Temat: Brak odzewu na CV kandydata
Przeczytałem wszystkie strony w tym temacie. Uwierzy ktoś?
Ale nie o tym chciałem.
Nie trudno się domyślić jak tutaj trafiłem. Od dłuższego czasu bezskutecznie poszukuję pracy. Myślałem, że coś ze mną nie tak, ale widzę, że mimo bardzo skromnego doświadczenia zawodowego i dziwnego CV (efekt przynajmniej 1 złej decyzji ) mam niezły uzysk odpowiedzi w stosunku do wysłanych aplikacji (fakt, że wysyłam mało, bo staram się spełniać przynajmniej większość wymagań).
Po lekturze tematu mam jednak swoje przemyślenia. Brak odzewu na CV jest winą zarówno kandydata jak i osób rekrutujących (niezależnie, czy to zewnętrzna firma HR, czy komórka personalna, czy ktokolwiek inny).
Błędy kandydatów:
1. Wysyłanie masowych ilości aplikacji często bez spełnienia wymogów. No po prostu nie wierzę, aby w ciągu miesiąca lub dwóch pojawiło się kilkaset ogłoszeń, których wymagania spełnia dana osoba. A takie przykłady tutaj były przytaczane.
2. Błędy w CV. Jestem zaskoczony tym, że nadal mogą się przytrafiać osobom aplikującym na stanowiska inne niż praca fizyczna. I nie piszę tu o drobnostkach, ale np. o tym co wpisywać a czego nie (dylemat jednej pani, czy na stanowisko redaktora pisać o pracy jako asystentka stomatologa), jaki układ ma mieć itp. Po prostu podstawy, które po 5 sekundach da się znaleźć w poradnikach dostępnych na każdej stronie z ogłoszeniami o pracę.
3. Błędy ortograficzne. Wprawdzie żadnego CV z wypowiadających się tutaj nie widziałem, ale niektóre wypowiedzi osób z wyższym wykształceniem są mocno zastanawiające.... ja wiem, dysleksja, ale dzisiaj już nie tylko Word podkreśla błędy, również głupia przeglądarka internetowa to umie.
4. Brak listu przewodniego. Inaczej mówiąc brak jakiejkolwiek treści w mailu, do którego dołącza się CV z ewentualnym litem motywacyjnym. Zawsze wysyłam tutaj 2-3 zdania, które generalnie są kopiuj-wklej do prawie każdego pracodawcy.
5. Błędy w adresowaniu lub tytułowaniu maila.
Błędy "rekruterów" - tu wszystkie skupiają się wokół tego, że na własne życzenie nie są w stanie obrobić się z nadsyłanymi zgłoszeniami:
1. Częsty brak wyraźnego podkreślenia najważniejszych wymogów.
2. Ogłoszenia metodą kopiuj-wklej. Często formułki podpatrzone na innych ogłoszeniach. A wśród wyświechtanych sloganów jedna, bardzo ważna informacja, którą przegapi spora ilość czytających (bo ileż można czytać o dynamicznie rozwijającej się firmie będącej liderem branży i młodym, ambitnym zespole? po prostu to się pomija...)
3. Nierealne wymagania na niskich stanowiskach (znów pojawiają się ogłoszenia typu "student dzienny, 10 lat doświadczenia w pracy, w tym 5 lat na stanowisku kierowniczym, 3 jeżyki obce na poziomie min. b2, do pracy jako asystent działu")
4. Złe określenie poziomu znajomości języka. Od kandydatów to się wymaga pisania w CV C1, C2, B1 itp. ale w ogłoszeniach widać tylko "biegła znajomość", "komunikatywna znajomość" lub po prostu "znajomość". Ja mam często wątpliwości, co autor miał na myśli wymagając biegłej znajomości języka na stanowisku, w którego opisie nie ma żadnego kontaktu z zagranicą, a firma ma całkowicie polski rodowód.
