Temat: PZU wobec awarii "Fryderyka Chopina"
Piotr Skotnicki:
Wiesław R.:
Oczom swoim nie wierzę....
Przypominam sobie nasza rozmowę sprzed kilku miesięcy w której bronił Pan jak lew, solidnie argumentując, absolutnej czystości intencji firm ubezpieczeniowych i zwalając winę na niewypłacone odszkodowanie tylko i wyłącznie na nieczytających umów ubezpieczonych.
Tutaj ani nie bronię, ani nie atakuję. Pytam tylko i przecież nie o to, co może wynikać z treści konkretnej umowy ubezpieczenia. Nie staram się też dyskutować konkretnego uzasadnienia, bo go nie znam i nie zna jeszcze nawet armator. Wczoraj w telewizji mignął mi dyrektor z PZU, który powiedzial, że to uzasadnienie będzie znane jutro.
Nie było dla Pana wcale mozliwości którą ja zasugerowałem, a mianowicie odmówienia wypłaty na wszelki wypadek, pod byle pretekstem licząc na to, że ubezpieczony się nie odwoła do oceny sądu. Uznał Pan ubezpieczalnie za instytucje zaufania i nie dopuścił Pan wcale dążenia do maksymalizacji zysku w sposób mało elegancki.
To nie jest ten przypadek. PZU nie odmówił odszkodowania na sugerowanej przez Pana zasadzie. Konkretne uzasadnienie pozanmy jutro i myślę, że będzie ono miało mocne oparcie w treści umowy. Twierdzę jednak, że ta odmowa jest efektem głupoty i braku wyobraźni. I wcale nie będzie sprzyjała maksymalizacji zysku. Raczej wprost przeciwnie - straty wizerunkowe mocno utrudnią PZU działanie biznesowe w sferach jak najdalszych od spraw morskich, ale za to takich, gdzie zysk może być maksymalizowany w skali masowej, a nie ograniczonej do kilku żaglowców.
To co Pan tu napisał nie przeczy oczywiście wcale Pańskiej pozycji w tamtej dyskusji, ale jednak troszkę przemodelowuje nasze widzenie, prawda?
Widzenie należy przemodelować, bo jest to coś zupełnie innego. Tam dyskutowaliśmy o jednym z milionów samochodów jeżdżących w Polsce, tutaj - o ważnym elemencie kultury narodowej oraz o wizerunku PZU jako firmy dbającej o tę kulturę. Taki przynajmniej wizerunek starałem się kształtować, kiedy miałem na to wpływ.
Pan chciałby, by PZU zachowało się teraz szlachetniej, niż by to wymagało gołe, slepe prawo,
Nie. Przecież wskazałem bardzo konkretny, choć z natury rzeczy rzadko stosowany przepis prawa, który umożliwia PZU to szlachetniejsze zachowanie. Prawa gołego i ślepego, jak to Pan ujął.
a ja jednak zapytam jakiż to "mały druczek" spowodował, że PZU nie chce wypłacić?
Nie wiem. Tego dowiemy się jutro. Dziś mogę tylko zapewnić Pana, że w umowie nie ma żadnego drobnego druczku. Tego rodzaju umowy ubezpiecznie pisze się czcionką o jednolitej wielkości.
Dla mnie problem więc nie jest w tym, że PZU jest czy nie jest Państwowe, czy może czy nie może zastosować jakieś dodatkowe konstrukcje prawne, by mimo braku konieczności jednak wypłacić odszkodowanie. Problem jest taki, kto i jak nas może obronić prze tymi wszystkimi "małymi druczkami" u dołu strony, które pozwalaną nie wypłacić odszkodowania w sytuacji, kiedy na zdrowy rozum się ono należy.
Rozumiem i podzielam Pana zdanie, że jest to problem. Jednak inny od tych problemów, które postawiłem w tym temacie.
Nie jest wcale trudno zapisać w umowie, że chronimy przed pożarem, pod warunkiem, że nie jest on wynikiem podpalenia, uderzenia pioruna lub zwarcia instalacji elektrycznej. Prawda, że fajny zapis? Wylkuczyliśmy na moje oko 98% przyczyn powstawania pożarów, a klient się czuje tak fajnie ubezpieczony od pożarów. Takiego zapisu co prawda nie widziałem, ale widziałme taki, który ubezpiecza od zderzenia samochodu z dzikim zwierzęciem, pod warunkiem, że nie dzieje się to w lesie... No to od czego mnie ubezpieczyli?
Ja widziałem ogólne warunki ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej biur rachunkowych, które zostały tak sformułowane, że wykluczały 100% przypadków, w których taka odpowiedzialność mogła powstać. Naprawdę! A co najlepsze, ubezpieczenie to znajdowało nabywców. Ale to są jednak przypadki patologiczne i zapewniam Pana, że wcale nie tak częste, jak się potocznie przypuszcza.
Chyba nad tym bym się wolał zastanowić...
Ok, ale może innym razem. Jak napisałem wyżej, to inny problem.