. Łatwo się spoufalał. Przechodził z młodzieżą na „ty”. Chodził na piwo. Uwielbiał dyskusje, a rozmówcą był błyskotliwym. Pracę doktorską – o sprawach sądowych: politycznych i kryminalnych w czasach stalinizmu – przygotowywał pod patronatem prof. Niciei. – Był moim uczniem – opowiada profesor. – Starałem się mu pomóc. Przyspieszaliśmy termin obrony, bo pracownik uczelni musi się doktoryzować w ciągu ośmiu lat.
W 1997 r. Ratajczak obronił pracę doktorską. Do 1999 r. miał już na swoim koncie publikacje: „Polacy na Wileńszczyźnie 1939 – 1944”, „Świadectwa ks. Wojczaka”, „Krajowa Armia Podziemna”.
Sąd i osąd
Zbigniew Górniak, dziennikarz Polskiego Radia Opole i „Nowej Trybuny Opolskiej”, wspomina: – Z kolegą napisaliśmy żartobliwy tekst: dziesięć najbardziej obiecujących karier. W tej dziesiątce umieściliśmy Ratajczaka. Typowaliśmy, że przed Darkiem jest długa, ciekawa kariera. Wkrótce potem zamiast kariery wybuchła afera.
Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, do czego potrzebna mu była publikacja „Tematów niebezpiecznych”. Małą książeczkę, która – jak się potem okazało – miała siłę rażenia bomby atomowej, wydał w 1999 roku za własne pieniądze w nakładzie 350 egzemplarzy. Zaznacza w niej: „Mnóstwo tu ocen ostrych, prowokacyjnych, mogących wywołać środowiskowe protesty. Wszystko zależy od mocnych nerwów i poczucia humoru”. A potem pisze, że cyklon B stosowany był w obozach koncentracyjnych do dezynfekcji, nie do mordowania. „Wniosek ostateczny nasuwa się sam: w obozach ludzie umierali głównie na skutek chorób wynikających z niedożywienia, złych warunków higienicznych, morderczej pracy, a ciała palono w krematoriach, aby zapobiec epidemii”. Streszcza opinie zachodnich rewizjonistów, miesza je z własnymi. – Książka była nieszczęśliwa nie tylko z tego powodu – uważa jeden z pracowników Instytutu Historii. Można w niej znaleźć publicystyczny język, passusy o czerwonej profesurze, anonimowe epitety, które pracownicy uczelni odczuli jako skierowane pod ich adresem. Książeczkę można było kupić w uczelnianym kiosku. Autor rozdawał ją kolegom z dedykacją.
Publikacja przeszłaby jednak bez echa, gdyby nie zainteresował się nią dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau. Rok wcześniej weszła w życie ustawa o IPN, a niej przepis o karach za kłamstwo oświęcimskie. Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”.
W Opolu pojawiły się media – ogólnopolskie i światowe rozgłośnie i stacje telewizyjne. – Był taki czas, kiedy w gabinecie miałem wszystkie stacje radiowe z całego świata. Ratajczak, a przy nim Uniwersytet Opolski, stał się wiadomością numer jeden – wspomina prof. Nicieja. W sprawie wypowiadały się autorytety. – Dostawałem listy doktorów honoris causa uczelni, że oddadzą tytuły w proteście – mówi dziś prof. Nicieja. Uczelnia, utworzona z połączenia Wyższej Szkoły Pedagogicznej i filii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, działała zaledwie od pięciu lat. Nikt nie pragnął takiego rozgłosu.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – To wywołało panikę. Pytania, co z tego wyniknie? I reakcję stadną.
– Odnosiłem wrażenie, że Ratajczak do końca nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Czuł, że popularność go niesie, nie widział, w jakim kierunku – mówi jeden z pracowników Instytutu Historii. Profesor Nicieja: – Nikogo nie słuchał. Uważał, że zaistnieje, gdy będą o nim mówić po nazwisku. W mediach zaatakował uczelnię. Pomyślałem, że może reakcja byłaby inna, gdyby spotkał się z nami i podjął dialog? Zadzwoniłem do niego. I zapytałem: „Panie Darku, czy pan naprawdę tak myśli?”. Odpowiedział: „Tak, tyle mam do powiedzenia”. I rzucił słuchawkę. Bardzo to przeżyłem.
– Nikt z pracowników Instytutu Historii nie wystąpił przeciw niemu – opowiada pracownik uczelni. Pojawił się wprawdzie pomysł, by w imieniu instytutu napisać list odcinający się od Ratajczaka. Zaprotestował jednak prof. Krzysztof Tarka. Argumentował, że dr Ratajczak jest osobą dorosłą i sam odpowiada za swoje słowa. List nie powstał.
Uczelniana komisja dyscyplinarna zaczęła grać na przeczekanie z prokuraturą. Jedni od drugich oczekiwali stwierdzenia winy. Ostatecznie w 2000 r. uniwersytet zakazał Ratajczakowi wykonywać zawód nauczyciela przez trzy lata. Prokuratura postawiła zarzut – art. 55 ustawy o IPN, czyli kłamstwo oświęcimskie.
Post factum
Ewa Kosakowska, była dziennikarka „Nowej Trybuny Opolskiej”: – Poznałam go, gdy pisałam o procesie. Zaskoczyło mnie, że był tak otwarty dla mediów. Witał się z nami i żegnał, chętnie rozmawiał i nie obrażał na żadne gazety. Wyróżniał się inteligencją, elokwencją. Miał wiedzę w wielu dziedzinach.
Kolega historyk opowiada: – Odwiedziłem go wtedy w domu. Pamiętam sterty książek, głównie anglojęzycznych. Szukał w nich argumentów.
Ratajczak bronił się sam. Tłumaczył, że cytował poglądy zachodnich rewizjonistów, nie zawsze je zaznaczając. Ojciec adwokat na procesie się nie pojawiał. Mogli wcześniej przygotowywać linię obrony. Mogło być też tak, że starszy pan się nie zgadzał z synem i nie chciał być świadkiem katastrofy.
Na sali sądowej zaczął się pojawiać wtedy Leszek Bubel, wydawca znany z antysemickich poglądów. Ratajczak witał go z zadowoleniem. W tym czasie znajduje też wsparcie w Radiu Maryja. Bronią go prof. Ryszard Bender i Peter Raina. Sąd rejonowy umorzył postępowanie z powodu znikomej szkodliwości czynu. Od wyroku odwołała się prokuratura. Ostatecznie sąd uznał winę, lecz sprawa została umorzona ze względu na znikomą szkodliwość społeczną.
Jak wynika z relacji, którą do dzisiaj można znaleźć na stronie internetowej Muzeum Auschwitz-Birkenau, sąd uzasadnił takie rozstrzygnięcie niskim nakładem książki Ratajczaka oraz tym, że w drugim jej wydaniu autor odciął się od poglądów tzw. Holocaust-deniers (osób zaprzeczających faktowi Holokaustu), stwierdzając: „Nie mogę się zgodzić z poglądem, że w obozach koncentracyjnych na ziemiach polskich nie istniały komory gazowe. W końcu są świadkowie. Natomiast uważam, że liczba 6 mln Żydów zgładzonych w wyniku niemieckiego bestialstwa [...] jest mocno, bardzo mocno przesadzona”.
Ratajczak zatrudnił się jako stróż w hurtowni alkoholi. Ponoć właściciel się skarżył: „Ratajczak zamiast pilnować albo pisze, albo czyta”. Demonstracyjne podejmowanie prac poniżej kwalifikacji niektórzy odbierali jako manifestację. Droczenie się z rzeczywistością. Rodzaj komunikatu: Wolę pracować w hurtowni alkoholi, niż mówić to, z czym się nie zgadzam. Poprawność polityczna mnie nie złamie.
Zbigniew Górniak: – Prokurator wojewódzki Franciszek Lewandowski w stanie wojennym odmówił oskarżania opozycji. Odszedł z prokuratury i zatrudnił się w zakładzie oczyszczania miasta. Tam poprosił o to, by dostać rewir pod siedzibą prokuratury. Gdy jego koledzy wchodzili lub wychodzili z budynku, natykali się na Lewandowskiego z miotłą. To był rodzaj demonstracji.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Wilczy bilet ciągnął się za nim. Próbował się zatrudnić w szkołach czy instytutach, ale gdy się okazywało, że to ten Ratajczak, odmawiano mu. Każdy boi się pytania: Dlaczego zatrudnia pan antysemitę? Jak z tego wyjść obronną ręką?