Błędy kandydatów sprowadzają się do tego, że aplikacja zostaje odrzucona. Błędy "rekruterów" do tego, że kandydaci przestali zwracać uwagę na treść ogłoszeń, wysyłają "bo może się uda", a ich aplikacja zostaje odrzucona/w ogóle nierozpatrzona. Tak, czy inaczej traci wyłącznie potencjalny pracownik, bo rekrutujący i tak w końcu kogoś wybierze.
Teraz coś do osób zbierających aplikację. Odzew na CV nie zawsze oznacza, że trzeba personalnie odpowiadać każdemu z osobna. Aplikacje i tak w większości spływają na skrzynkę mailową. Wystarczy stworzyć folder do którego wrzuca się wszelkich odrzuconych (nawet tych nieprzeczytanych) i wysłać grupowego maila z podziękowaniami za udział w procesie rekrutacji. Tak ciężko to zrobić? Jeronimo Martins (Biedronka) jakoś umie.... i ma za to u mnie ogromnego plusa, bo to ostatnia firma, po której bym się tego spodziewał.
Zmniejszenie ilości spływających aplikacji poprzez pierwszą "automatyczną" selekcję? Nic prostszego. Nawet kilka pomysłów:
1. W tytule maila wymagać nr referencyjnego z informacją, że bez tego aplikacja nie będzie rozpatrywana. Jeżeli ktoś nie umie czytać ze zrozumieniem (lub mu się zwyczajnie nie chce), to czy jest dobrym kandydatem do pracy? No chyba nie, więc żal nie będzie.
2. Wymagać napisania kilku (dosłownie 3-5) zdań. Nie ważny temat, nawet nie ważna treść odpowiedzi (szczególnie przy niższych stanowiskach). Chodzi o sprawdzenie, czy kandydat jest rzeczywiście zainteresowany, czy jest nastawiony wyłącznie na ilość wysłanych aplikacji. Jeśli to drugie - Wam odpuści. I mówię to szczerze, bo ja np. list motywacyjny wysyłam jedynie do firm z porządną marką. Jeżeli wymaga tego ode mnie "klient portalu" to śmiech na sali (bo do kogo to adresować? o czym pisać, skoro sama oferta często skonstruowana tak, że nie idzie do niej nawiązać) i nawet nie zawracam siebie głowy. Jeśli tylko CV, to aplikuję dla spokoju sumienia, wpisując sztampową formułkę w mail. Jak mnie traktuje potencjalny pracodawca, tak ja jego. A na rozmowę kwalifikacyjną zawsze chętnie pójdę, bo dla mnie to nowe doświadczenie, po każdej wynajduje nowe elementy, które powinienem poprawić.
3. Stosować swój własny formularz aplikacyjny. I np. w tym formularzu umieścić pole, w którym kandydat podaje ile chciałby zarabiać. Po tym łatwo odfiltrować osoby ze zbyt wygórowanymi (lub niskimi) wymaganiami, no i od razu ma się dodatkową informację i nie trzeba poruszać tej kwestii aż do zaproponowania danej osobie pracy.
Oczywiście mimo powyższych punktów - nadal zbiorowo odpowiadać na odrzucone aplikacje....
Poruszanego wielokrotnie tematu informacji o wyniku rekrutacji po rozmowie kwalifikacyjnej nie rozwinę za bardzo. Ja zamiast wierzyć w zapewnienia "odezwiemy się niezależnie od tego jaka decyzja" pytam o jasne sprecyzowanie terminu, do którego mogę się spodziewać telefonu i od którego uznawać, że brak informacji jest równoznaczny z odpowiedzią negatywną. Jak do tej pory tylko raz dałem się zwieść jakimś wykrętem.
