Temat: PRZYCZYNY porażki przy wdrożeniu CRM
Cześć! Zgadzam się w 100% z Konradem, ze to „temat-rzeka” i nie jedną pracę magisterską na ten temat by się napisało. To może tak w ramach rozrywki niedzielnej wymienię kilka pozycji, z którymi można w miarę często się spotkać. :-) Jak na razie skupie się na pytaniu: dlaczego klient „niby chciał, a jednak nie kupuje” systemu IT (w tym przypadku CRM)…?
Klasyczne brudne i brzydkie sztuczki sprzedażowe:
1. Klient tak naprawdę w ogóle nie miał zamiaru niczego kupować. Jeżeli już – to na pewno nie w tej chwili. Zapisuje wszystko na karteczkach lub w ślicznych excel’ikach, napisanych 10 lat temu, i świetnie mu idzie. Ale i owszem strategicznie, „może za parę lat by się coś przydało”. Ty stajesz na uszach wyłażąc z siebie, robiąc (przepraszam za wyraz) „oczojebne” demo systemu, próbujesz to wciskać poniżej kosztów (konkurencja puka się w czoło i wraca do domu). A tak naprawdę – w ogóle nie powinno Cię tu być, bo tu po prostu NIKT NIECZEGO NIE KUPUJE. Twój błąd – dałeś ciała na etapie wczesnej kwalifikacji prospect’a, za bardzo dałeś się nabrać np. na „upozorowane zaangażowanie” z drugiej strony.
2. Klient ma już wybrane rozwiązanie, wie kto będzie dostawcą i bardzo się z tego cieszy, i również jest proste i jasne jak światłowód, że ten dostawcą - to NIE TY. Natomiast klient może użyć Ciebie z Twoimi demami i dyskontami jako świetny „straszak” na wybranego dostawcę – tylko i wyłącznie po to żeby ostro na samym końcu ściąć cenę.
3. Jeżeli sprzedaż jest z partnerem, może się okazać, że partner wciska klientowi zupełnie co innego, a rozwiązanie proponowane przez Ciebie używa jako „przynęty”, która będzie odstawiona w kąt we właściwym czasie. W momencie kiedy już wiesz że to nie o Twoj system chodziło, partner stwierdza coś w stylu „no cóż, klient wybrał to czego w tej chwili bardziej potrzebował, - nie można go za to winić”. Po czym udajesz się upijać na smutno. :)
Shit happens:
1. Odnosisz wrażenie, że po stronie klienta wszyscy pokochali Twój produkt od pierwszego wejrzenia. Aczkolwiek – projekt nie ma sponsora wiec nie dziw się, że początkowy entuzjazm „rozchodzi się” po kościach. Ktoś musi to „przepchać” na poziomie upper-management’u lub zarządu. Nie ma sponsora = nie ma kasy. Nie ma sponsora – wszyscy będą dalej kochać „platonicznie” Twój system, ale nie przybliży to Cię do sprzedaży ani na krok.
2. Klient rzeczywiście nie widzi (nie czuje) potrzeby w zakupie Twojego produktu. Radzi sobie teraz i niestety widać, że bozia nie dała mu umiejętności myślenia strategicznego. A jeszcze jak będą mieli na etacie jakiegoś mistrza „cięcia kosztów”, który uważa, że „Excel do tej pory wystarczał”, i że „nie damy się wyrolować wam, cholernym naciągaczom od konsultingu” (kiedyś osobiście usłyszałem coś takiego na spotkaniu z klientem) – tu raczej nie wiele wskórasz. Jeżeli wśród osób decyzyjnych jest ktoś kto panicznie boi się zmian – cudów się nie spodziewaj.
3. Osoby zaangażowane w projekt ze strony klienta (np. dział IT) traktują Ciebie i Twój produkt jako karę boską i zagrożenie dla swojej pozycji w firmie/stołka - więc po cichu robią wszystko, żebyś swoim durnym projektem nie zakłócał im świętego spokoju.
4. W firmie klienta jest mocny dział IT dedykowany do innego systemu informatycznego SAP, IFS lub whatever jeszcze. Ty ze swoim milusińskim systemem informatycznym niestety właśnie wchodzisz na ich działkę. Wiedzą że to co proponujesz jest bardzo dobre, ale niestety – zabiera to im kawał chleba powszedniego i obniża ich pozycję w firmie. Zgadnij czy będą „lobować” za wdrożeniem Twojego systemu, czy przeciw? ;)
…Nie wiem – może starczy na pierwszy raz. Panie i Panowie – może ktoś coś jeszcze uzupełni na tej liście? A jeszcze pozostaje druga duża działka: „czemu dzieje się tak, że ktoś zaczął wdrażać i się nie udało”?...
Pozdrawiam cieplutko,
Aleks