W 2007 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł „Kłamca nie ma już siły”. Ratajczak opowiada w nim, co się stało po wyrzuceniu z uczelni. O postępującej degradacji. Mówi o tym, do kogo zwracał się o pomoc, gdzie mu odmówiono. Jako jedyny powód podaje ostracyzm.
„Nie chcę nic innego robić. Jestem historykiem” – mówił. Drukował teksty w „Najwyższym Czasie” i „Opcji na Prawo”. Założył blog. Wpisy kończą się na styczniu 2009 roku. Wtedy zamieszcza ostatni: „Bądźmy po proletariacku szczerzy: Karol Marks, ojciec komunizmu, w młodości był satanistą”. Jednak dyskutantów brak. Jest za to kilka komentarzy. Pierwszy: „cieszę się, że po latach znów pan publikuje”. Drugi: „O kurczę… ten czop jeszcze żyje?!? Psia mać, może świńska grypa da radę”.
Dziś osoby, które go znały, obarczają się nawzajem winą i odpowiedzialnością. Jednak Dariusz Ratajczak był inteligentnym, dobrze wykształconym człowiekiem. Miał znajomych wśród londyńskiej i amerykańskiej Polonii. Dlaczego nie wyjechał? Nie zaczął nowego życia w innym mieście – na przykład we Wrocławiu? Dlaczego nie wykorzystał znakomitej znajomości języka angielskiego, by żyć choćby z tłumaczeń? Koledzy z instytutu zauważają, że miał niezłe pióro. Wykorzystywał to zresztą, pisując do niszowych prawicowych gazet. Dlaczego nie pisał pod pseudonimem?
Nałóg
Problem zaczął się wcześniej. Jeszcze przed wybuchem afery. Pracownik Instytutu Historii przyznaje: – Zdarzało mu się przychodzić na zajęcia ze studentami po kieliszku. Nie był pijany, ale widać było, że jest pod wpływem.
Prawicowy polityk: – Starliśmy się ostro podczas dyskusji na uniwersytecie. Krakowski IPN wydał książkę „Dramat roku 1947”, która stała się kanwą sporu. Darek wtedy ostro dyskutował. Widać było, że jest nietrzeźwy.
Prof. Nicieja: – Podpisaliśmy umowę o współpracy z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po formalnościach jako rektor zaprosiłem do gabinetu wszystkich gości na lampkę koniaku. Sekretarka napełniła kieliszki, pijemy i… konsternacja. Bo zamiast alkoholu była herbata. Przeprosiłem, rozlaliśmy szampana. Po wyjściu delegacji poprosiłem Ratajczaka na rozmowę. „Co pan zrobił? – krzyczę. – Przepraszam, miałem ciąg. Myślałem, że zdążę ten alkohol uzupełnić” – tłumaczył.
To, że nie wyleciał z uczelni, zawdzięczał matce. Była już ciężko chora, przyszła do Niciei i prosiła: Niech go pan nie wyrzuca, on się uspokoi. – Chroniłem go, chociaż powinienem wtedy usunąć – opowiada profesor. Uległem, a on się uspokoił. Chyba jedyną osobą, która miała na niego wpływ, była matka.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Sposób, w jaki odszedł z uczelni, to, że nie mógł znaleźć pracy, że odeszła od niego żona – pogłębiało tylko problem, który wcześniej miał. Sytuacja, w jakiej się znalazł, sprzyjała sięganiu po kieliszek.
Arkadiusz Karbowiak, wiceprezydent Opola, próbował Ratajczakowi pomóc. Umówił go na rozmowę z pełnomocnikiem tworzącej się w Opolu nowej katolickiej szkoły wyższej. Ratajczak na obiad z przedstawicielem szkoły przyszedł pod wpływem alkoholu.
Dwa lata temu Karbowiak podjął jeszcze jedną próbę. Polecił go prowadzącemu nabór we wrocławskim oddziale IPN. Ratajczak w „Gazecie Wyborczej” tak to relacjonował: „Byłem na rozmowie i dali mi do zrozumienia, że poszło mi świetnie. Ale potem przysłali pismo, że mnie nie zatrudnią”. Zupełnie inne wrażenie odniósł prowadzący rozmowę. Karbowiakowi powiedział z wyrzutem, że Ratajczak przyszedł ubrany niechlujnie i po alkoholu.
Żona z dwojgiem dzieci odeszła od Ratajczaka siedem lat po jego wyrzuceniu z uczelni. Nie chce rozmawiać o przyczynach decyzji. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zaprzeczyła jedynie podanej przez Ratajczaka wersji, że jej odejście miało związek z poglądami męża.
Cicha ulica na Chabrowie, jednym z opolskich osiedli. Klockowe czteropiętrowe bloki dobudowano tu do stylowych poniemieckich kamienic z pięknymi ogródkami. Ratajczak w jednym z tych domów klocków mieszkał od dzieciństwa.
Zbigniew Górniak opowiada, że ostatni raz spotkał Ratajczaka na ulicy pod szkołą ogólnokształcącą, w której uczył się jego syn. Na konwencjonalne „co słychać”, Górniak odpowiedział, że wrócił akurat z Norwegii. Wtedy Ratajczak się ożywił. – Opowiadał, że urządził się właśnie pod Oslo. I że jak jeszcze raz będę w Norwegii, mam się koniecznie odezwać. Podniosło mnie to na duchu. Pomyślałem wtedy, że jak się ma olej w głowie, to wszędzie można sobie życie ułożyć – mówi Górniak. W tym sielankowym obrazku nie zgadzał się tylko jeden szczegół. Kiedy Ratajczak uśmiechnął się promiennie, rzucał się w oczy brak przedniego zęba.
Znajomy, który spotkał go na ulicy półtora miesiąca temu, zauważył, że bardzo wychudł. Z ustaleń policji wynika, że w ostatnim czasie często wyjeżdżał za granicę. Anglia, Holandia, Norwegia. Pracował tam fizycznie – na zmywaku, przy ogrodnictwie. W Polsce po eksmisji pomieszkiwał u ojca lub w samochodzie. Nie wiadomo, co się właściwie stało pod Centrum Handlowym Karolinka. Jak długo stał tam jego samochód? Policja zabrała kasety z monitoringu parkingu. Ogląda kadr po kadrze, bo jeden z pracowników ochrony utrzymywał, że samochód zaparkowano tego samego dnia, w którym znaleziono zwłoki. – Z dotychczasowych ustaleń wynika, że stał tam co najmniej kilka dni – mówi jednak prokurator rejonowy Artur Jończyk.
Na razie trwa ustalanie, co było przyczyną śmierci. Biegły na podstawie oględzin wykluczył działanie osób trzecich. Trwają badania toksykologiczne, wszystko wskazuje jednak na to, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.
Sąsiadka z bloku opowiada: – Mam w oczach jego dwa obrazy. Pierwszy – pracownika na Uniwersytecie Opolskim, miłego, estetycznego mężczyzny. Ojca dwojga udanych dzieci. I drugi – niechlujnego alkoholika, którego się baliśmy. Czuliśmy strach, że kiedyś zapomni wyłączyć kuchenkę i wylecimy w powietrze. I zachodzę w głowę, jak to się stało? Dzień po dniu na oczach wszystkich rozgrywał się dramat człowieka.
Mieszkańcy bloków byli świadkami niemocy żony i szalejącego nałogu. Pił w piwnicy, znajdowano go nieprzytomnego z upicia. – Sam się nad sobą znęcał. Zastanawialiśmy się, co robić. Wielokrotnie interweniował ojciec – opowiada jeden z sąsiadów. Jednak perswazje Ratajczaka seniora nie dawały rezultatu. Myśleli, by zgłosić problem do ośrodka pomocy rodzinie. I wtedy przyszła eksmisja. Sąsiad się wyprowadził. A raczej – wyprowadził go komornik. Mieszkanie zostało zlicytowane za długi.
Ewa Kosowska: – To smutna historia człowieka, który miał bardzo duży potencjał.
Marek Kawa, znajomy Ratajczaka, doktor polonistyki, polityk, były pracownik uniwersytetu, mówi: – Ocieraliśmy się o niego i nie byliśmy w stanie podać mu ręki. Oczekiwałem większej refleksji w związku z jego śmiercią.
