Jarosław
Żeliński
Analityk i
Projektant Systemów
Temat: Czyżby Strategia Błękitnego Oceanu umarła?
Henryk M.:
Jarek Żeliński:
Ja z tego powodu właśnie (z czym się dla odmiany nie zgadza 99% programistów i analityków IT) uważam, że najgorszy sposób na zbieranie wymagań na oprogramowanie, to pyta przyszłych użytkownika co by chcieli.. i tu chyba się zgodzisz, patrząc na to co piszesz :)
Jarku,
Być może nie do końca rozumiem to, co napisałeś, być może dokonałeś skrótu myślowego. "piję" do tego, że dla mnie (jako osoby działającej w branży IT od ponad 26 lat) najgorszym sposobem na zbieranie wymagań na oprogramowanie było i jest wymyślanie togo, co "ma być" i nie pytanie przyszłych użytkowników, co by chcieli uzyskać. Z analitykiem, który "wie lepiej", co ma być nie rozmawiałbym w ogóle, tylko od razu odesłałbym, skąd przyszedł.
Moim zdaniem wiele projektów, w których miało powstać oprogramowanie dedykowane poległo, bo dopuszczono do tego, by bardzo szczegółowy opis wymagań wykonał przyszły użytkownik. To nie ma sensu z dwóch podstawowych powodów w tych sytuacjach:
- jeżeli sponsor projektu to pracodawca, jego podwładni mają inny cel niż on: np. zachować status quo
- jako "niespecjaliści" mają wymagania oparte na własnym doświadczeniu, jeżeli ma powstać coś nowego to po prostu nie powstanie bo niby dlaczego? (burza mózgów to mit http://it-consulting.pl/autoinstalator/wordpress/2011/...
Miernik? W 100% przypadków, gdy miałem okazje widzieć pierwotna specyfikacją wymagań jako efekt życzeń użytkowników, ostateczny i na prawdę przydatny produkt (o ile zdołał powstać) nie miał nic wspólnego z pierwotną specyfikacją wymagań, więc po co powstały?
Przykład Forda (robiłby konie) czy początki ery lotnictwa (samoloty machające skrzydłami) są tego dobitnym przykładem.
Użytkownicy, ogólniej - klienci, oczekują określonych wartości (można je nazywać korzyściami), a nie samego produktu (w tym przypadku: oprogramowania).
Moim klientem nigdy nie jest użytkownik oprogramowania, bo kiedy to przyszły Użytkownik jest sponsorem projektu? Kto ma odnieść korzyści z nowego narzędzia pracy? Pracodawca czy jego podwładny? Wyobrażasz sobie specyfikowanie wymagań na system wynagrodzeń jako listę życzeń pracobiorców? Znamy to ze związków zawodowych...
Dlatego rynek ICT jest teraz tak dynamiczny.
Zawsze był...
Dlatego BOS jest - moim zdaniem - wartym uwagi podejściem ze względu na koncentrację na wartości z punktu widzenia klienta.
Kto i czym tu jest klientem?
Oczywiście, jest margines na kreatywność i pomysłowość analityków, którzy mają za sobą duże doświadczenie i mogą podpowiedzieć użytkownikowi/klientowi to i owo. Natomiast z analitykami, którzy sami wiedzą najlepiej, "jak ma być" nie rozmawiam i nie współpracuję od ponad 10 lat. To dinozaury z poprzedniej epoki, przynajmniej dla mnie.
takich też nie lubię, ja realizuję zawsze wymagania sponsora projektu, firmami kierują ich zarządy a nie operatorzy maszyn, recepcjoniści czy fakturzyści... z całym szacunkiem dla ich pracy, to nie oni odpowiadają za zarządzanie...
Tak przy okazji: sam zauważam, jak bardzo muszę zmienić swoje podejście do analizy wymagań. ostatnio projektuję rozwiązania (aplikacje) na sprzęt mobilny (przede wszystkim smartfony) i zauważam, jakim obciążeniem jest dla mnie wieloletnia praktyka i zdobyte doświadczenie przy projektowaniu i wdrażaniu bardzo dużych rozwiązań korporacyjnych. Tu się liczy trafienie dokładnie w punkt - poprzez dostarczenie "w trybie pilnym" wartości, jakiej oczekuje klient/użytkownik. I nie ma żadnego znaczenia, że rozwiązanie może mieć 10, 20 lub więcej dodatkowych funkcjonalności, czy też może być "łatwo kastomizowalne" :o) Tu widzę spory obszar dla zastosowań typu BOS.
Ja zaś osobiście nie widzę różnicy pomiędzy aplikacją na smartfona i na PCta, też je projektuję... Wymagania pozostają, zmieniają się ograniczenia...
Przyjmuję jednak, ze możesz mieć rację Jarku, na przykład w kontaktach z użytkownikami w dużych firmach (korporacjach), dla których podstawową wartością jest wypłata "za obecność w pracy", a nie za kreatywność. Od takich użytkowników nie spodziewałbym się sensownych propozycji (żartuję).
Nie żartuj, ironizowanie też nie pomaga, duże korporacje zaś, to tylko pewna specyfika podobnie jak duże urzędy. Nie zapominaj, że te duże korporacje, jakie by nie były, jednak nie są bankrutami. (ale daleko mi też do pochwalania metod w jaki wiele z nich zarabia).
Niezależnie od tego co tu napiszemy, jest bardzo prosty miernik jakości analizy wymagań i projektowania (niezależnie od tego czy projekt jest informatyczny, organizacyjny czy inny): zgodność pierwotnego projektu z tym co w ostateczności powstanie - to uczy pokory. Wszelkie gadanie, że projekt ma prawo się zmieniać w moich oczach stanowi tyko wytłumaczenie złego projektowania. Zastanów się dlaczego maszyn tokarskich nie projektują tokarze, dlaczego samochodów nie projektują taksówkarze, dlaczego samolotów nie projektują piloci.... to na prawdę ma głęboki sens. Jedyne co projektują użytkownicy to np. garnitur na miarę u krawca ale bardzo często albo jest z szablonu albo bywa tragedią estetyczną.... Owszem należy zapytać pilota czy tokarza o to gdzie dla niego wygodniej będzie umieścić np. prędkościomierz, ale nie dyskutujemy z nimi czy w ogóle go umieścić, narzucamy im to.
Wydaje mi się, że być może obserwujemy te same zjawiska na rynku a inaczej interesujemy ich źródła...
P.S.
A tak z ciekawości: kto wg. Ciebie powinien opisać wymagania na oprogramowanie do rejestracji czasu pracy? (przypomnę, że aktorami są w tu niemalże w 100% Ci, których czas pracy jest rejestrowany...)Jarek Żeliński edytował(a) ten post dnia 03.02.13 o godzinie 23:50