Marcin Nowak Handel B2B
Temat: Nowym polem globalnej konfrontacji staje się coraz...
Azjatycka beczka prochuZimna wojna przeszła już na dobre do historii. Nowym polem globalnej konfrontacji staje się coraz bogatsza Azja.
Kiedy latem ubiegłego roku w górzystym Kaszmirze na północy Indii rozbił się w czasie lotu szkoleniowego myśliwiec mig-21, przez hinduską prasę przetoczyła się fala histerycznych artykułów. - Wysłać rosyjskie migi na złom, wstrzymać loty! - krzyczeli nie tylko dziennikarze, ale i parlamentarna opozycja. W ubiegłym roku nie było zresztą miesiąca bez kilku poważnych awarii i katastrof rosyjskich myśliwców służących w hinduskich siłach zbrojnych. Paradoksalnie wstrzymanie lotów na wiekowych migach marzy się też moskiewskim specjalistom od rynku zbrojeniowego i prezesom spółek produkujących samoloty w Rosji. Przerwa w lotach oddaliłaby wizję kolejnych katastrof i zajadłej krytyki uzbrajania hinduskiej armii w rosyjski sprzęt. A dobra prasa jest potrzebna rosyjskim eksporterom broni jak nigdy dotąd, bo właśnie ważą się losy indyjskiego przetargu stulecia.
Już wkrótce rząd w New Delhi wybierze dostawcę 126 nowych myśliwców dla indyjskiej armii. Kontrakt ma opiewać na 9 mld dol., ale tak naprawdę to walka o cały hinduski rynek broni wart wielokrotnie więcej. Już dziś wiadomo bowiem, że Indie muszą znaleźć następców dla setek starzejących się migów i francuskich mirage'ów. Rosjanie tak bardzo potrzebują sukcesu, że z myślą o Hindusach odnowili znany już model mig-29, nadając mu nową nazwę: mig-35. Ale konkurencja też nie śpi. Chrapkę na ogromny hinduski rynek mają Amerykanie, oferując F-16, Francuzi z rafale, europejski koncern z eurofighterem, a nawet Szwedzi, którzy proponują leasing swoich gripenów.
Indie to obecnie jeden z najbardziej perspektywicznych nabywców uzbrojenia na świecie. Ale wspaniałe perspektywy dla zachodnich i rosyjskich producentów daje cała Azja - najszybciej rosnący rynek uzbrojenia na świecie. Niestety, to także ogromna beczka prochu z licznymi tlącymi się konfliktami regionalnymi. Według badającego światowy handel bronią sztokholmskiego instytutu SIPRI światowy rynek broni wzrósł w ubiegłym roku o 3,5 proc., osiągając wartość
1,2 bln dol. Połowa z tej sumy to wydatki na armię USA, ale prawie połowa pozostałych wydatków zbrojeniowych przypada właśnie na wschodzące mocarstwa azjatyckie. Zdaniem analityków sytuacja w Azji przypomina już teraz okres intensywnych zbrojeń zimnowojennych z połowy lat 80.
Paradoksalnie azjatycki wyścig zbrojeń w największym stopniu nakręcają Amerykanie. Wprowadzanie przez pierwszą potęgę militarną świata do swoich arsenałów nowych rodzajów uzbrojenia wywołuje w Chinach, Indiach i Arabii Saudyjskiej nowe ambicje i chęć dorównania Ameryce. Albo - jak w Iranie - pokazania, że w razie konfliktu nie będą siedzieć z założonymi rękoma. Azja nie jest jednak regionem jednolitym - między czołowymi graczami regionu panuje ostra konkurencja podbudowana dodatkowo starymi urazami i zadawnionymi konfliktami. Wyjątkowo dobra koniunktura gospodarcza i boom na surowce pozwalają politykom z krajów azjatyckich wydawać na broń miliardy dolarów bez ryzyka wywołania większych kłopotów gospodarczych.