Rzeczpospolita
Od red.:
Dobrze, że „Rzepa” opublikowała i to tak obszerny materiał, pomimo tego iż jest w nim wiele manipulacji.
1. Eksponowanie rzekomego nadużywania alkoholu przez dr. Ratajczaka jest mało wiarygodne. Ma być usprawiedliwieniem dla jego oprawców.
2. Prof. Nicieja osobiście podpisał pismo wydalające go z uczelni, co można sprawdzić w książce „Tematy Niebezpieczne” dostępnej na tej stronie w formacie PDF. Jest tam zresztą więcej o nim jako oprawcy, a w tekście „Rzepy” jawi się jako kryształowo czysta postać
dzisiaj 14:32
Usuń
Lech Tkaczyk
Dariusz Ratajczak w bazie ludzie nauki,toż to herezja,Wyborcza powinna to opisać! Czyżby coś przegapiła?
http://nauka-polska.pl/dhtm...
dzisiaj 14:26
Usuń
Lech Tkaczyk
A MOŻE ZAMIAST SĄDZIĆ SIĘ Z NASZYM DZIENNIKIEM,WYBORCZA POWINNA ZAPYTAĆ MEDIOZNAWCÓW, KIEDY MAMY DO CZYNIENIA Z NAGONKĄ MEDIALNĄ NA KGOŚ I NIERZETELNYM DZIENNIKARSTWEM.
Wszak po artykułe,serii artykułów w Gazecie Wyborczej,człowiek,którego opisano stoczył się na samo dno!
I tego żaden wyrok sądowy nie zmieni,człowiek- Dariusz Ratajczak nie żyje!
dzisiaj 14:24
Usuń
Lech Tkaczyk
To artykuł z Naszego Dziennika.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100618&typ=...
Dr Dariusz Ratajczak nie żyje
Samobójstwo ofiary nagonki "Gazety Wyborczej"
W samochodzie na parkingu przed centrum handlowym w Opolu znaleziono ciało znanego historyka dr. Dariusza Ratajczaka, oskarżonego przez "Gazetę Wyborczą" o "kłamstwo oświęcimskie". Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Po nagonce rozpętanej przez "GW" mężczyzna stracił pracę na Uniwersytecie Opolskim. Jego życie rodzinne i zawodowe obróciło się w ruinę. Stracił rodzinę i dom, mieszkał w samochodzie.
W 1999 roku dr Ratajczak napisał książkę pt. "Tematy niebezpieczne". W jednym z podrozdziałów przedstawił poglądy historyków z tzw. nurtu rewizjonistów holokaustu, nie opatrując ich żadnym komentarzem. Nie popierał też tych poglądów. Opisał je jako jedną ze szkół historycznych. Mimo to opolska "Gazeta Wyborcza" okrzyknęła Ratajczaka "kłamcą oświęcimskim".
W jednym z wywiadów udzielony ch na ten temat w 2003 roku młody historyk powiedział, że rewizjoniści holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców, dziennikarzy, publicystów podkreślających, że holokaust nie był wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ludobójstwo dotknęło również inne narody: Polaków czy Ormian. "Tymczasem - twierdził dr Ratajczak - dzieje się tak, że niektóre środowiska chcą wmówić światu, że holokaust był jakby osią martyrologiczną XX wieku, co więcej, osią martyrologiczną historii całego świata". Pytany o to, kogo dotknęła i obraziła ta publikacja, dr Ratajczak stwierdził, że chyba najmniej samych Żydów, bo głosów - jak powiedział - "antyratajczakowskich" w wydaniu środowisk ściśle żydowskich było bardzo mało.
- Centralą walczącą z moją skromną osobą była od samego początku forpoczta "postępu" w Polsce - "Gazeta Wyborcza", która całą sprawę odpowiednio nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze znanego w Opolu historyka stałem się banitą czy ściganym infamisem. W ciągu kilkunastu godzin zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a potem, po neostalinowskim wewnętrznym śledztwie, wyrzucony z pracy na Uniwersytecie Opolskim - mówił Ratajczak.
Według portalu Konserwatyzm.pl, kiedy starał się o inną pracę, do właścicieli firm telefonowali przedstawiciele pewnej gazety, umiejętnie przekonując szefów, żeby nie zatrudniać dr. Ratajczaka. Ostatnio historyk pracował jako... stróż nocny. Warto podkreślić, że tym, kto pierwszy rzucił kamień w akcji przeciwko dr. Ratajczakowi, był "profesor" Władysław Bartoszewski, który jego książkę nazwał "hańbieniem narodu polskiego". Twierdził też, że osobami, które powinny dyskutować z panem Ratajczakiem, są nie profesorowie historii, lecz psychiatrzy!
Wstrząśnięty śmiercią dr. Ratajczaka wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak, przebywający obecnie w Wilnie, powiedział "Naszemu Dziennikowi" w rozmowie telefonicznej, że w 1988 roku razem z nim tworzył półlegalne struktury NSZZ "Solidarność". - Działaliśmy również razem w kole historyków, a połączyły nas szczególnie tematy związane z Narodowymi Siłami Zbrojnymi - opowiada. Komentując zaangażowanie "GW" w nagonkę na Ratajczaka, stwierdził, że "w tej materii trzeba prowadzić dyskusje historyczne, a nie podchodzić do tego tak, jak uczyniła to właśnie 'Gazeta'".
Rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu nadkomisarz Maciej Milewski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wykluczył na podstawie szczegółowych oględzin samochodu ingerencję osób trzecich. Dodał, że wczoraj przeprowadzono sekcję zwłok, której wyniki znane będą za mniej więcej trzy tygodnie. Doktor Dariusz Ratajczak osierocił dwoje dzieci.
Marek Zygmunt
dzisiaj 14:20
Usuń
Lech Tkaczyk
Kim był Dariusz Ratajczak?
Dariusz Ratajczak ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1997 obronił pracę doktorską p.t. Zagadnienie postaw ludności Śląska Opolskiego... więcej »
dzisiaj 14:00
Usuń
Lech Tkaczyk
GAZETA WYBORCZA - TU PROSZĘ O KOMENTARZE,OCENY,OPINIE ITD. DO PUBLIKOWANYCH ARTYKUŁÓW.
Więcej na grupie Histeria Polski i na portalu
http://histeria-polski.pl
Histeria Polski
histeria polski, wydawnictwo, astrum, wiersze, wiersze satyryczne, konkursy, tomik poetycki, poetycki, tomik, satyryczny, tomik satyryczny, historia, historia polski, Polska, Polski, histeria,...
dzisiaj 13:54
Skomentuj
Usuń
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:57
Kiedy mamy do czynienia z nagonką dziennikarską przez gazetę,dziennikarza?
Proszę o definicje,własne opinie,oceny,własne przemyślenia,doświadczenia.
... więcej »
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:58
''Nasz Dziennik'' ma przeprosić Agorę
d
2012-02-17
Sąd nakazał wydawcy ''Naszego Dziennika'', by przeprosił wydawcę ''Gazety... więcej »
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:59
Gdy w czerwcu 2010 r. na parkingu przy jednym z centrów handlowych w Opolu znalezione zostało ciało dr. Dariusza Ratajczaka, byłego historyka miejscowego uniwersytetu, ''Nasz Dziennik'' dał tytuł: ''Samobójstwo ofiary nagonki »Gazety Wyborczej «''. Ten tytuł podchwyciły także brukowe media, a wydawca ''Agory'' odpowiedział pozwem za zniesławiające stwierdzenia, które sugerowały rzekomą nagonkę i odpowiedzialność ''Gazety'' za śmierć Ratajczaka.
Dr Ratajczak wiele lat wcześniej - w 1999 r. - wydał własnym sumptem głośną broszurę ''Tematy niebezpieczne''. Streszczał w niej m.in. poglądy tzw. rewizjonistów Holocaustu. Pisał na przykład, że ''cyklon B stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zaś do mordowania ludzi''.
Władysław Bartoszewski nazwał tę publikację ''hańbieniem narodu polskiego''. Ratajczak stracił posadę na Uniwersytecie Opolskim, potem także dom i rodzinę. W 2002 r. sąd uznał go za kłamcę oświęcimskiego, ale ze względu na niską szkodliwość czynu sprawę umorzył. Nie wiadomo do końca, czy popełnił samobójstwo.
