Temat: "stajnia" freelancerów - prośba o komentarz
Kasia Mrozek:
czyli taki etacik tak? Ktoś mi mówi co mam robić i trzyma rękę na klientach. Tyle, że godziny nienormowane.
Pass.
W takim układzie trzeba się trzymać kurczowo jednej osoby bo jak nagle dostanie zawału to lądujesz w ciepłym, parującym gówienku. To ja już wole etat, gdzie przynajmniej jeden wypadek nie zepsuje mi wszystkiego :)
Widać po komentarzach, że źle Wam wytłumaczyłem pomysł :)
To nie miałby być ani "etacik" ani "fuszka z doskoku" ani praca w tandemie "zajebiście zły i głupi accant i jego freelancerskie primadonny".
Wiele z agencji interaktywnych outsourcuje projekty (głównie kreakcję). Wynika to prostego faktu, że nie mają zespołów z gumy a czasami kliecni zamawiający bannerek kończą na full kampanii. Wtedy trzeba szybko powiększyć zespół - zatrudnienie nie wchodzi w grę (bo czas i kasa) więc szuka się freelancerów.
To o czym ja myślałem to jest "czapka" prawno formalna dbająca o to aby zleceniodawca dotrzymał warunków umów (np. zapłacił za projekt w przypadku przegranego konkursu jeśli tak się umówiliśmy) oraz generalnie zapłacił w terminie i całość kwoty.
Bardziej mam na myśli osoby doświadczone (ale nie też gwiazdy naszej sceny :) chcące się rozwijać ale nie mające dostępu do klientów. Czasami chce się po prostu spróbować czegoś innego (np. zmierzyć się z projektem z innej branży).
To co obserwuję obecnie: kilkadziesiąt osób w Polsce współpracujące niemal na stałe z firmami i agencjami (taki pierwszy szereg). Mają obłożenia na pół roku do przodu, wyrobioną markę i w dupier dodatkowe zlecenia. Nie otwierają komputera bez zlecenie na 5-10k pln netto.
Drugi szereg - zdolni ale bez takich kontaktów
Rola "stajni" - złapania kontaktów z freelancerami, łączenie ich z klientami (czyli de facto pośrednik zleceń) ale bez wpływu na część acconcką (bue, co za słowo) i kreatywną. Tutaj i klient i freelancer działają tak samo jak zawsze.
Dodatkowo "stajnia" spełnia rolę agenta - negocjuje stawki (znając dolną granicę freelancera) i czasami pewnie udałoby sie wyszarpnąć więcej niż jedne osobie.
Kto wie jakie są różnice w stawkach między Lublinem, Poznaniem czy Szczecinem a Warszawą ten wie o czym mówię.
Dlaczego pytam się Was? Ponieważ pamiętam jak sam "freelancowałem" i ile razy zostałem oszukany na kasie, ile razy nie mogłem wbić się do jakiejś firmy bo bylem "no name", ile razy coś mi uciekło sprzed nosa bo firma nie chciała pracować z kimś malutkim bez REGONU i paru kartek oficjalnych papierów.
Mam doświadczenia z obu stron i wierzcie mi czy nie - niewiele się pod tym kątem zmieniło w Polsce od 2000 roku :) No może sa większe stawki :)
To co Wam się nie podoba i dlaczego odrzucacie taki pomysł to "związanie rąk", wpływ na kreację, "przycięcie" straszliwe na pracy freelancera przez "stajnię".