Rywalizacja gigantów
Analitycy zajmujący się bezpieczeństwem międzynarodowym są zgodni
- najbardziej zacięta będzie w przyszłości rywalizacja Indii i Chin. Oba mocarstwa na razie koncentrują się na innych problemach, ale już raz toczyły wojnę i ciągle spierają się o granice w Himalajach. Konflikty o górskie przełęcze są jednak drobiazgiem w porównaniu z przyszłą rywalizacją o prymat w Azji. Gospodarki obu mocarstw rozwijają się w szalonym tempie i obie nacje rozpoczęły już konkurencję nie tylko o rynki zbytu, ale i dostęp do surowców. Oba azjatyckie supertygrysy łakomie patrzą na Afrykę i poradziecką Azję Środkową.
Obszarem konfliktu może stać się także Ocean Indyjski, uważany przez Indie za ich wewnętrzny akwen. Tymczasem Chińczycy wybudowali bazy morskie w Pakistanie i Birmie, stawiają stacje radarowe na birmańskich wyspach w pobliżu indyjskiego wybrzeża i rozmawiają o zainstalowaniu bazy wojskowej na Seszelach. Jednocześnie Pekin prowadzi ekspansję gospodarczą i polityczną w Afryce, z powodzeniem obłaskawiając afrykańskich przywódców. - Chińczycy myślą perspektywicznie. Konsekwentnie budują potęgę morską, bo ich flota będzie miała na celu zabezpieczenie chińskich interesów w Azji i Afryce - mówi Peter Croll, specjalista od światowych zbrojeń z instytutu BICC w Bonn.
Chiny rozbudowują swoją flotę i lotnictwo (obecnie pracują nad myśliwcem piątej generacji, będącym odpowiednikiem amerykańskiego supermyśliwca
F-22) i w przeciwieństwie do Indii nie tylko uniezależniają się od importu uzbrojenia z Rosji, ale same są już liczącym się eksporterem broni. W ubiegłym roku Chińczycy sprzedali uzbrojenie za ponad miliard dolarów, głównie do krajów objętych międzynarodowym embargiem, lub tam, gdzie toczą się konflikty zbrojne - do Birmy, Nepalu, Pakistanu i państw afrykańskich.
Oczywiście Hindusi nie patrzą na chińską ekspansję bezczynnie. Również rozpoczęli wielką modernizację swojej floty. Do końca tego roku Indie wypożyczą rosyjski atomowy okręt podwodny klasy Akuła II, a za dwa lata same mają produkować łodzie podwodne o napędzie nuklearnym. W arsenale hinduskiej floty ma się znaleźć również zmodernizowany rosyjski lotniskowiec. Delhi wzorem Pekinu stawia na zamorskie bazy - mają powstać na Madagaskarze i Mauritiusie.
Broń to świetny interes
Z hinduskiego głodu na broń korzysta nawet Polska. Nasz największy producent uzbrojenia, Bumar, wysłał właśnie do New Delhi delegację, która ma negocjować przyszłe kontrakty zbrojeniowe. - Indie to dla nas bardzo ważny rynek. Sprzedajemy tam dużo naszych wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3. Wartość sprzętu sprzedanego przez naszą firmę do tego kraju w ostatnich trzech latach wynosi około 300 mln dol. - Jest to rynek niezwykle trudny ze względu na ostrą konkurencję - mówi Janusz Walczak z Bumaru.
W cieniu rywalizacji olbrzymów tlą się dawne konflikty mniejszych, ale równie ambitnych graczy azjatyckiej sceny. Swoje budżety wojskowe po kryzysie gospodarczym końca lat 90. zwiększają znowu Indonezja, Malezja i Wietnam. Malezja kupiła niedawno m.in. 48 polskich czołgów PT-91 Twardy. W odpowiedzi na malezyjskie ambicje do nowych zakupów przygotowują się także jej sąsiedzi - Tajlandia i Indonezja.