Co mnie jeszcze denerwuje w rekrutacjach, a uważam, że nie powinno mieć miejsca? Niektórzy chyba uważają, że bezrobotny lub poszukujący pracy nie robi nic innego poza wpatrywaniem się w telefon w oczekiwaniu na jakiś kontakt. Raz jakaś pani obudziła mnie w sobotę o 8 rano i po 2 zdaniach, które ledwo dotarły do budzącego się mózgu, chciała przechodzić na język angielski. Na szczęście udało się przekonać, że zadzwoniła lekko za wcześnie i umówić na lepszy termin. Innym razem osoba po drugiej stronie słuchawki była oburzona, że nie mogę rozmawiać, bo jadę autem i nie mam jak się zatrzymać (no tak, na autostradach parkingi nie są co 500 m). Tu już "szczęścia" do późniejszego kontaktu nie było. A jak już jestem przy rozmowach telefonicznych, to co to za nowa moda prowadzenia rekrutacji przez słuchawkę? No ja rozumiem jeszcze kilka podstawowych pytań i sprawdzenie, z kim się ma do czynienia. Ale 45 minut rozmowy, gdzie potencjalny pracodawca jest 2 km ode mnie?!
I ostatnia denerwująca rzecz. Niedokładnie przedstawienie stanowiska pracy w ofercie pracy i niesprostowanie tego na rozmowie kwalifikacyjnej. Miałem jeden tak przypadek, że szukano inżyniera procesu pod ogłoszeniem specjalisty ds. planowania. Całą rozmowę skupiłem więc na tym co robiłem w zakresie planowania (nie tylko produkcji) o to też miałem pytania. Tylko w jednym momencie coś mi zaświtało i poprosiłem o opis obowiązków na stanowisku.... no i wyszło, że powinienem mówić o drugiej połowie rzeczy, które robiłem w swojej mikrokarierze zawodowej.
Więc apel do osób rekrutujących. Nie zaczynajcie od słów "proszę opowiedzieć coś o sobie" i nie oczekujcie, że kandydat będzie mówił 100% zgodnie z wymaganiami. Najpierw porządnie przedstawcie stanowisko, to kandydat będzie mówił bardziej do rzeczy. Jak do tej pory tylko jedną firmę znam, która tak robi i jeszcze nie słyszałem złego słowa o ich rekrutacjach (a przemiał mają ogromny).
Ten wątek miał dla mnie też elementy edukacyjne. Nigdy nie wpadłem na to, żeby po rozmowie wysłać maila z podziękowaniami. Miły gest, jakbym taki dostał będąc po drugiej stronie to na pewno kandydat miałby lekkiego plusa.
Dowiedziałem się także, że pracownik powinien firmie gwarantować stały rozwój, natomiast firma pracownikowi już nie musi (na prawdę są takie wypowiedzi). Ba - pracownik, który chce się rozwijać i myśli o przyszłości, dalszej karierze jest niepożądany (akurat taką rzecz usłyszałem też na rozmowie kwalifikacyjnej, którą miałem przed świętami). Jeszcze było coś fajnego... a już pamiętam. Pracodawca traci dużo pieniędzy przystosowując nową osobę do stanowiska pracy, nawet jeśli trwa to jedynie kilka tygodni. Gdyby tak było, to nigdy nie dałby odejść poprzednikowi... tymczasem przystosowanie najlepszego kandydata moim zdaniem trwa nawet kilka miesięcy, zanim pozna firmę, panujące zwyczaje, ludzi w niej pracujących. Obowiązki swoją drogą, ale otoczka też jest ważna i bez poznania jej nikt nie osiągnie 100% możliwości.
Na koniec jeszcze taka rzecz. Przyglądałem się rekrutacjom na stanowiska produkcyjne. Można powiedzieć nawet, że byłem jednym z rekrutujących. Do tej pory pamiętam jednego z panów, który wyróżnił się czymś, co dla mnie przy wszechobecności komputerów było czymś niezrozumiałym. Pan miał CV napisane odręcznie, na papierze podaniowym, napisane bardziej w formie wypracowania niż obecnego hasłowego wyliczania. Nie był to jego celowy zabieg, ale... udało się i mimo zerowego doświadczenia na produkcji został zaproszony na rozmowę (dalszego losu nie znam, bo opuściłem firmę, czego do dzisiaj nie mogę odżałować).
Ale się rozpisałem. Pewnie nikt nie przeczyta nawet połowy....
Ten post został edytowany przez Autora dnia 14.04.15 o godzinie 06:54