Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Czekoladowa twarz Chińczyka. Co jedzą chińczycy.

Czekoladowa twarz Chińczyka. Co jedzą Chińczycy.

Autor: Jacek Strzelecki

Rozwój gospodarczy chińskiej gospodarki pociąga za sobą zmiany w sposobie odżywania się i rodzaju pożywienia Chińczyków. Coraz chętniej sięgają do specjałów kuchni z innych krajów. Prawdziwą furorę robi czekolada, chleb i polska wódka.

Co jedzą Chińczycy? Najlepiej charakteryzuje to następujący dowcip. Chińczycy jedzą wszystko, co ma nogi, a nie jest stołem, fruwa, a nie jest samolotem, pływa, a nie jest łodzią podwodną. Jedzenie dla każdego człowieka ma ogromne znaczenie, a dla Chińczyków ma wymiar jedyny w swoim rodzaju. Głód wiele razy dziesiątkował ludność Państwa Środka, z tego to powodu umierało miliony ludzi. Od wieków dla Chińczyków najważniejsze było najeść się do syta i jak najsmaczniej. Do dziś w południowych prowincjach Chin zamiast tradycyjnego „Dzień dobry” usłyszy się jako powitanie „Czy już jadłeś?”. Najeść się, a do tego wyśmienicie, to element prestiżu i pozycji w społeczeństwie. W Chinach od zawsze popyt na żywność był na wysokim poziomie, a jej spadek albo jej brak spędzał sen z powiek chińskich władców. Obecnie rozwój gospodarczy Chin powoduje, że Chińczycy jedzą więcej i chętnie poznają nowe produkty żywnościowe. Ich ostatnim odkryciem jest czekolada. Wzrost jej spożycia liczony jest rok do roku w dziesiątkach procent. Tak duże zainteresowanie wywołało ogromne zamieszanie w branży cukierniczej na całym świecie. Bowiem chiński popyt na czekoladę wprowadził w kłopoty plantatorów ziaren kakaowca, którzy dla ustabilizowania rynku podnieśli jego cenę o kilkadziesiąt procent. I wygląda na to, że nawet to nie jest w stanie zrazić Chińczyków do zaspokojenia swoich słodkich zachcianek.

Pure distilled water i inne hity

Na początku reform gospodarczych nie istniał rynek konsumenta, lecz producenta. Oferta była bardzo skromna i ograniczała się do podstawowych chińskich produktów. W celu jej rozszerzenia chińskie firmy wprowadzały na rynek nowe – według własnego pomysłu – produkty. Dopiero jednak pojawienie się zagranicznej konkurencji otworzyło Chińczykom oczy i dało nowe możliwości. Jogurty owocowe były towarem, które szturmem zdobyły chińskiego konsumenta. Firmy z branży mleczarskiej miały zagwarantowany sukces od pierwszego dnia. Później Chińczycy odkryli masło, ser żółty, śmietanę. Bo choć hodowali krowy i pili mleko krowie, to nie zdawali sobie sprawy, że da się tyle z niego zrobić. Jak grzyby po deszczu na rynku pojawiły się chińskie wersje jogurtów i innych przetworów mlecznych. Chińczycy się nimi zachwycali, a cudzoziemcy po pierwszym razie już nie chcieli więcej próbować. Dziś oferta jest duża. Wciąż na rynku jednak pojawiają się nowe produkty, zarówno chińskie, jak i zagraniczne.
Hitem lat dziewięćdziesiątych była chińska woda mineralna. Choć na rynku już były Coca-Cola, Pepsi Cola, napoje gazowane, soki owocowe, kawa i herbata w puszkach lub butelkach, mleko sojowe, to nie było wody mineralnej. Chińczycy nie mieli nawyku picia czystej wody, w taki sposób, jaki mają ludzie Zachodu. Chińscy producenci odkryli dla siebie nowy obszar. Kreatywność i oryginalność Chińczyków nie zna granic. Uznali, że najlepsza dla zdrowia jest woda destylowana, ta sama co do akumulatorów. Chińczycy byli zachwyceni, a cudzoziemcy pili, bo nie mieli innego wyboru. Dopiero oferta zagranicznych firm nie tylko ulżyła cudzoziemcom, ale zmusiła chińskich producentów do poprawy jakości wody mineralnej. Została ona w końcu wzbogacona minerałami. Mimo szerokiej oferty wód chińska „mineralka” trzyma się mocno.
Telewizja jest potężnym środkiem oddziaływania. W Chinach jest także źródłem inspiracji dla branży spożywczej. Filmy i seriale amerykańskie pokazały Chińczykom takie rzeczy jak hamburgery, hot dogi, pączki czy guma do żucia. Ci zaś wszystkie te rzeczy twórczo przenoszą na własny grunt. Pączek z parówką, chińska kawa, cukierki tłuste i twardsze niż diament i guma do żucia, z której nie da się zrobić balona, ale można zakleić usta raz na zawsze. A gdyby zachciało się chińskiej kawy, to, jak mówił pewien cudzoziemiec, lepiej napić się wody z kałuży w centrum miasta. Te iście nowatorskie pomysły produktów spożywczych są trudne do przyjęcia przez cudzoziemców (choć są i tacy, którym smakują i je uwielbiają), a Chińczycy się nimi zajadają i wypijają miliony litrów.

