konto usunięte
Temat: myślałam, że pracownikom jest źle, a wcale jest lepiej...
Piotr K.:
Dariusz G.:Drogi Darku.
Piotr K.:
Swoją drogą jak czytam wypowiedzi Darka G. to chwilami nie dziwię się tym "okropnym" pracownikom.
proszę, proszę, czego to się człowiek nie nauczy nowego od światłych ludzi...
Na wstępie odniosę się do mojej opinii na temat Twoich wcześniejszych wypowiedzi. Otóż wynika z nich, że kompletnie nie rozumiesz prawa pracy. Pięknie cytujesz artykuły KP a w praktyce robisz wszystko odwrotnie (oczywiście ze szkodą dla pracownika i ryzykiem dla siebie) w przekonaniu, że taniej Cię to kosztuje …? Dla mnie (i jak będziesz miał jakąś kontrolę to przekonasz się, że nie tylko) to co robisz jest całkowitą „lewizną”. W świetle prawa nie ma najmniejszego znaczenia jaki sobie podpiszecie z pracownikiem „papierek”. Czy to jest umowa o dzieło, zlecenie, czy jakaś jeszcze inna umowa cywilnoprawna – nie ma znaczenia. Istotne jest w jaki sposób ten „ktoś” świadczy dla Ciebie pracę. A na marginesie … o ile taniej kosztuje Cię np. umowa zlecenia od umowy o pracę? (zlecenie piszesz na siostrę studentkę pracownika? :-)
Teraz co do rodzaju działalności. Koszt wynagrodzeń jest normalnym elementem kalkulacji działalności firmy. Jeżeli oferujesz na rynek produkt o wysokiej marży pracownik biorący udział w jego wytworzeniu może zarabiać i 1000% śr. kr. Natomiast w koszcie wytworzenia „innego produktu” wynagrodzenie (robocizna) może wynosić np. 60% śr. kr. I co … uważasz, że firmą IT inaczej zarządza się niż firmą produkującą palety?
A w kwestii mojego „Jasia” sytuacja jest nad wyraz klarowna. Ja widzę potrzebę pracy „Jasia” 1 raz w tygodniu. Jeżeli w jakichś momentach jest konieczność pracy „Jasia” 2, 3, 4 razy w tygodniu to „Jasio” przychodzi do firmy a ja legalnie mogę zapłacić mu wynagrodzenie do pełnego etatu. „Jasio” bardzo jest wtedy zadowolony. :-)
I na koniec powiem, że bardzo niepokoi mnie Twoje podejście do zarządzania w funkcji stosunku własnościowego w firmie. Nie widzę tu żadnego związku. Ryzykowanie własnymi pieniędzmi jest lepsze/gorsze od zarządzanie kapitałem firmy …?
Pozdrawiam i proponuję odejście od formuły per’ Pan. :-)
Tak w skrócie Drogi Piotrze...
po pierwsze
bardzo nie lubię jak ktoś się mnie bezinteresownie czepia,
po drugie
proszę podać sposób zawarcia umowy o pracę z freelancerem prowadzącym działalność gospodarczą (który pracę na etacie ma głęboko w poważaniu) lub z osobą zatrudnioną na etat w innym miejscu oraz z taką osobą która umowy o pracę zróżnych powodów nie chce, a praca nie jest wykonywana w siedzibie pracodawcy i nie jest to telepraca więc KP nie ma zastosowania. jak również proszę podać sposób zawarcia umowy o pracę przy realizacji jednorazowych i nieregularnych zleceń (dzieł do wykonania podpowiem). Za udzielenie prawidłowej odpowiedzi przyznaję 10 pkt i uścisk dłoni Prezesa :P
ile ludzi tyle różnych opcji i nie sprowadzajmy wszystkich do jednego mianownika - etatowca, bardzo bym prosił.
po trzecie
o ile tańsza jest umowa o dzieło czy zlecenie od umowy o pracę? dla zleceniobiorcy koszty uzyskania zdecydowanie wyższe, składki na ZUS niższe, dla pracodawcy owe składki również dużo niższe. Przy rozsądnych pieniądzach procenty zaczynają robić różnicę i to dużą. Podkreślam, że nie neguję wartości umowy o pracę, ale bardzo proszę mi nie wmawiać, że tylko umowa o pracę i nic innego bo jest to nieco śmieszne. Potrzebuję kogoś na etat - zatrudniam na etat, nie potrzebuję - to są inne formy zatrudnienia.
po czwarte
bardzo proszę czytać ze zrozumieniem. odniosłem się do stwierdzenia, że "normalne firmy" informatyka na etat nie potrzebują, co proszę wybaczyć, ale jest twierdzeniem po stokroć durnym. Nie ma znaczenia jaka jest firma, ale zależy co robi i w jakiej skali działa. I od pewnego momentu już nie tyle informatyk co dział IT jest niezbędny - bo jakże ten "jasiu" na 1/8 etatu obsłuży np. 100 stacji roboczych, sporawą serwerownię, erp-a, crm-a, intranet firmowy, sieć szkieletową i parę jeszcze innych rzeczy? Chyba, że to supermen może? A nawiązanie do produkcji palet i sprzedaży hamburgerów z przymrużeniem oka, bo owszem są takie firmy gdzie IT to dwa komputery, laptop szefa i nesotrada. I takież firmy owszem informatyka nie potrzebują.
po piąte
tak właśnie uważam, że ryzykowanie nie swoimi pieniędzmi jest prostsze niż własnymi. Zarząd teoretycznie ponosi odpowiedzialność za działanie na szkodę firmy. Ale najpierw mu to trzeba udowodnić, że rzeczywiście działał na szkodę. To osobna dyskusja, ale nie raz nie dwa wraca jak bumerang temat, że Zarządy często gęsto nie są rozliczane z wyników finansowych firmy. A w najgorszym wypadku to przecież można zostać Prezesem gdzie indziej albo zwalić na Kowalskiego z działu sprzedaży, prawda? A właściciel zostaje z udziałami wartymi 0,00 PLN dajmy na to - oczywiście specjalnie przejaskrawiam, nie mniej to właśnie właściciel/inwestor zostaje na lodzie, a nie Zarząd.
pozdrawiam serdecznie.Dariusz G. edytował(a) ten post dnia 21.01.08 o godzinie 02:28