Warszawski sąd okręgowy nie miał wczoraj wątpliwości, że przypisanie ''Gazecie'' ''nagonki'' nie miało oparcia w faktach, godziło w dobre imię ''Gazety'' i Agory, jej wydawcy. Obok przeprosin na łamach ''Naszego Dziennika'' sąd nakazał wydawcy tego tytułu - ''Spes'' sp. z o.o. - także wpłatę 20 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Wyrok nie jest prawomocny.
źródło:
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,11163473,__Nasz...
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:01
Biografia[edytuj]
Dariusz Ratajczak ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1997 obronił pracę doktorską p.t. Zagadnienie postaw ludności Śląska Opolskiego w świetle wyroków WSR-ów w Katowicach i w Opolu w latach 1945-1955 (promotor prof. Stanisław Nicieja). W latach 1988–2000 pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego (wcześniej – Wyższej Szkoły Pedagogicznej) na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym. W 1999, po wydaniu Tematów niebezpiecznych, zbioru esejów historyczno-politycznych, zawierających m.in. omówienie poglądów rewizjonistów Holokaustu, zawieszony, a następnie wydalony z Uniwersytetu Opolskiego z zakazem pracy w zawodzie nauczycielskim na 3 lata, podjął pracę stróża nocnego w jednej z opolskich firm[1].
Równocześnie wytoczono mu proces sądowy o złamanie art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Sprawa została umorzona wyrokiem Sądu Okręgowego w Opolu (2002)[1].
Autor i współautor kilku książek naukowych i popularnonaukowych oraz wielu artykułów publikowanych w "Myśli Polskiej", "Najwyższym CZASIE!", "Narodni Myslence" (Czechy), "Opcji na Prawo", "Kronice” (Norwegia), "Polonii" (USA).
W wyborach 1991 bez powodzenia ubiegał się o mandat poselski z ramienia Stronnictwa Narodowego w województwie opolskim[2]. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 był kandydatem Ogólnopolskiego Komitetu Obywatelskiego "OKO".
11 czerwca 2010 znaleziono jego zwłoki w zaparkowanym samochodzie pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu, w którym mogły przeleżeć wg śledczych kilka dni[3][4]. Sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku zatrucia alkoholem[5].
Publikacje[edytuj]
Polacy na Wileńszczyźnie 1939-1944 (Opole 1990)
Świadectwo księdza Wojaczka (Opole 1994)
Krajowa Armia Podziemna w powiecie prudnickim 1949-1952 (współautor, Opole-Gliwice 1996)
Tematy niebezpieczne (Opole 1999)
Tematy jeszcze bardziej niebezpieczne (Kociaty, New York, 2001)
Inkwizycja po polsku, czyli sprawa dr Dariusza Ratajczaka (Poznań 2003)
Prawda ponad wszystko (Opole 2004)
Spowiedź "antysemity" (Opole 2005)
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:04
Artykuł w Wyborczej o Ratajczaku!
Kłamca nie ma już siły
Dorota Wodecka-Lasota
2007-12-25, ostatnia aktualizacja 2007-12-23 17:18
Znajomi przechodzą na drugą stronę ulicy albo mijają go jak powietrze. Nawet antysemici nie podadzą mu ręki
Marzec 1999.
Dr Dariusz Ratajczak wykłada historię na Uniwersytecie Opolskim. Wydaje własnym sumptem 320 egzemplarzy książki pt. "Tematy niebezpieczne". W jednym z rozdziałów kwestionuje istnienie komór gazowych, w których mordowano ludzi.
Pisze o swoim dziele: "Mnóstwo tu ocen ostrych, prowokacyjnych, mogących wywołać środowiskowe protesty. Wszystko zależy od mocnych nerwów i poczucia humoru".
Kilka egzemplarzy z dedykacjami ofiarowuje rektorowi, kolegom z instytutu i studentom....
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:06
Rodzina zidentyfikowała zwłoki Dariusza Ratajczaka. Ale opierano się tylko na znakach szczególnych.
ZOBACZ TAKŻE
Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną śmierci dra Ratajczaka
Policja prawdopodobnie znalazła ciało b. historyka UO
Kłamca nie ma już siły [REPORTAŻ]
W ostatni piątek w samochodzie zaparkowanym na parkingu przy Centrum Handlowym "Karolinka" znaleziono zwłoki mężczyzny. Ponieważ były w zaawansowanym stadium rozkładu, identyfikacja ciała była bardzo trudna. Wczoraj w "Gazecie" przedstawiliśmy wersję policji. Podejrzewano, że mężczyzna to Dariusz Ratajczak, były pracownik Uniwersytetu Opolskiego. Wskazywały na to dokumenty znalezione w samochodzie. Policja miała też informacje, że właśnie tym samochodem porusza się były naukowiec UO. Ze stuprocentową pewnością nie można było jednak określić, że to właśnie jego zwłoki. Nie wykluczano nawet badań DNA.
Wczoraj jednak prokuratura przeprowadziła identyfikację. - Jeden z członków rodziny potwierdził, że to Dariusz R., badania genetyczne nie będą więc potrzebne - powiedziała Lidia Sieradzka, rzeczniczka opolskiej prokuratury. - Ciało zidentyfikowano po charakterystycznych cechach - tłumaczyła prokurator. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że te charakterystyczne szczegóły to blizna i brak zęba. - Nie było wątpliwości, że to ta sama osoba - mówiła Sieradzka.
Więcej...
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35086,8022812,Pod_Karol...
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:07
Dziś [czwartek - red.] przeprowadzona została sekcja zwłok, która wykazała, że na ciele denata nie ma śladów po obrażeniach zewnętrznych - mówi Lidia Sieradzka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w... więcej »
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:08
W środę ciało dra Ratajczaka zidentyfikowała jego rodzina. - Mamy więc 100 procent pewności co do tożsamości denata. Nie potrzebne więc będą badania genetyczne - mówi Sieradzka.
Wciąż jednak nie wiadomo, w jakich okolicznościach doszło do śmierci. Bez wątpienia zwłoki musiały leżeć w samochodzie kilka dni, na to wskazuje ich stan. Jak długo - sprawdza policja. - Samochód na pewno widziany był na tym parkingu wiele razy. Wjeżdżał i wyjeżdżał od kilku dni. Dlatego możliwe, że nie zwracał uwagi ochrony Karolinki - mówi nam nieoficjalnie jeden z policjantów.
Teraz śledczy badają nagrania z monitoringu w centrum handlowym. - To powinno wyjaśnić, kiedy po raz ostatni auto wyjeżdżało z parkingu i jak długo tam stało. To jednak dziesiątki godzin nagrań do przeglądnięcia - tłumaczą policjanci. Nie wykluczają, że mężczyzna od pewnego czasu mieszkał w tym aucie.
Dariusz Ratajczak przez 11 lat był pracownikiem UO. W 2000 roku komisja dyscyplinarna UO postanowiła zwolnić go dyscyplinarnie z pracy z zakazem powrotu do zawodu nauczyciela przez trzy lata za publikację "Tematy niebezpieczne". Poddawał w niej w wątpliwość zabijanie ludzi w komorach gazowych w Oświęcimiu.
W czerwcu 2002 roku sąd prawomocnie uznał go za winnego tzw. kłamstwa oświęcimskiego, jednak ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu postępowanie przeciw niemu umorzył. Od tamtej pory Ratajczak miał problemy ze znalezieniem pracy. Pracował za granicą i jako ochroniarz. Znajomi Ratajczaka mówili, że wybierał się ponownie za granicę.
Więcej...
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35086,8027379,Wciaz_nie...
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:18
Nie odnalazłem artykułu w wydaniu sieciowym Gazety,pt:
Kłamca nie ma już siły- Reportaż.
Pisze,że istnieje na stronie
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35086,8022812,Pod_Karol...
Lech Tkaczyk
Historia doktora Ratajczaka
źródło:
http://www.polskapartianarodowa.org/index.php?option=c...