Gruby portfel i epidemia

Wbrew ogólnemu mniemaniu ryż nie jest podstawowym składnikiem diety Chińczyka. Przyczyna jest prosta – ryż nie rośnie wszędzie i nie każdego na niego stać. Przynajmniej 1/3 Chińczyków na co dzień nie je ryżu, a są i takie miejsca, gdzie w ogóle go nie jedzą. Fundamentem diety są warzywa dodawane do każdej potrawy i jedzone na tysiące sposobów. Północ kraju to królestwo wyrobów mącznych, ryż je się przede wszystkim na południu. Jeszcze gorzej jest z mięsem, które od zawsze było drogie. Dopiero rozwój gospodarczy, pociągający za sobą bogacenie się Chińczyków przyczynił się do wzrostu spożycia mięsa. W menu przede wszystkim jest wieprzowina i drób. Baranina i wołowina są popularne na północy kraju. Na południu z mięsa je się wszystko, co tylko się da zjeść – psy, koty, jaszczurki, węże. W latach osiemdziesiątych przeciętny mieszkaniec Państwa Środka zjadał rocznie około 20 kg mięsa. Dziś już jest to ponad 50 kilogramów. Tylko w pierwszym półroczu 2008 r. pogłowie trzody chlewnej w Chinach powiększyło się o ponad 10%. Trzęsienie ziemi w prowincji Syczuan wiosną tego roku spowodowało straty wielkości 3,66 mln sztuk trzody chlewnej i przyczyniło się do wzrostu cen mięsa o prawie 20%. Rząd w Pekinie w celu zapobiegnięciu dalszemu wzrostowi cen udzielił hodowcom wsparcia finansowego na zwiększenie pogłowia. Obecnie sytuacja jest opanowana, ale i tak eksperci od rynku mięsnego przewidują, że ceny wieprzowiny pozostaną jednak prawdopodobnie na wysokim poziomie w związku z wyższymi kosztami pasz, pracy oraz dużym popytem. Trzęsienie ziemi w Syczuanie przyczyniło się także do wzrostu cen płodów rolnych średnio o 10%.
Obok mięsa obecnie pożądane i poszukiwane są luksusowe artykuły spożywcze pochodzące z zagranicy. Alkohole i słodycze, wszystko z górnej półki. Czekolada to już nie hit jednego sezonu, na jej punkcie zapanowało ogólnonarodowe szaleństwo. Od niedawna jest też nowa moda – zdrowe odżywianie. Epidemię SARS w 2003 roku, a rok później ptasiej grypy, rząd chiński wykorzystał do rozreklamowania w społeczeństwie potrzeby zachowania higieny we wszystkim. Z kolei wobec producentów, eksporterów i importerów rozpoczął specjalną akcję, mającą na celu zapewnienia przez nich wysokiej jakości i bezpieczeństwa wszelkim produktom żywnościowym. Działaniami objęto wszystkie produkty rolne, przetwórstwa spożywczego, artykułów gastronomicznych, farmaceutyków oraz towarów importowanych i przeznaczonych na eksport. Trend ten szybko zyskał rzeszę zwolenników, zamieniając akcję polityczną w modę. Chińscy producenci odpowiedzieli na nią prozdrowotnymi produktami z dodatkami witamin i minerałów, a gdy to nie wystarcza – uszlachetniają już istniejące. Dziś młody Chińczyk nie wyobraża sobie życia bez produktów typu light, sugar-free i bez konserwantów.

