Wojciechowski
M.
Psycholog biznesu |
szkolenia &
consulting sprzedaży
Temat: Słów kilka o tym, o czym myślimy dopiero po fakcie
Powodzenie projektów szkoleniowych- czyli słów kilka o tym, o czym myślimy dopiero po fakcie.
Każdy z nas w którymś momencie swojej kariery zawodowej wysłany został (lub też pod wpływem ambicji i chęci samodoskonalenia sam się wysłał) na szkolenie. Wracamy z niego z głową dwa razy większą od nowo nabytej wiedzy, wspaniałych pomysłów oraz naładowani siłą i motywacją do ich realizacji. Rozpiera nas energia, nie możemy doczekać się rzucenia w wir pracy, aby wypróbować wszystko to, czego się nauczyliśmy. Jesteśmy jak nowo narodzeni! Tyle w teorii. A jak ma się do tego praktyka? Dlaczego zdarza się, że pomimo najlepszych wykładowców i najciekawszego programu wracamy do pracy ze stanem naszej wiedzy niewiele większym?
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Pięknego, słonecznego, ciepłego dnia podchodzi do nas szef i z triumfalnym uśmiechem na twarzy oznajmia nam, że jedziemy na super szkolenie. Wybitni trenerzy, tematyka w 100% odpowiadająca temu, co robimy i co lubimy robić. My słysząc za oknem radosny świergot ptaszków z dumą stwierdzamy, że kierownictwo w końcu doceniło trud naszej pracy, że jednak widzą w nas potencjał (a kto wie? Może nawet szykują jakiś awans?). Życie jest piękne. Z niecierpliwością odliczamy dni … I w końcu nadeszła godzina 0. To już dzisiaj. Wstajemy z łóżka, odsłaniamy okna i co widzimy? Czarne chmury, rzęsisty deszcz… Ale to nic. Taki drobny szczegół nie zepsuje nam w końcu tego, na co tak długo czekaliśmy :) Zanosimy więc nasze bagaże do auta i ruszamy! Tylko dlaczego od dwóch godzin stoimy w tym korku poruszając się z zawrotną prędkością 20 metrów na godzinę?
W końcu dojeżdżamy na miejsce. Zajęcia zaczęły się dwie godziny temu, więc zostawiamy wszystko w samochodzie i biegniemy na salę. Przemoknięci, zmęczeni i z lekka zirytowani trafiamy w końcu na miejsce. Wchodząc na salę oczywiście nie możemy uniknąć spojrzeń innych uczestników. Nawet im się nie dziwię. W końcu wyglądamy jak nieszczęście. Siadamy gdzieś na tyłach i koncentrujemy się na wiedzy, która trener nam przekazuje. Tylko dlaczego te krzesła są takie twarde… Po 15 minutach nasza koncentracja osiąga nieznane przez nas dotychczas poziomy. Niestety nie na części merytorycznej szkolenia, lecz na przeżyciu kolejnej minuty na tym przeklętym krześle!
Przerwa! Tak! Tego potrzebowaliśmy! Wstajemy i prostujemy kości. Czas napić się kawy. Nawet niezła. Gdyby nie fakt, że kolorem przypomina bardziej herbatę. Korzystając z chwili zanosimy bagaż do pokoju i stwierdzamy, że ktoś już w pokoju się zameldował. Ciekawi tego, z kim przyjdzie nam dzielić pokój w najbliższym czasie wracamy na szkolenie.
Niespodzianka! Okazuje się, że będziemy mieli kolejną okazję, aby poćwiczyć naszą koncentrację – do niewygodnych krzeseł dołączyła awaria klimatyzacji. Zastanawiamy się czy prędzej umrzemy z powodu uduszenia, czy może jednak zwariujemy od bólu pleców.
Ale jednak jakoś dotrwaliśmy do końca dnia pierwszego. Pragniemy tylko wrócić do pokoju, wziąć szybki prysznic i położyć się spać. Otwieramy drzwi, a tam szczerząc zęby w uśmiechu godnym Prezydenta Stanów Zjednoczonych nasz współlokator wyciąga z torby flaszkę. I jak tu nie wypić…
Budzimy się rano dnia następnego nie do końca wiedząc ani gdzie jesteśmy, ani co tam robimy. Jednak po chwili przypominamy sobie część wydarzeń ostatniej nocy i zdajemy sobie sprawę z tego, że dzisiaj czeka nas kolejny dzień walki z bólem kręgosłupa, warunkami godnymi tropiku panującymi na sali oraz dodatkowo kaca mordercy….
Tak! Przeżyliśmy! W końcu wracamy do domu, gdzie odpoczniemy! I nawet nie przeszkodzi nam w tym ulewa, burza i korek w którym stoimy od trzech godzin. Wracamy wieczorem i kładziemy się natychmiast do ciepłego, wygodnego, przytulnego łóżka (przy okazji przypominając sobie, że łóżko hotelowe strasznie skrzypiało i wystawała z niego sprężyna, która radośnie uwierała nas w lewy bok).
Przychodzimy do pracy uśmiechnięci, ponieważ w końcu po dwóch dniach mordęgi wyspaliśmy się jak ludzie. Dodatkowo znowu wyszło słoneczko i można powiedzieć, że jest całkiem sympatycznie. Szef widząc nasz uśmiech podchodzi, klepie nas po plecach i radosnym głosem mówi „Nooo… Widzę zapał do pracy i głowę pełną pomysłów wymalowane na twarzy! Już planujemy kolejne szkolenia dla Ciebie!”
A my widzimy nadciągające chmury…
Krzysztof Sulewski
http://www.bizneskonferencje.pl
Marek W. edytował(a) ten post dnia 04.11.08 o godzinie 23:20