W Opolu trwa ostatnia dyskusja z doktorem Dariuszem Ratajczakiem w roli głównej. Czyją ofiarą jest zmarły historyk? Uczelni, „Gazety Wyborczej”, własnych poglądów, ostracyzmu czy nałogu?
autor: Janusz Kapusta
źródło: Rzeczpospolita
Nekrologów nie było. W kondukcie za trumną podążało zaledwie kilkanaście osób. Najbliższa rodzina i garstka znajomych. Następnego dnia w lokalnej gazecie ukazało się ogłoszenie. Rodzina z głębokim żalem zawiadamiała, że 22 czerwca został pochowany tragicznie zmarły Dariusz Ratajczak, lat 47. Składała podziękowania wszystkim tym, „którzy przez lata byli życzliwi Dariuszowi”.
autor: Krzysztof Świderski
źródło: PAP
Dariusz Ratajczak
Jedenaście dni wcześniej pod Centrum Handlowym Karolinka na obrzeżach Opola w samochodzie Renault Kangoo ochrona znalazła zwłoki mężczyzny. Dokumenty wskazywały, że zmarłym może być doktor historii Dariusz Ratajczak, o którym 11 lat wcześniej usłyszała cała Polska, kiedy oskarżono go o rozpowszechnianie tzw. kłamstwa oświęcimskiego.
W Internecie zawrzało. Ofiara intrygi, nagonki, zaszczuty – to najczęściej pojawiające się opinie. Część internautów z oburzeniem relacjonowała, że w wydaniu online „Gazety Wyborczej” w tytule pierwszej informacji na temat śmierci Ratajczaka użyto sformułowania o znalezieniu „ciała kłamcy oświęcimskiego” (potem tytuł zmieniono). „Nasz Dziennik” winą obarczył właśnie „Gazetę Wyborczą” i podał, że Ratajczak prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
„Nasz Dziennik” przytoczył również opinię, że historyk „padł ofiarą intrygi na Uniwersytecie Opolskim”. Ktoś w sieci zamieścił nazwiska i telefony kilku pracowników uczelni. Z sugestią, by dzwonić i pytać: Jaka byłaby dziś decyzja? Czy zgadzają się z powszechnym odczuciem, że wyrzucenie z pracy było przyczyną dzisiejszej tragedii?
Jak zwykle pojawiły się też teorie spiskowe: „Jaki związek ma zatrzymanie agenta Mossadu ze śmiercią dr. Ratajczaka?”, „Kto zamordował?”, oraz patetyczny apel o powołanie Komitetu Wolności Słowa, którego podstawowym celem miałoby być niesienie pomocy osobom w podobnej sytuacji jak tragicznie zmarły. Jedno jest pewne: śmierć Dariusza Ratajczaka nikogo w Opolu nie pozostawiła obojętnym.
Kolorowy ptak
Był błyskotliwy, inteligentny. A jednocześnie bardzo przystępny, kumpelski. Za to kochali go studenci – opowiada kolega.
– Barwna postać, kolorowy ptak. Oceniałem, że dla takich powinno być miejsce na uczelni – mówi prof. Stanisław Nicieja, promotor jego pracy doktorskiej.
– Jest oczywiste, że nie mógł pasować do środowiska Uniwersytetu Opolskiego – nie ma z kolei wątpliwości Wiesław Ukleja, legenda opolskiej opozycji, znajomy Ratajczaka.
Wielu zazdrościło Ratajczakowi znanej rodziny i kariery. Przodek, Franciszek Ratajczak, poległ w powstaniu wielkopolskim. Ojciec, Cyryl, znany w Opolu adwokat, bronił w sprawach politycznych. Prowadził między innymi słynną sprawę braci Kowalczyków, którzy w proteście przeciw wydarzeniom Grudnia ’70 wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu w przeddzień milicyjnej akademii. WSP nazywano wtedy czerwoną Sorboną. Tu po dyplomy przyjeżdżali partyjni dygnitarze i funkcjonariusze SB. Prawdopodobnie dlatego na studia historyczne mecenas Ratajczak wysłał syna do Poznania.
Po powrocie Dariusz Ratajczak etat znalazł jednak właśnie w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Do Instytutu Historii przyjmował go prof. Stanisław Nicieja. – Zwykle uczelnia zatrudnia swoich absolwentów. O tym, że zaprosiłem go na rozmowę, zdecydowała pozycja jego ojca. Pan Dariusz sprawił na mnie dobre wrażenie, znał świetnie język angielski. Zdecydowałem się go przyjąć – opowiada profesor.
Od tej pory Nicieja stał się promotorem jego kariery. Profesor, który należał do PZPR, był wyznawcą „nurtu pozytywistycznego”, nie miał jednak oporów, by zostawiać na uczelni zdolnych studentów związanych z opozycją.
Wiesław Ukleja wspomina, że z Ratajczakiem zetknął się po raz pierwszy w 1988 r. na konspiracyjnym spotkaniu Młodzieżowej Grupy Niepodległościowej Pokolenie 1980 – 1988. Chodziło o posklejanie różnych nurtów działającej wtedy opozycji. – Ze spotkania tego zapamiętałem Darka jako pasjonata historii obdarzonego błyskotliwym i samodzielnym sposobem wnioskowania, podbudowanym solidną erudycją. Był z przekonań narodowcem. Ja zwolennikiem piłsudczykowskiej myśli politycznej. To, co niewątpliwie nas łączyło, to antykomunizm – opowiada Ukleja. Dariusz Ratajczak nie krył endeckich poglądów. Na początku lat 90. sympatyzował ze Stronnictwem Narodowym. – ZChN było dla niego stanowczo za łagodne – mówi kolega historyk.
Profesor Nicieja uczynił Ratajczaka swoim asystentem. Po latach wspomina, że jego współpracownik miał skomplikowaną osobowość. Żywił do ludzi miłość lub nienawiść. Miał kolegów, z którymi się przyjaźnił, a potem z nimi nie rozmawiał. Ale studenci bardzo go lubili. – Prowadził ćwiczenia i na zaliczenie wszystkim stawiał piątki. To utrudniało mi egzamin, bo przecież przez kilkanaście minut trudno się zorientować, z jakim studentem mam do czynienia. Zwracałem mu uwagę: Pomagaj mi. A on odpowiadał: „oni są dobrzy wszyscy”.
Ratajczak był popularny. Łatwo się spoufalał. Przechodził z młodzieżą na „ty”. Chodził na piwo. Uwielbiał dyskusje, a rozmówcą był błyskotliwym. Pracę doktorską – o sprawach sądowych: politycznych i kryminalnych w czasach stalinizmu – przygotowywał pod patronatem prof. Niciei. – Był moim uczniem – opowiada profesor. – Starałem się mu pomóc. Przyspieszaliśmy termin obrony, bo pracownik uczelni musi się doktoryzować w ciągu ośmiu lat.
W 1997 r. Ratajczak obronił pracę doktorską. Do 1999 r. miał już na swoim koncie publikacje: „Polacy na Wileńszczyźnie 1939 – 1944”, „Świadectwa ks. Wojczaka”, „Krajowa Armia Podziemna”.
Sąd i osąd
Zbigniew Górniak, dziennikarz Polskiego Radia Opole i „Nowej Trybuny Opolskiej”, wspomina: – Z kolegą napisaliśmy żartobliwy tekst: dziesięć najbardziej obiecujących karier. W tej dziesiątce umieściliśmy Ratajczaka. Typowaliśmy, że przed Darkiem jest długa, ciekawa kariera. Wkrótce potem zamiast kariery wybuchła afera.
Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, do czego potrzebna mu była publikacja „Tematów niebezpiecznych”. Małą książeczkę, która – jak się potem okazało – miała siłę rażenia bomby atomowej, wydał w 1999 roku za własne pieniądze w nakładzie 350 egzemplarzy. Zaznacza w niej: „Mnóstwo tu ocen ostrych, prowokacyjnych, mogących wywołać środowiskowe protesty. Wszystko zależy od mocnych nerwów i poczucia humoru”. A potem pisze, że cyklon B stosowany był w obozach koncentracyjnych do dezynfekcji, nie do mordowania. „Wniosek ostateczny nasuwa się sam: w obozach ludzie umierali głównie na skutek chorób wynikających z niedożywienia, złych warunków higienicznych, morderczej pracy, a ciała palono w krematoriach, aby zapobiec epidemii”. Streszcza opinie zachodnich rewizjonistów, miesza je z własnymi. – Książka była nieszczęśliwa nie tylko z tego powodu – uważa jeden z pracowników Instytutu Historii. Można w niej znaleźć publicystyczny język, passusy o czerwonej profesurze, anonimowe epitety, które pracownicy uczelni odczuli jako skierowane pod ich adresem. Książeczkę można było kupić w uczelnianym kiosku. Autor rozdawał ją kolegom z dedykacją.
Publikacja przeszłaby jednak bez echa, gdyby nie zainteresował się nią dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau. Rok wcześniej weszła w życie ustawa o IPN, a niej przepis o karach za kłamstwo oświęcimskie. Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”.
