Temat: "Kryzys" czy "Niby-kryzys" ??!?!?
tak..to jest smutne, bardzo smutne ,ze tak wiele osób dało sie omamić i otumanic wizjami szczesliwości wiecznej, ze beda tylko zdrowi, mieli prace( tylko oczywiscie w perspektywie awansujac) i zadne nieszczescia ich nie spotkaja a to co kupili to tylko bedzie drozec i drozec i drożec...np mieszkania, rynek numizmatyczny, akcje, waluty ect.
a jako ,ze sledze rynek nieruchmosci od ponad 2 lat pozwole sobie na pare uwag/ przemyslen
Zaczął sie koniec popytu inwestycyjnego na mieszkania. W 2006-2007 roku ceny rosły w szaleńczym tempie dlatego wiele osób i instytucji zakup mieszkania traktowało jako inwestycje. Teraz już nikt nie wierzy we wzrosty ( czy jakies brednie ,ze jak nie beda developerzy budowac to mieszkan nie bedzie ew cen i to szalenczych wzrostu nalezy oczekiwac z wynajmu - i to ma byc inwestycja) natomiast poddawany spekulacją jest rozmiar przyszłych spadków. Wiele mieszkań kupionych na inwestycje jest teraz sprzedawanych z obawy o szybką utratę wartości. TYLKO JUZ NIE MA CHETNYCH
Postawmy sprawę jasno - dlaczego developerzy mają problemy i grozi im bankructwo ?? - BO SIĘ NIC NIE SPRZEDAJE. Ciekawy to wniosek że jak się nic nie sprzedaje TO CENY NA UŻYWANE IDĄ W GÓRĘ ( PONOĆ EW JEST STAGNACJA :-)) - bardzo ciekawy... a o tym czytamy w desperackich treścia w jakis artykulach w prasie czy internecie. Pewnie ktoś zaraz napisze że jak zbankrutują to przestanie się budować - A KTO WAM ZNAJDZIE NOWYCH NABYWCÓW I GDZIE jak na rynku jest mnóstwo ludzi chcących opchać towar po zawyżonej cenie ?? Recesja nadciąga, podwyżek zarobków nie widać, cała Europa zaczyna odczuwać skutki kryzysu, ludzie tracą pracę .........
...uwazam ,ze Ci ,ktorzy nie sprzedali do konca zeszłego roku juz maja problemy i to szalone ze zbyciem-
tu juz nawet nie wchodzi sprawa ceny .
Pęknięta bańka medialna > Jeszcze do niedawna od 2006 roku na wszelkiej maści portalach mogliśmy przeczytać, że ceny będą zawsze rosły i to w zawrotnym tempie. Następnie pisało się o stabilizacji w okresie gdy ceny powoli spadały. Teraz gdy spadki są coraz większe pisze się o nieznacznych spadkach ( np błazny bo inaczej ich nie mozna nazwac i "eksperci" z jakis Open Finance , Expandera itp "renomowanych niezaleznych doradców pisza ,ze np ceny spadły gdzies o 1,4%- to juz nawet nie jest smieszne:-( i bardzo dobrych prognozach na przyszły rok. Oczywiście autorami artykułów [proszę na to zwracać uwagę!] są firmy, którym zależy na wysokich cenach lub nakłonieniu ludzi do zakupu mieszkania.