Znacznie groźniejszy od sporów na południowo-wschodnim krańcu kontynentu jest trwający pół wieku konflikt indyjsko-pakistański. Pakistan jest słabszym, ale groźnym, bo mniej stabilnym i posiadającym głowice jądrowe rywalem Indii. Muzułmański Pakistan był do tej pory głównym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie, ale Waszyngton powoli traci cierpliwość do rządzącego w Islamabadzie generała Muszarrafa. Nie tylko nie potrafi on poradzić sobie z islamskimi fundamentalistami, ale zacieśnia sojusz z Chinami i prowadzi politykę konfrontacji z Indiami. Pod koniec sierpnia USA zaproponowały Indiom współpracę w dziedzinie energetyki jądrowej. Amerykanie chcieliby też wygrać przetarg na myśliwce.
Próby zbliżenia z Indiami mają na celu zapobieżenie powstaniu wielkiego sojuszu Indii, Rosji i Chin. Azjatycki pakt byłby prawdziwym zagrożeniem dla amerykańskich interesów w świecie, jednak jego utworzenie to wciąż tylko futurologia polityczna. - Chiny mogłyby łatwo zdominować taki blok i stać się jego liderem, dlatego w najbliższym czasie próżno liczyć na sojusz Pekinu z New Delhi - uważa Ashok Mehta, emerytowany generał, obecnie hinduski analityk wojskowy.
Takim samym problemem, jaki dla Indii stanowi niestabilny Pakistan, dla Chin pozostaje niepokorny Tajwan. Pekin nie zamierza zmieniać swojej polityki i uznaje wyspę za własną zbuntowaną prowincję. W myśl oficjalnej doktryny nie wyklucza interwencji zbrojnej na Tajwanie i przyłączenia wyspy siłą do macierzy. - W zasadzie chińska armia jest modernizowana z myślą o Tajwanie w roli głównego przeciwnika
- uważa Peter Croll. Dlatego taki nacisk stawiany jest w Chinach na produkcję i zakup amfibii desantowych, fregat i niszczycieli, lotnictwa (najnowocześniejsze myśliwce chińskie stacjonują właśnie naprzeciw Tajwanu), a przede wszystkim baterii rakiet wycelowanych wprost w wyspę.
Tajwan nie pozostaje dłużny. Zdaniem analityków jego flota jest silniejsza od dużo liczniejszych sił morskich Chin kontynentalnych, głównie dlatego, że jest uzbrojona w amerykański sprzęt. Potęgę morską Chin ogranicza również bardzo silna Japonia. Tokio już niejednokrotnie dawało do zrozumienia, że w rywalizacji azjatyckiej nie zamierza stać z boku.
Pęczniejące budżety
Japończycy wydają na swoje stosunkowo niewielkie (250 tys. ludzi) siły zbrojne ogromną kwotę 45 mld dol. rocznie (to znacznie więcej niż oficjalnie deklarowane wydatki Chin na ponad 2,5-milionową armię). W dodatku Japonia, przez lata korzystająca z amerykańskiej pomocy wojskowej, staje się coraz
bardziej niezależna od USA i większość rodzajów broni rozwija i produkuje już samodzielnie.
Spokój w Azji będzie zależał od równowagi pomiędzy największymi lokalnymi potęgami. Problem w tym, że ich ambicje wynoszą stan równowagi na coraz wyższy poziom. Prym w tej konkurencji wiodą Chiny, które nie kryją, że ok. roku 2020 będą przeznaczać na zbrojenia połowę wydatków USA, czyli ok. 260 mld dolarów. Argumentują to koniecznością zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tyle tylko że świat wcale nie stanie się dzięki temu bezpieczniejszy.
Współpraca Michał Kuź
Michał Kacewicz
http://www.newsweek.pl/wydania/artykul.asp?Artykul=21997