W Opolu pojawiły się media – ogólnopolskie i światowe rozgłośnie i stacje telewizyjne. – Był taki czas, kiedy w gabinecie miałem wszystkie stacje radiowe z całego świata. Ratajczak, a przy nim Uniwersytet Opolski, stał się wiadomością numer jeden – wspomina prof. Nicieja. W sprawie wypowiadały się autorytety. – Dostawałem listy doktorów honoris causa uczelni, że oddadzą tytuły w proteście – mówi dziś prof. Nicieja. Uczelnia, utworzona z połączenia Wyższej Szkoły Pedagogicznej i filii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, działała zaledwie od pięciu lat. Nikt nie pragnął takiego rozgłosu.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – To wywołało panikę. Pytania, co z tego wyniknie? I reakcję stadną.
– Odnosiłem wrażenie, że Ratajczak do końca nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Czuł, że popularność go niesie, nie widział, w jakim kierunku – mówi jeden z pracowników Instytutu Historii. Profesor Nicieja: – Nikogo nie słuchał. Uważał, że zaistnieje, gdy będą o nim mówić po nazwisku. W mediach zaatakował uczelnię. Pomyślałem, że może reakcja byłaby inna, gdyby spotkał się z nami i podjął dialog? Zadzwoniłem do niego. I zapytałem: „Panie Darku, czy pan naprawdę tak myśli?”. Odpowiedział: „Tak, tyle mam do powiedzenia”. I rzucił słuchawkę. Bardzo to przeżyłem.
– Nikt z pracowników Instytutu Historii nie wystąpił przeciw niemu – opowiada pracownik uczelni. Pojawił się wprawdzie pomysł, by w imieniu instytutu napisać list odcinający się od Ratajczaka. Zaprotestował jednak prof. Krzysztof Tarka. Argumentował, że dr Ratajczak jest osobą dorosłą i sam odpowiada za swoje słowa. List nie powstał.
Uczelniana komisja dyscyplinarna zaczęła grać na przeczekanie z prokuraturą. Jedni od drugich oczekiwali stwierdzenia winy. Ostatecznie w 2000 r. uniwersytet zakazał Ratajczakowi wykonywać zawód nauczyciela przez trzy lata. Prokuratura postawiła zarzut – art. 55 ustawy o IPN, czyli kłamstwo oświęcimskie.
Post factum
Ewa Kosakowska, była dziennikarka „Nowej Trybuny Opolskiej”: – Poznałam go, gdy pisałam o procesie. Zaskoczyło mnie, że był tak otwarty dla mediów. Witał się z nami i żegnał, chętnie rozmawiał i nie obrażał na żadne gazety. Wyróżniał się inteligencją, elokwencją. Miał wiedzę w wielu dziedzinach.
Kolega historyk opowiada: – Odwiedziłem go wtedy w domu. Pamiętam sterty książek, głównie anglojęzycznych. Szukał w nich argumentów.
Ratajczak bronił się sam. Tłumaczył, że cytował poglądy zachodnich rewizjonistów, nie zawsze je zaznaczając. Ojciec adwokat na procesie się nie pojawiał. Mogli wcześniej przygotowywać linię obrony. Mogło być też tak, że starszy pan się nie zgadzał z synem i nie chciał być świadkiem katastrofy.
Na sali sądowej zaczął się pojawiać wtedy Leszek Bubel, wydawca znany z antysemickich poglądów. Ratajczak witał go z zadowoleniem. W tym czasie znajduje też wsparcie w Radiu Maryja. Bronią go prof. Ryszard Bender i Peter Raina. Sąd rejonowy umorzył postępowanie z powodu znikomej szkodliwości czynu. Od wyroku odwołała się prokuratura. Ostatecznie sąd uznał winę, lecz sprawa została umorzona ze względu na znikomą szkodliwość społeczną.
Jak wynika z relacji, którą do dzisiaj można znaleźć na stronie internetowej Muzeum Auschwitz-Birkenau, sąd uzasadnił takie rozstrzygnięcie niskim nakładem książki Ratajczaka oraz tym, że w drugim jej wydaniu autor odciął się od poglądów tzw. Holocaust-deniers (osób zaprzeczających faktowi Holokaustu), stwierdzając: „Nie mogę się zgodzić z poglądem, że w obozach koncentracyjnych na ziemiach polskich nie istniały komory gazowe. W końcu są świadkowie. Natomiast uważam, że liczba 6 mln Żydów zgładzonych w wyniku niemieckiego bestialstwa [...] jest mocno, bardzo mocno przesadzona”.
Ratajczak zatrudnił się jako stróż w hurtowni alkoholi. Ponoć właściciel się skarżył: „Ratajczak zamiast pilnować albo pisze, albo czyta”. Demonstracyjne podejmowanie prac poniżej kwalifikacji niektórzy odbierali jako manifestację. Droczenie się z rzeczywistością. Rodzaj komunikatu: Wolę pracować w hurtowni alkoholi, niż mówić to, z czym się nie zgadzam. Poprawność polityczna mnie nie złamie.
Zbigniew Górniak: – Prokurator wojewódzki Franciszek Lewandowski w stanie wojennym odmówił oskarżania opozycji. Odszedł z prokuratury i zatrudnił się w zakładzie oczyszczania miasta. Tam poprosił o to, by dostać rewir pod siedzibą prokuratury. Gdy jego koledzy wchodzili lub wychodzili z budynku, natykali się na Lewandowskiego z miotłą. To był rodzaj demonstracji.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Wilczy bilet ciągnął się za nim. Próbował się zatrudnić w szkołach czy instytutach, ale gdy się okazywało, że to ten Ratajczak, odmawiano mu. Każdy boi się pytania: Dlaczego zatrudnia pan antysemitę? Jak z tego wyjść obronną ręką?
W 2007 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł „Kłamca nie ma już siły”. Ratajczak opowiada w nim, co się stało po wyrzuceniu z uczelni. O postępującej degradacji. Mówi o tym, do kogo zwracał się o pomoc, gdzie mu odmówiono. Jako jedyny powód podaje ostracyzm.
„Nie chcę nic innego robić. Jestem historykiem” – mówił. Drukował teksty w „Najwyższym Czasie” i „Opcji na Prawo”. Założył blog. Wpisy kończą się na styczniu 2009 roku. Wtedy zamieszcza ostatni: „Bądźmy po proletariacku szczerzy: Karol Marks, ojciec komunizmu, w młodości był satanistą”. Jednak dyskutantów brak. Jest za to kilka komentarzy. Pierwszy: „cieszę się, że po latach znów pan publikuje”. Drugi: „O kurczę… ten czop jeszcze żyje?!? Psia mać, może świńska grypa da radę”.
Dziś osoby, które go znały, obarczają się nawzajem winą i odpowiedzialnością. Jednak Dariusz Ratajczak był inteligentnym, dobrze wykształconym człowiekiem. Miał znajomych wśród londyńskiej i amerykańskiej Polonii. Dlaczego nie wyjechał? Nie zaczął nowego życia w innym mieście – na przykład we Wrocławiu? Dlaczego nie wykorzystał znakomitej znajomości języka angielskiego, by żyć choćby z tłumaczeń? Koledzy z instytutu zauważają, że miał niezłe pióro. Wykorzystywał to zresztą, pisując do niszowych prawicowych gazet. Dlaczego nie pisał pod pseudonimem?
Nałóg
Problem zaczął się wcześniej. Jeszcze przed wybuchem afery. Pracownik Instytutu Historii przyznaje: – Zdarzało mu się przychodzić na zajęcia ze studentami po kieliszku. Nie był pijany, ale widać było, że jest pod wpływem.
Prawicowy polityk: – Starliśmy się ostro podczas dyskusji na uniwersytecie. Krakowski IPN wydał książkę „Dramat roku 1947”, która stała się kanwą sporu. Darek wtedy ostro dyskutował. Widać było, że jest nietrzeźwy.
Prof. Nicieja: – Podpisaliśmy umowę o współpracy z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po formalnościach jako rektor zaprosiłem do gabinetu wszystkich gości na lampkę koniaku. Sekretarka napełniła kieliszki, pijemy i… konsternacja. Bo zamiast alkoholu była herbata. Przeprosiłem, rozlaliśmy szampana. Po wyjściu delegacji poprosiłem Ratajczaka na rozmowę. „Co pan zrobił? – krzyczę. – Przepraszam, miałem ciąg. Myślałem, że zdążę ten alkohol uzupełnić” – tłumaczył.