Pozwole sobie zacytowac kawałek art z "bankiera"
Koronnym argumentem za tym, że ceny mieszkań muszą rosnąć, jest ich poważny deficyt. Poważne firmy wyliczają, że można go szacować na około 1,5 miliona mieszkań. Niektórzy zapędzają się nawet do dwóch milionów. W ciągu tych kilku lat nie pokuszono się o sprawdzenie tej wielkości. Wszyscy przyjęli deficyt za pewnik, a twierdzenie powtarzane wielokrotnie stało się funkcjonującą `prawdą'. Jaka jest rzeczywistość? Odnośnikiem powinien tu być narodowy spis powszechny przeprowadzony w 2002 roku. Według niego statystyczny deficyt mieszkań wynosił wówczas 1,7 mln lokali. Statystyczny - to znaczy obejmował on coroczne ubytki mieszkań oraz ok. 126 tys. mieszkań do rozbiórki zarejestrowanych w narodowym spisie powszechnym. Deficyt w wysokości 1,7 mln mieszkań oznaczałby, że analitycy - na co dzień zajmujący się dogłębną analizą rynku - teoretycznie mają rację. Problem w tym, że to tylko statystyka, która jest podawana wybiórczo. Dlaczego? Otóż z 1,7 miliona mieszkań 615 tys. brakowało na wsi, a 1,089 w miastach. To ważna informacja, bo jeśli mówimy o mieszkaniach, to mamy na myśli przede wszystkimi miasta, a nie wieś. Kolejną rzeczą osłabiającą siłę tych 1,7 mln brakujących mieszkań jest fakt, że wciąż wiele mieszkań oddawanych do użytku to budownictwo indywidualne. A tam raczej nie ma mowy o 40-procentowej marży ukrytej w cenie metra mieszkania. Żeby jednak ostatecznie pogrążyć wiarygodność tych 1,7 mln brakujących wciąż mieszkań warto podać dane GUSu dotyczące liczby mieszkań oddanych do użytku od 2002 roku do końca sierpnia 2008. Jest to ni mniej nie więcej, a 825 tysięcy! Ciekawa jest też informacja podana przez GUS w czerwcu 2008 roku. Urząd szacuje mianowicie, że w końcu marca 2008 r. w budowie było 681,1 tys. mieszkań, tj. o 8,0% więcej niż w końcu marca 2007 r. Czy potrzeba jeszcze jakiegoś komentarza? Przy okazji - warto pamiętać, że przed wejściem do Unii Europejskiej miliony Polaków nie mieszkały pod mostami. W międzyczasie zaś z naszego kraju wyjechało kilkaset tysięcy ( wg mnie dobrze ponad milion ludzi!!), przeważnie młodych, rodaków. Skalę brakujących mieszkań odnajdziemy też w serwisach internetowych, gdzie znajdziemy po kilkadziesiąt a nawet kilkaset tysięcy ogłoszeń o sprzedaży mieszkań i domów. Jak zatem widać, podaż mieszkań jest - i cały czas zresztą rośnie " ja jeszcze dodam od siebie, że mamy ujemny przyrost naturalny więc z każdym rokiem tylko z tego tytułu przybywa mieszkań.
ale zeby nie byc gołosłownym- posłuze sie danymi bardziej oficjalnymi
ok 120.000 pustych w skali Kraju na rynku pierwotnym czeka bezskutecznie na nabywców- sa to dane Polskiego Zwiazku Deweloperów
na polrocze 09' ma byc ok 150.000
ok 400.000 mieszkan an rynku wtórnym- ja uwazam ze zanizone ale niech bedzie
ok 120-150.000 domów- rynek wtorny
krotko mowiac
120.000x srednio 50m2 a 6000zł/m2
400.000x 50m2 x 5000
120.000x 150m2x 4000
przyznacie Panstwo ,ze nie sa to jakies wydumane ale realne? oczywiscie na koniec roku 08'!!! wartosci ...prosze pomnozyc i dodac..wychodza wrecz astronomiczne kwoty ktorych ani jak sadze spoleczenstwo nie ma ani banki
A wynajecia jako inwestycja przy dzisiejszych umocowaniach prawnych...wynajecie komus dzisiaj mieszkania to jak chodzenie ale to po bardzo cienkiej linie- moze sie nagle okazac ze nie tylko mieszkanie zdewastowane ale i mozliwosci egzekucyjne wywalenia lokatora sa bliskie zeru...- mam namysli kontekst inwestycja- wynajem
a wszystko parafrazujac jak w starym i znanym kawale:
Jak w starym dowcipie
-Chcę znowu polecieć na Hawaje.
-A kiedy byłeś ?
-Nigdy, ale chciałem.