![Tomasz Dulewicz](https://static.goldenline.pl/user_photo/031/user_184351_9b7762_basic.jpg)
Tomasz Dulewicz Coach, trener
Temat: Dlaczego coaching nazywam sztuką możliwości?
Dlaczego coaching nazywam sztuką możliwości?Na to pytanie odpowiem później. Teraz zadam pytanie Tobie:
Czy możliwe jest, żeby:
- pewien Afrykańczyk postanowił wygrać puchar świata w skokach narciarskich;
- w sytuacji, gdy nie ma skoczni narciarskiej, nart, ani nawet śniegu;
- nie ma trenera, ani jakiegokolwiek ośrodka w którym mógłby trenować;
- wszyscy się z niego śmieją;
- a on po kilku latach treningów bez nart, skoczni i śniegu, jedzie na zimowe igrzyska olimpijskie, ustala rekord skoczni i o mały włos nie zdobywa złotego medalu?
Myślisz, że coś takiego mogłoby się wydarzyć naprawdę?
Zanim powiesz „NIE”, opowiem Ci o 4 Jamajczykach, którzy dokonali czegoś równie „niemożliwego”.
Wiesz na czym polegają wyścigi bobslejów?
Przypomnę Ci. Dwóch lub czterech zawodników wbiega na tor lodowy pchając bobslej – takie zabudowane sanki na płozach. Potem do nich szybko wskakują i mknął z zawrotną prędkością w dół toru. Wygrywa ta ekipa, która najszybciej dotrze do mety.
Słyszałeś o filmie „Reggae na lodzie”?
Film opowiada o zespole jamajskich bobsleistów, którzy postanowili dojść do mistrzowskiej formy w tym sporcie nie mając żadnego doświadczenia, pieniędzy, co więcej nie mając nawet bobsleja, ani lodu. Film przedstawia owych sportowców, jako słodkich nieudaczników, którym dopisuje szczęście. Jednak w rzeczywistości ludzie ci byli bardzo poważni i rozsądni.
W wielu europejskich państwach bobsleje są bardzo popularnym sportem o wieloletniej tradycji. Dziesiątki lat doświadczenia narodowych reprezentacji, miliony Euro wydawane na reprezentację, dziesiątki trenerów, fizjologów, konstruktorów bobslejów i specjalistów od ostrzenia płóz pracuje na sukces zawodników.
Kiedy Ci ludzie usłyszeli, że zamierza ich pobić kilku Jamajczyków, nie mających bobsleja, ani nawet lodu do trenowania, o mało nie pękli ze śmiechu. Z dumą na twarzy wyśmiewali Jamajczyków.
Jamajczycy natomiast pierwsze treningi odbywali jeżdżąc skonstruowanymi przez siebie wózkami po pochyłych i krętych ulicach miast. Później ćwiczyli w zbudowanym przez siebie bobsleju, jeżdżącym po żelaznych torach.
Wszystkie zarabiane pieniądze inwestowali w wyjazd na olimpiadę i zakup bobsleja.
W 2004 roku ich najwyższy w historii budżet wynosił 40 tys. dolarów, co wystarczało na opłacenie przelotu na igrzyska i zakup strojów. Mogli zapomnieć o zatrudnieniu jakichkolwiek ekspertów.
Wiesz jakie były efekty startów Jamajczyków?
- w 1988 roku w swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich w Calgary, zajęli ostatnie miejsce;
- w 1994 roku pokonali obydwie drużyny USA, Rosję, Francję, Włochy;
- w Nagano w 1998 roku też wyprzedzili wiele drużyn, m.in. Polaków;
- w 2000 roku zdobyli złoty medal Mistrzostw Świata, ustalając rekord świata w prędkości startu bobslejem
- w 2001 i w 2002 pobili ten rekord, wygrywając kilka zawodów Pucharu Świata, o mało nie zdobywając medalu olimpijskiego
Co wtedy mówili zawodowcy z Europy i USA?
„Nie mam pojęcia jak oni pobili ten rekord...”
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta.
Jamajczycy wynaleźli ten sport na nowo. Poszli całkiem inną drogą niż wszyscy bobsleiści na całym świecie.
Zawodowcy zastanawiali się w jaki sposób ostrzyć płozy, żeby skrócić czas przejazdu i 0,01 sekundy.
Jamajczycy uznali, że to nie ma sensu. W ten sposób uda im się skrócić czas maksymalnie o kilka setnych sekundy. A zwiększając prędkość pchania bobsleja na starcie, mogą skrócić przejazd o wiele więcej.
Zawodowcy odchudzali się, żeby ważyć jak najmniej.
Jamajczycy budowali mięśnie, żeby biegać jak najszybciej na starcie i mieć siłę pchać boba. W efekcie byli bardzo dobrze zbudowanymi atletami, ważącymi wiele więcej niż zawodowcy postury Adama Małysza.
Jamajczycy trenowali wydolność płuc nurkując w morzu. Żadnemu zawodowcy to nawet nie przyszło do głowy. Zawodowcy mieli swoich fizjologów, którzy planowali ich treningi oraz pożywienie co do kalorii.
Jamajczycy robili wszystko w sposób w jaki nikt nigdy wcześniej tego nie robił.
Jak sami twierdzą próbowali nowych rzeczy, bo nie wiedzieli co jest niemożliwe. Dzięki temu odkrywali nowe wymiary i aspekty swojego sportu. Osiągali sukcesy, bo trenowali jak nikt inny nie trenował.
Czego uczy ta historia?
Jak trenować jazdę bobslejem? Nie.
Uczy umiejętności pokonywania trudności, osiągania rzeczy niemożliwych. Uczy tworzenia sobie możliwości. Tworzenia sobie nowych dróg.
- Jaka jest najkrótsza droga pomiędzy dwoma punktami? – zapytałem mojego siostrzeńca.
- To proste. Linia prosta – odpowiedział.
- Na lekcji matematyki może tak jest, ale nie w życiu codziennym – dodałem. - Często najkrótszą odległością pomiędzy dwoma punktami jest... łuk.
Spróbuj przejechać przez duże miasto w godzinach szczytu, najkrótszą drogą.
Co się stanie?
Utkwisz w korku, bo wszyscy pojadą najkrótszą trasą. Czasem szybciej jest pojechać jakąś okrężną, ale przejezdną drogą.
Możesz się zastanawiać jak jechać szybciej w korku. Możesz jak europejscy zawodnicy doskonalić to, co robią wszyscy.
Możesz też, zostawić ich w tyle i pojechać inną drogą.
Na początku może być trudno, bo możesz obrać złą drogę, ale będziesz próbował i próbował. Możesz wjechać w ślepą uliczkę – będziesz musiał zawrócić i pojechać raz jeszcze. Lecz w ten sposób w pewnym momencie odkryjesz dobrą, przejezdną drogę, którą będziesz jeździł szybciej, bo będziesz omijał wiele problemów.
Ludzie z czystego lenistwa i pozornej łatwości osiągnięcia celu – wybierają najkrótszą drogę. Co jednak się stanie, gdy tą drogą postanowią pójść wszyscy ludzie?
- Zakorkuje się.
- Jedni przed drugimi będą się ścigać. Jedni drugich będą deptać.
- Napotkawszy pierwsze przeszkody wielu załamie się. Podda się. Zrezygnuje z dalszej drogi, ze swojego celu.
- Nieliczni przebrną przez trudną drogę, stąpając po... trupach.
c.d.n.