To, że nie wyleciał z uczelni, zawdzięczał matce. Była już ciężko chora, przyszła do Niciei i prosiła: Niech go pan nie wyrzuca, on się uspokoi. – Chroniłem go, chociaż powinienem wtedy usunąć – opowiada profesor. Uległem, a on się uspokoił. Chyba jedyną osobą, która miała na niego wpływ, była matka.
Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Sposób, w jaki odszedł z uczelni, to, że nie mógł znaleźć pracy, że odeszła od niego żona – pogłębiało tylko problem, który wcześniej miał. Sytuacja, w jakiej się znalazł, sprzyjała sięganiu po kieliszek.
Arkadiusz Karbowiak, wiceprezydent Opola, próbował Ratajczakowi pomóc. Umówił go na rozmowę z pełnomocnikiem tworzącej się w Opolu nowej katolickiej szkoły wyższej. Ratajczak na obiad z przedstawicielem szkoły przyszedł pod wpływem alkoholu.
Dwa lata temu Karbowiak podjął jeszcze jedną próbę. Polecił go prowadzącemu nabór we wrocławskim oddziale IPN. Ratajczak w „Gazecie Wyborczej” tak to relacjonował: „Byłem na rozmowie i dali mi do zrozumienia, że poszło mi świetnie. Ale potem przysłali pismo, że mnie nie zatrudnią”. Zupełnie inne wrażenie odniósł prowadzący rozmowę. Karbowiakowi powiedział z wyrzutem, że Ratajczak przyszedł ubrany niechlujnie i po alkoholu.
Żona z dwojgiem dzieci odeszła od Ratajczaka siedem lat po jego wyrzuceniu z uczelni. Nie chce rozmawiać o przyczynach decyzji. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zaprzeczyła jedynie podanej przez Ratajczaka wersji, że jej odejście miało związek z poglądami męża.
Cicha ulica na Chabrowie, jednym z opolskich osiedli. Klockowe czteropiętrowe bloki dobudowano tu do stylowych poniemieckich kamienic z pięknymi ogródkami. Ratajczak w jednym z tych domów klocków mieszkał od dzieciństwa.
Zbigniew Górniak opowiada, że ostatni raz spotkał Ratajczaka na ulicy pod szkołą ogólnokształcącą, w której uczył się jego syn. Na konwencjonalne „co słychać”, Górniak odpowiedział, że wrócił akurat z Norwegii. Wtedy Ratajczak się ożywił. – Opowiadał, że urządził się właśnie pod Oslo. I że jak jeszcze raz będę w Norwegii, mam się koniecznie odezwać. Podniosło mnie to na duchu. Pomyślałem wtedy, że jak się ma olej w głowie, to wszędzie można sobie życie ułożyć – mówi Górniak. W tym sielankowym obrazku nie zgadzał się tylko jeden szczegół. Kiedy Ratajczak uśmiechnął się promiennie, rzucał się w oczy brak przedniego zęba.
Znajomy, który spotkał go na ulicy półtora miesiąca temu, zauważył, że bardzo wychudł. Z ustaleń policji wynika, że w ostatnim czasie często wyjeżdżał za granicę. Anglia, Holandia, Norwegia. Pracował tam fizycznie – na zmywaku, przy ogrodnictwie. W Polsce po eksmisji pomieszkiwał u ojca lub w samochodzie. Nie wiadomo, co się właściwie stało pod Centrum Handlowym Karolinka. Jak długo stał tam jego samochód? Policja zabrała kasety z monitoringu parkingu. Ogląda kadr po kadrze, bo jeden z pracowników ochrony utrzymywał, że samochód zaparkowano tego samego dnia, w którym znaleziono zwłoki. – Z dotychczasowych ustaleń wynika, że stał tam co najmniej kilka dni – mówi jednak prokurator rejonowy Artur Jończyk.
Na razie trwa ustalanie, co było przyczyną śmierci. Biegły na podstawie oględzin wykluczył działanie osób trzecich. Trwają badania toksykologiczne, wszystko wskazuje jednak na to, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.
Sąsiadka z bloku opowiada: – Mam w oczach jego dwa obrazy. Pierwszy – pracownika na Uniwersytecie Opolskim, miłego, estetycznego mężczyzny. Ojca dwojga udanych dzieci. I drugi – niechlujnego alkoholika, którego się baliśmy. Czuliśmy strach, że kiedyś zapomni wyłączyć kuchenkę i wylecimy w powietrze. I zachodzę w głowę, jak to się stało? Dzień po dniu na oczach wszystkich rozgrywał się dramat człowieka.
Mieszkańcy bloków byli świadkami niemocy żony i szalejącego nałogu. Pił w piwnicy, znajdowano go nieprzytomnego z upicia. – Sam się nad sobą znęcał. Zastanawialiśmy się, co robić. Wielokrotnie interweniował ojciec – opowiada jeden z sąsiadów. Jednak perswazje Ratajczaka seniora nie dawały rezultatu. Myśleli, by zgłosić problem do ośrodka pomocy rodzinie. I wtedy przyszła eksmisja. Sąsiad się wyprowadził. A raczej – wyprowadził go komornik. Mieszkanie zostało zlicytowane za długi.
Ewa Kosowska: – To smutna historia człowieka, który miał bardzo duży potencjał.
Marek Kawa, znajomy Ratajczaka, doktor polonistyki, polityk, były pracownik uniwersytetu, mówi: – Ocieraliśmy się o niego i nie byliśmy w stanie podać mu ręki. Oczekiwałem większej refleksji w związku z jego śmiercią.
Rzeczpospolita
Od red.:
Dobrze, że „Rzepa” opublikowała i to tak obszerny materiał, pomimo tego iż jest w nim wiele manipulacji.
1. Eksponowanie rzekomego nadużywania alkoholu przez dr. Ratajczaka jest mało wiarygodne. Ma być usprawiedliwieniem dla jego oprawców.
2. Prof. Nicieja osobiście podpisał pismo wydalające go z uczelni, co można sprawdzić w książce „Tematy Niebezpieczne” dostępnej na tej stronie w formacie PDF. Jest tam zresztą więcej o nim jako oprawcy, a w tekście „Rzepy” jawi się jako kryształowo czysta postać
dzisiaj 14:32
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk
Dariusz Ratajczak w bazie ludzie nauki,toż to herezja,Wyborcza powinna to opisać! Czyżby coś przegapiła?
http://nauka-polska.pl/dhtm...
dzisiaj 14:26
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk
A MOŻE ZAMIAST SĄDZIĆ SIĘ Z NASZYM DZIENNIKIEM,WYBORCZA POWINNA ZAPYTAĆ MEDIOZNAWCÓW, KIEDY MAMY DO CZYNIENIA Z NAGONKĄ MEDIALNĄ NA KGOŚ I NIERZETELNYM DZIENNIKARSTWEM.
Wszak po artykułe,serii artykułów w Gazecie Wyborczej,człowiek,którego opisano stoczył się na samo dno!
I tego żaden wyrok sądowy nie zmieni,człowiek- Dariusz Ratajczak nie żyje!
dzisiaj 14:24
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk
To artykuł z Naszego Dziennika.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100618&typ=...
Dr Dariusz Ratajczak nie żyje
Samobójstwo ofiary nagonki "Gazety Wyborczej"
W samochodzie na parkingu przed centrum handlowym w Opolu znaleziono ciało znanego historyka dr. Dariusza Ratajczaka, oskarżonego przez "Gazetę Wyborczą" o "kłamstwo oświęcimskie". Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Po nagonce rozpętanej przez "GW" mężczyzna stracił pracę na Uniwersytecie Opolskim. Jego życie rodzinne i zawodowe obróciło się w ruinę. Stracił rodzinę i dom, mieszkał w samochodzie.
W 1999 roku dr Ratajczak napisał książkę pt. "Tematy niebezpieczne". W jednym z podrozdziałów przedstawił poglądy historyków z tzw. nurtu rewizjonistów holokaustu, nie opatrując ich żadnym komentarzem. Nie popierał też tych poglądów. Opisał je jako jedną ze szkół historycznych. Mimo to opolska "Gazeta Wyborcza" okrzyknęła Ratajczaka "kłamcą oświęcimskim".