Chleb w super i hiper

Wszystkie znaki na niebie wskazują, że w tym roku handel detaliczny w Chinach czeka rekordowy wzrost. Szacuje się, że sprzedaż detaliczna wzrośnie o blisko 20%, co przyniesie chińskim sklepom zysk w wysokości 980 mld dolarów. Nie dziwi ten fakt, bo Chińczycy od zawsze uważani byli za wybitnych kupców. Nie dziwi także i to, że 70% obrotów chińskiego handlu pochodzi z miast i obszarów zurbanizowanych. Kto choć raz był w Chinach ten wie, że handel to przede wszystkim małe sklepy. To do nich należy 85% rynku. Sieci handlowe Carrefour, Tesco czy Wal Mart posiadają swoje sklepy w dużych miastach, ale liczba placówek (każda sieć po 100 sklepów) w porównaniu z chińskimi hiper- i supermarketami (łącznie kilkanaście tysięcy) jest znikoma i nie są w stanie konkurować z nimi w sposób zdecydowany. Tymczasem to właśnie sklepy wielkopowierzchniowe okazały się doskonałym narzędziem do wprowadzenia na rynek chiński pieczywa, które w naszym rozumieniu Chińczykom nie było znane. Pierwsi Chińczycy zetknęli się z nim w Hongkongu, a stamtąd na skalę przemysłową trafiło do Chin. W 2005 roku spożycie pieczywa w Hongkongu wynosiło 8 kg na osobę, natomiast w Chinach – w podobnym okresie – 1 kg. Największy wzrost spożycia pieczywa widoczny jest w obszarach o największym stopniu rozwoju gospodarczego. Tam postęp ekonomiczny wpłynął na zmianę w trybie i sposobie życia pod każdym względem, włącznie z dietą. Niewątpliwie drugą iskrą przyczyniającą się do boomu piekarniczego były epidemie SARS oraz ptasiej grypy, a następnie nawoływanie przez rząd do zmian standardów higieny. Bardzo pomogły one dotrzeć pieczywu do chińskiego konsumenta. Prozdrowotna polityka rządu centralnego została szybko podchwycona przez także przez piekarzy, którzy zaoferowali pieczywo z witaminami oraz minerałami, lansując je jako najlepsze dla dzieci i młodzieży.
O powodzeniu pieczywa decyduje jego główna cecha – łatwość w przyrządzeniu. Długi czas pracy oraz wyczerpanie powoduje, że młodzi Chińczycy w dużych miastach coraz częściej zastępują tradycyjne potrawy żywnością prostszą w przyrządzeniu lub już częściowo przetworzoną. W przypadku pieczywa przekłada się to na kilkudziesięcioprocentowy wzrost rocznie. Najwyższy poziom konsumpcji odnotowywany jest w południowych prowincjach kraju i wynosi on 98%. Północna i wschodnia część kraju cechuje się ustabilizowanym wzrostem spożycia pieczywa o średniej wartości 50%. Najgorzej wyglądają Środkowe Chiny, gdzie tradycyjne przyzwyczajenia kulinarne trzymają się najmocniej. Największą popularnością wśród Chińczyków cieszy się pieczywo pszenne, a przede wszystkim bułki pszenne, z uwagi na podobny produkt chiński (słodkie bułki na parze – mantou). Ogromny popyt na pieczywo powoduje otwieranie chińskich i zagranicznych piekarń. Jak na razie pieczywo z ziarnami zbóż nie jest obecne na rynku, poza małymi piekarniami dla cudzoziemców.