W jednym z wywiadów udzielony ch na ten temat w 2003 roku młody historyk powiedział, że rewizjoniści holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców, dziennikarzy, publicystów podkreślających, że holokaust nie był wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ludobójstwo dotknęło również inne narody: Polaków czy Ormian. "Tymczasem - twierdził dr Ratajczak - dzieje się tak, że niektóre środowiska chcą wmówić światu, że holokaust był jakby osią martyrologiczną XX wieku, co więcej, osią martyrologiczną historii całego świata". Pytany o to, kogo dotknęła i obraziła ta publikacja, dr Ratajczak stwierdził, że chyba najmniej samych Żydów, bo głosów - jak powiedział - "antyratajczakowskich" w wydaniu środowisk ściśle żydowskich było bardzo mało.
- Centralą walczącą z moją skromną osobą była od samego początku forpoczta "postępu" w Polsce - "Gazeta Wyborcza", która całą sprawę odpowiednio nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze znanego w Opolu historyka stałem się banitą czy ściganym infamisem. W ciągu kilkunastu godzin zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a potem, po neostalinowskim wewnętrznym śledztwie, wyrzucony z pracy na Uniwersytecie Opolskim - mówił Ratajczak.
Według portalu Konserwatyzm.pl, kiedy starał się o inną pracę, do właścicieli firm telefonowali przedstawiciele pewnej gazety, umiejętnie przekonując szefów, żeby nie zatrudniać dr. Ratajczaka. Ostatnio historyk pracował jako... stróż nocny. Warto podkreślić, że tym, kto pierwszy rzucił kamień w akcji przeciwko dr. Ratajczakowi, był "profesor" Władysław Bartoszewski, który jego książkę nazwał "hańbieniem narodu polskiego". Twierdził też, że osobami, które powinny dyskutować z panem Ratajczakiem, są nie profesorowie historii, lecz psychiatrzy!
Wstrząśnięty śmiercią dr. Ratajczaka wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak, przebywający obecnie w Wilnie, powiedział "Naszemu Dziennikowi" w rozmowie telefonicznej, że w 1988 roku razem z nim tworzył półlegalne struktury NSZZ "Solidarność". - Działaliśmy również razem w kole historyków, a połączyły nas szczególnie tematy związane z Narodowymi Siłami Zbrojnymi - opowiada. Komentując zaangażowanie "GW" w nagonkę na Ratajczaka, stwierdził, że "w tej materii trzeba prowadzić dyskusje historyczne, a nie podchodzić do tego tak, jak uczyniła to właśnie 'Gazeta'".
Rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu nadkomisarz Maciej Milewski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wykluczył na podstawie szczegółowych oględzin samochodu ingerencję osób trzecich. Dodał, że wczoraj przeprowadzono sekcję zwłok, której wyniki znane będą za mniej więcej trzy tygodnie. Doktor Dariusz Ratajczak osierocił dwoje dzieci.
Marek Zygmunt
dzisiaj 14:20
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk
Kim był Dariusz Ratajczak?
Dariusz Ratajczak ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1997 obronił pracę doktorską p.t. Zagadnienie postaw ludności Śląska Opolskiego... więcej »
dzisiaj 14:00
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk
GAZETA WYBORCZA - TU PROSZĘ O KOMENTARZE,OCENY,OPINIE ITD. DO PUBLIKOWANYCH ARTYKUŁÓW.
Więcej na grupie Histeria Polski i na portalu
http://histeria-polski.pl
Histeria Polski
Histeria Polski
histeria polski, wydawnictwo, astrum, wiersze, wiersze satyryczne, konkursy, tomik poetycki, poetycki, tomik, satyryczny, tomik satyryczny, historia, historia polski, Polska, Polski, histeria,...
dzisiaj 13:54
Skomentuj
Usuń
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:57
Kiedy mamy do czynienia z nagonką dziennikarską przez gazetę,dziennikarza?
Proszę o definicje,własne opinie,oceny,własne przemyślenia,doświadczenia.
... więcej »
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:58
''Nasz Dziennik'' ma przeprosić Agorę
d
2012-02-17
Sąd nakazał wydawcy ''Naszego Dziennika'', by przeprosił wydawcę ''Gazety... więcej »
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk dzisiaj 13:59
Gdy w czerwcu 2010 r. na parkingu przy jednym z centrów handlowych w Opolu znalezione zostało ciało dr. Dariusza Ratajczaka, byłego historyka miejscowego uniwersytetu, ''Nasz Dziennik'' dał tytuł: ''Samobójstwo ofiary nagonki »Gazety Wyborczej «''. Ten tytuł podchwyciły także brukowe media, a wydawca ''Agory'' odpowiedział pozwem za zniesławiające stwierdzenia, które sugerowały rzekomą nagonkę i odpowiedzialność ''Gazety'' za śmierć Ratajczaka.
Dr Ratajczak wiele lat wcześniej - w 1999 r. - wydał własnym sumptem głośną broszurę ''Tematy niebezpieczne''. Streszczał w niej m.in. poglądy tzw. rewizjonistów Holocaustu. Pisał na przykład, że ''cyklon B stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zaś do mordowania ludzi''.
Władysław Bartoszewski nazwał tę publikację ''hańbieniem narodu polskiego''. Ratajczak stracił posadę na Uniwersytecie Opolskim, potem także dom i rodzinę. W 2002 r. sąd uznał go za kłamcę oświęcimskiego, ale ze względu na niską szkodliwość czynu sprawę umorzył. Nie wiadomo do końca, czy popełnił samobójstwo.
Warszawski sąd okręgowy nie miał wczoraj wątpliwości, że przypisanie ''Gazecie'' ''nagonki'' nie miało oparcia w faktach, godziło w dobre imię ''Gazety'' i Agory, jej wydawcy. Obok przeprosin na łamach ''Naszego Dziennika'' sąd nakazał wydawcy tego tytułu - ''Spes'' sp. z o.o. - także wpłatę 20 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Wyrok nie jest prawomocny.
źródło:
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,11163473,__Nasz...
Lech Tkaczyk
Lech Tkaczyk dzisiaj 14:01
Biografia[edytuj]
Dariusz Ratajczak ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1997 obronił pracę doktorską p.t. Zagadnienie postaw ludności Śląska Opolskiego w świetle wyroków WSR-ów w Katowicach i w Opolu w latach 1945-1955 (promotor prof. Stanisław Nicieja). W latach 1988–2000 pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego (wcześniej – Wyższej Szkoły Pedagogicznej) na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym. W 1999, po wydaniu Tematów niebezpiecznych, zbioru esejów historyczno-politycznych, zawierających m.in. omówienie poglądów rewizjonistów Holokaustu, zawieszony, a następnie wydalony z Uniwersytetu Opolskiego z zakazem pracy w zawodzie nauczycielskim na 3 lata, podjął pracę stróża nocnego w jednej z opolskich firm[1].
Równocześnie wytoczono mu proces sądowy o złamanie art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Sprawa została umorzona wyrokiem Sądu Okręgowego w Opolu (2002)[1].
Autor i współautor kilku książek naukowych i popularnonaukowych oraz wielu artykułów publikowanych w "Myśli Polskiej", "Najwyższym CZASIE!", "Narodni Myslence" (Czechy), "Opcji na Prawo", "Kronice” (Norwegia), "Polonii" (USA).
W wyborach 1991 bez powodzenia ubiegał się o mandat poselski z ramienia Stronnictwa Narodowego w województwie opolskim[2]. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 był kandydatem Ogólnopolskiego Komitetu Obywatelskiego "OKO".
11 czerwca 2010 znaleziono jego zwłoki w zaparkowanym samochodzie pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu, w którym mogły przeleżeć wg śledczych kilka dni[3][4]. Sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku zatrucia alkoholem[5].
Publikacje[edytuj]
Polacy na Wileńszczyźnie 1939-1944 (Opole 1990)
Świadectwo księdza Wojaczka (Opole 1994)
Krajowa Armia Podziemna w powiecie prudnickim 1949-1952 (współautor, Opole-Gliwice 1996)
Tematy niebezpieczne (Opole 1999)
Tematy jeszcze bardziej niebezpieczne (Kociaty, New York, 2001)
Inkwizycja po polsku, czyli sprawa dr Dariusza Ratajczaka (Poznań 2003)
Prawda ponad wszystko (Opole 2004)
Spowiedź "antysemity" (Opole 2005)
Lech Tkaczyk