Dobre, bo chińskie

Wystarczy wejść do pierwszego lepszego sklepu w Chinach, by zobaczyć, jakie towary dominują. Nie jest prawdą, że to, co zachodnie to jest najlepsze i jest najbardziej pożądane przez Chińczyków. Najlepszym tego przykładem jest napój Coca-Cola. Mimo intensywnej i ciągłej akcji reklamowej rodzime napoje pod marką Wahaha są lepiej rozpoznawalne niż Coca-Cola. I tak jest z wieloma innymi zagranicznymi produktami. Towary niechińskie funkcjonują obok krajowych. Tylko nieliczne z nich zyskały status prawdziwych hitów, jak np. czekolada. Szansę mają wyłącznie te, których nie ma w ogóle na lokalnym, czy szerzej krajowym, rynku. Chińczycy mają swoje przyzwyczajenia i raczej niechętnie je zmieniają. Każda firma z branży spożywczej zmienia swoją ofertę. Najlepszym przykładem są tutaj sieci fast-foodów, których oferta została wzbogacona o dodatkowe produkty, a tradycyjne zmodyfikowano, nadając im nowe walory smakowe. Chińczykom nie przeszkadza, że parówki są słodkie, cukierki tłuste, a krem w ciastkach czy na torcie smakuje jak krem do golenia. Podobnie ma się sprawa z wieloma produktami. Jak podkreślają eksperci, nie wolno zapominać o tym, że kuchnia chińska to pięć smaków. Prawdą także jest, że jak już raz coś się Chińczykom spodoba, to szybko i łatwo z rynku nie znika.

Polskie artykuły w Chinach

Nie brak w Polsce firm chętnych, które chciałyby podbić ten rynek. Niektórym już się udało, a kolejne ustawiają się w kolejce. W branży spożywczej najwięcej osiągnęła polska wódka Wyborowa. Jej sukces przeszedł najśmielsze oczekiwania, a sprzedaż rośnie kilkadziesiąt procent rocznie. Wkrótce na ten rynek trafi wódka Paderewski poznańskiej spółki Paderewski Group. Jak podkreślają eksperci od rynku chińskiego, sukces jednego produktu nie oznacza, że inny z tego samego segmentu osiągnie to samo. Świadoma jest tego warszawska spółka Centrum Informacji Gospodarczej, która w lipcu tego roku ogłosiła otwarcie w Chinach pierwszej hurtowni polskich artykułów spożywczych. Wybór padł na miasto Shenzhen, które liczy 12 mln mieszkańców i jest jednym z najbogatszych w Chinach. Blisko niego leżą inne metropolie jak Hongkong, Kanton, Makau. Łącznie mają blisko 52 mln mieszkańców. – Po blisko dwóch latach starań udało się nam założyć w Chinach spółkę Europe Source Trade Shenzhe, ze stuprocentowym kapitałem polskim. Będzie to pierwsza w Chinach polska hurtownia artykułów spożywczych. To, że w nazwie nie ma słowa Polska, lecz Europa, jest świadomym wyborem. Po prostu Polska z niczym się tam nie kojarzy. Co innego Europa – mówi Andrzej Nogal, prezes Centrum Informacji Gospodarczej i Europe Source Trade Shenzhen. Pierwsze towary trafią do hurtowni tuż po wrześniowych targach importowych w Kantonie. Będą to na początek produkty firm, które się na tych targach zaprezentują, w tym m.in.: Pamapolu, Kamisu, Mokate, Tago czy Podlaskiej Wytwórni Wódek Polmos. Sprzedaż w Chinach ma wspierać sklep internetowy oraz sieć rezydentów chińskich i polskich. Firma liczy na duży zarobek. Po zawarciu kontraktów będzie pobierać prowizje od sprzedaży.

Źródło: http://Rynki24.plTen post został edytowany przez Autora dnia 11.05.14 o godzinie 16:55